www.dariuszprzybylski.eu

wywiady

Dariusz Przybylski. Tworzenie piękna

V Festwial Prawykonań – Polska Muzyka Najnowsza już za nami. MEAKULTURA miała przyjemność pełnić funkcję partona medialnego tego wyjątkowego na mapie polskiej kultury wydarzenia: 

https://www.meakultura.pl/rozmaitosci/5-festiwal-prawykonan-patronat-meakultury-535

Poniżej – rozmowa z jednym z najbardziej intrygujących kompozytorów młodego pokolenia, Dariuszem Przybylskim, którego Koncert na wiolonczelę i orkiestrę symfoniczną w wykonaniu Magdaleny Bojanowicz i Narodowej Orkiestry Polskiego Radia zabrzmiał po raz pierwszy podczas katowickiego festiwalu.

Agnieszka Nowok: Krytyka muzyczna zgodnie nazywa Pana niewątpliwie jednym z najbardziej utalentowanych młodych polskich kompozytorów (Krzysztof Kwiatkowski). Świadomość wysokich oczekiwań wobec Pana osoby zobowiązuje, bardziej motywuje czy też wywiera presję?

Dariusz Przybylski: Oczekiwania są zawsze bardzo wysokie, nikt dzisiaj nie chce tracić czasu na słuchanie niedopracowanych utworów, dlatego dużo czasu poświęcam na komponowanie. Wynika to z pasji oraz z motywacji, jest to pewnego rodzaju uzależnienie. Mój profesor Wolfgang Rihm zawsze mawiał, że uważa swój najnowszy utwór za lepszy od poprzedniego – to na pewno daje siłę do tworzenia. Zaś Stockhausen swoim studentom zawsze życzył “dobrej pracy”, a nie “miłego komponowania”. Komponowanie jest ciężką pracą, nie wierzę w romantyczny mit twórcy piszącego pod wpływem weny. To wymaga systematyczności i wyłączenia się od otoczenia, nad czym trzeba bezustannie pracować.

AN: Co sprawiało Panu największą trudność na samym początku kompozytorskiej drogi?

DP: Zaczynając zajmować się muzyką człowiek jest przytłoczony ilością istniejących dzieł, jest to niewyobrażalna liczba – należy najpierw przefiltrować natłok informacji i znależć swoją ścieżkę. Trudność polega na tym, że twórca chciałby być niezależny i oryginalniejszy od muzyki już istniejącej, w pewien sposób może to obciążyć i uniemożliwić komponowanie. Ja się musiałem od tego myślenia odizolować, pisać tak jak umiałem i dochodzić do własnych rozwiązań. Trudnym elementem jest moment zapisu – w partyturze pozostaje tekst niezmienny, a w głowie wyobraźnia podpowida wiele rozwiązań, trzeba się zdecydować na jedno.

AN: W licznych wypowiedziach podkreślał Pan szczególną rolę Marcina Błażewicza w rozwoju swojej postawy kompozytorskiej. Teraz, samemu będąc wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie, jakie priorytety chce Pan przekazać swoim studentom?

DP: Marcin Błażewicz był moim pierwszym profesorem kompozycji, z którym pracowałem systematycznie. Oczywiście zdając na studia miałem już za sobą kilka skomponowanych utworów, ale dopiero pod okiem tak doświadczonego twórcy można rozwinąć warsztat i myślenie o muzyce. Podstawą nauczania prof. Błażewicza jest otwieranie wyobraźni i praca nad instrumentacją. Instrumentacja to w zasadzie jest zajęcie warsztatowe, na podstawie arcydzieł można poznać najlepsze rozwiązania w zakresie dysponowania materiałem dźwiękowym w utworze. Wyobraźnia jest już bardziej skomplikowana do stymulowania. Marcin Błażewicz to bardzo otwarty pedagog, nigdy nie naciskał na pisanie w określonym stylu. Każdy z jego studentów komponuje inaczej, a jego sukces jako mistrza polega na trafianiu w sedno myśli ucznia, rozwijaniu lub twórczym negowaniu.

AN: Czy młody, aktywnie działający kompozytor może znaleźć balans pomiędzy zajmującą funkcją Prodziekana a poświęceniem własnym projektom artystycznym? Zwłaszcza, jeśli pojawiają się takie obiecujące i absorbujące oferty jak np. zamówienie dwóch oper kameralnych przez berlińską Deutsche Oper?

DP: Tak jak już mówiłem jest to kwestia organizacji pracy i dotrzymywania terminów oddania partytur, jak dotychczas nigdy nie spóźniłem się z ukończeniem utworu, nie chcę stresować wykonawców. Ideałem jest tu postawa Lutosławskiego, podziwiam go za organizację pracy kompozytora, na którą składają się twórczość i promocja. Lutosławski podobno kilka godzin dziennie odpowiadałw czterech językach na listy… Zamówienie oper z Deutsche Oper Berlin jest bardzo nobilitujące. Na uwagę zasługuje profesjonalizm tej instytucji. Razem z moim zespołem reżyserów, scenografów i dramaturgów mamy zapewnione doskonałe warunki do stworzenia dwóch utworów, które ostatecznie są dziełem wspólnym.

AN: Poza kompozycją ważne miejsca w Pana działalności artystycznej zajmują organy, których klasę ukończył Pan zresztą z wyróżnieniem…

DP: Praca kompozytora jest samotnicza, po ukończeniu utworu nie mogę doczekać się pracy z wykonawcami. Sam jako organista najchętniej prezentuję muzykę nową, często specjalnie dla mnie komponowaną. Autorskie projekty muzyki organowej pozwalają mi na bezpośredni kontakt z muzyką, jest to pewnego rodzaju balans. Najbardziej satysfakcjonująca jest kameralistyka, wtedy mogę obcować z drugim człowiekiem w muzyce. Obecnie przygotowuję projekt z zespołem Kwartludium, wystąpimy w kwintecie.

AN: O Pana osiągnięciach wielokrotnie wspominano w czasopismach o zasięgu zarówno ogólnopolskim, jak i światowym – sam Washington Post uznał możliwość wysłuchania “Onyxu na dwa flety” w Corcoran Gallery of Art za „zaraźliwą przyjemność” (“infectious pleasure”). Jak odnosi się Pan do recenzji i tekstów krytycznych? Bardziej potrzebne są twórcom dla poznania recepcji swoich dzieł i zasadniczo wpływają na rozwój warsztatu kompozytorskiego, czy może bardziej potrzebują ich managerzy w celach promocji i PR?

DP: Każda opinia jest bardzo ważna dla mnie, to ciekawe w jak różny sposób można odbierać jedno dzieło muzyczne. Oczywiście recenzje w czasopismach są publiczne, więc w pewien sposób opiniotwórcze. Czasami mogę zauważyć pewne szczegóły, o których nie myślałem komponując – jest to bardzo cenne. Jednak recenzenci, przy ich znakomitym doświadczeniu i niejednokrotnie wrażliwości, są tylko turystami po mojej twórczości, a ja jestem jej częścią. Dlatego każde zdanie przemyślę, ale w przyszłości i tak pójdę własną drogą.

AN: 8 marca bieżącego roku miało miejsce prawykonanie “Passio et Mors Domini Nostri Iesu Christi Secundum Ioannem”. W katalogu Pana utworów można znaleźć liczne utwory o charakterze sakralnym na przestrzeni całej dotychczasowej działalności kompozytorskiej. Czy wobec tego ‘Pasja” stanowi swoiste podsumowanie wcześniejszych doświadczeń w tym zakresie? Z czym musi zmierzyć się kompozytor sięgający po dosyć niepopularny i zdaje się niewygodny w dzisiejszych czasach temat pasyjny?

DP: Pasja wg św Jana (2013) jest rzeczywiście podsumowaniem moich doświadczeń w zakresie muzyki sakralnej i wokalnej. Myśląc o pasji nasuwają się od razu dzieła Bacha, Pendereckiego, Parta, Rihma i Mykietyna. Każde z dzieł tych twórców pokazało mi pewną drogę. Utwór ten uważam za bardzo intymny, tak jak intymna jest wiara. Podczas konstrukcji formy ważna była dla mnie czystość i przejrzystość, tak, aby najprostszymi gestami zasygnalizować charakterystyczne zdarzenia. Jest to utwór kontemplacyjny, skupiony, przeznaczony wyłącznie na 12 głosów a cappella. Dramatyczna historia dzieje się właściwie za dźwiękoszczelną szybą, wykonawcy są tylko przewodnikami.

AN: W Pasji dużo uwagi poświęcił Pan warstwie słownej, potraktowanej bardzo indywidualnie. Ten element jest również wyjątkowo istotny dla opery, która zdaje się szczególnie Pana interesować. Skąd wyróżnienie tej właśnie formy muzycznej i jaki Pana zdaniem powinien być stosunek kompozytora wobec słowa i języka w kompozycji?

DP: Układ tekstu w Pasji był ważnym elementem pracy nad tym utworem. Pisząc tę formę musiałem obrać pewną konwencję, której następnie się trzymałem, co pozwoliło na zwartość formy oraz na sprawniejszą dyspozycję materiału dźwiękowego. I tak podstawą są fragmenty z Ewangelii wg św. Jana przedzielone siedmioma ostatnimi słowami Jezusa na Krzyżu. Niezależnymi utworami inkrustowanymi w dwa fragmenty ewangelii są De profundis (psalm 130) oraz Stabat Mater. Utwór skomponowany jest w ośmiu językach: ewangelia po łacinie, a siedem ostatnich słów w nowożytnych językach europejskich oraz starogreckim, występującym zawsze w basie – jest to język w którym powstała Ewangelia.

Tekst jest podstawą do pracy nad dziełem, w którym werbalnie chcemy przekazać pewną treść. Myślenie o operze zawsze zaczyna się u mnie od poszukiwania tekstu, tematu czy kontaktu ze współtwórcami. Każda z tych metod jest inna: w przypadku opery Manhattan Medea (2008/10) inspiracją była gotowa sztuka teatralna Dei Loher, która po wprowadzeniu skrótów idealnie nadawała się na operę. Świetnie napisany tekst dramatyczny i zawarta w nim historia zbudowała formę, ja jestem tylko interpretatorem tego tekstu za pomocą muzyki. Libretto Wasserstimmen (2010) napisał Przemysław Fiugajski po tym, jak wybrałem temat, była to stara legenda lapońska. Przemysław rozpisał ją na głosy, udramatyzował i umieścił w szpitalu psychiatrycznym. Natomiast moje najnowsze projekty dla Deutsche Oper Berlin powstają w ścisłej współpracy z reżyserami Margo Zalite i Felixem Seilerem, scenografem Larsem Ungerem oraz dramaturgiem Amy Stebbins. Każda z osób wpływa na koncepcję dzieła, co bez wątpienia będzie miało swoje odbicie w muzyce.

AN: Wśród Pana oper kameralnych znajduje się buffa “Dwie myszy i kot” skierowana do najmłodszych melomanów. Jakie wyzwania stawia przed twórcą utwór dedykowany publiczności dziecięcej? Pytanie wydaje mi się istotne ze względu na niezwykle krzywdzącą i pokutującą w środowisku opinię, iż pisanie dla dzieci stanowi dla kompozytora artystyczną ujmę…

DP: Twórczość dla dzieci stawia na pewno inne wymagania, chodzi głównie o możliwości percepcyjne. W Dwóch myszach i kocie postawiłem na kontrasty, poszczególne ogniwa utworu różnią się między sobą w aspektach elementów dzieła muzycznego, ale także w fakturze oraz w traktowaniu tekstu. Na pewno trudniejszym zadaniem byłoby napisanie utworu bez warstwy słownej, która w przypadku opery ułatwia odbiór i już sama w sobie może być atrakcyjna. Twórczość dla młodych odbiorców z pewnością nie stanowi artystycznej ujmy, a raczej stawia kompozytorowi wysoką poprzeczkę. Jestem ciekaw jak moje pomysły sprawdzą się w tej operze, czekam na realizację pełnej wersji.


AN: Pomimo młodego wieku w swoim dorobku ma Pan blisko 80 opusowanych dzieł. Gdzie szuka Pan inspiracji? Często podkreśla się Pana zainteresowania humanistyczne – czy któraś z gałęzi humanistyki jest dla Pana szczególnie ważna w czerpaniu pomysłów?

DP: W mojej twórczości można zauważyć kilka różnego rodzaju inspiracji. Przeważają utwory powstałe pod wpływem kultur starożytnych, przede wszystkim starogreckiej. Temat mitów jest zawsze aktualny i uniwersalny i dla mnie stanowi nieskończoną kopalnię pomysłów, podobnie jest z Biblią, o której Krzysztof Penderecki powiedział, że tylko to dzieło wystarczyłoby na twórczość całego życia. W ostatnim czasie osobną grupę moich kompozycji stanowią utwory inspirowane malarstwem Marka Rothki, charakteryzuje je statyczny przebieg i praca z barwą dźwięku. Jestem twórcą raczej zachłannym, więc czerpię inspiracje z różnych źródeł.


AN: Michał Mendyk w recenzji Pana płyty uznał, iż Pana “muzyka jest jak dobry kryminał: prosto acz inteligentnie skonstruowana, wartka, elokwentna i pełna chwytliwych zagrywek.” Inni podkreślają wyjątkową intuicję harmoniczno – kolorystyczną i świetny warsztat kompozytorski. Czy “Koncert na wiolonczelę i orkiestrę symfoniczną”, który usłyszymy po raz pierwszy podczas piątej edycji katowickiego Festiwalu Prawykonań – Polska Muzyka Najnowsza wpisuje się w powyższe opinie, czy też zaskoczy słuchaczy zupełnie nowym podejściem do materii dzieła muzycznego?

DP: Proces rozwoju twórczego postrzegam jako ewolucję, a nie drastyczne zmiany stylistyczne. W Koncercie na wiolonczelę i orkiestrę symfoniczną starałem się wykorzystać moje doświadczenie w pisaniu na instrument solowy z orkiestrą, jednak utwór nie powiela schematów wcześniejszych kompozycji. W Koncercie starałem się zbudować formę opartą o powracające motywy poddawane permutacjom, wiolonczela stanowi bazę dla “tła orkiestrowego”, które ją wspiera, ale także komentuje i wchodzi w dialog. Nadal interesuje mnie operowanie barwą i możliwości kolorystyczne dużego aparatu, jak również kontrast pomiędzy wiolonczelą liryczną i wirtuozowską.

AN: Pańskie utwory wykonywane są przez czołowych polskich instrumentalistów młodego pokolenia. Partię solową we wspomnianym wcześniej “Koncercie wiolonczelowym” wykona Magdalena Bojanowicz z budującego sobie silną pozycję w środowisku muzycznym TWOgether DUO. Jak wygląda Pana współpraca z solistami podczas narodzin tego typu utworów? Czy jest artysta, z którym szczególnie chciałby Pan współpracować?

DP: Muszę przyznać, że zawsze miałem szczęście do znakomitych, inspirujących i ciekawych osobowościowo muzyków. W większości przypadków komponuję dla dobrze mi znanych osób, które musiały mnie najpierw urzec swoją grą czy śpiewem. Jestem pewny, że wpływa to na kształt utworu i podejmowane decyzje twórcze. Praca nad nowym utworem wygląda w ten sposób, iż na etapie szkiców konsultuję poszczególne fragmenty z muzykami, ale także oczekuję twórczego wkładu pod względem rozwiązań wykonawczych. 

AN: Zdaję sobie sprawę, że być może za wcześnie na formułowanie artystycznego credo, ale jako doświadczony już na wielu polach kompozytor i pedagog być może ma Pan już swoją naczelną zasadę, którą zamierza się kierować?

DP: Nie będę oryginalny i powiem, że moją główną zasadą jest tworzenia piękna, które będzie w stanie innemu człowiekowi zwrócić uwagę na nieznane mu elementy otaczającego go świata, lub te elementy ukazać z zupełnie innej perspektywy.

***

Dariusz Przybylski – organista i kompozytor; ur. 28 lipca 1984, Konin. W latach 2003-08 był studentem kompozycji w klasie Marcina Błażewicza i organów w klasie Andrzeja Chorosińskiego w Akademii Muzycznej w Warszawie. 2006-07 studiował w Hochschule für Musik w Kolonii, kompozycję u Yorka Höllera, kompozycję elektroniczną u Hansa Ulricha Humperta, instrumentację u Krzysztofa Meyera i organy u Johannesa Gefferta, jako stypendysta programu Socrates/Erasmus. W roku 2008 ukończył studia podyplomowe (Solistenklasse/Konzertexam) w klasie kompozycji prof. Wolfganga Rihma w Hochschule für Musik Karlsruhe. Dariusz Przybylski bierze udział w 4-letnim Programie Promocji 13 Kompozytorów Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Uczestniczył w kursach mistrzowskich kompozycji prowadzonych przez m. in. Olgę Neuwirth. W 2005 roku zdobył Główną Nagrodę na VI Konkursie Muzyki XX i XXI wieku dla Młodych Wykonawców w Warszawie zorganizowanym przez Polskie Towarzystwo Muzyki Współczesnej (polska sekcja ISCM). Jest laureatem 6 międzynarodowych i 10 ogólnopolskich konkursów kompozytorskich. Otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2006), Stypendium Młoda Polska (2007), Stypendium Ministra Kultury (2003, 2006, 2009), Stypendium Keimyung Research Foundation (2006). W roku 2006 brał udział w międzynarodowym projekcie kompozytorskim Mozart Pyramid (Wielka Brytania) z okazji roku Mozartowskiego, oraz w projekcie 60 zamówień na 60-lecie Związku Kompozytorów Polskich. Pełni funkcję przewodniczącego Koła Młodych Związku Kompozytorów Polskich. Wydawcą utworów Dariusza Przybylskiego jest Verlag Neue Musik w Berlinie.

Więcej informacji o kompozytorze i jego twórczości wszyscy zainteresowani znajdą na stronie www.dariuszprzybylski.eu

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć