plakat XXV Festiwalu Mozartowskiego, materiały prasowe

recenzje

Efekt Mozarta. Echa XXV Festiwalu Mozartowskiego

Już po raz 25 odbył się Festiwal Mozartowski – najważniejsze, a zarazem najbardziej znane artystyczne przedsięwzięcie Warszawskiej Opery Kameralnej. Od 7 czerwca do 25 lipca mogliśmy uczestniczyć w Weselu Figara, kontemplować Requiem czy zaśmiewać się przy dźwiękach Czarodziejskiego fletu.

A wszystko to dzięki wieloletniemu dyrektorowi Warszawskiej Opery Kameralnej, Stefanowi Sutkowskiemu i reżyserowi Ryszardowi Perytowi, którzy w 1991 roku zainicjowali powstanie festiwalu[1]. Impulsem stała się 200. rocznica śmierci Wolfganga Amadeusza Mozarta[2] (notabene, w przyszłym roku minie 260 lat od jego urodzin). Muzyka wiedeńskiego kompozytora pewnie przez kolejne stulecia będzie stale obecna na estradach całego świata, gwarantując wyprzedane bilety i kolejki grzecznie oczekujących na wejście po ostatnim dzwonku.

Znalazłszy się w tej grupie widzów, z ulgą przyjęłam widok wolnego miejsca siedzącego. Kilka foteli dalej kątem oka dostrzegłam swojego kolegę – studenta dyrygentury, któremu udało się w dniu przedstawienia kupić bilet. Panu Asystentowi w końcu się należy – pomyślałam [Łukasz Olechnowicz pełnił funkcję asystenta dyrygenta m.in. w Weselu Figara, wystawianym przez studentów UMFC 22.07. w WOK[3]].

Usadowiwszy się wygodnie, mogłam już całkowicie oddać się magii Czarodziejskiego fletu. Orkiestra prowadzona przez Rubena Silvę zagrała bardzo dobrze. Wyważone tempa, kontrasty dynamiczne, świetne proporcje pomiędzy zespołem a solistami pozwalały z przyjemnością śledzić losy bohaterów. Zdarzały się niedociągnięcia intonacyjne, ale nie wpłynęły na odbiór całości. Wszystkie partie wokalne były zaśpiewane czysto, z bardzo dobrą dykcją i dużym ładunkiem emocjonalnym. Szczególnie zasłużyli się, moim zdaniem, następujący bohaterowie: Pamina (Olga Pasiecznik), Królowa Nocy (Aleksandra Resztik), Tamino (Tomasz Krzysica) oraz Sarastro (Dariusz Górski). Świetnie zarówno pod względem wokalnym, jak i aktorskim zaprezentowali się: Papagena (Justyna Stępień), Trzy Damy (Marta Wyłomańska, Gabriela Kamińska, Monika Ledzion), Papageno (Andrzej Klimczak) oraz Monostatos (Wojciech Parchem). Znakomite, moim zdaniem, libretto Emanuela Schikanedera, obok elementów komicznych, np. tchórzliwego gaduły ptasznika Papagena czy Papageny-staruchy, zawiera przesłania moralne: wysiłek zostaje nagrodzony, dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane. Słuchając Czarodziejskiego fletu w bardzo dobrym wykonaniu[4], chce się wierzyć, że prawdy kultywowane w romantyzmie są wciąż żywe. Przynajmniej, zakończona sukcesem, ogromna praca zespołu Warszawskiej Opery Kameralnej została nagrodzona gromkimi brawami.

Podobnie zareagowała publiczność po koncercie w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego. 15 lipca pod batutą Przemysława Fiugajskiego zabrzmiały: Uwertura do opery Don Giovanni KV 527, Symfonia koncertująca Es-dur na skrzypce, altówkę i orkiestrę KV 364 oraz Symfonia D-dur „Haffnerowska” KV 385[5]. Partię skrzypiec wykonywał Grzegorz Lalek, a altówki – Piotr Chrupek. Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej Musicae Antiquae Collegium Varsoviense prezentuje bardzo wysoki poziom. Myślę, że duża w tym zasługa dyrygenta. Przemysław Fiugajski na estradzie był niezwykle ekspresyjny, a przy tym precyzyjny. Odpowiednio dobrał tempa, eksponował „efekt echa”. Orkiestra zagrała czysto, równo, ekspresyjnie, co w bardzo dobrej akustyce i pięknym wnętrzu Sali Wielkiej wywołało burzę oklasków zakończoną bisem. Soliści również zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali zarówno wirtuozerię, jak i muzykalność. Byli zgrani między sobą, ale też świetnie współpracowali z orkiestrą. Jeśli kiedyś natrafią Państwo w programie na przywołane nazwiska, bez wahania radzę wybrać się na koncert.

Muzyka Mozarta, czasem lekka, zwiewna, elegancka, innym razem gwałtowna i dramatyczna, wciąż urzeka. Może dlatego, że proste melodie mogą oddać wszystkie ludzkie emocje? Słuchając powtórnie finału Symfonii „Haffnerowskiej” i podziwiając wspaniały plafon Sali Wielkiej Rozwikłanie Chaosu[6]  doświadczyłam katharsis. Nie jestem naukowcem, więc powstrzymam się od głosu w kwestii tzw. Efektu Mozarta[8] – dodatniego wpływu muzyki barokowej i klasycznej, w szczególności wiedeńskiego mistrza, na iloraz inteligencji u dzieci[7]. Wiem jedno: optymizm i piękno dzieł genialnego Austriaka pozwala oderwać się chociaż na chwilę od zabieganej, czasem trudnej codzienności. Muzyka Wolfganga Amadeusza każe wierzyć w człowieka i z nadzieją patrzeć w przyszłość. To jest mój osobisty Efekt Mozarta, którego wszystkim Państwu życzę.



[1]https://www.kulturalna.warszawa.pl/wydarzenia,1,97568,XXIV_Festiwal_Mozartowski_w_Warszawie.html?locale=pl_PL, stan z 25.07.2015.

[2] Ibid.

[3] https://teatralna-warszawa.blogspot.com/, stan z 25.07.2015.                                                   

[4] https://www.operakameralna.pl/index.php?27062015, stan z 25.07.2015.

[5] https://www.operakameralna.pl/index.php?15072015, stan z 25.07.2015.

[6] https://www.zamek-krolewski.pl/zwiedzanie/wnetrza/apartament-wielki, stan z 25.07.2015.

[7] https://nicprostszego.natemat.pl/3359,falszywa-nuta-efektu-mozarta, stan z 26.07.2015.

[8] https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Mozarta, stan z 25.07.2015.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć