Hania Rani, Esja, okładka płyty; materiały prasowe

recenzje

Esja – Hania Rani

Fortepian, architektura oraz podróże po Islandii i beskidzkich lasach zainspirowały Hanię Rani do stworzenia autorskiej płyty Esja. Po kilku miesiącach od jej wydania, nominacji do Paszportu Polityki i zwycięstwie w organizowanym przez „Gazetę Wyborczą” plebiscycie Sanki dla najciekawszych nowych twarzy w polskiej muzyce, z zaciekawieniem sięgam po ten krążek. Jest on pierwszym wydawnictwem solowym Hani. Po nagranej wspólnie z Dobrawą Czocher kompilacji Biała flaga (2015) oraz pod szyldem Tęskno, wraz z Joanną Longić, albumu Mi (2018), artystka zaprezentowała swoje w pełni autorskie dzieło – skomponowała i wykonała wszystkie utwory zawarte na płycie.

Poza dostępem w popularnych serwisach streamingowych, materiał został wydany na winylu i CD. Decydując się na wersję kompaktową, otrzymujemy opakowanie typu ecopack ze skromną czterostronicową wkładką – której dwie wewnętrzne strony zapełnił urzekający tekst Witolda Lutosławskiego „On Silence” (cytat z książki O muzyce). Z treści wewnątrz kartonikowego opakowania możemy dowiedzieć się, kiedy i gdzie zostały napisane poszczególne utwory. Kompozycje powstały od grudnia 2015 do września 2017 w trzech miejscach: Warszawie, Berlinie i Reykjaviku.Gotowy krążek ukazał się zaś 5 kwietnia 2019 roku nakładem wytwórni Gondwana Records. Zawiera dziesięć kompozycji, z czego połowę zarejestrowano w warszawskim studio autorki, a pozostałe pięć utworów w Reykjaviku (E7 Studio).

Hanna Raniszewska (to jej prawdziwe nazwisko) jest absolwentką Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w klasie fortepianu klasycznego, a wcześniej ukończyła Szkołę Muzyczną im. Feliksa Nowowiejskiego w Gdańsku, skąd pochodzi. I to właśnie fortepian jako instrument wiedzie prym na płycie. O ile na wspomnianej Mi grupy Tęskno usłyszymy dodatkowo kwintet smyczkowy i wokal, tu jest on solo. To wynik fascynacji fortepianem jako instrumentem i – jak można wyczytać na oficjalnej stronie internetowej Hani – chęci interpretowania na swój sposób jego brzmienia oraz możliwości harmonicznych.

Ładuje płytę do odtwarzacza, zakładam słuchawki i… już po kilkudziesięciu sekundach czuję odprężenie. Otwierający płytę „Eden” jest jak preludium do czegoś, co ma się za chwilę wydarzyć, ale z drugiej strony jest tak miło, że niczego więcej nie oczekuję, delektuję się… Pod koniec mam wrażenie, jakby utwór był wyrazem tęsknoty za czymś, co już nie wróci. Odsłuchując „Sun”, wyobrażam sobie, jakbym o wschodzie słońca spacerował nad brzegiem morza i niczym nieskrępowany przyspieszał, zwalniał, chwilami swobodnie podskakiwał… Ktoś powie – przesadzasz, to tylko muzyka. Ale to jest właśnie magia tej płyty. O ile autorka przekształca „obrazy” w dźwięki, o tyle jako słuchacz mam odwrotnie – poszczególne utwory pobudzają do subiektywnych wizualizacji. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki „Pour Trois”, poczułem bliskość fortepianu, jakby był on bezpośrednio przede mną, tak jakbym tu i teraz uczestniczył w koncercie, siedząc w pierwszym rzędzie na  widowni. Przy „Biesach” wpadłem w trans. Płynność gry, liryzm i melodyjność powodowały samoczynne przymykanie oczu. Zaś delikatna „Luka” to istny generator beztroski i stanów błogich. To najbardziej relaksujący utwór na krążku. Słychać w nim odgłosy natury, śpiew ptaków, delikatny szum wiatru, tak jakby dochodziły zza otwartego okna z sąsiadującej ze studiem nagrań łąki. Klimat utworu potęgują pojawiające się kilka razy subtelne westchnięcia. Możliwe, że samej Hani, zarejestrowane podczas gry. Na „Glass” następuje „przebudzenie”. Więcej, szybciej, bardziej gęsto. Można ulec wrażeniu, jakby druga osoba zaczęła grać na dodatkowym instrumencie. Tytułowa „Esja” zaś to prawdziwa uczta dla zmysłów. Uwaga – przyczynia się do bezruchu i nic nie robienia. Delektując się tymi dźwiękami, kolejny raz można poczuć się błogo. Szkoda, że tak szybko się kończy. Finałowy „Now, Run” również wciąga, hipnotyzuje. Pomimo, że odsłuchałem płytę w całości bez żadnej pauzy, pozostaje niedosyt. Chce się jeszcze.

W kwestii odsłuchu mam dwie uwagi. Pierwsza nawiązuje do tytułu albumu. Otóż Esja jest górą w południowo-zachodniej Islandii, która – ze względu na ciągłe zmiany pogody – za każdym razem wygląda inaczej. Analogicznie, w zależności od tego, w jakich okolicznościach będziemy słuchać poszczególnych utworów, wpłynie to na nasze wrażenia. I co warte podkreślenia, inny odbiór będzie w słuchawkach, szczególnie wokółusznych, które bardziej wyizolują nas od otoczenia (wzmacniając klimat  poszczególnych kompozycji) i dodatkowo uwydatnią zarejestrowane podczas nagrywania dźwięki „niemuzyczne” (np. klank wciskania pedałów fortepianu), a w zupełnie inny nastrój wprowadzi nas odsłuch przez klasyczny zestaw stereo. Przykładowo w „Hawaii Oslo” momentami pojawiają się mocne głębokie dźwięki na bardzo niskich częstotliwościach (raczej nie do odtworzenia w większości słuchawek), które w dobrej jakości głośnikach są wręcz odczuwalne w postaci drgań. Dosłownie.

Druga uwaga to właściwie zastrzeżenie. Nie tyle do samej artystki, co bardziej do wydawcy i samego procesu masteringu. Otóż materiał w wersji cyfrowej jest mocno skompresowany. To proces powszechnie stosowany w ostatnich latach, szczególnie w muzyce popularnej, którego efektem jest subiektywne zwiększenie głośności, przede wszystkim w cichszych fragmentach utworów. Zabieg taki „polepsza” odbiór w niskiej klasy urządzeniach, głównie w smartfonach, które ze swej natury posiadają niskiej klasy przetworniki audio. Natomiast gdy płytę Hani Rani odsłuchamy chociażby w średniej klasy zestawie stereo, traci na dynamice – całość nabiera bardziej płaskiego charakteru i różnice pomiędzy dźwiękami cichszymi i głośniejszymi stają się niewielkie. Tych, którzy chcieliby usłyszeć więcej subtelności w kompozycjach Rani, zapraszam do sięgnięcia po winyl. Ten, z przyczyn technologicznych, uniemożliwia stosowanie powyższego zabiegu „spłaszczania” i jako nośnik dysponuje większą rozpiętością dynamiczną.

Słowo na zakończenie. Jako słuchacz na co dzień gustujący w popie i szeroko pojętej elektronice z obawą sięgnąłem po płytę z fortepianem w roli głównej. Dziś żałuje, że zrobiłem to dopiero teraz. „Esja” Hani Rani to płyta ze wszech miar oryginalna, harmonijna i bardzo klimatyczna. Będąca intymną opowieścią artystki, która przez poszczególne kompozycje i ze swoim ulubionym fortepianem zabiera nas w muzyczną podróż. Ach, cóż to była za magiczna wyprawa. Zdecydowanie polecam i Tobie. Najlepiej w samotności i ze słuchawkami na uszach.


 

Tomasz Zadurski – DJ eventowy i audiofil amator. Słuchacz III edycji studiów podyplomowych Muzyka w Mediach.

Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

ZAiKS Logo

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć