okładka książki

recenzje

Pierwsza woda po Kisielu. Historie rodzinne.

Jerzy Kisielewski, syn znanego publicysty i kompozytora, Stefana Kisielewskiego (zwanego Kisielem) po wielu latach zdecydował się na opisanie w swojej książce czasów dzieciństwa, wspomnień z czasów krakowsko-warszawskiej młodości. Opowieść ma charakter anegdotyczny, ale w niektórych momentach wyczuwalna jest nuta nostalgii, zwłaszcza w momentach, kiedy Autor tracił kochane i ważne dla siebie osoby.

Dedykacja książki ojcu i bratu  („Ojcu, Wackowi i tym, których wciąż brakuje…”) pokazuje wokół kogo została wyznaczona oś wspomnień. Co prawda, Stefan i Wacław nie są jedynymi opisywanymi postaciami, a wręcz tylko dwoma z bardzo wielu, wyraźnie jednak widać, że to pod ich silnym wpływem był Jerzy Kisielewski. Nie tylko dedykacja o tym świadczy. Również na okładce znajduje się zdjęcie Stefana z małym Wackiem, a wybór zdjęcia nie wydaje się przypadkowy.

Opowieści rodzinne pozwalają wejść w atmosferę domu rodziny Kisielewskich, najpierw na ul. Krupniczej 22 w Krakowie, a następnie w al. Szucha 16 w Warszawie, który w swoich progach gościł najważniejsze postaci kultury. Dzięki Jerzemu Kisielewskiemu, który w niezwykle dowcipnym i urokliwym stylu opisuje atmosferę domu na Krupniczej, w którym mieścił się Związek Zawodowy Literatów Polskich, możemy dowiedzieć się jacy prywatnie byli m.in. Leopold Tyrmand, Konstanty Ildefons Gałczyński, Ireneusz Iredyński. Poznajemy też z bliska słynnego krytyka muzycznego i wieloletniego przyjaciela domu – Jerzego Waldorffa. Jerzy Kisielewski opisał też przyjaźń swojego ojca z prof. Władysławem Bartoszewskim, którego Kisiel nazywał Bartoszem lub Powstańcem. Jerzy Kisielewski wspomina liczne, ogniste dyskusje toczone między Stefanem Kisielewskim i prof. Bartoszewskim na temat Powstania Warszawskiego. W naszym domu wątek powstania przewijał się stale. Zwłaszcza podczas rozmów z Władysławem Bartoszewskim, któremu ojciec niezmiennie wpisywał w każdej swojej książce jako dedykację: „Drogiemu Władkowi, który zburzył Warszawę”, albo przesyłał z wakacji kartki pocztowe z treścią: „Władkowi Bartoszewskiemu w podzięce za udane powstanie – Kisiel”. I nazywał go Powstańcem. Bartosz nie był dłużny, odcinał się ojcu ripostą: – A ty szedłeś, żeby przy tym przygrywać, ale trafiło cię w pośladek i nie mogłeś![1] Nigdy jednak te dyskusje nie kończyły się obrazą – obaj mężczyźni znali się bardzo dobrze, cenili wzajemnie i szanowali. Kisiel był po prostu septyczny wobec Powstania, mimo że od początku wojny działał w konspiracji.  W czasie wojny pisał „Sprzysiężenie”, zarabiał również taperując w szkole ćwiczeń baletowych i gimnastycznych Stefana Szelestowskiego, a także udzielał lekcji gry na fortepianie oraz grał w kawiarni Rio Rita na Krakowskim Przedmieściu. Jeszcze po latach, jako swoją osobistą stratę poniesioną w Powstaniu, wymieniał pianino Fiberga, smoking, bibliotekę po swoim ojcu, Zygmuncie,  i … walizkę ze swoimi przedwojennymi i okupacyjnymi kompozycjami, która ukryta tuż przed Powstaniem w piwnicy domu miała po wojnie zapewnić rodzinie przeżycie. Niestety, dom po zbombardowaniu zawalił się, zasypując piwnicę, z ukrytą w niej walizką. Autor próbował, poprzez Muzeum Powstania Warszawskiego, odnaleźć walizkę, ale niestety do tej pory się to nie udało. Przetrwało tylko kilka utwór Kisiela. Najczęściej grywany przez pianistów jest Danse vive. Przetrwał, można powiedzieć, w bardzo piękny sposób. Bowiem przyjaciel ojca, pianista Lech Miklaszewski grywał ten utwór przed wojną i po latach był w stanie odtworzyć z pamięci. Teraz gra go na bis Janusz Olejniczak.[2]

Kluczową postacią opowieści Jerzego Kisielewskiego jest jego ojciec Stefan. Czytelnik może poznać kontrowersyjne, a czasem nawet wręcz prowokacyjne, nawet jak na dzisiejsze czasy, metody wychowawcze Kisiela: według ojca dzieci miały być bystre, a nie grzeczne. Wielu było przekonanych, że w naszym domu najbardziej niesfornym dzieckiem jest ojciec. Stosował wobec nas niekonwencjonalny typ chowu. Jak na liberała przystało, dawał nam wolną rękę. Ani nie sprawdzał zeszytów, ani nie pytał, dokąd idziemy i z kim się zadajemy. Uważał, że dziecko ma prawo do popełniania błędów. Nie okazywał przesadnych czułości tatusia. Byliśmy dla niego partnerami do rozmów i wspólnych wędrówek, górskich, bądź rowerowych.[3]

Myślę, że wiele osób postrzega Stefana Kisielewskiego jako publicystę i polityka, nie mając świadomości, że był on również wybitnym kompozytorem. W rozdziale „Muzyka i literatura, czyli rzecz o genach” Jerzy Kisielewski opisuje swojego ojca jako muzyka, krytyka muzycznego, kompozytora i pedagoga w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Swój ostatni utwór, Koncert fortepianowy, Stefan Kisielewski tworzył jedenaście lat. Prawykonanie odbyło się 24 września 1991 roku podczas festiwalu Warszawska Jesień. Kisiel nie mógł niestety uczestniczyć w koncercie osobiście. Przebywał już wówczas w szpitalu. Wysłuchał jednak transmisji radiowej, a następnego dnia obejrzał retransmisję na przyniesionym przez syna telewizorze. Koncert został bardzo pozytywnie oceniony, a Jerzy Waldorff uważał go wręcz za najlepsze dzieło muzyczne Kisielewskiego. Trzy dni po premierze Koncertu, 27 września, Stefan Kisielewski zmarł w wieku 80 lat.

Drugą kluczową dla opowieści postacią i wzorem jest starszy brat – Wacław. Ze wspomnień Jerzego Kisielewskiego poznajemy drogę muzycznego rozwoju, początki fascynacji jazzem, znajomych (m.in. Tomasz Stańko i Roman Kowal). Wacław uczył się w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie w klasie fortepianu, pod kierunkiem prof. Zbigniewa Drzewieckiego. To właśnie wtedy poznał Marka Tomaszewskiego, z którym założył słynny duet fortepianowy „Marek i Wacek” („Marek & Vacek”). Zespół, jak na tamte czasy, wykonywał muzykę w nowatorskim stylu. W utwory klasyczne wplatali elementy szlagierów, bądź wykonywali je w wersji jazzowej, bluesowej, czy w formie ragtime’ów. Lucjan Kydryński tak podsumował ten duet fortepianowy: Klasykę grają jak przeboje, a przeboje jak klasykę[4]. Do historii przeszedł też słynny występy z Marleną Dietrich. Podczas jej słynnego tournée po Polsce, duet Marek i Wacek występowali w pierwszej części wieczoru. Jerzy Kisielewski dostarcza licznych anegdot związanych z występami, czy pasją do samochodów (w jednej z przytoczonych opowieści występuje również Maryla Rodowicz kupująca od Wacka czerwone porsche 911T), opisuje jego zacięcie polityczne, chęć dyskusji na tematy polityczno-historyczne, a także bezkompromisowość. W pewnym momencie Wacław zrezygnował w ogóle z wykonywania muzyki klasycznej, choć jak sugeruje Autor, nadszedł czas, kiedy pianista żałował tego wyboru. Starszy brat, tak podziwiany i wywierający ogromny wpływ na Jerzego, zmarł nagle – zginął w wypadku samochodowym, 12 lipca 1986 r., mając zaledwie 43 lata.

W domu Kisielewskich muzyka i publicystyka nieustannie się przenikały. Był czas, że Wacek uważał, iż robi rzeczy nieistotne. Bo zajmuje się muzyką, a nie polityką. I był taki czas, że ojciec uważał, iż robi rzeczy nieistotne. Bo zamiast komponować, pisze felietony… – pisze Jerzy Kisielewski[5].

„Pierwsza woda po Kisielu. Historie rodzinne” to sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa i młodości Autora. Książka jest naprawdę godna uwagi, również ze względu na swoją wielowątkowość. Czytelnik może poznać atmosferę życia kulturalnego tamtych czasów, a także poznać wiele ciekawych informacji o ludziach kręgu literacko- kulturalnego, często od nieformalnej, żartobliwej strony.  

Jerzy Kisielewski „Pierwsza woda po Kisielu. Historie rodzinne”, Warszawa 2014, ss. 351.



[1] Jerzy Kisielewski, Pierwsza woda po Kisielu. Historie rodzinne, Warszawa 2014, s. 307.

[2] op. cit., s. 297-298.

[3] op. cit., s. 38.

[4] op. cit., s. 237.

[5] op. cit., s. 249.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć