recenzje

Must Be The Music. IV edycja. Nawet sołtys z Wąchocka

Kto zyskał sympatię widzów? Niepozorna Ilona „Potania” Chylińska? Uroczy duet Oho!Koko czy może rockowa kapela Trzynasta w samo południe? Po dwóch odcinkach czwartej edycji „Must be the music” śmiało można powiedzieć, że poprzeczka postawiona jest wysoko, a kolejni uczestnicy stale ją podnoszą. Naprawdę silne jest już grono wybrańców, który zachwycają niesamowitym talentem, a często i ciekawymi, niepokornymi osobowościami.

Odcinek drugi polsatowskiego show był mieszanką muzycznych stylów – jurorzy obejrzeli czternaście występów, z czego dziewięcioro wykonawców dostało szansę przedostania się do następnego etapu programu.

Niedzielny muzyczny wieczór zainaugurował zespół Beer Coaster. W utworze Enlighting chłopcy narobili sporo hałasu. Ich rockowe temperamenty przypadły do gustu Adamowi Sztabie, który nie mógł usiedzieć w fotelu. Choć juror przyznał, że chórki nie były najmocniejszą stroną pokazu, pochwalił ich stylowość. Zarówno Wojtek Łozowski, jak i Kora zaliczyli występ Beer Coaster do czołówki w swoich prywatnych rankingach. Potwierdziło się to także w ocenach – 4xTAK. Niewątpliwie ten energetyczny kawałek przepełniony był pulsacją i mocą. Sami wykonawcy ze Stargardu Szczecińskiego żartowali, że w gardle im zaschło. Mnie także. Z wrażenia.

Swą przygodę z MBTM rozpoczął również niejaki Waldemar Przygoda – czterdziestokilkuletni rozśpiewany listonosz, który próbował zachwycić jury przebojem Ai Se Teu Pego wykonywanym oryginalnie przez Michela Telό. Bezskutecznie. Zmanierowany i skrzeczący głos Pana Przygody nie przydał mu aprobaty sędziów. Przydałoby się popracować nad czystością brzmienia. Bez wątpienia jednak mężczyzna ma osobowość sceniczną i odwagę w kontaktach z publicznością, w czym przypomina Jerzego Burskiego z poprzedniego odcinka. Podczas gdy tamten ostatecznie przekonał do siebie jurorów, Waldemar Przygoda otrzymał od nich poczwórne NIE. „Nie” dla programu nie oznacza jednak „nie” dla muzyki. Niech pan śpiewa do końca świata – powiedzieli mu na odchodne sędziowie.

Młodziutka Sandra Rusin wkroczyła na scenę, by zaśpiewać przepiękną piosenkę z repertuartu Kayah i Bregovića Byłam różą. Dziewczyna posiada głęboki alt. Prawdą jest, że śpiewa w sposób zmanierowany i zbyt natarczywie atakuje słuchaczy niepotrzebnymi ozdobnikami. Nie sposób jednak zgodzić się z niezwykle surową opinią Kory: Bardzo źle śpiewasz. Kultura śpiewania bardzo niska, żeby nie powiedzieć – zerowa. Po prostu nie umiesz śpiewać. Tak ostro nie powiedziała nawet Ela Zapendowska, której nie podobała się niezmienna dynamika forte oraz zbytni patos wykonania. Nie wniosło koloru do mojego życia, powiedziała o nim jurorka. Czarodziejka bez czaru – podsumował Sandrę Łozo. Tym samym dziewczyna odeszła z niczym, a ściślej z poczwórną czerwoną kartką.

Da się żyć – wyśpiewał Mateusz Ziółko wraz z czterema kolegami z zespołu. Tak też stwierdzili po wysłuchaniu ich jurorzy, wciskając cztery zielone przyciski. Trzeba przyznać, że grupa Mateusza postarała się o ciekawie brzmiący i wpadający w ucho refren swej ballady. Sam wokalista stylistycznie i wizerunkowo mógłby się wpisać w nurt wyznaczany przez Szymona Wydrę, Łukasza Zagrobelnego czy zespół Pectus. Zauważalny był ponadto ruch na scenie i profesjonalizm w śpiewaniu na głosy. Muzycznie – bardzo czysto. Rzetelność wykonawców i ich zawodowstwo dostrzegł i pochwalił Adam Sztaba, choć sam nie zaliczył się do grona fanów tego rodzaju muzyki.

Bardzo miłym zaskoczeniem dla widzów MBTM musiał być występ sołtysa Wąchocka, który przyjechał do programu wraz z zespołem. Niezwykły dystans, wspaniale skonstruowany wstępny filmik promujący Kapelę sołtysa z Wąchocka zrobiły dobre wrażenie. Song o Wąchocku chyba spełnił swe założenie – sprawdził się jako piosenka promująca miasto, śpiewana z przymrużeniem oka (ogromne brawa dla samego sołtysa, ale też dla jego sympatycznej rodziny, zwłaszcza czekającego za kulisami synka). Gatunkowo song oscylował pomiędzy popem a disco polo. Było jarmarcznie, sołtys zabrał ze sobą wszystkie instrumenty, które miał w sołectwie pod ręką, ale było też w miarę czysto. I znośnie. Z uśmiechem na twarzy i jednogłośnie występ znieśli jurorzy, pozwoliwszy mu nawet awansować.

Rewelacją drugiego odcinka okazał się duet Oho!Koko – uśmiechnięty gitarzysta i jego twardo stąpająca po ziemi dziewczyna o nieziemskim, soulowo-jazzowym głosie. Utwór Big City Life z repertuaru Mattafix pozwolił jej nie tylko na wydobycie pięknej barwy, ale także na zaprezentowanie obszernego fragmentu składnego i elastycznego rapu, popartego żywą i adekwatną gestykulacją. A najpiękniej było patrzeć na to, jak para doskonale komunikuje się ze sobą niemalże bez kontaktu wzrokowego, jak bardzo jest zgrana. Porozumienie rytmiczne zauważył Adam Sztaba. Jesteście smaczniutcy. Mniam, mniam – spuentowała Ela Zapendowska.

Występ zespołu X-Trans z Siedlec potraktowano przy stole sędziowskim z dużą rezerwą. Remis w ocenie zobligował wykonawców do dogrywki. W sumie obejrzeliśmy muzyczno-taneczne harce na scenie przy autorskich kawałkach: Bezsenność oraz Gdybym tylko. Dwoje wokalistów: obdarzona dobrym głosem kobieta i niedorównujący jej wokalnie mężczyzna oraz trzy pseudotancerki próbowali poruszyć polską scenę dance. Zadanie trudne i zakończone niepowodzeniem. Sam pomysł może i dobry, ale na zamiarach się tu skończyło. Pozostał niesmak. Już kilka taktów wystarczyło, by wpaść w dziwny… X-Trans. Gdybym tylko mogła, od konieczności oglądania tego zespołu wybrałabym bezsenność.

Największym odkryciem tego wieczoru – i dla takich niespodzianek warto ten program robić – był Przemek Radziszewski z okolic Tczewa. Mężczyzna w sile wieku dosłownie zastrzelił jurorów swoim głosem, którego, jak przyznał, nigdy nie szkolił. Aria Nessun dorma, którą wykonał, pochodzi z opery Giacomo Pucciniego Turandot i jest jedną z najpopularniejszych arii tenorowych wszech czasów. Głos Radziszewskiego zachwycił głębią i siłą. Brakowało co prawda vibrata, doskwierał też brak umiejętności oddechowych – wszystko to jest jednak niczym w obliczu artyzmu, jakim wykazał się ten trzydziestojednolatek. Gdzie się taki człowiek uchował – nie wiem, choć jest to chyba ktoś z najnowszego filmu Woody’ego Allena Zakochani w Rzymie. Jurorzy? Oczywiście – jednogłośni.

3xNIE ujrzeli muzycy z zespołu The Mojojojos. Bardzo jednak ucieszył ich pozytywny głos Adama Sztaby, któremu przypadł do gustu dość kontrowersyjny utwór Piękna brunetka (ref. Piękna brunetka z cyckami do pępka, piękna brunetka o rozmiarze G). Członkowie zespołu nie popisali się muzycznie, za to błysnęli humorem, parodiując sposób oceniania Michała Juszczakiewicza w programie Od przedszkola do Opola i przyznając sobie 110 punktów. Na razie tym przedszkolnym traktowaniem musi się The Mojojojos zadowolić.

Prawdziwy show zrobiła młoda rapująca Ilona „Potania” Chylińska. Jak przystało na przyszłą studentkę polonistyki, dziewczyna ułożyła własny tekst. I to nie byle jaki, ale promujący lokalną tożsamość. Ojczyzna Śląsk to piosenka naszpikowana gwarą i z przesłaniem. Spodobała się jurorom, którzy przymknęli oko nawet na rytmiczne niedociągnięcia i dali 4xTAK. Zasłużone brawa! Ta niekomercyjna „dziołcha” może jeszcze znacznie namieszać swym niskim zachrypniętym głosem w naszym poukładanym muzycznym światku.

Wspaniałym występem w MBTM pochwalić się może także zespół Trzynasta w samo południe. Ich kawałek Rock ‘N’ Roll Babe porwał publiczność i, co ważniejsze, jurorów. Kora była zachwycona mocnym brzmieniem autorskiej kompozycji tej grupy. Wszystko w tej prezentacji było spójne – tak granie, jak i wizerunek artystów – długie włosy, kapelusze i podarte spodnie, a także ciekawie dobrane instrumentarium do klimatów rocka dodało odrobinę country. Wydaje się, że Trzynasta w samo południe to kapela skończona i już ukształtowana. Ciekawe, czy potwierdzą to w kolejnym etapie.

Potężny głos szesnastoletniej, niepozornej, ubranej na różowo dziewczyny wprowadził sędziów w osłupienie. Aneta Majeran w piosence Highway to Hell zespołu AC/DC pokazała swój ogromny potencjał. Oprócz ładnej barwy, wokalistka ciekawie też próbowała różnicować różne płaszczyzny dynamiczne i semantyczne. Z pewnością ma też dobry słuch harmoniczny. Eksperymentowała z rockowymi piskami, co nadało utworowi pieprzu. Kiepski ruch sceniczny, ale wszystko to do dopracowania. Idź dalej, bo ja cię widzę w finale – powiedziała Ela Zapendowska.

Przedostatni wykonawca – Michał Łoniewski ani przez chwilę nie ostudził emocji widzów. Dziewiętnastoletni student mechatroniki już teraz udowodnił swoje mistrzostwo i wirtuozerię w zakresie gry na gitarze. Wykonał utwór transgitarowy Time 2, w którym uzyskał interesujące efekty techno. Jesteś zjawiskowym gościem – powiedział Łozo. To prawda. Czekam z niecierpliwością na kolejny występ tego intrygującego chłopaka o wielkich i pięknych oczach.

Finał był niedosytem. Więcej można się było spodziewać po ekipie przystojniaków w garniturach i ciemnych okularach rodem z Blues Brothers. W rzeczywistości chłopcy z Las Melinas nie zachwycili. Wokal nieczysty, zwłaszcza na długich dźwiękach, śpiewany wysiłkowo. Jurorzy skrytykowali nierówności rytmiczne i wystawili noty. Negatywne. Wszystko gra? Nie bardzo.       

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć