logotyp musikprotokoll 2015

felietony

Oldskulowa przyszłość, czy kolorowa teraźniejszość? – „musikprotokoll 2015” [Korespondencja]

Pokryte kroplami logo „musikprotokoll 2015” na plakacie zapowiadającym tegoroczną edycję było niestety złą wróżbą. Jesień w Styrii okazała się niezbyt łaskawa dla słuchaczy zdążających na koncerty festiwalu muzyki współczesnej, organizowanego przez rozgłośnię ORF w ramach „steirischer herbst”, i w dniach 8-11 października cały Graz spływał deszczem. Pomimo szarzyzny za oknem, program wydarzenia prezentował się natomiast niezwykle barwnie.

Choć przewodnim hasłem tegorocznej edycji było „Future Vintage”, to zamiast nostalgicznego oglądania się w przy(e)szłość, festiwal zdominowało „bratanie się” popularnych nurtów muzyki elektronicznej ze współczesną twórczością akademicką.

Organizatorzy nie oszczędzali publiczności, codziennie serwując jej prawdziwe koncertowe maratony. Festiwal zainaugurował czterogodzinny koncert muzyki elektronicznej, w wersji klubowej i takimż otoczeniu. Najciekawiej spośród czterech występów wypadł duet austriackich artystek „Pasajera Oscura”, które, w przeciwieństwie do ostatniego, noisowego popisu włoskiego DJ-a Lorenza Senni, postawiły na jakość brzmienia, a nie jego natężenie. Inteligentnie bawiły się bardzo niskimi, dronowymi tonami – bardziej wyczuwalnymi niż słyszalnymi, łącząc je z „ziarnistymi”, chropowatymi dźwiękami – aż czuło się piasek w ustach.        

Drugiego dnia, tym razem w Helmut-List-Halle, na estradę wkroczyła muzyka symfoniczna w wydaniu Radio-Symphonieorchester Wien. Jednak i podczas tego koncertu nie uciekliśmy od muzyki popularnej, a to za sprawą Christiana Fennesza, przedstawiciela sceny elektronicznej, którego kompozycji black sea vacuum, zinstrumentowanej przez Gottfrieda Rabla, wysłuchaliśmy na początku. Dzieło aspirujące do miana klasycznej współczesnej kompozycji szumowymi efektami rozbudowanej sekcji perkusyjnej czy sykami wydawanymi przez instrumentalistów, groteskowo łączyło się z tradycyjną harmoniką, romantyzującymi frazami i niezawodną repetytywnością. Później nastąpiła jeszcze solowa improwizacja kompozytora, zatytułowana na cześć daty koncertu 9.10.15, przeznaczona na gitarę elektryczną i sample puszczane „ze spacji” (interesująco wypadły tu odgłosy zgłaśnianego MacBooka). Miało to być zapewne otwarcie się festiwalu na nowych odbiorców, jednak na twarzach większości widzów dostrzec można było jedynie pełne zakłopotania uśmiechy. Po przerwie typowo festiwalowa publiczność poczuła się już znacznie lepiej, a to za sprawą kompozycji Jorge E. Lópeza Symphonie Fleuve pour cor et orchestre. Ta dwuczęściowa symfonia koncertująca o niezwykle wirtuozowskiej partii solowej stanowiła studium waltorniowych dźwięków zakrytych i zatkanych. Znakomity wykonawca, Christoph Walder, bawił się odgłosami przypominającymi w pierwszej części dziecięce gaworzenie lub dźwięki z filmów science fiction, w drugiej zaś furkoczący dźwięk helikoptera. Miejscami dość ciężko wypadała w zestawieniu z solistą partia orkiestry, bazująca na nieustannych napięciach, choć bardzo ciekawie prezentował się fragment na same instrumenty dęte, spośród których cztery rozstawione były za plecami widowni.  

Tego wieczoru usłyszeliśmy jeszcze dwa koncerty. Występ duetu o uroczej nazwie Noise Me Tender daleki był jednak od delikatności, a bardziej noisowy. Altowiolistka Petra Ackermann i pianista Philipp Meier dokonali trzech prawykonań utworów kompozytorów z Ameryki Łacińskiej. Najpierw zabrzmiało bardzo brutalne i mocno repetytywne Mono na wspomniany duet i taśmę Arturo Fuentesa, następnie Arturo Corralesa pełen skrajności Song z towarzyszeniem live electronics, w którym obok niskich, ostrych tonów preparowanego fortepianu i „drapiącej” altówki wybrzmiewały echa muzyki Dalekiego Wschodu oraz ciche pogwizdywania muzyków. Koncert zamknął popis kompozytora i DJ-a Jorge Sáncheza-Chionga, najpierw wykonującego bardzo obciążające dla uszu solo na czarnych płytach, a następnie towarzyszącego duetowi Noise Me Tender w minimalistycznej kompozycji notturno.onacorta.

Na zakończenie wieczoru dokonaliśmy jeszcze prześwietlenia fortepianu i pianisty w utworze Radiazione di corpo nero hiszpańskiej kompozytorki Teresy Carrasco. To niezwykłe studium przypadku badało fizyczny związek muzyka z instrumentem, przetwarzając parametry życiowe wykonawcy na dźwięk elektroniczny. W partii instrumentalnej utwór rozpoczął się od „zabawy” różnymi odgłosami fortepianu – od stukania pedałów po opukiwanie ramy – a kulminację osiągnął na żmudnym ćwiczeniu pasaży, zmorze wszystkich pianistów, by na koniec powrócić do zasłuchania w wybrzmiewanie pojedynczych akordów.

Pierwszy koncert trzeciego dnia festiwalu należał w stu procentach do nowej muzyki czysto instrumentalnej. W wykonaniu fryburskiego ensemble recherche usłyszeliśmy cztery kompozycje, w tym trzy prawykonania. Najlepiej w pamięć wgryzła się z pewnością „Rdza”, czyli Rdja Milici Djordjević, konsekwentnie eksponująca chropowate brzmienia smyczków i metaliczne odgłosy perkusji (w tym popisową partię na blachę). Dużo oddechu (również w dosłownym rozumieniu) wprowadziła natomiast kompozycja Johannesa Marii Stauda Wheat, not oats, dear. I’m afraid.

Drugi koncert prezentował projekt poświęcony pamięci Giacinto Scelsiego San Teodoro 8 (un omaggio) autorstwa Uliego Fusseneggera. Rozpoczął się od półgodzinnego zatopienia w pulsującym brzmieniu elektroniki – kompozycji Fusseneggera, będącej osobistym hołdem dla włoskiego twórcy. Następnie na estradzie zaczęli pojawiać się kolejni muzycy (inicjator projektu, grający na kontrabasie, wiolonczelista Andreas Lindenbaum, na klarnecie kontrabasowym Ernesto Molinari i Martin Siewert  elektronika), by wspólną improwizacją – idealnym sposobem kompozycji według Scelsiego  oddać cześć bohaterowi wieczoru.

Z niezwykle oczyszczającego trwania w dźwięku wyrwał nas ostatni tego wieczoru występ pt. Dolomite Dub. Jego twórca, Ulrich Troyer, postanowił połączyć dubstep z brzmieniem klarnetu basowego, powtarzającego uporczywie dwa lub trzy motywy i (w praktyce niesłyszalną) gitarą basową. Jedynym zajmującym elementem tego spektaklu okazał się niestety wyłącznie układ choreograficzny DJ-a.

Ostatniego dnia festiwalu całkowicie zmieniliśmy estetykę i nieprzypadkowo przenieśliśmy się z sali koncertowej do kościoła. Na zakończenie bowiem wybrzmiały dwa koncerty prezentujące odmienne twarze muzycznej duchowości. Najpierw islandzka kompozytorka i wiolonczelistka Hildur Guðnadóttir próbowała nas zaczarować swoim szamańskim śpiewem (niekiedy w dwugłosie z nagraniem) i grą na przedziwnym instrumencie Ómar. Być może to moja niewrażliwość na uroki nowej duchowości, jednak uporczywie nasuwało mi się pytanie, czy festiwal muzyki etnicznej nie byłby bardziej odpowiednim miejscem dla tego typu twórczości. Co innego koncert duetu klarnetowego The International Nothing, eksplorującego mikrotonowe możliwości instrumentów. Przenosił słuchaczy w zupełnie niezwykły świat brzmień, bez potrzeby zwracania się ku pozamuzycznym podtekstom.

W ten sposób festiwal „musikprotokoll 2015” – „Future Vintage” przeszedł do historii. Odniesień do tematu przeszłości, czy też przyszłości było w skądinąd niezwykle urozmaiconym programie niewiele. Sporo natomiast dowiedzieliśmy się o obecnych kierunkach, wartych kontynuowania trendach i tych, o których lepiej od razu zapomnieć. Zatem z nadzieją patrzmy we współczesność! 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć