plakat musicalu

felietony

Polski "American dream" Metra

Były lata 80. XX wieku, kiedy Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa poznali się w warszawskim Teatrze Ateneum. Pracując wspólnie nad musicalem Brel, wpadli na pomysł stworzenia własnego spektaklu – pierwszego polskiego musicalu. Usłyszał o tym Wiktor Kubiak biznesmen pochodzenia żydowskiego pracujący w Szwecji i zaproponował sfinansowanie projektu. Duet Józefowicz i Stokłosa mógł zatem przystąpić do pracy. Akata i Martyna Miklaszewskie napisały libretto, muzykę Stokłosa a scenariuszem, reżyserią i choreografią zajął się Józefowicz. Każdy niemal ich krok był sukcesem: do castingów zgłosiły się tłumy, zdobyto salę do prób, a zespół wspierany był przez sztab fachowców od masażystów, przez choreografów do logopedów. Kubiak niejako wyczarował nieużywane jeszcze nigdy na polskiej scenie teatralnej i de facto niezbyt znane w kraju lasery, które zostały wykorzystane podczas spektakli, a zajęła się nimi Danuta Bilińska. Pierwsze wykonanie Metra, bo tak został nazwany musical, miało miejsce 30 stycznia 1991 roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Spektakl odebrany został pozytywnie i prawdopodobnie to sprawiło, że postawiono sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Bo skoro musical, to też i Broadway. Tam też pojawiło się Metro w 1992 roku. 16 kwietnia miało miejsce premierowe w USA wystąpienie w Teatrze Minskoff. Na scenie pojawiła się niesamowicie młoda grupa, (której średnia wieku nie przekraczała nawet 25 lat),  w skład której weszli m.in. Katarzyna Groniec, Edyta Górniak, Robert Janowski i Michał Milowicz. Józefowicz zwracał uwagę na to, że w Polsce pokutuje przekonanie o „zachodniości” samego gatunku musicalu, a aktorom brakuje wszechstronnego wykształcenia, które obejmowałoby nie tylko grę aktorską, ale i taniec i śpiew. Stokłosa natomiast wyjaśniał tytuł musicalu.

Metro reklamowane było jako łamiące tradycje polską i amerykańską. Jak czytamy: „Polską, ponieważ to była pierwsza prywatna produkcja teatralna w Polsce po II Wojnie Światowej. Amerykańską, ponieważ całość starań była zorganizowana i sfinansowana przez jedną osobę, co jest przełomem w aktualnym stylu Broadwayowskiej produkcji muzycznej, w którą zaangażowanych jest wiele ogromnych firm”[1]. Metro zostało nominowane do prestiżowej Tony Awards w 1992 roku (Best Original Score Written for the Teater).

Trzej Muszkieterowie, jak zostali określeni Józefowicz, Stokłosa i Kubiak, oraz ich grupa aktorów nie przeżyli jednak swojego American dream w USA. Dziesięć dni po pierwszym wykonaniu Metra na Broadway’u, po zaledwie 13 przedstawieniach musical został zdjęty z afisza. Recenzje też nie były zbyt optymistyczne. Frank Rich w pierwszym zdaniu w swojej recenzji dla New York Timesa pytał: „What’s the Polish word for fiasco?”. Zarzucał ściągnięcie pomysłu z „A Chorus Line”, nieoryginalność, a nawet napisał: „Ponure i zgryźliwe, Metro często wygląda tak, jakby czerpało inspiracje z wyblakłej kasety wideo z 10-tej generacji bootlegowej kasety filmowej wersji swojego broadwayowskiego prototypu”[2]. Frederick M. Winship twierdził, że Metro pojawiło się na scenie w Nowym Jorku o 25 lat za późno, sugerował, że może spektakl dociera lepiej do polskiej publiczności, bo jest on powiewem świeżego powietrza. Twierdził, ze nie ma nic oryginalnego w musicalu dla Amerykanów, choć przyznawał, ze mogą być zafascynowani wykorzystanymi laserami[3]. W innej recenzji podkreślano, że te ostatnie dla produkcji na wschód od Berlina jest niezwykle przełomowe, że obsada jest niesamowicie młoda a Józefowicz wyjątkowo zdolny[4]. Ważnym wydawał się recenzentom głównie wątek „zacofania” Polski przez lata izolacji i tym próbowali tłumaczyć „nieudolność” próby zdobycia Broadway’u, zarzucano też niezrozumiałą angielszczyznę wykonawców.

Historia pierwszego polskiego musicalu mogłaby się tutaj zakończyć, ale nie jest tak. Metro ma dziś prawie 30 lat, wystawiono je ponad 2000 razy, zdobyło uznanie krytyków polskich i rosyjskich, nawet sam Andrzej Wajda żartował, że żałuje, że to nie on jest reżyserem spektaklu i nie pracuje z tak zdolną i zaangażowaną grupą. Pod teatrem wyczekiwali na wykonawców stęsknieni fani, często marząc o tym, by nie tylko zdobyć autograf, ale i skraść pocałunek swojemu idolowi. Ten, kto wracał ze stolicy do małego miasta po obejrzeniu Metra na żywo, uzyskiwał wręcz status lokalnego celebryty, szanowanego zwłaszcza przy pokazywaniu zdobytego podpisu gwiazdy. Katarzyna Gaweł-Stankowska, która była jedną z najmłodszych osób wchodzących w skład grupy musicalowej powiedziała, że czuła się jak w bajce, i zauważa: „Uczyliśmy się tańca, śpiewu, dykcji, mieliśmy zajęcia z wykładowcami Akademii Teatralnej, to była szkoła warta ogromnych pieniędzy, którą my dostawaliśmy za darmo”[5]. Katarzyna Jaklewicz natomiast podkreślała: „To historia o wielkiej tragicznej miłości, o cynicznym podejściu do pieniędzy i o pragnieniu bycia innym, wyróżnienia się z tłumu. Można się było powzruszać”[6]. Bo któż w Polsce o Metrze nie słyszał albo nie był na tym przedstawieniu? Któż nie umie zanucić „Wieży Babel” z jej nieco podniosłym „Niech stanie wieża – piramida marzeń pomyślał ktoś, a potem ciszę przeciął krzyk: Wybudujemy wieżę – wierzę, wierzę, wierzę…”? Wykorzystanie laserów na scenie wzbudzało niesłychany entuzjazm i było przełomem także w stosowanych na potrzeby nauki technologiach. Dziś to, co było nowe w Metrze jest standardem, jak chociażby przełomowe lasery. Wielu artystów rozpoczynało swoje kariery właśnie na scenach Teatru Dramatycznego a później Studia Buffo.  Tysiące osób zaraziło się wirusem musicalowym. Cóż, kto powiedział, że amerykańskiego snu nie można śnić też w Polsce?



[1]https://www.playbill.com/playbillpagegallery/inside-playbill?asset=00000150-ae98-d936-a7fd-eefc62a90002&type=InsidePlaybill&slide=1

[2]https://www.nytimes.com/1992/04/17/theater/review-theater-metro-a-hit-in-warsaw-lands-on-broadway.html

[3]https://www.upi.com/Archives/1992/04/17/Metro-a-Broadway-dud-comes-from-Poland-with-love/6926703483200/

[4]https://www.csmonitor.com/1991/0206/lpole.html

[5]https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,9009333,Metro_na_zywo___to_bylo_cos.html

[6]https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,9009333,Metro_na_zywo___to_bylo_cos.html

 

Spis treści numeru Cały ten musical!

Meandry

Anna Kruszyńska Cały ten musical!

Felietony

Aleksandra Chmielewska Musicale spod szyldu Filharmonii Gorzowskiej

Karol Furtak Musical versus musical

Wywiady

Paweł Bocian “Wierzę w potęgę musicalu” – rozmowa z Joanną Maleszyńską

Aleksandra Bliźniuk  Znaleźć odpowiednią niszę – rozmowa z Celiną Muzą

Recenzje

Katarzyna Trzeciak Podniebny spektakl

Katarzyna Bartos „The Best of All Possible Worlds”? Kandyd w Operze Wrocławskiej

Publikacje

Wojciech Bernatowicz XIX- i XX-wieczne formy amerykańskiego teatru muzycznego i musicalu

Katarzyna Jakubiak “Camelot” i kino muzyczne

Edukatornia

Aleksandra Szyguła Polskie musicale – miniprzewodnik dla początkujących

Wojciech BernatowiczKiss me Jesus. Wątek chrześcijaństwa w musicalu amerykańskim lat 60. i 70.

Kosmopolita

Katarzyna Bartos Polski „American dream” Metra

Grzegorz Piotrowski, O losach klasycznego musicalu amerykańskiego

Rekomendacje

Ten cały musical. Cykl audycji w Radiowej Dwójce

 “Kandyd” Leonarda Bernsteina w Operze Wrocławskiej

Publikacja powstała dzięki Funduszowi Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS


Wesprzyj nas
Warto zajrzeć