pixabay.com

Meandry

Nora „The Piano Cat”, pies kreator, wieloryby. Zwierzęta mają głos

Nora „The Piano Cat” nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Zwierzęta od zawsze były natchnieniem dla kompozytorów, a nowo powstające utwory z ich udziałem skłaniają do refleksji nad tym, jak muzyka odzwierciedla nasze relacje ze światem zwierzęcym.

Domowa maskotka, narzędzie pracy, dawca pokarmu, wcielenie boga. Zeus przybywający do Ledy w formie łabędzia czy Europa porywana przez bóstwo pod postacią byka… Zwierzęta na zmianę bądź ubóstwiano, bądź pozbawiano uczuć i rozumu, degradowano lub czyniono bohaterami wielkiej literatury. Dzisiaj odzyskują szacunek i uwagę, zyskują podmiotowość. 

Za pomocą dźwięków można mniej lub bardziej wiernie odwzorować odgłosy wydawane przez zwierzęta. Można też pokusić się o próbę oddania ich charakterów za pomocą bardziej złożonych struktur dźwiękowych.

Zwierzęta traktowane jako alegorie ludzkich zalet i przywar, mile widzianych w społeczeństwie albo niepożądanych, stanowiły dla twórców od zawsze poręczne figury, którymi mogli się posłużyć opisując typy ludzkie.

Kompozytorzy naśladowali odgłosy zwierzęce, żeby popisać się swoim warsztatem, by złożyć hołd matce wszystkiego – naturze, by zabawić publiczność. 

Muzyczne portrety zwierząt znajdziemy we wszystkich epokach. Przeważnie robią furorę, chociaż kompozytorzy, być może, woleliby zasłynąć z innych dzieł.

Jednym z najstarszych znanych nam utworów z imitacją zwierzęcych odgłosów jest trzynastowieczny wokalny Sumer Is Icumen In, w którym pojawia się tercja nawiązująca do charakterystycznego kukania kukułki. Wzmianka o ptaku zawarta jest też w samym tekście, w którym autor umieścił dodatkowo onomatopeiczne kukanie – trudno o pomyłkę. Naszej kukułki nie sposób byłoby nie rozpoznać.

Renesans szukający inspiracji w naturze, mocno stojący na ziemi, odkrywa na nowo ludzkie ciało i naturę, wsłuchuje się w ludzki głos, pozwalając mu zabrzmieć w całej palecie jego możliwości i walorów brzmieniowych, dowartościowuje naturę. Baczniej jej się przygląda, bada jej przejawy.  

Jednym z najbardziej dzisiaj popularnych efektów zainteresowania efektami dźwiękonaśladowczymi w muzyce jest Le chant des oiseaux (Śpiew ptaków) Clémenta Jannequina (1485-1558). Punkt kulminacyjny utworu to katalog różnych ptasich odgłosów (wśród których nie mogło zabraknąć i kukania). Utwór jest wesoły, żwawy. Bez wątpienia nie tylko zachwycał słuchaczy, ale i bawił. 

Równie chętnie jak do kukułki kompozytorzy odwołują się do słowika – te dwa ptaki wiodą prym wśród fruwających inspiracji zachodniej muzyki. Ale w renesansowym zoo odkrywamy też i inne zwierzęta, których obecność może nas zaskoczyć. Lutnista na dworze króla Zygmunta Augusta, Valentin Bakfark (1526/30-1576), zapisał się w pamięci potomnych kreśląc muzyczny portret krowy. Wielbicielem muzyka był m.in. Jan Kochanowski, który we frywolnej fraszce pozostawił dla potomnych epitafium kompozytora: „Nie każdy weźmie po Bekwarku lutniej”. Ale tak oryginalne zwierzęta pojawiają się znacznie rzadziej niż ulubione kukułki i słowiki. Girolamo Frescobaldi (1583-1643) pisze instrumentalne Capriccio sopra il Cucho z kukaniem.

Kukułkę portretuje Johann Kaspar Kerll (1627-1693).

Louis-Claude Daquin (1694-1772), uczeń Elisabeth Jacquet de la Guerre, pozostawia po sobie Le coucou z trzeciej suity klawesynowej z czterech wydanych w Premier Livre de Pièces de Clavecin. Daquin, podążający śladami Couperina, chętnie komponuje utwory o charakterze ilustracyjnym – portretuje więc i kukułkę. 

Motywem kukania posługują się Händel czy Haydn. A jednym z głównych bohaterów romantyzmu (również chętnie odwołującego się do natury) staje się pstrąg. Pieśń Franciszka Schuberta z 1817 r. i późniejszy, powstały w oparciu o nią Kwintet fortepianowy A-dur, opowiadają o igraszkach zwinnej rybki pośród fal. Ryby nie wydają wprawdzie głosu, można jednak spróbować oddać muzycznie plusk wody, wywoływany poruszeniami i trzepotaniem ogona pstrąga, jej żwawy nurt… Pląsanie pstrąga oddają powtarzające się figuracje, skoczna linia melodyczna. Historia kończy się jednak źle. Rybka zostaje złapana, ale utwór ostatecznie powraca do pogodnego, a nawet radosnego nastroju. Dzisiejsi wielbiciele zwierząt mogliby mieć sporo wątpliwości co do adekwatności takiego zakończenia…

 
Kukułka ponownie pojawia się w Karnawale zwierząt Camille’a Saint-Saënsa. Wraca jednak w nie byle jakim towarzystwie. Towarzyszą jej egzotyczny żółw, kangury, słoń i inne tajemnicze zwierzęta, cała menażeria. Odgłosów większości tych zwierząt nie znamy. Portretując je Saint-Saëns posłużył się formułą żartu, karykatury, odmalował charaktery zwierząt. Muzyka końca XIX wieku istot żywych nie traktuje raczej zbyt poważnie. Wprawdzie obdarzone są one życiem, ale w czasach rewolucji przemysłowej zdegradowano je do roli tworów niedoskonałych, eksponatów w zoo. Obok kur i koguta, osłów, słonia oraz kangura w cyklu Saint-Saënsa znaleźli się i pianiści, co wiele mówi nie tylko o jego stosunku do wirtuozów fortepianu, ale i do zwierząt. Więcej życzliwości kompozytor okazał tylko łabędziom.
 
Wraz z nastaniem XX wieku, coraz lepiej udaje się dziś kompozytorom odwzorować odgłosy zwierząt, które nie operują przecież ludzkimi wynalazkami – skalami, zachodnią harmonią, ustalonymi z góry częstotliwościami dźwięku. Przekonaliśmy się o tym niedawno słuchając zwierząt śpiewających z Auto-Tunem w mediach społecznościowych. Filmik wzbudził wiele emocji, był udostępniany i komentowany. Twórcy mają dziś do dyspozycji o wiele większą paletę możliwości; mogą dziś posługiwać się nie tylko dysonansami, ale także mikrotonami, wszechobecnymi przecież w naturze, mogą w dowolny sposób rytmizować materiał dźwiękowy, a dzięki elektronice oddawać i naśladować wszelkiego rodzaju brzmienia. We wsłuchiwaniu się w muzykę natury przoduje ambient. 
Olivier Messiaen przełożył na język muzyczny śpiewy ptaków w o wiele bardziej adekwatny sposób niż dawni kompozytorzy, którzy musieli ograniczać się do dostępnych im w ramach obowiązujących reguł wysokości dźwięków. Ptaki są dla tego kompozytora mistrzami, najlepszymi kompozytorami, których on sam jest tylko pokornym uczniem, kopistą.
 

 
Rozwój nauki i nowoczesnych technologii pozwolił w XX wieku usłyszeć dźwięki wydawane także przez inne, mniej znane istoty żywe, oprócz tych, które już doskonale znamy – kukułki, krowy, osła. Sensacją okazało się odkrycie możliwości wokalnych i twórczych wielorybów. Ssaki te potrafią wydobywać dźwięki przeróżnych rodzajów. „Śpiewają”, tworząc skomplikowane rytmicznie i melodycznie sekwencje. Nagrania głosów wielorybów w latach 70. dokonał Roger Payne (Songs of the Humpback Whale z 1970 r. i Deep Voices z 1977 r.). 


Ale kompozytorzy poszli o wiele dalej, inspirując się śpiewem tych ogromnych ssaków morskich, naśladując wydawane przez nie dźwięki. Uczynił tak np. George Crumb w utworze Głos wieloryba (Vox Balaenae) na flet, fortepian i wiolonczelę. Nie ma tu już mowy o karykaturze czy żarcie muzycznym. Kompozytor jest zafascynowany muzykalnością morskich ssaków, próbuje uchwycić estetykę ich śpiewu, a także tajemniczą, odrealnioną aurę miejsca, które stało się scenerią ich pieśni. 
 

 

A dziś? Jak się niedawno okazało, kot solista nikogo już nie zdziwi. Raczej zachwyci. Filmik rejestrujący wykonanie Catcerto – utworu litewskiego kompozytora Mindaugasa Piečaitisa w wykonaniu Belgrade Philharmonic Orchestra bije rekordy popularności na YouTube. W chwili, gdy powstaje ten tekst tylko na kanale samego kompozytora video ma blisko 8 milionów wyświetleń. Czy była to tylko wprawka kompozytorska, czy próba przypodobania się publiczności, tak czy inaczej, kotka Nora, która gra na fortepianie stała się uczestnikiem dzieła. Chociaż wciąż nie można jej nazwać partnerem, a tylko „tworzywem”, obecna jest jednak na scenie i prowadzi narrację, za którą podążają kompozytor i ludzcy muzycy.

Od chwili powstania Karnawału zwierząt mija ponad sto lat. W tym relatywnie niedługim czasie nasz stosunek do zwierząt radykalnie się zmienił. Zmienił się także stosunek kompozytorów do natury. Przyroda jest dziś wszystkowiedząca i wszechmogąca. Człowiek pozostaje w jej władzy i ma się raczej od niej uczyć niż „czynić ją sobie poddaną”. Chcemy o nią dbać. Natura ma moc uzdrawiania – pouczają nas o tym nie tylko wiedza potoczna i medycyna naturalna. Muzycy angażują się w akcje ratowania planety. Teledysk nakręcony dla Greenpeace przez włoskiego kompozytora muzyki filmowej Ludovica Einaudiego, grającego na fortepianie ustawionym platformie na krze lodowej był jednym z elementów akcji nagłaśniania problemu zmian klimatycznych i miał uświadomić zagrożenia wiążące się z jednym z jego przejawów – topnieniem lodowców.   

Agnieszka Stulgińska w utworach FMYF OMYF, które zabrzmiały po raz pierwszy na Warszawskiej Jesieni w 2019 r. idzie jeszcze dalej niż Piečaitis w Catcerto czy George Crumb w Głosie wieloryba. Oddaje psu batutę i przyjmuje jego perspektywę. Przygląda się rzeczywistości z perspektywy czworonoga, który staje się kreatorem ukazującego nam się świata. Zwierzę prowadzi narrację, błądząc w gąszczu rzeczy, ludzkim silva rerum, a my tylko za nim podążamy. Utwór wymusza zmianę optyki i sposobu myślenia o zwierzętach, burzy utrwaloną historycznie hierarchię. A jeśli w istocie zwierzęta są mądrzejsze od nas? Pies jako twórca i dyrygent – niektórzy dyrygenci mogliby się obrazić! Na szczęście nie wszyscy.

Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

ZAiKS Logo

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć