recenzje

Must be the Music. Tylko muzyka. Odcinek drugi (11.03.2012)

Niedzielny maraton piosenkarskich „wonna be’s” nasuwał skojarzenia z powiedzeniem – w marcu jak w garncu. Nawet miesiąc się zgadza. Taka jest zresztą, jak się wydaje świadomie budowana formuła programu. Wszystkiego po trochu – nieco talentu, odrobina tandety, szczypta kiczu. Zobaczmy więc co w tym „garncu” nam się w ten wieczór gotowało.

Pierwsza wystąpiła Arletta Postek z Mój, tylko mój Anny Jantar, wdzięcznie fałszując oraz dodając wibrato i zaśpiew charakterystyczny dla starszych pań, zazwyczaj słyszalny podczas niedzielnych mszy. Pani bardzo elegancka i pogodna (Adam Sztaba nazwał Arlettę zjawiskiem, dodając nieco uszczypliwie: w które trochę nie wierzę), z pewnością lubiąca śpiewać (to właśnie włożone w śpiew serce, jak tłumaczyła się Ela Zapędowska, skłoniło jurorkę do naciśnięcia TAK), ale posiadająca pewne niedostatki (jak to grzecznie ujęła Kora). Z powodu owych niedostatków – 3xNIE.

Zespół Chainsaw zaprezentował symultanicznie We Will Rock You Quenn i Paranoid Black Sabbath. Zagrali mocno (czego po metalu można się spodziewać), było machanie piórami, które lubi Kora i fantastyczna solówka, która przypadła do gustu Adamowi. Ogólnie dobrze – zarówno wokalnie, jak i instrumentalnie, nie dziwi więc 4xTAK. Wiemy co to oznacza – Chainsaw usłyszymy w półfinale.

Z kolei Melody Lovers i ich Lollipop z repertuaru The Chordettes to zupełnie inna bajka – słodka i nieco zabawna. Czterech wokalistów śpiewało (a capella, czyli bez podkładu muzycznego, nadając sobie rytm nożyczkami) polską wersję utworu. Było… przeciętnie. Czysto intonacyjnie… tylko co z tego? Zaskoczyła mnie decyzja jury (4xTAK). Komentarze: Morda się cieszy, jak się na was patrzy (Łozo); Przyjemnie, nie ma tu filozofii ale czysto (Ela); czy: Prosty numer ale jest radość (Adam) mnie nie przekonują. Nie wiem czy jurorzy przekonali samych siebie. Zobaczymy co zespół pokaże następnym razem.

Pozytywnie zaskoczył mnie Tomasz Madzia, „zasuwając”, bo trudno to inaczej nazwać, na gitarze Marsz Turecki (oryginalnie Mozart, tu wersja K. Simonza). Trudno uwierzyć, że Tomek jest samoukiem, i to z jedynie trzyletnim stażem. Robi wrażenie. Jego biegłość w grze na basie, poczucie rytmu i feeling wzajemnie się dopełniają. 4xTAK jury tym razem nie było szokiem. Adam nazwał Tomka wirtuozem instrumentu, Łozo chwalił jego technikę. Ciekawa jestem kolejnej odsłony tego gitarzysty.

Następny uczestnik, zespół Hanka!!!, wystąpił z utworem autorskim, Princess. Jak na pop było dość mocno, i całkiem przekonywująco. Wokalistka dobra, kompozycja dopracowana, całość miała przysłowiowe „ręce i nogi”. Na pewno nie można im odmówić własnego stylu, pomysłu na siebie. Jury zagłosowało 4xTAK, chwaliło dobry projekt z refrenem będącym materiałem na hit (Łozo), staranność kompozycji (Kora), ale też czuło niedosyt poziomem wokalu (też Kora), który to niedosyt zanegowała Ela (Masz petardę w głosie i ja to wiem). Zespół przeszedł do półfinału.

Porażką była zaś rockowa wersja hitu disco polo Straciłaś cnotę zaśpiewana przez zespół Ivona. Dawni znajomi Adama Sztaby (jak się okazało) zaprezentowali fatalny pomysł, na który składał się nie tylko kiepski wokal, dziwna aranżacja (choć dobrze zagrana) i jeszcze dziwniejsze stroje. Jury było jednogłośnie na NIE, nie podobało się mieszanie stylów (określone mianem bigosu przez Łoza), wokal (Kora), ani forma nietrafionego żartu (Ela i Adam). Pozostał jedynie niesmak…

Jak w ruletce, tak i w tym programie wszystko gwałtowne i nagle się zmienia. Po strasznej Ivonie prezentował się polski Michael Buble (jak go ochrzczono), Michał Kuczyński. Jego wykonanie Feeling Good, jakżeby inaczej, Michaela Buble, było bardzo dobre, choć niepokojąco kopiujące oryginał (zauważył to też Adam Sztaba). Podobała mi się barwa, moc i znakomite poczucie stylu śpiewanej muzyki, ale nie przypadły mi do gustu – musicalowa gestykulacja i mimika twarzy, no i brak indywidualności w tym wszystkim. Ze względu na talent – 4xTAK jury. Nic dodać nic ująć.

Nowy aspekt wniósł do programu zespół hip hopowy NPWM (Najlepszy Przekaz W Mieście) ze swoją autorską Kołysanką. Muszę powiedzieć, że byłam zaskoczona własną reakcją na tekst (który był niezwykle prosty i prawdziwy, mówiący o tzw. „dzieciach ulicy” i ich szarej codzienności, patologii) – niemal pojawiły mi się „świeczki” w oczach. Było coś wyjątkowego w tych chłopakach, w sposobie w jaki śpiewali tak naprawdę o swoim życiu. Bez udawania. Jury także to doceniło – Ela skwitowała krótko: Prawda, a Adam zwrócił uwagę, ze zespół przeciera szlaki dla hip-hopu w tym programie. 4xTAK.

Przeciętna była zaś wdzięczna Pamela Zarzycka i jej Nah Neh Nah Vaya Con Dios. Było czysto, ale bez jakiegokolwiek przekazu, pomysłu na siebie, czułam się jak na weselu, gdzie śpiewa niezła wokalistka. Inaczej widocznie czuło się jury, które zagłosowało 4xTAK, chwaląc barwę głosu i dobór repertuaru (Ela), sposób śpiewania samogłosek (Adama), czy czystość intonacyjną (Łozo). Ok, takie przymioty posiadają tysiące wokalistów w Polsce. Paulina przeszła dalej.

Element folkloru wprowadził do programu pan Leszek Sypniewski ze swoim Ciechocinek, romantyczny, zdrowy rynek. Nieco krzyczał, bardzo się wczuwał, stworzył iście biesiadny klimat na scenie. Nie było to warte 4xTAK jury, ale jak widać często nieznane powody kierują decyzją naszych sędziów. Zobaczymy pana Leszka w kolejnej odsłonie.

Z kolei Tax Free, zespół wykonujący piosenkę autorską Rozmowa bez nikogo, wypadł całkiem nieźle. Ballada z nieco rozmarzonym tekstem mówiącym „o życiu i w ogóle” przypominał nieco szlagiery radiowe (trudno powiedzieć czy to dobrze czy źle). Ale było czysto i melodyjnie, co spodobało się jury – Tax Free dostał 4xTAK. Komentarze mało oryginalne, ale trudno się dziwić – Dobra piosenka, o czymś (Kora); Dobrze brzmiący głos (Ela); Mądre, czytelne (Adam); Dobrze zagrane (Łozo). Zobaczymy co dalej.

Eddie E-Fire był w tym gronie nieco odmiennym „dodatkiem”. Wykonał własny utwór Hip Hop Is Gone, prezentując mówienie na dźwiękach w zawrotnym tempie, ale bez większego polotu. Dostał 3xTAK, więc zobaczymy go w półfinale (jedynie Adam był na nie, uważając, że było całkiem dobrze, ale nie wyjątkowo), Kora chwaliła szczerość Eddiego a Ela – „szołmeński” aspekt jego występu.

Iwona Kompała i jej wersja Pocketful Of Sunshine z repertuaru Natashy Bedingfield była straszna. Kiedy do fałszów, wrzasku i okropnej maniery wokalnej polegającej na „zaciąganiu” dźwiękami niczym mała syrena strażacka dodamy jeszcze dwóch kiepskich tancerzy to mamy gotową katastrofę. Kora śmiała się w trakcie pierwszego utworu, ale dała TAK, zresztą podobnie jak Ela. Mieliśmy wiec wątpliwą przyjemność usłyszeć drugą piosenkę w wykonaniu Iwony – A Thousand Miles Vanessy Carlton. Kora pozostała wierna swojemu TAK, pozostali jurorzy byli na nie. Jak to skwitowała niezdecydowana jurorka, Ela Zapędowska – Krew się leje zamiast dźwięków. Dokładnie. Ostatecznie więc Iwona nie przeszła dalej. Posłuchajmy oryginału:

Tajemniczy zespół LudwiK (Ludzie używający dźwięku, wyobraźni i kreatywności), którego członkowie ubrani byli na biało i mieli na sobie maski, przedstawił publiczności autorski utwór pt. Bas. Zaproponowali coś na kształt stylu Limp Bizkit, czyli połączenie rapu i ciężkiego grania. Wyszło bardzo dobrze, choć, kolokwialnie mówiąc, „szału nie było”. Kora chwaliła przejrzystą formę a Adam znakomitych instrumentalistów. 4xTAK zapewniło im udział w półfinale.

Jako ostatni występował Mateusz Żurek w „piosence o jednej funkcji muzycznej” – Obracam w palcach złoty pieniądz Perfektu. Oczywiście oparcie na jednym akordzie pojawiło się jedynie w interpretacji Mateusza. Kiepska gra na gitarze i wokal naszpikowany fałszami nie wróżyły dobrze. Dlatego Mateusz dostał 4xNIE i nie przeszedł dalej. Swym – jakże mało stylowym występem – zakończył program.

Już za tydzień przekonamy się czy pojawi się więcej Iwon i Mateuszów, czy raczej objawią nam się kolejne niezłe zespoły. Miejmy nadzieję, że to drugie.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć