Pierwszy zespół jazzowy – Buddy Bolden's Band (ok. 1905), źródło: Wikipedia

felietony

Anatomia słuchacza

Słuchacz składa się z uszu. Fakt to wiadomy i autentyczny, ironicznie chciałoby się rzecz podkreślić. Idealną sytuacją jest ta, w której oboje jego uszu pełni funkcję identyczną – to znaczy, nie: jedno wpuszcza, drugie wypuszcza, tylko: oba wpuszczają. Ciekawe świata i czujnie na niego nastawione. Gotowe na doświadczenie nieznanego i na powtórne przeżycie już raz odczutego.

Słuchacz składa się z głowy. Nie tylko postrzeganej jako część ciała, do której przymocowane są uszy, ale i również – czy może przede wszystkim? – jako miejsce magazynujące Wiedzę. Tę, która pozwala mu komentować i wyciągać wnioski. Która umożliwia skrupulatne plecenie sieci muzycznych i pozamuzycznych powiązań między słyszanym i widzianym.

Słuchacz składa się w końcu z serca. Narządu, który może zabić. Raz, kiedy na skutek nadzwyczajnego przeżycia natury estetycznej bije szybciej. Dwa, kiedy w sytuacji wręcz przeciwnej ma ochotę wyrządzić czemuś (bo przecież nie komuś, nie bądźmy tak brutalni) krzywdę.

I tu mogłabym skończyć. Bo przecież anatomia melomana – czy to lubującego się w muzyce poważnej, czy zanurzonego w jazzie – jest rzeczą uniwersalną, o czym więc jeszcze można pisać? (Ponieważ o wizji klasycznego słuchacza idealnego już kiedyś pisałam, czas, bym zajęła się tym drugim).

W poszukiwaniu odpowiedzi powróciłam myślami do raportu z badań, które przeprowadziłam jeszcze podczas studiów. Ich głównym problemem było wyjaśnienie jak i dlaczego właśnie w taki sposób, jazz jest współcześnie postrzegany. Grupę badawczą tworzyło 10 osób, z czego jedna połowa posiadała dyplom ukończenia szkoły muzycznej minimum I stopnia, druga zaś nie miała z muzyką zbyt wiele wspólnego. Choć decydując się na taki jej skład, kierowałam się głównie dość naiwnym i tendencyjnym przekonaniem (lubimy to, co dobrze znamy, nie lubimy tego, co jest nam obce), potwierdzające je wnioski i tak mnie zaskoczyły. Absolwenci muzyka, zapytani o to, czym dla nich jest jazz (było to pierwsze z kilkunastu pytań), odpowiadali niezwykle lakonicznie. Słowa, które padały najczęściej, odnosiły się do postrzegania go w kategoriach inspiracji, fascynacji, przedmiotu godnego podziwu. Znacznie chętniej woleli przywoływać konkretne utwory bądź wykonawców, którzy w ich odczuciu całą swoją muzyką definiują jazz znacznie dokładniej, niż oni – badani – zrobiliby to za pomocą słów. Kształceni w szkołach powszechnych zaś, odpowiadali wyczerpująco, tłumacząc swoją niechęć na wiele poruszających wyobraźnię sposobów. Zwracali uwagę na ciężki i odrzucający klimat, jaki towarzyszy miejscom, w których do tej pory spotykali się z jazzem, wskazywali na hermetyczne środowisko. Jazz sam w sobie jest dla nich muzyką niezrozumiałą, przeładowaną bodźcami, których obecność w żaden sposób nie przyczynia się do zwiększenia ich komfortu podczas słuchania.

Oczywiście, moje mikrobadania w najmniejszym stopniu nie uprawomocniają mnie do oznajmienia, że tak właśnie świat działa; to jasne, że nie wszyscy muzycy pałają miłością do jazzu, nie wszyscy amatorzy również nim gardzą. Trudno jest mi jednak pozbyć się wrażenia, że zdecydowanie zbyt duża część nas wszystkich twierdzi, że jazz nie jest dla nich, bo nie. Bo są przekonani, że go nie rozumieją, bo to przecież muzyka dla snobów, bo za głośna, za długa, nie przewidywalna, et cetera, et cetera

A gdyby tak dać mu szansę? Nie zakładać, że jest Mount Everestem, przed którym stoimy obuci jedynie w liche japonki, dlatego ani nam w głowie się na niego porywać?

I gdyby tak dać szansę sobie? Nie twierdzić, że skoro nigdy nie czuliśmy się dobrze w butach trekkingowych, nie ma sensu próbować tego zmienić?

Jazz to proces. Skrzący się od inspiracji, żywy i stale dziejący się proces.

Można do niego podejść od strony historii. Sięgając po co bardziej apetyczne tytuły ją opisujące, przekonać się, że przecież był on muzyką użytkową, społeczną, że służył rozrywce. Nie tylko i wyłącznie elitom, nie tylko właścicielom koni czystej krwi arabskiej, ale: barmanom, pokojówkom, fryzjerom, golibrodom, tancerkom i sprzedawcom… Gdzie oni, tam i on. Spotkanie z nim było codziennością, a nie wydarzeniem pokroju audiencji u papieża. A kiedy już zaszczepi się sobie w głowie tę świadomość, wtedy warto zrobić coś dla uszu…

… I spróbować posmakować go takim, jakim jest dzisiaj. Można wyrzucić gumowe laczki i nie zakładając wcale traperów, najzwyczajniej położyć się na polanie pod (jakby już trochę mniej przerażającym) ośmiotysięcznikiem i zacząć słuchać. Sobą. Nie wdrukowanym przeświadczeniem, że to nie dla mnie, nie niechęcią i znużeniem. Sobą.

A kiedy już otworzysz sobie głowę i pozwolisz uszom robić swoje, wtedy właśnie, drogi Czytelniku, Twoja wspinaczka z jazzem ma szansę zacząć się na dobre. Oczywiście może być tak, że stwierdzisz, że cokolwiek do tej pory cię od jazzu odpychało, miało rację. Próbowałeś, nie siadło i nie ma w tym nic złego. Jeśli jednak Twoja cierpliwość w nauce słuchania jazzu się odpłaci, nim się obejrzysz, zasznurujesz swoje trapery i pełen zachwytu dla dźwiękowego krajobrazu, wyruszysz w drogę. Taką, z której nie będziesz chciał już wrócić.

Zakład?

 

Spis treści numeru Jazz jest młody(ch):

Meandry:

Ewa Chorościan, Iwona Granacka, Jazz jest młody(ch)

Max Skorwider, Max i Single – Etta James

Felietony:

Marta Szostak, Anatomia słuchacza

Marta Szostak, ”Baddest vocal cats on the planet”, czyli jazz na 6

Wywiady:

Grzegorz Piotrowski, „Jestem człowiekiem zespołu” – rozmowa z Krystyną Stańko

Natalia Chylińska, „Dajemy sobie czas na rozwój” – wywiad z zespołem Algorhythm

Recenzje:

“Blue Note Poznań Competition” 2017 w relacjach młodych krytyków

Iwona Granacka, „Wiem i powiem”. Dobrze brzmiący życiorys Jerzego Miliana

Publikacje:

Maria Zarycka, Dźwięki jazzu w Ebony Concerto Igora Strawińskiego

Izabela Rydzewska, Język muzyczny Raphaela Rogińskiego na przykładzie albumu „Raphael Rogiński plays John Coltrane and Langston Hughes. African Mystic Music”

Edukatornia:

Jędrzej Wieloch, Więź rodzinna – o relacjach soulu i hip-hopu

Iwona Granacka, Daj się zainspirować. Festiwale jazzowe i wolontariat

Kosmopolita:

Ewa Chorościan, Taniec na wulkanie – koncert w kraterze

Justyna Raczkowska, Na skrzypcach do Stanów

Rekomendacje:

Ewa Chorościan, Aplikacja „Poznań Miliana”

Iwona Granacka, 12 Points Festival

___________________

Tekst opublikowany dzięki wsparciu Urzędu Miasta Poznania

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć