"Mirrored Room" Yayoi Kusamy, fot. Wikimedia Commons

felietony

Od westchnienia przez noise do free jazzu

Kiedy myślimy o polsko-japońskich powiązaniach muzycznych, jedynym naszym wyobrażeniem bywa fenomen miłości Japończyków do muzyki Fryderyka Chopina. Zakresu skojarzeń nie pomaga też poszerzyć rzut oka na stronę Instytutu Polskiego w Tokio, gdzie w programach koncertów dominuje Chopin z niewielką domieszką Szymanowskiego i Moniuszki. Od czasów Chopina sporo się jednak w polskiej muzyce wydarzyło, a i w Japonii słucha się (oraz tworzy) muzykę inną niż romantyczna. Wydaje się, że w XXI wieku właściwie nie da się uniknąć wzajemnych wpływów i powiązań, także w dziedzinie muzyki. Czy zatem między muzykami polskimi i japońskimi da się znaleźć przejawy współpracy?

Pierwszy przykład nawiązuje zresztą w przedziwny sposób do muzyki Chopina. Chodzi tu o utwór SIGHS  hommage à Fryderyk Chopin Marcina Stańczyka, który w 2013 roku otrzymał prestiżową nagrodę na japońskim konkursie kompozytorskim Toru Takemitsu (Toru Takemitsu Composition Award). Japoński kompozytor był fundatorem nagrody i pomysłodawcą całego konkursu, natomiast w jury zasiada tylko jeden wybitny twórca. Takemitsu wybrał trzy osoby, które przez trzy pierwsze lata konkursu (od 1997 roku) zasiadały w komisji, a obecnie co roku każdy juror wyznacza swojego następcę. O zwycięstwie Stańczyka, spośród 97 innych kompozytorów z 28 krajów, zdecydował brytyjski kompozytor, Sir Harrison Birtwistle, następująco uzasadniając swój wybór: Niezwykle ambitna kompozycja. Nie poznałem niczego takiego jak to. Prawdopodobnie jest to utwór, który chciałbym napisać, a z pewnością usłyszeć[1]. A jak twierdzi sam kompozytor, utwór Westchnienia (tak brzmi polski tytuł) to odległe spojrzenie na chopinowskie rubato, którego idea, w dzisiejszym zabieganym świecie, jest niemożliwa do osiągnięcia [2]. W brzmieniu jednak na próżno szukać wpływów muzyki Chopina. Wykonawcy nie tylko korzystają z szerokiego repertuaru poszerzonych technik, ale też tupią i krzyczą, co, jak wspominał w jednym z wywiadów kompozytor, dla japońskich muzyków okazało się szczególnie trudne [3].

Inną polską współczesną kompozytorką nagrodzoną w Japonii jest Marzena Komsta. Artystka mieszka od 1993 roku we Francji, a w 2003 roku otrzymała nagrodę Villa Kujoyama w Kioto, gdzie została composer-in-residence i z ramienia rządu francuskiego reprezentowała w Japonii tamtejszą scenę artystyczną. Nie można również zapominać o odznaczeniu Preamium Imperiale, odpowiedniku Nagrody Nobla w dziedzinie kultury, które w 2004 roku otrzymał, oczywiście w dziedzinie muzyki, Krzysztof Penderecki.

Współczesna muzyka Japonii pojawia się zresztą czasem na polskich scenach, choć są to raczej objawienia niespodziewane i chaotyczne. Przed paroma dniami miałam zupełnie nieoczekiwaną okazję posłuchania fragmentu XX-wiecznej kompozycji – finału Trinità Sinfonica Yasushi Akutagawy, którą jako bis zagrał japoński dyrygent Eiji Oue wraz z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej. Bardziej współczesnych dzieł japońskich twórców można było oczywiście posłuchać podczas „Warszawskich Jesieni”. W 2005 roku, w ramach przybliżania współczesnej muzyki Azji, miało miejsce kilka wykonań dzieł następujących kompozytorów: Toru Takemitsu, Toshio Hosokawy, Misato Mochizuki. Podczas festiwalu przed dwoma laty szerokim echem (dosłownie) odbił się występ Masami Akity (pseudonim artystyczny Merzbow), jednego z czołowych twórców sceny noisowej.

Jeśli zatem od akademickiej muzyki współczesnej przeszliśmy łagodnie w stronę noise’u, to najwyższy czas wspomnieć o Zbigniewie Karkowskim (1958–2013), najważniejszym muzycznym ambasadorze Polski w Japonii (choć sam zapewne nie byłby zachwycony tym określeniem). Kompozytor często łączony z noisem, a nawet określany jako „mistrz noisowego terroru”, nie utożsamiał się z tym kierunkiem, jednak często współpracował z artystami noisowymi, m.in. ze wspomnianym Merzbowem czy Tetsuo Furudate. Karkowski w ogóle unikał wszelkiego klasyfikowania, definiowania i zinstytucjonalizowanego świata sztuki. Wcześnie wyemigrował z Polski – studiował i pracował w Szwecji, Holandii, Francji, a od 1994 roku mieszkał w Tokio.

W wywiadzie dla magazynu „Glissando” tak mówił o przyczynach swojej emigracji:

Wyjechałem z Europy wiele lat temu, a jednym z powodów było to, że nie chciałem żyć i pracować w środowisku kreatywnym opartym na rządowych subsydiach (co jest bardzo częste w Europie). Chciałem być niezależny i zarabiać na swojej pracy bez żadnego instytucjonalnego wsparcia[4].

Tę niezależność znalazł właśnie w Japonii, o czym mówił w innym wywiadzie:

Lubię Japonię, bo Japonia jest bardzo otwarta na kreatywność. Gdy robisz coś w Europie, wszyscy wytykają ci historię i tradycję. […] Tymczasem Japonia daje ci wolność. Japończycy myślą o muzyce w zupełnie inny sposób niż Europejczycy. Dla nich jest to fetysz[5].

Oprócz niezależności, Japonia oferowała też niezwykle różnorodną scenę muzyki elektronicznej: w samym Tokio jest ponad 200 klubów, w których można grać noise. Grałem tam [w klubie 20000V] wiele razy. To mały klub  w Japonii wszystko jest małe. Jest tam wspaniała atmosfera i nagłośnienie jest potężne  10 kilowatów. Przewija się tam wielu artystów: Incapacitants, Keiji Haino, Merzbow, Pain Jerk. Wszyscy ludzie stoją pod ścianą i niemalże medytują! […] Japońscy artyści grają wyjątkowo długo: czasem nawet 34 godziny. Zaczynają koncert o siódmej i kończą o jedenastej[6].

Pewną namiastkę tokijskiej sceny muzyki elektronicznej i eksperymentalnej można było poczuć podczas ubiegłorocznej, 7. edycji, FRIV Festival w Poznaniu. Ideą imprezy jest wspólna improwizacja muzyków z Poznania oraz jednego wybranego zakątka świata. W grudniu 2016 roku wybór padł na Tokio. Japońscy i polscy muzycy w drodze losowania dobierali się w kameralne składy. Spośród zagranicznych gości szczególnie wyróżniali się: Kohshi Kamata, tworzący niezwykle subtelne elektroniczne brzmienia, i Tomomi Adachi, który  oprócz komputera  używał do gry złożonego ze sprężyn i pręcików instrumentu własnej konstrukcji, a także sposobem śpiewu i grą aktorską nawiązywał do teatru Nō. Ciekawie prezentowała się też Midori Hirano wykorzystująca elementy muzyki konkretnej i nawiązania do muzyki tradycyjnej.

Innym przykładem współpracy na polu muzyki improwizowanej, a właściwie połączenia free jazzu i muzyki tradycyjnej, był w 2014 roku projekt klarnecisty, Wacława Zimpla, który koncertował z dwojgiem japońskich artystów: perkusistą Tamaya Honda i kompozytorką Michiyo Yagi, śpiewającą i grającą na koto.

Wspomniane przykłady muzycznej wymiany myśli między artystami z Polski i Japonii ani nie prezentują typowego nurtu działań współczesnych twórców, ani nie realizują żadnego dofinansowanego projektu współpracy. Są raczej efektem globalizacji. Warto jednak wiedzieć, że ze słuchaczami z Japonii znajdziemy więcej wspólnych tematów niż wyłącznie mazurki Chopina.


Źródła:

https://musicfrompoland.eu/artykul/marcin-stanczyk-10/1

https://culture.pl/pl/artykul/pozegnanie-zbigniew-karkowski-1958-2013


Przypisy:

[1] https://culture.pl/pl/wydarzenie/marcin-stanczyk-zwyciezca-japonskiego-konkursu

[2] https://www.warszawska-jesien.art.pl/wj2014/program-i-bilety/utwory/1393667454

[3] https://www.dzienniklodzki.pl/artykul/910773,marcin-stanczyk-musialem-nauczyc-japonczykow-krzyczec,id,t.html

[4] https://www.glissando.pl/tekst/ikona-cudzych-stylow-zbigniew-karkowski-wywiad-2/

[5] https://neurobot.art.pl/03/wywiady/karkowski/karkowski.html

[6] Tamże.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć