Andrzej Kinteh-Kłosiński; archiwum prywatne

wywiady

Czy zwierzęta muzykują? – rozmowa z behawiorystą zwierzęcym Andrzejem Kinteh-Kłosińskim

Całą trójkę łączy miłość do zwierząt. Numer tematyczny poświęcony zoomuzykologii skłonił ich do rozmowy na ten temat: Renatę Babiuch, jako absolwentkę kierunku zootechnika, do spojrzenia na zagadnienie od strony technicznej, a Olgę Demeter, teoretyka muzyki, od muzykologicznej. Andrzej Kinteh-Kłosińki, jeden z pierwszych behawiorystów zwierzęcych w Polsce, opowiada, czym zajmuje się na co dzień, przybliża zjawisko stresu u zwierząt, a także wyjaśnia, dlaczego muzyka może mieć wpływ na jego łagodzenie.

Olga Demeter: Czym się zajmuje behawiorysta zwierzęcy?

Andrzej Kinteh-Kłosiński: Zawód behawiorysty powstał w krajach anglosaskich – w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Stamtąd wywodzi się też rozumienie behawiorysty jako specjalisty zajmującego się stosowaną wiedzą dotyczącą zachowania zwierząt. Wiedza ta jest interdyscyplinarna, dlatego że samo zachowanie reguluje mózg, czyli organ badany przez różne dyscypliny naukowe. Te interdyscyplinarne obszary wiedzy są potrzebne behawioryście do tego, by mógł ocenić przyczyny zachowania, które są zwykle wieloaspektowe. 

O.D.: Jakie to dyscypliny naukowe?

A.K.K.: Przede wszystkim psychologia. Ona bada takie aspekty, jak: emocje, motywacje, procesy uczenia się. W przypadku zwierząt istotna jest też etologia – obszar wiedzy dotyczący wrodzonych wzorców zachowania potrzebnych do życia. Warto od razu podkreślić, że w zależności od GATUNKU zwierzęcia te wzorce będą inne. Wreszcie trzecim obszarem jest szeroko rozumiana biologia, czyli wszystko to, co wiąże się z biologią mózgu, układu nerwowego, ale też całego organizmu, ponieważ na stan mózgu, poziom hormonów, neuroprzekaźników wpływa cały ORGANIZM. Stąd wiedza dotycząca struktur mózgowych regulujących zachowanie pod kątem neuronauki oraz cały obszar funkcjonowania organizmu – wpływu diety, bólu, różnego rodzaju dolegliwości oraz chorób. 

O.D.: Czym jest neuronauka?

A.K.K.: Jest to stosunkowo nowa dyscyplina, bo powstała na przestrzeni ostatnich 2030 lat, ale bardzo dynamicznie się rozwijająca. Mówi o neuronalnych podstawach emocji i procesów poznawczych i szeroko rozumianego zachowania.

O.D.: W telewizji czy mediach społecznościowych możemy spotkać się z osobami, które pomagają w szkoleniu zwierząt, radzeniu sobie przez nie z trudnymi zachowaniami. Jednak wydaje mi się, że zawód behawiorysty jest w Polsce nadal dość oryginalny.

A.K.K.: Mamy już kilkuset absolwentów – behawiorystów COAPE. Od 13 lat prowadzimy dwuletni kurs (kiedyś roczny) dla behawiorystów, gdzie już po pierwszym roku otrzymuje się kwalifikacje do prowadzenia terapii zachowania. Jednak ze względu na to, że kierunek ten jest dość młody, wiedza ciągle się rozszerza.

O.D.: A czy opiekunowie zwierząt często sięgają po Pana porady?

A.K.K.: Z początku zawód ten był kompletnie nieznany. Ja, jako behawiorysta, który był jednym z pierwszych w Polsce, miałem na początku różnego rodzaju przygody z dziennikarzami, uważającymi, że przeprowadzam jakąś psychoterapię. Robili mi zdjęcia z psem leżącym obok na kozetce. Wtedy (około 20 lat temu) taka była tego percepcja. Teraz jest znacznie lepiej. Myślę, że większość opiekunów (nie chcąc ich nazywać właścicielami) wie, kto to jest behawiorysta i czym się zajmuje co mnie bardzo cieszy.

O.D.: A z jakimi problemami przychodzą do Pana opiekunowie zwierząt?

A.K.K.: Różnie, zaczynając od najprostszych rzeczy, jak problemy wychowawcze ze szczeniakami. Organizuję np. webinarium poświęcone pokoleniu „szczeniaków covidowych”, które nigdy nie miały okazji przebywania w szerszym otoczeniu, czego skutkiem są problemy związane z zachowaniem w różnego typu miejscach. Pies przeżywa napięcie, strach, może zareagować agresją przy spotkaniu z innymi psami, ale też z ludźmi. To jest cały obszar problemów wychowawczych związanych z rozwojem psów czy kotów. Inne to takie o podłożu lękowym. Czasami ludzie nie rozumieją, dlaczego pies szczeka np. na dzwonek lub gości, podczas gdy sami krzyczą, potęgują jego napięcie, a co za tym idzie stwarzają powód do szczekania. No i problemy związane z przewlekłym stresem, reagowaniem agresją wobec ludzi i innych zwierząt.

O.D.: Z tego co Pan mówi, głównymi Pana „pacjentami” są psy.

A.K.K.: Psy, ale oczywiście także i koty.

O.D.: Wspomniał Pan o zwierzęcych problemach ze stresem.Jakie są jego objawy? Kiedy powinniśmy zacząć reagować?

A.K.K.: Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie: czym jest stres? Potocznie rozumiany oznacza złe emocje. Jednak stres to przede wszystkim reakcja mobilizacji organizmu. Sam w sobie nie jest niczym złym, pod warunkiem, że nie przekracza pewnego poziomu albo nie trwa zbyt długo. Jakbym miał codziennie brać udział w tym wywiadzie, to po dwóch dniach przeszedłbym w stan przewlekłego stresu, napięcia i niemożności odpoczynku. Stres jest procesem fizjologicznym, więc dotyczy zarówno ludzi, jak i zwierząt. Jeżeli o nim mówimy, zazwyczaj mamy na myśli przewlekłe napięcie powodowane najczęściej czynnikami emocjonalnymi. 

Renata Babiuch: Czym cechuje się stres u zwierząt? 

A.K.K.: Psy czy koty są bardziej nerwowe, pobudliwe, szczekliwe. Jeśli będziemy na to reagować nerwowo, zacznie się błędne koło i dojdzie do sytuacji, w której ani my, ani nasze zwierzęta nie będziemy w stanie ze sobą wytrzymać. Zwierzęta w naturze przeżywają bardzo intensywny stres, ale nie wychodzą poza krótki okres działania głównego hormonu stresu – kortyzolu. Natomiast zwierzęta, które są z nami w domach czy w schroniskach, nie mają zaspokojonych potrzeb, czują się sfrustrowane, są w jakiejś sytuacji zagrożenia, w domu panuje nerwowa atmosfera – dochodzi wówczas do stresu przewlekłego, który jest umiarkowany (skrajnie może być w przepełnionych schroniskach, kiedy zwierzęta nie mogą nawet spać).

O.D.: Jak stres chroniczny zwierząt przekłada się na ich zachowanie?

A.K.K.: Średniego natężenia przewlekły stres sprawia, że mamy niższe progi reagowania w potencjalnie problemowych sytuacjach. Zwierzęta stają się nadpobudliwe. W skrajnych przypadkach stres może prowadzić do apatii, depresji (na szczęście są to rzadkie przypadki) oraz powodować duże problemy z adaptacją do nowego środowiska. To są głównie rzeczy, którymi zajmujemy się w swojej pracy. Teraz jest wysyp „szczeniaków covidowych”. Powstała pewna „moda” (nie tylko w Polsce, ale i w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych) – ludzie siedzą całymi dniami w domu, więc kupują sobie szczeniaki. 

R.B.: Czym jest dobrostan zwierząt?

A.K.K.: Przede wszystkim są to: wolność od chorób, głodu i pragnienia, właściwa temperatura, warunki atmosferyczne, możliwość prezentowania naturalnych zachowań, brak strachu, bólu. Jeśli te warunki są spełnione, to możemy mówić o takim dobrostanie. Jednak trzeba tu zaznaczyć, że w zależności od gatunku, a nawet samego zwierzęcia, na dobrostan będą składać się inne elementy. Przykładowo zwierzęta stadne, np. krowy, świnie, konie, które są oddzielone w boksach, nie mają możliwości prezentowania swoich swobodnych zachowań – w tym przypadku społecznych.

R.B.: Czym są oraz na czym polegają wzbogacenia środowiskowe stosowane w celu poprawy dobrostanu zwierząt? 

A.K.K.: Wzbogacenia środowiskowe to przede wszystkim aktywność i stymulacja. Pomagają psu w prezentacji jego naturalnych zachowań i doświadczaniu dobrych emocji. Dotyczy to uruchomienia systemów emocjonalnych związanych z opieką, poszukiwaniem, zabawą. Wszystkie przyjemne rzeczy, które dzieją się w naszym życiu, służą utrzymaniu pewnego poziomu równowagi emocjonalnej. Innymi słowy – utrzymaniu dobrego nastroju oraz samopoczucia. Aby tak się działo, robimy różne rzeczy: idziemy na zakupy, czy dzwonimy do kogoś bliskiego i rozmawiamy. Człowiek sam wzbogaca sobie środowisko. Zwierzęta oczywiście mają inne potrzeby, którymi powinniśmy się kierować przy stosowaniu stymulacji. 

R.B.: Czy sposoby stymulacji są różne dla psów i kotów? 

A.K.K.: W przypadku psów są to na przykład zabawy węchowe, naukowazachowań; natomiast u kotów – eksploracje, pogoń, upolowanie czegoś. Wszystkie działania, które pobudzają, uruchamiają satysfakcjonujące zwierzę zachowania, dają zadowolenie i rozładowują napięcie, nazywamy wzbogacaniem środowiska. Prosta wymiana zabawek dla psa już jest urozmaiceniem otoczenia. Również wdrażanie zabaw w chowanie smakołyków gdzieś w domu lub w matach węchowych. Mamy całe mnóstwo gadżetów i sposobów, żeby zapewnić większą aktywność i stymulację. Chodzi o to, żeby wywołać radość. Wzbogacanie służy więc utrzymaniu dobrego samopoczucia.

O.D.: Chciałabym zapytać o osobowość zwierząt. Wśród ludzi jest ona uwarunkowana zarówno kulturowo, jak i biologicznie. Czy podobnie jest ze zwierzętami? 

A.K.K.: Osobowość to jest zespół względnie stałych cech, które wyznaczają czynniki wrodzone i wpływy środowiska, a więc doświadczenie. Duże znaczenie ma indywidualnie ukształtowana funkcjonalność układu nerwowego, szybkość procesów neurologicznych. Jedną ze składowych osobowości jest temperament. Plus u psów określonej rasy są to konkretne potrzeby związane np. z eksploracją, pogonią, noszeniem czegoś w zębach (u labradorów), ze stróżowaniem. Natomiast równie ważna jest ta związana z doświadczeniami.

Jeśli chcemy, żeby pies zachowywał się tak, jak tego oczekujemy, musimy w okresie pierwszych kilkunastu tygodni zapewnić mu właściwe warunki. Zwierzę musi nauczyć się różnych zjawisk związanych z codziennym życiem, np. dotyku, kontaktu emocjonalnego itd. Pies ma pewną możliwość, jeśli natomiast środowisko na nią nie odpowie, to pojawią się problemy. 

andrz

Andrzej Kinteh-Kłosiński; archiwum prywatne

O.D.: Ludzie wypracowali różne metody radzenia sobie ze stresem, np. za pomocą muzyki. Czy muzykoterapię stosuje się również u zwierząt?

A.K.K.: Tak. W Internecie można znaleźć mnóstwo muzyki relaksacyjnej dla psów przede wszystkim spokojnej, instrumentalnej, o jednostajnym metrum. Wyniki badań pokazują, że pewne rodzaje muzyki wpływają pozytywnie na zachowanie i samopoczucie psów, ale również innych gatunków zwierząt, np. krów. Były takie słynne badania (nawiasem mówiąc, to od nich wszystko się zaczęło), że w oborach puszczano muzykę klasyczną, rockową, jazzową, heavymetalową. Chodziło o to, żeby dowiedzieć się, jak takie dźwięki wpływają na zwierzęta. Ale my, behawioryści, musimy mieć twarde dowody. W przypadku krów była nimi ilość produkowanego mleka, która po jakimś czasie wzrosła. 

O.D.: Czy muzyka może przynieść odwrotne efekty do zamierzonych?

A.K.K.: Muzyka nas relaksuje, ale kiedy słuchamy bez przerwy tego samego utworu, piosenki, to po pewnym czasie może nas nawet zacząć denerwować. W schroniskach też były podobne doświadczenia, eksperymenty. Puszczano różne gatunki muzyki i sprawdzano, ile pies śpi, wypoczywa, jak często wokalizuje i rzeczywiście te zmiany były pozytywne, ale jednocześnie przejściowe. Prawdopodobnie dlatego, że wystąpił efekt habituacji (przyzwyczajenia). Znam te badania, jednak wydają mi się o tyle nieprecyzyjne, że brak w nich określenia, czym dokładnie jest muzyka klasyczna czy to Mahler, Wagner, Vivaldi, Bach, a może Symfonia Pastoralna Beethovena? Nie wiadomo, ale podejrzewam, że była wolna i bez dynamicznych zmian. Wracając do psów: oczywiście stosujemy muzykę relaksacyjną, natomiast jeśli chcemy, żeby rzeczywiście im pomogła, to musimy posługiwać się nią w kontekście całości terapii zachowania. 

O.D.: Myślę, że nawet my mamy duży problem z tym, co ogólnie rozumiane jest jako muzyka klasyczna. To grząski grunt. Czy Wagner może być uspokajający, czy raczej powinniśmy sięgnąć po bardziej impresjonistyczną muzykę, jak kompozycje Debussy’ego – bardzo spokojne, delikatne dźwięki? Chyba chodzi o taką muzykę relaksacyjną.

A.K.K.: Wydaje mi się, że tak. Ja to właśnie tak rozumiem, bo wszystkie kompozycje relaksacyjne, również dla nas, mają spokojne metrum, a sama melodia nie jest dynamiczna.

O.D.: Dokładnie, np. spokojny fortepian, a niekoniecznie wielka orkiestra.

A.K.K.: Tak, ale już nie jazz i synkopa. Ja w czasie pracy słucham dużo jazzu relaksacyjnego – takiego, który mi nie przeszkadza, ale jednocześnie wprawia w dobry nastrój, ponieważ zwykle słuchając muzyki, nie potrafię pracować. Posłuchałem nagrań muzyki relaksacyjnej dedykowanej psom (np. łagodzącej problemy separacyjne) i nie było tam jazzu. Zastanawiałem się dlaczego i wytłumaczyłem sobie, że to prawdopodobnie ze względu na skomplikowany rytm. Może powinien być on w miarę jednostajny.

1

Andrzej Kinteh-Kłosiński; archiwum prywatne

R.B.: Istnieją badania potwierdzające, że muzyka wpływa pozytywnie na zmniejszenie poziomu stresu u zwierząt przebywających w schroniskach. Jeżeli tak, to czy może się to przyczynić do większego odsetka adopcji? 

A.K.K.: Sądzę, że w pewien sposób tak – jeśli pies czuje się lepiej, jest bardziej spokojny, łatwiej uczy się zachowań i kontaktu z ludźmi.

Trzeba jednak podkreślić, że przyczyna nie tkwi w samej muzyce, tylko w szerszym kontekście. Warto o tym pomyśleć także w przypadku występowania problemów w rehabilitacji psów ze schroniska. Ono samo w sobie generuje napięcie i długotrwały, przewlekły stres. W związku z tym, jeśli nie wyeliminujemy przyczyn, wszelkie nasze działania – nie tylko muzyka – mogą przynieść efekt, ale on wkrótce minie, ponieważ wciąż będzie istniała przyczyna. 

R.B.: Tak, oczywiście. Również się z tym zgadzamy. Część badań dotyczących wpływu muzyki na zwierzęta mierzy reakcje natychmiastowe, inne natomiast określają długofalowe efekty terapii muzyką. Czy można powiedzieć, że ze względu na uzyskane informacje, któreś z nich są bardziej wartościowe?

A.K.K.: Istnieje sporo badań krótkotrwałych z całą procedurą przebiegu (puszczenie określonej muzyki przez godzinę lub dwie, grupa kontrolna itd.). Ich wyniki pokazują, że u zwierząt występuje mniej wokalizacji, spokojniejsze zachowanie, więcej snu. Myślę, że efekty długotrwałych badań (np. pięciomiesięczny program w schronisku, podczas którego odtwarzana byłaby muzyka) byłyby znacznie ciekawsze. Można sobie zadać pytanie: czy ludzie, którzy słuchają więcej muzyki klasycznej, są łagodniejsi, pozytywniej nastawieni do życia, przyjaźniejsi wobec ludzi dlatego, że słuchają takiej muzyki, czy dlatego, że żyją w sprzyjającym temu środowisku? Tu pojawia się pewna właściwość naszego umysłu przypisywanie przyczynowości. Post hoc ergo propter hoc, czyli jeśli coś następuje po czymś, to jest przez nas łączone ze związkiem przyczynowym. Jestem za tym, aby przeprowadzać długotrwałe badania, jednak trzeba zaznaczyć, że są one trudne i kosztowne.

O.D.: W Internecie możemy natknąć się na filmiki przedstawiające ludzi grających na instrumentach i zwierzęta, np. słonie, krowy, małpy, które tej powstającej na żywo muzyce z przyjemnością się przysłuchują. Jednak wydaje mi się, że zwierzęce percypowanie różni się od naszego. 

A.K.K.: To jest generalnie grząski grunt. Ja również natknąłem się na tego typu filmiki, na których przykładowo człowiek gra na trąbce i podchodzą do niego krowy. Są takie doniesienia, że zwierzęta mogą lubić reggae, delikatnego rocka, ballady. Co więcej, część z nich ma poczucie rytmu. Myślę, że można stosować taką muzykę. Jeśli my sami jesteśmy dzięki niej w dobrym nastroju, to w pewien sposób udziela się on zwierzęciu. 

O.D.: Tak z własnego doświadczenia, ponieważ mam u siebie kotka… Obecnie prowadzimy różne zajęcia online, m.in. uczę śpiewu. Zauważyłam, że kiedy zaczynam grać na pianinie lub śpiewać w wyższym rejestrze, to mój pupil regularnie wychodzi (śmiech). Zastanawiam się, czy to nie jest kwestia wyższych alikwotów  – może niektóre zwierzęta mają lepszy słuch i takie dźwięki są dla nich bardziej irytujące? 

A.K.K.: Żyjemy w świecie wysokich częstotliwości. Nie słyszymy wielu dźwięków, które słyszą nasze zwierzęta. Kiedy pies się dziwnie zachowuje, to jedna z hipotez jest taka, że może coś słyszy i wtedy staram się dopytać, dowiedzieć, domyśleć, co to może być. U kotów takie sytuacje są szczególnie znamienne. Przykładowo zwierzę słyszy przez ścianę śpiewającego ptaka, który jest w klatce u sąsiadów (czego człowiek w ogóle nie słyszy) i może zachowywać się dosyć dziwnie, osobliwie, na co pewnie również należałoby zwrócić uwagę. Zastanawiam się też nad tym, czy zwierzęta potrafią same „produkować”, „wytwarzać” muzykę… 

O.D.: Zwierzę-kompozytor, to ciekawe… Skąd takie myśli?

A.K.K.: Miałem w przeszłości samojedy, nawet je hodowałem. Pewnego razu jechało pogotowie i moje suczki (zwłaszcza jedna z nich) zaczęły wyć. Po chwili do nich dołączyłem i robiliśmy sobie takie wspólne „sesje wycia”. Poczułem, że doświadczamy wtedy dobrych emocji, pewnego rodzaju zbiorowego uniesienia. Byłem też kiedyś w Stobnicy, gdzie znajdują się oswojone wilki, które w nocy same z siebie zaczynają wyć – wrażenie jest niesamowite, przenika całe ciało. W kontekście naszego wywiadu pomyślałem, że to wspólne wycie tłumaczy się ewolucyjnie. Z jednej strony zwierzęta zaznaczają teren, a z drugiej tworzą dzięki temu pewną wspólnotę, łączą się, np. na wsiach – jeden burek zawyje, drugi zaszczeka i w końcu wszyscy szczekają. Można to porównać do zdalnego „przytulania się”. Rodzi się też pytanie: czy jest to pewien rodzaj muzyki i te psy sobie śpiewają? Ludzie, np. w naszej kulturze przy alkoholu, zaczynają wspólnie śpiewać i to ich w jakiś sposób łączy, jest nośnikiem społecznych emocji. 

O.D.: Czyli może mieć to taką samą funkcję jak wśród ludzi – potrzeby wyrażania siebie, wspólnego muzykowania? Zawsze mi się wydawało, że u zwierząt – a przede wszystkim u ptaków – śpiew jest ich sposobem komunikacji, jednak jeśli same się też nawzajem naśladują, to może chodzi o pewnego rodzaju performans, np. godowy?

A.K.K.: Jest sporo eksperymentów, w których np. izoluje się młode ptaki. Istnieje przekaz kulturowy tego śpiewu. Słowiki czy trznadle z Puszczy Niepołomieckiej śpiewają inaczej niż trznadle gdzieś na Roztoczu w Puszczy Solskiej ze względu na trochę inny przekaz. Okazuje się więc, że nie jest łatwo uruchomić program w mózgu ptaka, aby zaczął śpiewać, ponieważ ktoś śpiewa. To również słuchanie, uczenie się, naśladowanie.  

O.D.: Widziałam niedawno filmik, w którym słonie rysują. Czy jest to również wyraz artystyczny lub próba odtworzenia czegoś? Jak one się tego uczą? Czy ma to coś wspólnego z jakimś kreatywnym zachowaniem?

A.K.K.: Myślę, że tak. Jest sporo doniesień o tym, że zwierzęta robią coś dla samej ekspresji, wyrażania siebie. Zwłaszcza te, które mają bardzo bogate życie psychicznie. Wiemy, że coś się dzieje, ale nie potrafimy jeszcze dokładnie stwierdzić co ze względu na brak odpowiedniej wiedzy, pojęciowej aparatury. Tak jak z telepatią. Doświadczamy jej na co dzień – myślę o czymś i moja żona lub córka np. dzwonią do mnie za 10 min i o tym mówią. Jest taka książka: Języki zwierząt, do której napisałem krótką recenzję. To ciekawa pozycja pokazująca, że na początku staraliśmy się nauczyć zwierzęta naszego języka, ale ponieważ za pomocą słów nie potrafią się one wypowiedzieć lub przychodzi im to z trudem, daliśmy im obrazki i dzięki temu budują proste zdania.

Jednak okazuje się, że zwierzęta posiadają własne języki, gramatykę, którą my, ludzie, możemy poznawać. Zwierzęta mogą mówić – co jest bardzo ważne – zarówno o przeszłości, jak i o przyszłości. Jest to obszar, który wymaga rozwoju wiedzy, terminologii.

R.B.: Jako ludzie mamy często skłonność do antropomorfizacji, przypisywania zwierzętom ludzkich emocji, tych samych zachowań, np. w reakcji na muzykę.  Pewni badacze, Snowdon i Teie przeprowadzili badania na tamarynach i kotach, których wnioski wskazywały na to, że muzyka jaką odtwarzamy zwierzętom, aby była dla nich zrozumiała, powinna być dostosowana do ich gatunku pod względem psycho-akustycznym (np. częstotliwość w jakiej zwierzęta się porozumiewają).Badania pokazują też, że zwierzęta mogą reagować różnie na poszczególne gatunki muzyczne (np. w pewnych doświadczeniach muzyka klasyczna działała drażniąco na goryle). Myślę więc, że wiele zależy od konkretnych gatunków zwierząt, ale pojawia się też kwestia osobnicza, mianowicie nie wszystkie psy na dany gatunek muzyczny będą reagować w ten sam sposób.  

A.K.K.: Bardzo słuszna uwaga. To podobnie jak w przypadku muzyki klasycznej. Trzeba by zdefiniować, co za nią w tych eksperymentach uważamy. Tutaj można też wspomnieć, że np. mruczenie, które ma jakąś określoną częstotliwość, działa na koty uspokajająco. Mruczą nie tylko wtedy, kiedy czują się dobrze, ale dzięki temu działaniu mogą również łagodzić swój ból. Częstotliwość jest w jakiś sposób dostosowana do gatunku zwierzęcia. Rzeczywiście jest tak, że jako ludzie musimy popatrzeć na zwierzęta z ich własnej perspektywy i prawdopodobnie jakoś eksperymentalnie dobrać te dźwięki czy muzykę, która jest dla nich przyjemna. 

2

Andrzej Kinteh-Kłosiński; archiwum prywatne

O.D.: A czy mruczenie innego kota może przynieść kotu jakąś przyjemność?

A.K.K.: Nie wiem, czy może ono przynieść korzyść dla innego kota, ale na pewno jest w jakiś sposób przyjemne dla ludzi. Wyjaśnienia są takie, że częstotliwość mruczenia odpowiada pewnej częstotliwości fal mózgowych. Są teorie na ten temat. Podejrzewam, że jeśli jakiś kot mruczy, to drugi też może się czuć przy nim zrelaksowany, jednak nie znam żadnych wiarygodnych doniesień na ten temat.   

R.B.: Są znane jakieś gatunki zwierząt, które w szczególnie interesujący sposób reagują na muzykę?

A.K.K.: Nie jestem w tej kwestii specjalistą, natomiast wiem, że papugi są „mistrzami” w reagowaniu na rytm. Pojawia się tu jeszcze kwestia możliwości ekspresji – u dużych zwierząt są one mniejsze. Prowadzę webinarium dotyczące zabawy zwierząt. Badacze mieli na przykład problemy, żeby stwierdzić, które z zachowań waleni są zabawą, a które nie. W przypadku wiewiórek, psów, ptaków, w większości wiemy, co to jest zabawa. U dużych zwierząt te zachowania są wolne i trudno o jasne sprecyzowanie co jest zabawą, a co nie. Niektóre gatunki mogą lubić i przeżywać muzykę, ale nie mieć takiej ekspresji. Podobnie jak ludzie – nie wszyscy okazują to, jak przeżywają muzykę. Wojciech Mann powiedział kiedyś, że lubi tańczyć, ale tańczy wewnętrznie. Zwierzęta w różnym stopniu także mają wrażliwy zmysł słuchu oraz struktury mózgowe odpowiadające za przekazywanie i interpretację bodźców dźwiękowych. Wydaje mi się, że ptaki byłyby dobrym polem do różnego rodzaju eksperymentów dotyczących wpływu muzyki na zachowanie. Pozwoliłoby to stworzyć pewien model do przeprowadzania badań również na innych gatunkach. Podkreślam jednak: nie jestem badaczem. To, co naukowcy wymyślą, ja próbuję zastosować.

O.D.: Na zakończenie naszej rozmowy dodam jeszcze małą anegdotę w kontekście ptaków. Kompozytor Olivier Messiaen, który również był ornitologiem, nazywał ptaki małymi aniołami zesłanymi przez Boga na ziemię. 

A.K.K.: Amen.


Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

Logo ZAiKS

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć