recenzje

Kontrabas + elektronika

W ramach  tegorocznej edycji festiwalu Musica Electronica Nova, 22.10 we wrocławskim Ossolineum miał miejsce koncert pod hasłem Kontrabas + elektronika.

Rytmické etudy Bohuslava Martinů, czeskiego kompozytora urodzonego w 1890 r., to dzieło o charakterze neoklasycznym, impresjonistycznym z elementami jazzu, które może wydawać się niecodziennym wyborem jak na festiwal poświęcony muzyce elektronicznej. Niemniej jednak utwór z 1932 roku w autorskiej aranżacji wykonawcy interesująco rozpoczął koncert.

Jean Pierre Robert, francuski kontrabasista, na co dzień zajmujący się muzyką nową, zagrał go niezwykle lekko, jakby opowiadając jakąś historię. Sposób narracji można by porównać bardziej do aktora niż muzyka-solisty, który snuje swą opowieść, czasem o rzeczach lekkich, zwykłych, codziennych, a czasem smutnych i melancholijnych. Gdy podążałam  za opowieścią, niektóre fragmenty wydały mi się bardzo prywatne, jakby solista grając, mówił bardziej do siebie, a nie do publiczności.

Może nie było to najbardziej porywające, czyste i nieskazitelne wykonanie, ale według mnie dzięki temu nabrało introwertyzmu, który pozwolił zbudować bliską, a jednocześnie bardzo subtelną więź między wykonawcą a odbiorcami.

Drugi utwór to kompozycja Wojciecha Błażejczyka, młodego kompozytora związanego ze środowiskiem warszawskim, nosząca tytuł LoPassHiCut z 2013 r. Kompozytor w opisie utworu przyznaje, że chciał uwidocznić bogactwo brzmieniowe kontrabasu wspierając je warstwą elektroniczną, na zasadzie interakcji tych dwóch nośników, które wspólnie miały kształtować dźwięk.W praktyce idea ta sprowadziła się do wydobywania różnych odgłosów, które następnie pojawiały się, odpowiednio zniekształcone przez elektronikę. Całość można by opisać jako ciekawą lekcję instrumentoznawstwa. Publiczność, zwłaszcza młodzi kompozytorzy – a tych na sali nie brakowało! – mogli zobaczyć jak wiele różnych dźwięków da się wydobyć z tak klasycznego instrumentu jakim jest kontrabas. Nowoczesne techniki stosowane przez Błażejczyka to m.in. uderzanie w instrument kamertonem, szklaną fiolką, pałkami perkusyjnymi czy tłumienie strun ramieniem. Pojawiały się też różne nawiązania, np. do ambientu czy brzmienia afrykańskich bębnów. Jednakże wiele różnobarwnych pomysłów i chęć pokazania ich wszystkich w jednym utworze, zadziałały na niekorzyść spójności formy, w której jeden segment nie korespondował z następnym. Zaczęło się obiecująco a skończyło niestety kalejdoskopowym, stylistycznym przesytem.

Trzecim utworem było Esplorazione del bianco I Salvatore Sciarrina z 1986 r. Ideą kompozycji jest  zagłębienie się w biel, oddanie dźwiękiem barw, które w sobie zawiera – nieuchwytnych dla zwykłego spojrzenia.

Ta niesamowicie zwiewna i ulotna kompozycja oparta była głównie na strumieniach flażoletów, a wykorzystując zabiegi typowe dla twórczości Sciarrina, przywodziła na myśl pulsującą, jasną i poszarpaną tkankę.

Jean-Pierre Robert wyeksponował jej walory różnicując brzmienie kontrabasu, tworząc wokół siebie delikatną, niewidzialną aurę, która – gdyby  się zastanowić i zaufać sugestii kompozytora – rzeczywiście miała jakość podobną do jakości bieli.

Ostatnim utworem wykonanym podczas koncertu była kompozycja Kaiji Saariaho – Folia z 1995 r. To dzieło, jako jedyne, zwróciło uwagę na kontrabas jako instrument o ciemnej, niskiej barwie, która w jakimś sensie stanowiła podstawę utworu. Saariaho wykorzystała całą pełnię brzmienia, w niesamowicie wrażliwy i typowy dla niej sposób operując możliwościami wykonawczymi. Warstwa elektroniczna również została użyta w bardzo subtelny sposób – nie narzucała się, nie wprowadzała nowego materiału, tylko delikatnie wspomagała grę instrumentu. Elementem formotwórczym stała się faktura. Genialnie posługując się brzmieniem kontrabasu, Saariaho tworzy gęstą, prawie namacalną powierzchnię dźwiękową, przywodzącą na myśl szarą, chropowatą, zimną skałę, do której czasem docierają błyski światła. Kontrabasista przedstawił obraz niezwykle sugestywnie, wydobywając najmniejsze detale.

Warto wspomnieć, że w programie zaplanowany został utwór Jagody Szmytki self double self, który nie został wykonany ponieważ… nie został ukończony. A szkoda, bo Szmytka – interesująco rozwijająca się młoda kompozytorka – mogła zaskoczyć nas ciekawą propozycją.

Słabą stroną koncertu była jego organizacja, program nie odpowiadał kolejności wykonywanych utworów, a ich chaotyczne opisy również nie były zbyt pomocne.

Mimo tych drobnych niedociągnięć i faktu, iż sam koncert nie pokrywał się z hasłem tegorocznej edycji festiwalu (Scena i ruch), uważam, że był on jednym z ciekawszych wydarzeń.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć