Okładka płyty

recenzje

Małe piosenki na fortepian i taśmę. Najnowsza płyta Domowych Melodii

Kiedy wiele miesięcy temu usłyszeliśmy o zespole nagrywającym swoje piosenki w króliczych uszach, w lo-fi i w całkiem dobrym humorze – piosenki, które w dodatku nie tak łatwo kupić – okazało się, że społeczeństwo bardzo potrzebuje takich nietypowych, warsztatowych, „znormalniałych” muzycznych rozwiązań. Potrzebuje prostoty, której nie zapewniają ani wyretuszowane teledyski mainstreamowych gwiazd, ani ich wyretuszowane hity z dyskotek.

Pomysł pracy w domowych warunkach, m.in. stworzenia w tychże warunkach albumu muzycznego, który można zakupić jedynie u autorów, sprawił, iż Domowe Melodie już na starcie stały się towarem niszowym – projektem przemyślanym, nienachalnym, starannie słuchaczom i mediom dozowanym. Sprawiającym wrażenie zupełnie obojętnego na gorący oddech komercji.

Oryginalność i artystyczna ekstrawagancja grupy od 2012 roku idzie ramię w ramię z jej estetyczną powściągliwością. Swoją pierwszą płytę zespół zatytułował przewrotnie: Domowe melodie. Wydany dwa lata później album numer dwa nosi tytuł: 3. Można zatem – w myśl potocznego przekonania, że druga płyta to swoisty test dla artysty – zażartować, iż w trosce o opinię o tym wydawnictwie, trio uniknęło drugiej płyty, wydając zestaw dwupłytowy, czyli automatycznie wypuściło na rynek trzeci krążek. Przypuszczenia te jednak muszą pozostać w sferze żartów – głównie dlatego, że Domowe Melodie to już marka sama w sobie – społecznie poważana, bo wypracowana, a nie zdobyta. I, zdaje się, dosyć trwała. – Muzyka nam wystarcza (…). Nie potrzeba nam sukcesów[1] – mówi w jednym z wywiadów Justyna „Jucho” Chowaniak – autorka tekstów, kompozytorka i menedżerka grupy, zapytana o ewentualną pokusę pławienia się w blichtrze sławy.

3 to album bardzo bogaty materiałowo, a więc dostarczający okazji do wielu analiz, choć także do porównań – przede wszystkim z pierwszą płytą zespołu. Efekt tych porównań potwierdza – mimo nadal bardzo twórczych i szalenie istotnych dokonań grupy – wyjątkowy charakter i czar debiutanckiego krążka. Odbiorcy Domowych Melodii i ich alternatywnego konceptu po długim oczekiwaniu zostali wszak nasyceni aż dwudziestoma dwoma piosenkami. Zastanawiam się, czy to nie nazbyt wiele dobrego? Przepiękny, w wysmakowany sposób wydany album, mieszczący w sobie podwójną dawkę muzyki, może przecież rozproszyć uwagę słuchacza. Zwłaszcza jeśli w ten pomysł specyficznie akustycznego grania wpisana jest możliwość (czy też niebezpieczeństwo) wtórności. Ileż wszak lirycznych a nowatorskich ballad z subtelnym akompaniamentem fortepianowym można napisać?

Inną sprawą jest ta, że Domowe Melodie rozwijają się muzycznie i, co istotne, członkowie zespołu mają wszelkie predyspozycje ku temu, by był to rozwój muzycznie intelektualny, muzycznie mądry. Pozostała w mocy taka koncepcja strukturalna tego tria, w myśl której to Justyna Chowaniak jest wokalistką i liderką (choć może nie tak chciałaby być nazywana), a Staszek Czyżewski i Kuba Dykiert w sposób niezastąpiony Jej towarzyszą. Mimo tego, skrótowo wyrażonego, układu sił – Domowe Melodie to twór ze wszech miar spójny i wszelkie podziały czy hierarchie personalne są tu nie na miejscu.

Do mocnych i reprezentatywnych stron zespołu w świetle najnowszego albumu należą te, z którymi kojarzymy ową grupę nie od dziś: niezależność, oryginalność ujęcia, ciągłe wyzwalanie się spod więzów stereotypowego myślenia i wykonywania muzyki, mówienie o ważnych sprawach w sposób niebanalny, nieoczywisty oraz poczucie humoru. Wątki buntownicze, pewnego rodzaju apolityczność, sprzeciw wobec zastanej rzeczywistości zostają na tej płycie wyostrzone (jak na przykład w P. Prezydencie). Tak skrajne stanowisko wobec spraw publicznych jest jednak równoważone postawą afirmacji względem tego, co bliskie, domowe – zupełnej akceptacji codzienności, z wszystkimi jej trudami (Pamiętam, Rycerz, B.R.Z.Y.D.A.L.A.).

Świetne, rozpoetyzowane teksty Justyny Chowaniak to jedne z lepszych dziś w polskiej muzyce. Choć w dużej mierze poświęcone relacjom damsko-męskim, wyzyskujące z tego zagadnienia nowe perspektywy, to jednak niestroniące też od innych tematów, które z pewnością interesują słuchaczy: tematu samotności, wrażliwości, życiowych rozterek, relacji międzyludzkich (Wilkiem, Ścisz.to, Jajo, Wstydzę się), a nawet wszechobecności współczesnej kultury (Techno). Mimo że do grona odbiorców Domowych Melodii z pewnością zaliczają się przedstawiciele różnych grup wiekowych, śmiem twierdzić, że przekaz zespołu jest szczególnie bliski ludziom młodym.

Nieco odważniej poczynają sobie artyści w materii stosowanego słownictwa. Frywolne fikołki w zakresie leksyki i stylistyki były już widoczne na pierwszej płycie – teraz swoboda ta poszła dalej. Pewne nurty tych wędrówek należałoby nazwać korzystaniem, primo, ze stylu  potocznego, kolokwialnego, młodzieżowego (także internetowego) – „zimno mi no”[2], „Niedotykane jajo/ co ludzie mi wmawiajo”[3], „Jacósiu”[4], secundo (nie bez związku z poprzednim), z wulgaryzmów. O ile zabiegi nawiązywania do potoczności, nierzadko potoczności wysublimowanej (takiej, kiedy to ludzie wykształceni specjalnie popełniają błędy ortograficzne czy fonetyczne i jest to dla nich sposób na integrację własnej grupy społecznej) są interesujące, o tyle zastosowanie wulgaryzmów (kilkakrotnie na całym albumie) może już wystawiać na próbę gust i wytrzymałość odbiorcy. Recepcja tych utworów będzie więc zależała od indywidualnych preferencji słuchaczy w zakresie wulgarności języka i ich oceny tego, czy słowa „nieprzystojne” pełnią tu jakąś istotną funkcję. Niezależnie od wyżej wspomnianych praktyk, w tekstach napotykamy kunsztowną zabawę słowem (w Rio np. wykorzystanie homonimu: „gdy się w nocy pocę potem zimno”[5]). Całe mnóstwo przypadków to jednak teksty bardzo na poważnie – doniosłe, dostojne (Wilkiem, Ścisz.to, Wschód, Podobna, Cicho), co dowodzi tego, że Domowe Melodie to zespół mający wiele do powiedzenia.

Na uwagę zasługuje także mnogość wykorzystywanych na najnowszym albumie środków muzycznych – mimo ograniczonych, jak mogłoby się wydawać, możliwości brzmieniowych trzyosobowego zespołu. Tradycyjnemu zestawowi: głos, fortepian, kontrabas towarzyszą inne jeszcze instrumenty: gitara, akordeon, perkusjonalia… Sięgnięto nawet do nagrania Justyny z czasów dzieciństwa (Jajo) – współcześni kompozytorzy utworów na taśmę byliby zadowoleni. W tej właśnie wszechstronności członków zespołu ujawnia się kolejne oblicze „domowości” – potwierdzenie tego, że wiele można zdziałać, montując elementy składowe po swojemu, niejako domowym sposobem, wykorzystując dostępne artystom umiejętności. Z drugiej strony, godne pochwały jest wyjście poza ten krąg osobowy i skorzystanie z uprzejmości innych muzyków – dzięki temu w Jacósiu słyszymy piękną aranżację na trio smyczkowe Hanny Raniszewskiej, zaś w Ścisz.to – zgoła disneyowską aranżację na orkiestrę autorstwa Ignacego Zalewskiego. Jeśli do tego tygla dorzucić fragment elektroniczny z Techno, różnicowanie metryczne we Wstydzę się (metrum parzyste w zwrotkach i refrenach versus nieparzyste w partii instrumentalnej) oraz rozmaite rozwiązania wokalne – krzyk (Jarli), szepty (Cukier), chórki (Miljon), dialogowanie (Kołtuna) czy melorecytację (Pamiętam), otrzymujemy całkiem bogaty zbiór środków artystycznych, których umiejętne wykorzystanie świadczy o sprawności warsztatowej i estetycznym zmyśle autorów.

Nie obyło się na tym albumie bez odwołań do wcześniejszej twórczości Domowych Melodii. Wschód jako żywo jest odpowiedzią na bijący rekordy popularności wśród zadumanych słuchaczy nocny song przy białym fortepianie – Północ. Natomiast Ścisz.to, liryczna apostrofa do matki tematycznie i nastrojowo koresponduje z piosenką Tato z poprzedniej płyty. W Irku ponadto dopatrywałabym się muzycznych związków z walcem Yanna Tiersena z filmu Amelia, a i w utworze Techno nie zabrakło cytatów. Oprócz melancholijnych ballad muzycy pozwolili sobie też na kilka przebojów z chwytliwymi refrenami. Zaliczyć do nich należy na pewno utwory: Jarli, Rio, Techno oraz P. Prezydencie.

3 to album dowodzący dojrzałości twórczej jego autorów. Justyna, Staszek i Kuba po mistrzowsku radzą sobie nie tylko przed domowym mikrofonem, ale również na koncertach, których grają wiele i po biletach na które nierzadko jeszcze przed występem pozostaje tylko wspomnienie. Domowych Melodii trzeba nie tylko słuchać, lecz także je oglądać. Pachnące poranną kawą teledyski pozwalają zrozumieć, co w tej całej grze jest najważniejsze. Dobrze, że ludziom wciąż chce się tworzyć. I że można tę twórczość smakować na żywo, a jednocześnie nie wychodząc z domu.

Domowe Melodie, 3, 2014.

Spis utworów:

CD 1

1.      Jarli

2.      Rio

3.      Świnia

4.      Kołtuna

5.      Jacósiu

6.      Techno

7.      Wilkiem

8.      Pamiętam

9.      P. Prezydencie

10.    Jajo

11.    Ścisz.to

CD 2

1.      Wschód

2.      Rycerz

3.       

4.      Wstydzę. Się

5.      Miljon

6.      Cukier

7.      Brzydala

8.      Podobna

9.      Irek

10.    Cicho

11.    Kołyska



[2] Domowe Melodie, Rio (w tym i w kolejnych przypisach – tytuły piosenek z płyty 3).

[3] Jajo.

[4] Jacósiu.

[5] Rio.

Recenzja pierwszej płyty zespołu, również ukazała się na łamach „Meakultury” i jest dostępna tu:
https://www.meakultura.pl/recenzje/domowe-melodie-bez-konserwantow-689.

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć