Natalia Sikora

wywiady

W tym jest słuszna moc! – wywiad z Natalią Sikorą

Rozmawiam z Natalią Sikorą – poetką, piosenkarką, czy raczej młodym bardem w spódnicy (częściej spodniach). Laureatką IV edycji programu „The Voice of Poland”. Przede wszystkim jednak genialną interpretatorką starych, zdawałoby się, i dawno przebrzmiałych ważnych polskich piosenek. O tekście i muzyce, rock’n’rollu i poezji, decyzjach w karierze i ich wpływie (lub jego braku) na dalszy rozwój artystyczny.

Eliza Moraczewska:  Startowałaś w kilku konkursach, ukończyłaś szkołę teatralną – które wydarzenie odbierasz jako przełomowe w Twojej karierze i /lub rozwoju osobistym? Czy był to dopiero występ w The Voice of Poland, czy już wcześniej zdarzyło Ci się pomyśleć: tak, teraz to jest początek?

Natalia Sikora: Kiedy wystąpiłam pierwszy raz przed Publicznością (to był czas jeszcze przed Liceum). Zrozumiałam, że w tym jest słuszna moc.

fot. BONZO

Źródło: prywatne archiwum Natalii Sikory

EM:  Czy uważasz, że obecnie konieczny jest dla artysty występ w na przykład The Voice aby w ogóle zaistnieć? Czy w Twoim wypadku uważałaś to za nieodzowne, a jeśli tak, to dlaczego?

NS: Każdy, kto wybrał takie życie, musi poradzić sobie z tym sam. Ja wzięłam udział w Programie z racji Janis Joplin i w intencji promowania spraw artystycznych, ale autorskich – można to nazwać ryzykiem, czułam intuicyjnie, że to może mieć dobre konsekwencje promocyjne. Promocja jest za słaba na chwilę obecną, ale na szczęście nie przeszkadza to dotrzeć do autorskich propozycji Ludziom Ciekawym.

EM:  Powtarzasz, „reprezentuję podziemie” i rozumiem, co masz na myśli: nieplasikową muzykę, która otwiera nowe światy, która jest głęboka, która mówi o rzeczach ważnych, a nie, jak dla wielu radio, wypełnia tło. Czy odniosłaś wrażenie, kiedy już stałaś w blasku kamer przed gronem odbiorców ogólnopolskich, że to „podziemie” jest w stanie wyprzeć, albo przynajmniej stonować, wszechwładzę muzyki lżejszej? Innymi słowy: czy po różnorodnych doświadczeniach towarzyszących Tobie, odkąd stałaś się popularna, możesz powiedzieć: tak, istnieje miejsce w Polsce i na tego rodzaju twórczość? 

NS: Z przykrością stwierdzam, że w Polsce jest wiele niezmiennego bałaganu i interesanctwa bankietowego, a samo to nie wystarczy. Jest bardzo dużo Zespołów w Polsce, które śmiało mogą grać koncerty co wieczór przez cały rok i dawać Publiczności coś więcej nad niski humor o codzienności albo tekst o innych tekstach i jakąś miłą nutę. Nie neguję propozycji, ale neguję proporcję między nowym, ciekawym i innym, a miłym i letnim – stwierdzam to z przykrością. Nie ma sensu twierdzić więcej, bo najpaskudniejsze w tym jest to, że to się w zasadzie z małymi wyjątkami nie zmienia. Ale wszyscy żyjemy, działamy dla naszych stałych i przybywających Widzów i jakoś się to w tym podziemiu kręci.

EM:  Wiemy, jak ważna jest dla Ciebie Janis Joplin. A inne inspiracje, również te pozamuzyczne?

NS: Jest ich tak naprawdę bardzo dużo. Wszystko, co ma w sobie zmysłowość i tajemnicę albo pewien intrygujący urok działa na mnie magnetycznie. I to akurat lubię. Nie zawsze jest to zrozumiałe dla otoczenia, ale to jeszcze jeden bardzo urokliwy smak tego wszystkiego.

EM:  Jak to jest z tymi „prywatnymi bogami”, jak się ich wybiera? Sercem? Rozumem?

NS: Sercem.

EM:  Lubisz ciszę? Czy cisza ma kolor, dźwięk?

NS: Uwielbiam ciszę. Cisza ma Twój kolor kiedy Ją naprawdę usłyszysz – wtedy możesz ocenić równowagę między Tobą a tym co Ciebie otacza. To są mądre sprawy. Trenuję i mam nadzieję poczuć kiedyś przez moment taką równowagę.

EM:  Przeglądając zdjęcia i filmy z prasy czy Internetu, można odnieść wrażenie, że jesteś postacią teatru od początku do końca: prywatnie nie lubisz się wyróżniać, za to na scenie dbasz o każdy detal. Szczególnie zwracają uwagę stroje, symbolicznie działające kolorem, wzmacniające interpretację, jak czarna suknia Janis Joplin. Jak to jest z tym teatrem w życiu?

NS: Życie to najciekawszy teatr. Staram się jak mogę działaniem na scenie wpłynąć na wyobraźnię. Ta niedosłowność jest zawsze czymś wolnym i ciekawym. Każda sytuacja wymaga innego przygotowania. Wiele spraw składa się na magię i każdy ma swoje recepty na to. Super jeżeli ma to moc jakiegoś dialogu z odbiorcą. Wtedy jest radość.

EM:  Kiedy nie kierujesz się wymogami zewnętrznymi, kiedy sama decydujesz o muzyce, to czy częściej jest to fortepian, czy na przykład rock i co w tym wyborze decyduje? Czy charakter tekstu?

NS: Kiedy słucham, to czuję. Jak nie czuję, to tylko słyszę bez stosunku emocjonalnego. Kiedy coś ma siłę wywołać pewien stan emocjonalny czy duchowy, to jest to dobry twórczy nośnik do zaadoptowania w jakimś celu – po coś.

EM:  Nie ukrywam, że interesuje mnie u Ciebie nie tylko muzyczność, ale też właśnie tekstowość piosenek. Interpretacja tekstu jest u Ciebie bardzo emocjonalna – czy to teatr urodził w Tobie zainteresowanie słowem, czy było to jeszcze wcześniejsze doświadczenie?

NS: Muzyka i Teatr – Scena – Spotkanie i bajki z dzieciństwa oraz bieganie po drzewach za dziecka, miłość od pierwszej wywrotki do roweru, pływanie, kung-fu, siatkówka, ping-pong, stały kontakt ze Zwierzętami, Wyjątkowa Rodzina – to kilka czynników. To wrażliwość rodzi takie sprawy. W gimnazjum napisałam pierwszy wiersz, wcześniej zaczytując się w Norwidzie, Baczyńskim, Herbercie, Witkacym itd., słuchając Bluesa i Rock’n’Rolla. Z tego jestem i mam autentyczne szczęście dla tego żyć i tworzyć.

EM:  Ile jest w tym śpiewaniu muzyki, a ile poezji, bo mam wrażenie, że tekst jest pierwszoplanowy….? Wiąże się to z poprzednim pytaniem: na ile decyduje w doborze piosenek to, że „czujesz” jakiś tekst, wiesz, co chciałabyś za jego pomocą powiedzieć, a na ile jest to wyłącznie jego warstwa muzyczna? Chodzi mi oczywiście o cudze piosenki, takie które aranżujesz po swojemu.

NS: Zawsze kiedy są warunki twórcze i szacunek, wtedy jest sens, aby twórczo rozbroić stworzoną przez kogoś sztukę. To ryzykowne i pociągające. To właściwa adrenalina.

EM:  A jak to się ma do osobistego doboru repertuaru, np. do Szekspira?

NS: Jest taki, jak czuję i taki, którego wymaga sprawa do załatwienia. I dobór, i repertuar.

EM:  Czy to z chęcią wyrażenia dokładnie tego, co czujesz, wiąże się u Ciebie pisanie wierszy?

NS: Tak.

EM:  Czasem odnoszę wrażenie, że śpiewasz słowa lub całe wyrażenia „dziwnie”, tj. inaczej, niż przyzwyczailiśmy się je słyszeć, np. bardzo gardłowo albo zmieniając akcenty. Jakbyś zupełnie inaczej artykułowała słowa. Czy to świadomy zabieg, mający na celu zmianę optyki, szczególnie przy tekstach, które są powszechnie znane? Mam tu na myśli czy to „Konie”, czy „Tomaszów”. Twoje interpretacje bardzo się wyróżniają i to nawet wziąwszy pod uwagę, że często teksty te były śpiewane przez znakomitych wokalistów, czy nawet aktorów…

NS: Działam na scenie tak, jak czuję. Technika to tylko nabierane doświadczenie. Niezmiennie pulsuje w tym coś żywiołowego i dzikiego i tylko tak to działa. Na kontrze. Na przyjęciu i podaniu. Czasem nawet można strzelić w punkt. Ja to nazywam złotym strzałem.

EM:  Wielokrotnie mówiono, że nadużywasz krzyku, co prowokuje podejrzenie o egzaltację. Czy mogłabyś się do tego odnieść?

NS: Podejrzenia nic ze sobą nie niosą. Liczą się fakty. To skomplikowana i nieoczywista praca nad swoim warsztatem, głosem, charakterem. To błądzenie, poszukiwanie i prowokowanie do takiej postawy – by poszukiwać, nie zastygać w pozornej wygodzie ducha.

EM:  Jaki pod względem językowym, poetyckim jest „Koniec” i czym się różni od „Zanim”?

NS: To kwestia indywidualnej interpretacji. To dwa różne światy stworzone dla różnych spraw.

EM:  A muzycznie?

NS: Przede wszystkim tym, że grają w tych sytuacjach inni Ludzie. Bo to o Ludzi chodzi w Tym Wszystkim.

EM:  Serdecznie dziękuję za rozmowę.

fot. BONZO

Źródło: prywatne archiwum Natalii Sikory

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć