recenzje

Must Be The Music. Tylko muzyka, 3 edycja, 4 odcinek na żywo (6.05.2012)

Kolejny emocjonujący odcinek i mieszane uczucia – trudno powiedzieć czy widzowie słyszą: część tak, część nie. Omówmy występy ostatniego półfinału tej edycji.

Zaczęło się fantastycznie – zespół ReGeneration porwał wszystkich, łącznie ze mną. Co za energia! Własna wersja O Happy Day Arethy Franklin była oryginalna, wokal lidera – świetny. A do tego zabawa, czystość intonacyjna, pełen profesjonalizm dobrego składu gospel. Byłam pod ogromnym wrażeniem. Podobnie jurorzy – Łozo stwierdził, że brak mu słów, Ela doceniła ogrom włożonej w przygotowania pracy, Kora była gotowa iść do kościoła (jeśli dowiedziałaby się, że Regeneration będą śpiewać), a Adam był oczarowany. Ja również.

Za to zespół Hanka!!! wypadł dużo gorzej, także w porównaniu ze swoim ostatnim występem. Zgadzam się w pełni z Łozem – wokal w porządku, zagrane też ok, ale sama piosenka (Ta noc) – okropna. Taki mało przekonujący “popik”: tendencyjny tekst, toporna zmiana tonacji, niekiedy wręcz trąciło disco polo. Właściwie wszyscy jurorzy byli tego samego zdania i skończyło się na NIE.

Mama Selita też nie do końca przypadli mi do gustu. Śpiewali swój utwór Zły chłopak – to z kolei hip-hopowy pop, prosty do bólu aranż, taki do „gibania” a nie słuchania. Podobała mi się jedynie dykcja wokalisty – choć w tym przypadku tekst nie był zbyt złożony. Ela uwierzyła im i uznała występ za przyzwoity, Łozo trochę się zawiódł, podobnie Adam, który stwierdził: dla mnie ten numer stał. Kora uznała wokalistę za freaka i doceniła solówkę. Ogólnie – bardzo przeciętnie.

Małym żartem był w tym półfinale Piotr Wiśniewski, który wybrał Flames Of Fire Fancy. Pojawiły się biesiadne klimaty w stylu wiejskiego wesela. Okropny gust muzyczny, pasujący ewentualnie zespołowi grającemu do tzw. kotleta. Korze wszystko się składało, w Eli nie zapłonął żaden ogarek, a Adam polecił Piotrowi imprezy okolicznościowe.

Zespół Bliss pozwolił programowi wrócić na normalne tory. Numer autorski Czy znajdę, czy stracę nie porwał mnie, ale był wykonany profesjonalnie. Podobała mi się zmiana tempa i “wstawka” z fortepianem, choć Adam Sztaba uznał to za przesadę, a w wokaliście dostrzegł cos pretensjonalnego. Łoza nie łechtała ta muza, Eli okularów ani łba nie urwało, Kora zaś pochwaliła profesjonalizm.

Nie podobał mi się za to Sebastian „Biały” Białek, który wykonał własny utwór Nie płacz. Już za pierwszym razem miałam wątpliwości, czy jego tekst nie przekracza granic ekshibicjonizmu emocjonalnego. Tym razem manifestu nie było, ale za to pojawił się za duży ładunek ckliwego i nieco taniego rozrzewnienia nad ludzkim umieraniem. Pachniało tandetą. Adam Sztaba zastanawiał się nad wspomnianą granicą w uzewnętrznianiu siebie i porównał ten występ do telenoweli, Kora stwierdziła, że nie wie o co w tym chodzi, Ela poczuła granie nieszczęściem na scenie, a Łozo zastanawiał się na wiarygodnością. Ja również.

Następnie wznieśliśmy się na wyżyny dzięki Pocket Size Sun z absolutnie rewelacyjnym wykonaniem Use Somebody Kings Of Lion. Wokalistka, Jowita, zwaliła mnie z nóg – co za głos! Mocny, naturalny, oryginalny, prawdziwy. Nie było przesady, nie było wysiłku, na scenie po prostu stała piosenkarka z prawdziwego zdarzenia. Trudno naprawdę uwierzyć, że ma tylko czternaście lat. Kora porównała ją do Sinead O’Connor i określiła jako fantastyczną, Łozo za genialną, Ela uznała, że jest wybitnie utalentowana, a Adam zwrócił uwagę na “odtwarzanie” przez Jowitę aranżu ciałem i jej zaangażowanie.

I na koniec cudownie dziwaczni Chłopcy Kontra Basia w piosence Sukienka. Ponownie stworzyli magiczny klimat, uzyskany za sprawą delikatnego, intrygującego wokalu i świetnej instrumentacji. Czysta przyjemność słuchania. Zdaniem Kory była to cudna bajeczka, Ela porównała Basię do żeńskiej wersji Oskara Kolberga (polskiego etnografa) i przyznała, że kocha takie propozycje, Adam uznał występ za genialny.

Przed ogłoszeniem wyników gościnnie wystąpili finaliści poprzedniej edycji, zespół InoRos z piosenką Ciebie tylko chcę, a potem (wraz z Liberem) wykonali Czyste szaleństwo.

Werdykt tym razem był zaskakujący. Widzowie w Polsce podzielili się chyba na dwie zupełnie różne połówki: jedną z gustem, drugą bez. Ta o wyrafinowanej parze uszu zagłosowała na Chłopców Kontra Basię, ta druga – na Białego. Boję się finału i obecności zarówno Najlepszego Przekazu W Mieście, jak i Sebastiana. Oby pierwsza grupa do tego czasu się powiększyła (albo chociaż bardziej uaktywniła). Mam nadzieje, że dziką kartę uda się dostać zespołowi Pocket Size Sun. Niecierpliwie czekam więc na wielki finał.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć