okładka płyty

recenzje

W kon-Sekwencji słuchania skrzypiec

Podejmując się przesłuchania niedawno wydanej nakładem wytwórni Warner Music płyty SEQUENZA Janusza Wawrowskiego z muzyką na skrzypce solo postanowiłam sprawdzić granice własnej tolerancji na brzmienie skrzypiec. Kontekstem eksperymentu nie było jednak zmęczenie brzmieniem skrzypiec sąsiada zza ściany (od dwóch miesięcy z determinacją „piłującego” n-tą wersję Lulajże Jezuniu), lecz bardziej wyrafinowana pod względem percepcyjno-intelektualnym „tortura” – ostatni Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Po tej prawdziwej podróży dookoła skrzypcowego świata, tak dosłownie jak i w przenośni, trudno nie czuć się skrzypcami zmęczonym. Wobec takich, a nie innych okoliczności właściwie powinnam za Beethovenem powtórzyć pamiętne: „co mnie obchodzą Pańskie przeklęte skrzypce!”

Jak na ironię, nie mogło zacząć się inaczej niż od VI Sonaty E-dur op. 27 nr. 6 Eugène’a Ysaÿe, którą można było usłyszeć w pierwszym etapie wspomnianego Konkursu. Utwór belgijskiego kompozytora w interpretacji Wawrowskiego niestety nie zachwycił pod względem intonacyjnym (zwłaszcza podczas gry w równoległych oktawach), choć docenić należy wyraziście wyeksponowany rytm habanery w środkowej sekcji utworu.

Po tak wirtuozowskim rarytasie jak Sonata Eugène’a Ysaÿe otrzymujemy utwór zgoła odmienny w swym wyrazie – Eventyrsuite Bjarne Brustada – skrzypcową sagę inspirowaną norweskimi baśniami i legendami, podaną w formie czterech miniatur. Skrzypce w roli narratora w tym utworze zachwycają polifonią głosów i szeroką paletą kolorów, ukazanych przez Wawrowskiego ze smakiem i dużą wyobraźnią brzmieniową. Duże brawa zwłaszcza za dyskretne vibrato w ascetyczno-lirycznym wstępie, sugestywną imitację brzmienia ludowej fujarki w części drugiej i tym razem również za intonacyjne „przybrudzenia”, stylowo współgrające z surowością brzmienia i Bartókowskim witalizmem w części ostatniej.

Kontrastowe zestawienie muzycznych odcinków, zróżnicowanych pod kątem kolorystycznym i wyrazowym cechuje też II Sonatę na skrzypce solo Grażyny Bacewicz (zwłaszcza część pierwszą – Adagio. Allegro. Adagio). W Sonacie w „sinusoidalny” sposób zrównoważone zostały odcinki pełne dramatyzmu (za sprawą wszechobecnej chromatyki i artykulacji glissando, jak zwłaszcza w finałowym Presto) i introwertyczne w wyrazie, w których kluczową rolę odgrywają długo wybrzmiewające dźwięki, podobnie jak zintegrowane w niej  zostały zdobycze neoklasycyzmu z przedśpiewem sonoryzmu.

Z kolei w Cadenzy Krzysztofa Pendereckiego (funkcjonującej również w wersji na altówkę), powstałej jako uzupełnienie Koncertu altówkowego, można by poszukiwać raczej sonorystycznego zmierzchu. Objawia się on w rezygnacji z niekonwencjonalnych technik wykonawczych (nieśmiałe flażolety pojawiają się dopiero pod koniec utworu, inkrustując początkowy motyw powracający w transpozycji) i uprzywilejowaniu melodii jako nadrzędnego środka odpowiedzialnego za prowadzenie muzycznej narracji i budowanie warstwy ekspresyjnej utworu .

Wirtuozeria Cadenzy Pendereckiego, podobnie jak w VIII Sequenzy Luciana Berio dochodzi do głosu stopniowo w toku rozwoju utworu. Jak twierdzi kompozytor stanowi ona rezultat „napięcia między ideą muzyczną a instrumentem, między koncepcją a substancją muzyczną”. Materia kompozycji, rozwijająca się w sposób niezwykle organiczny wysnuta zostaje z początkowej komórki motywicznej, złożonej z dwóch dźwięków A i H, do których dodawane zostają (zarówno w porządku wertykalnym jak i horyzontalnym) kolejne dźwięki, wpływając na wzbogacenie faktury utworu. W trakcie jego przebiegu wokół tego swoistego centrum dźwiękowego Berio odkrywa rozmaite obszary techniki skrzypcowej, bardziej czy mniej „wyboiste” i najeżone rozmaitymi efektami brzmieniowymi (efektami klasycznymi już z punktu widzenia repertuaru muzycznej awangardy, jak gra w artykulacji pizzicato, we flażoletach, z metalowym tłumikiem), z którymi Wawrowski poradził sobie w satysfakcjonujący sposób. Jeśli idée fixe VIII Sequenzy miałby być konflikt dźwięków A i H, które kompozytor nazywa swoistym „kompasem”, muzycznym konceptem w kompozycji Up Dariusza Przybylskiego mogłoby być wspinanie się melodii po szczeblach gamowych przebiegów. Trasa „wspinaczki” jednak nie jest jednokierunkowa – znaczą ją również glissandowe upadki, czy przystanki na pojedynczych, repetowanych dźwiękach, jak na końcowym dźwięku E, powtarzanym w wysokim rejestrze. Drugim zarejestrowanym na płycie po raz pierwszy utworem, obok kompozycji Przybylskiego, jest Fil d’araignée Tomasza Jakuba Opałki. Co intrygujące, jak zdradza Iwona Lindstedt w omówieniu kompozycji, inspirowana jest ona walką pająka z ofiarą. Ta sugestywna wskazówka interpretacyjna sugeruje, by w inicjalnym lśnieniu smyczka w brzmieniu flażoletu dopatrywać się błysku szabli, zapowiadającym jednocześnie, że subtelna tkanka dźwiękowa prezentowana na początku utworu zostanie wkrótce „pokonana” w toku motorycznych przebiegów o nieco „walecznym” rysie, warunkujących żywiołowy charakter zakończenia kompozycji.

Po wysłuchaniu interpretacji XX i XXI-wiecznej muzyki skrzypcowej w wykonaniu Janusza Wawrowskiego jednak spokoju nie daje mi pytanie: Czy ukazanie się płyty (w kontekście której nie stanowi zagadki jaki instrument gra na niej pierwsze skrzypce) jeszcze w trakcie  trwania jednego z najsłynniejszych konkursów skrzypcowych, na pewno było dobrym posunięciem taktycznym? Może gdyby na płycie oprócz wspomnianej VI Sonaty Eugène’a Ysaÿe znalazły się inne kompozycje z Konkursowego repertuaru lepiej byłoby takie („przebrzmiałe” – rzekłby słuchacz znużony samym Konkursem jak i stanowiącym jego trzon repertuarem epok wcześniejszych niż wiek XX) skrzypce o kant czegokolwiek roztrzaskać. Zostawiając za sobą jednak wątek Konkursu wolę, by skrzypce o kant nowej muzyki „roztrzaskiwał” Wawrowski, co jak udowadnia w większości zarejestrowanych na płycie interpretacji, czyni w sposób przekonujący. Ja z kolei chętnie pozbieram ich kawałki (i napisane na nie „kawałki” – rzekłby słuchacz znużony reprezentowanym na płycie repertuarem tzw. „muzyki poważnej”), bo lubię układać kubistyczne puzzle nie tylko podczas oglądania słynnego obrazu Pabla Picassa, bo także w kon-Sekwencji słuchania obchodzą mnie Pańskie skrzypce!

Janusz Wawrowski, źródło: www.wawrowski.com


Publikacja powstała dzięki Funduszowi Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć