Okładka płyty „Rosna”

recenzje

Duch kobiecego śpiewu

Etniczność jest w modzie. Wystarczy obejrzeć ofertę pierwszego lepszego stoiska z pamiątkami – niezależnie od położenia geograficznego nasz wzrok prędko napotka kubki, magnesy, podkładki, torby i koszulki przyozdobione wariacjami na temat łowickich i kaszubskich motywów. Sklepy odzieżowe kuszą chustami stylizowanymi na góralskie i tkaninami inspirowanymi tradycyjnymi ubiorami ludowymi. Podobnie jest w sklepach papierniczych, księgarniach czy pasmanteriach. Trend ten nie omija także kultury – zarówno tej wysokiej (vide obwołanie 2014 rokiem Oskara Kolberga, zaś 2016 – upamiętniającym Antoniego Kalinę i wszystkie wydarzenia temu towarzyszące), jak i popularnej (eurowizyjny przebój My Słowianie duetu Donatan & Cleo). Ostatni przykład pokazuje, że w muzyce – tak jak w pozostałych wymienionych obszarach – taki stan rzeczy otwiera drogę twórczości utrzymanej w stylistyce, która przez wielu może być uznana za nieco tandetną, jarmarczną, a na pewno bardzo spłycającą pojęcia etniczności, tożsamości i tradycji. Na szczęście jednak moda na „powrót do korzeni” daje także pole do rozwoju przedsięwzięciom bardziej ambitnym, usiłującym czerpać z autentycznej kultury dawnej wsi, a nie z jej upudrowanej, rumianej, kolorowo ubranej wersji. Zdecydowanie do tej drugiej grupy można zaliczyć gdański zespół Laboratorium Pieśni, który niedawno wydał swój pierwszy krążek: Rosna.

Założony przez Alinę Jurczyszyn, absolwentkę Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, oraz Kamilę Bigus, absolwentkę Akademii Muzycznej w Gdańsku, zespół działa od 2013 roku, wciąż więc można zaliczyć go do młodych grup sceny muzycznej. Gdańskie pieśniarki mają już jednak na swoim koncie liczne koncerty, w tym występy na Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym oraz na świnoujskim FAMA Festival. Na tym ostatnim, w 2014 roku, otrzymały Nagrodę Tryton dla największej osobowości artystycznej wydarzenia. Poza działalnością koncertową grupa realizuje badania terenowe w poszukiwaniu „nowej-starej muzyki” (dotąd odbyły się one trzykrotnie: na Dolnym Śląsku, Kaszubach oraz w Albanii). Założycielki zespołu prowadzą także warsztaty śpiewu[1].

Pieśni / fot. udostępnione przez zespół

Specyfiką Laboratorium Pieśni jest wykonywanie tradycyjnych pieśni z różnych zakątków Europy w opracowaniu wielogłosowym i to właśnie taki repertuar znajdziemy na płycie. Obok pieśni polskich, ukraińskich i białoruskich usłyszymy więc utwory bośniackie, bułgarskie, tradycyjną pieśń fińską, a nawet utwory należące do tradycji mniejszości etnicznych – łemkowską i gorańską. Niektóre z nich – jak piękna ukraińska piosenka Oj u Poli czy białoruska Reczańka – wykonywane są w tradycyjnych wersjach, jednak większość występuje w aranżacjach stworzonych przez zespół. I to właśnie aranżacje zwróciły moją uwagę – niestety, niekoniecznie w pozytywnym sensie, choć muzycznie płyta ma wiele walorów.

W dołączonej do płyty książeczce czytamy, że wykonawczynie opętał duch kobiecego śpiewu. Dalej znajdujemy rozwinięcie tego stwierdzenia – kobiecy ma tu oznaczać wolny, dziki, intuicyjny, improwizowany, a jednocześnie zgodny z naturą, oparty na tradycji, historii, zwrócony ku przodkom, rytuałom. (…)[2]. I prawdopodobnie właśnie w tej intuicyjności tkwi problem: wielogłos, w którym rozbrzmiewają opracowania, w większości przypadków jest dość zbliżony i przywodzi na myśl współbrzmienia właściwe dla pieśni białoruskich. W połączeniu ze specyficzną barwą białego śpiewu i częstym stosowaniem jednostajnych rytmów wybijanych na bębnach daje to wrażenie monotonii i skutkuje zatarciem unikalnego charakteru melodii, pochodzących przecież z różnych, także pod względem muzycznym, zakątków Europy. Klasycznym wyjątkiem potwierdzającym regułę jest tutaj Käppee – fiński utwór wyróżniający się na tle pozostałych szybkim tempem, prostą melodią złożoną z krótkich, ostinatowych motywów i niewielkim ambitusem głosów. Z pewnością jednak nie bez znaczenia jest fakt, że jest to jedyny numer, którego pierwowzór nie funkcjonował w tradycji muzycznej swojego kraju, Käppee jest bowiem kompozycją fińskiej grupy folkowej Värttinä i inspiracja oryginalnym opracowaniem zespołu jest w aranżacji Laboratorium wyraźnie słyszalna.

Käppee w wykonaniu Laboratorium Pieśni

Pewne wątpliwości może budzić także stosowane przez artystki instrumentarium: obok skrzypiec i drobnych instrumentów perkusyjnych występuje tu indyjskie shruti box (jego przenikliwe, burdonowe brzmienie w tym kontekście przypomina nieco dudy) oraz pochodzące z Ameryki Północnej bębny szamańskie. Instrumenty spoza naszego kręgu kulturowego wydają się w pewnym sensie nie na miejscu w tradycyjnym, europejskim repertuarze, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę deklarowaną przez wykonawczynie chęć opierania się na tradycji i historii.

Mimo powyższych obiekcji krążek stoi jednak na wysokim poziomie. Przede wszystkim młodym pieśniarkom nie można odmówić świetnego warsztatu. Choć praktykowany przez nie biały śpiew, ze względu na swą specyfikę, mógłby sprzyjać pojawianiu się pewnych niedokładności intonacyjnych, współbrzmienia prezentowane przez dziewczyny przez cały czas brzmią nienagannie. Jednostajność dynamiczną (także właściwą dla wybranej przez nie techniki) rekompensuje perfekcyjna artykulacja i świadome prowadzenie fraz. Za plus można uznać także to, że udało im się zrealizować ich założenie: stworzyć składankę „dziką i kobiecą”. Transowe rytmy przeplatające się z onomatopeicznymi, przypominającymi ptasie okrzyki zawołaniami rzeczywiście mają w sobie coś z rytuału, a nieskrępowanie i naturalność, z jakimi artystki podchodzą do wykonania kolejnych opracowanych w tym duchu utworów, tchną zmysłowością, której nie powstydziłyby się hollywoodzkie ikony kobiecości – inną w wyrazie, ale równie niezaprzeczalną.

U lisi

Obrazu całości dopełnia oprawa graficzna płyty – zgrabny kolaż grafik oraz zdjęć (i jedne, i drugie autorstwa Magdaleny Czajki). Wszystko utrzymane w tak zwanych barwach ziemi, z przewagą brązów i zieleni oraz mieniących się światłem zachodzącego słońca pejzaży. Na tym tle występują bohaterki płyty: odziane w proste, płócienne ubrania, długie spódnice i barwne chusty, z przegubami przyozdobionymi kolorowymi paciorkami i ptasimi piórami powpinanymi w rozpuszczone włosy. Współczesne pieśniarki. Członkinie Laboratorium Pieśni.

Komu poleciłabym Rosna? Wszystkim tym, którzy tęsknią za muzyką tradycyjną w mniej sentymentalnej odsłonie, ale jednocześnie nie czują się gotowi na spotkanie z materiałem zupełnie surowym, jaki oferuje na przykład wydana przez Polskie Radio Muzyka Źródeł. Droga obrana przez gdańskie pieśniarki nie każdemu musi się podobać, jednak ci, którzy zdecydują się na nią wkroczyć, zapewni blisko godzinę obcowania z rzeczywistością muzyczną diametralnie inną od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni.


Przypisy:

[1] https://laboratoriumpiesni.pl/zespol [dostęp: 14.03.2016]

[2] Książeczka dołączona do płyty.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć