Materiały promcyjne z oficjalnego profilu festiwalu na Facebooku, autorstwo: www.kadr.org.pl

recenzje

Jarocin Not Dead. Synteza

Zakończona w niedzielę najnowsza edycja jarocińskiego festiwalu okazała się nie lada sukcesem komercyjnym, jak i artystycznym. Odbywające się w tym roku koncerty przełamały fatalną passę festiwalu, dając jednocześnie wyraźny sygnał, że impreza ta kryje w sobie olbrzymi potencjał i w niedalekiej przyszłości ma szansę z powrotem stać się jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych w Polsce.

Organizowane w latach 80’ w Jarocinie festiwale były jednymi z najważniejszych wydarzeń w historii polskiej muzyki rozrywkowej, przez wiele lat nosiły miano największego festiwalu muzyki młodzieżowej w państwach bloku wschodniego. Dla wielu osób Jarocin był jedyną szansą by usłyszeć zespoły spoza kręgu muzycznego promowanego w mediach, i choć w Jarocinie pojawiała się muzyka niezwykle różnorodna, jak blues, heavy metal, czy reggae, to gatunkami, które trwale wykreowały jego obraz pozostają punk rock i nowa fala. W Jarocinie na jednej scenie obok zespołów szerzej znanych, pojawiały się także grupy nowe, mało popularne, nie posiadające jeszcze żadnych studyjnych nagrań, dziś zaś powszechnie zaliczane do kanonu polskiej muzyki rockowej.

Poza aspektem muzycznym, festiwal ten spełniał bardzo ważną rolę społeczną. Jarocin stał się dla młodych ludzi swego rodzaju odskocznią od szarej rzeczywistości, enklawą, w której można było poczuć się swobodnie. Stał się miejscem spotkań członków różnych subkultur z całego kraju.

Jednak tak istotna rola, jaką festiwal zaczął pełnić, stała się dla niego sporym problemem wraz z nastaniem zmian ustrojowych. Po transformacji systemowej, w zupełnie innym kontekście kulturowym, Jarocin nie potrafił odnaleźć dla siebie nowej drogi. Próbując przeistoczyć się w festiwal o charakterze bardziej komercyjnym, został z miejsca posądzony o zdradę ideałów, których kiedyś był symbolem, a wszystkie próby dostosowanie Jarocina do nowych czasów spotykały się na ogół z ostrą falą krytyki ze strony publiczności pamiętającej czasy „tamtych Jarocinów”.

Problem ze znalezieniem dla Jarocina właściwej formuły był tak istotny, że festiwal dwukrotnie znikał z mapy polskich imprez muzycznych. Po raz pierwszy zawieszono go na 6 lat, po edycji z roku 1994, z powodu ostrych starć publiczności z jarocińską policją. Następnie – na 5 lat – po nieudanej reaktywacji w roku 2000, podczas której, w ramach protestu przeciwko zmianie kształtu muzycznego festiwalu, m.in. obrzucono jajkami podczas występu hiphopowy skład Kaliber 44.

Choć od roku 2005 Jarocin odbywa się już cyklicznie, nadal wydaje się on festiwalem pozbawionym jednoznacznej wizji, jaką w przeszłości nadawał mu Walter Chełstowski. Ten brak spójności pomiędzy kolejnymi odsłonami Jarocina można tłumaczyć ciągłymi zmianami personalnymi na stanowisku dyrektora artystycznego festiwalu, a co za tym idzie odrębnymi koncepcjami jego rozwoju, efektem czego próby reaktywacji Jarocina przez jego nowych organizatorów jawią się swoistym rozdwojeniem jaźni. Z jednej strony mamy widoczną chęć stworzenia dużego, nowoczesnego wydarzenia z zagranicznymi gwiazdami i dobrą muzyką (niekoniecznie związaną z kojarzonymi z Jarocinem gatunkami muzycznymi); z drugiej strony zaś, nieśmiałą próbę nawiązania do jego muzycznych tradycji, np. poprzez organizowanie konkursów dla młodych zespołów czy wykorzystania w logo festiwalu znaczka „czerwoni w okrążeniu” autorstwa Zbigniewa Szymańskiego.

Materiały promocyjne

Wartości, które kiedyś cechowały Jarocin, pod jego nieobecność na polskiej mapie festiwalowej zostały w naturalny sposób przejęte przez inne imprezy, odbierając mu tym samym jego wyjątkowość. Dziś za enklawę wolności powszechnie uważa się organizowany przez Jerzego Owsiaka Przystanek Woodstock, ostoją muzyki alternatywnej został natomiast Off Festival Artura Rojka. Jarocin bez wyraźnego nawiązania do własnej legendy, bez nadania mu szerszego znaczenia ideowego, pozostawał tworem koncertowo przypominającym bardziej juwenalia niż festiwal z wieloletnimi tradycjami. Próbie zaznaczenia historycznego znaczenia festiwalu i wypromowania imprezy miało pomóc otwarcie Spichlerza Polskiego Rocka, którego budowę wstrzymały władze miasta, tłumacząc się brakiem funduszy na kulturę. Wszystko to sprawiło, że festiwal w Jarocinie do tej pory nie rozwinął w pełni drzemiącego w nim potencjału.

Sporą dawkę nadziei na przyszłość imprezy przyniosła jej tegoroczna odsłona, w której pierwsze skrzypce zagrały polskie zespoły wpisywane w nurt muzyki silnie związanej z tradycją festiwalu. Koncerty TZN Xenna, KSU, urodzinowy występ Kultu, Starych Sida, czy nawet żywiołowe wersje punkowych “evergreenów” w wykonaniu Arki Noego zgromadziły pod jarocińską sceną dużo większą ilość słuchaczy niż koncerty Zachodnich wykonawców. I to zdaje się być receptą na sukces przyszłych “Jarocinów”. Organizatorzy powinni postawić głównie na muzykę polską, zarówno tę nowszą, słuchaną głównie przez młodzież, ale przede wszystkim (póki to jeszcze możliwe), prezentować dokonania zespołów, które kiedyś świętowały w tym miejscu swoje pierwsze sukcesy. Odbudować legendę Jarocina bazując na jego historii, stworzyć festiwal łączący pokolenia miłośników polskiego rocka, bo w tej dziedzinie ciągle nie mamy się czego wstydzić.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć