recenzje

W kolejce po półfinał – MBTM

Rekordy bili w czwartym odcinku show producenci, pozwalając na prezentację aż szesnastu różnorodnych muzycznych wykonań. Czy ilość miała związek z jakością?

Z impetem rozpoczęliśmy kolejny odcinek Must Be The Music za sprawą sześcioosobowego zespołu Propabanda East Collective, który wykonał utwór Tortapapir (z repertuaru zespołu Besh o droM) – piosenkę Cyganów węgierskich. Dużo energii – podsumowała Kora. Faktycznie, nietrudno to było zauważyć. Instrumentaliści (a był i saksofon, i akordeon…) – zgrani, profesjonalni. Ognia do tego wykonania dokładała nieustannie niezwykle przyciągająca wokalistka. Panowie, czyżby kobieta rządziła? – zapytał prowokująco Adam. Mnie osobiście wokal frontmanki irytował, podobnie jak jej zauważalna (może zbytnia?) pewność siebie. Z drugiej strony, nie można odmówić jej talentu i naprawdę silnego głosu. Warto pochwalić ideę grupy Propabanda East Collective, a mianowcie inspiracje muzyką Europy środkowo-wschodniej. To nadal temat atrakcyjny, rzadko wykorzystywany, a dobrze spożytkowany może dać świetne rezultaty. W tym przypadku bardzo ciekawie zabrzmiał efekt wykorzystania polskich wyliczanek w końcowej części utworu, plus przyznaję także za wokalne efekty artykulacyjne. Jurorzy nie zawiedli – dali 4 x TAK. Sądzę, że z takim zapleczem, grupa śmiało może myśleć o półfinale.

W klimaty także środkowoeuropejskie, a już na pewno bardzo polskie, wprowadził widzów zespół Tropic. Krzysiek, Mirek i Bartek wykonali dzieło muzyki disco-polo: Straciłaś cnotę z repertuaru Ricchi e Poveri. Jak na “dzieło” przystało, nie zabrakło ani wyrazistego wokalisty, ani zjawiskowego układu choreograficznego „na tyłach” (przynajmniej w miarę zsynchronizowanego). Kontakt z publicznością także był – poprzez machanie do widowni. Jurorzy nie machali, ale wcisnęli 4 x NIE. Dobrze, że już wszyscy jesteśmy po – skomentował Łozo tematykę utworu. Ja natomiast mam ogromną nadzieję, że w tej edycji jesteśmy już po wszystkich wykonaniach tego typu. Naprawdę wystarczy mi owych emocji – parafrazując “klasyka” – gdy ktoś tańczy dla mnie.

Patrycja Baczyńska zgarnęła natomiast same pozytywne noty od sędziów. I to, o dziwo, za piosenkę I Will Always Love You Whitney Houston, która należy do żelaznego repertuaru osób odwiedzających programy typu talent show i wystawiających się tym samym podwójnie mocno na ostrze jurorów. Patrycja wyszła z tego pojedynku zwycięsko – Adam Sztaba pochwalił jej niezwykle wyczulony słuch, Łozo – subtelną interpretację. Ten głos wydobywał się jakby z ciebie, ale poza Tobą – błysnęła mistycyzmem Kora. Twoje głosisko mnie nie powaliło, dlatego, że dosyć zimno zaśpiewałaś – powiedziała Ela. Zasadniczo zgadzam się z wszystkimi jurorami, choć nie wiem, czy chciałabym oglądać uczestniczkę w kolejnych etapach programu. Na pewno, pomijając usterki intonacyjnie, trzeba przyznać, że Patrycja ma dobry słuch. Druga część piosenki była według mnie zdecydowanie bardziej interesująca. Zwrotka odsłoniła głos całkiem sprawnie poruszający się w niskich rejestrach, a refren zawierał najbardziej atrakcyjny punkt wykonania – pełną emocji modulację, w której Patrycja pokazała pełnię swoich możliwości w kwestii wolumenu.

Fairytaleshow z Ząbkowic Śląskich to kolejny młody męski zespół, próbujący swych sił w MBTM. 4 x TAK od jurorów oraz wskazanie przez Darka Maciborka z RMF FM nie mogły być przypadkowe. Zespół zdobył uznanie własną piosenką Was She Gonna, która nie tylko w mojej opinii może pretendować do miana przeboju. Fajnie to macie wymyślone od początku do końca – powiedział Łozo. Bardzo dobry numer. Lubię to! – żartował Adam. Ja też uważam za ciekawe takie stylowe gitarowe granie. Chwalony przez Elę Zapendowską frontman faktycznie przyczynia się do tego, że ogólne wrażenie słuchacza jest pozytywne. Dziś w Was She Gonna brakowało mi jednak kulminacji. Co nie zmienia faktu, że wytworni chłopcy w garniturach, grający rockową muzykę to, jak się okazuje, ważny trend na polskiej scenie. Sądzę, że Fairytaleshow przede wszystkim będzie konkurowało z identycznym w składzie The Rookles z pierwszego odcinka. Być może panowie powalczą osobiście w półfinale, ale może też to jurorzy powalczą za nich…

Tańczące Eurydyki z repertuaru Anny German pojawiły się w programie za sprawą ciekawego duetu, który poznał się dzięki Internetowi, a castingi do MBTM są dla niego pierwszymi koncertami. Susanna i Aleksander – wokalistka i gitarzysta wypełnili scenę tak ciekawym brzmieniem, że oczarowani jurorzy wcisnęli TAK (poza Korą, twierdzącą, że jedno sprawiedliwe NIE musi się pojawić). Susanna co prawda zdradzała dykcją swe zagraniczne korzenie, jednak nie przeszkadzało to w odbiorze utworu, a nawet działało na jego korzyść. Bardzo dziwne to jest, takie niedbałe. Jakbym była w jakimś filmie – zrecenzowała Ela. Adam zwrócił uwagę na bardzo instrumentalne traktowanie głosu przez wokalistkę, z czym się w pełni zgadzam. Sporo było w tym wykonaniu elementów śpiewu klasycznego, uwydatniającego piękny sopran. Delikatna gitara nie przeszkadzała artystce, ale uwydatniała jej walory. W ogóle jako duet jesteście cudowni – dodał Sztaba.

Pięcioosobowy zespół Requiem, smakujący w klimatach gotyckich, wykonał cover piosenki Tadeusza Woźniaka Zegarmistrz światła. Zadanie ambitne, bo i utwór kultowy. Grupa jednak nie sprostała temu wyzwaniu, za co ukarana została poczwórnym i stanowczym NIE. Kwintesencja złego smaku i gustu – powiedział po występie Adam Sztaba, a słowa, które padły z jego ust, nie były najmocniejsze. Przeszły mnie dreszcze, ale obrzydzenia. To okropnie niegustowne, bardzo złe. W ogóle nie ma przed wami żadnej przyszłości – ostro skrytykowała Kora. Mnie również ten występ się nie podobał. To nie była stylizacja, ale parodia. Doceniam chęć zagrania innego niż wersja znana z pierwowzoru – niestety, nie wyszło. Główny problem leży w głosie wokalistki, która – choć słyszy (a nie można tego powiedzieć o wszystkich wokalistach dostających się do castingów MBTM) – wybrała fatalny sposób wykonania. Rozwibrowany głos wespół z muzyką instrumentalną uczynił z nastrojowej piosenki coś monumentalnego i bardzo patetycznego.

Jeśli ktokolwiek zastanawiałby się nad oceną tego zespołu, jego członkowie podpowiadają nazwą. Lubisz to! wykonuje vocal play, zresztą nie bez pewnych sukcesów. Utwór Ma Chérie z repertuaru DJ Antoine’a feat. The Beat Shakers pokazał możliwości brzmieniowe grupy. Cieszę się, że umiejętności sześciu panów docenili jurorzy. Zamysł jest bardzo ambitny – mówiła Kora. Prowadziłam parę zespołów wokalnych i wiem, jaka to jest potworna robota. Jest dużo nieczystości i bałaganu – podsumowała Ela, która jako jedyna dała NIE. Bardzo widoczna jest inspiracja zespołem AudioFeels, który też ujrzał światło dzienne dzięki programowi talent show. Trochę to dla mnie zbyt wtórne – czas pokaże, czy Lubisz to! znajdzie własną muzyczną ścieżkę.

Od dłuższego czasu interesuję się obecnością energii duchowych – wyznał Patryk Kumór, który na scenie Must Be The Music wykazał się nie tylko obecnością, ale przede wszystkim wspomnianą energią duchową. Zmylił mnie wygląd, zmylił tatuaż – już od pierwszych dźwięków słychać natomiast było, że mamy do czynienia z muzykalnym człowiekiem, który ciekawie zdynamizował i zinterpretował piosenkę (Use Somebody z repertuaru Kings Of Leon). Masz bardzo fajną barwę i to jest twoja siła – powiedziała Ela. Ja mam problem z ocenianiem numerów rockowych z podkładu – zastrzegł Adam – ale w gardle siedzi potężny wokal.

Swietłana Karczewska, Polka mieszkająca przez wiele lat w Kazachstanie, zaśpiewała piosenkę Oczy czornyje z repertuaru Fiodora Szalapina. Nie był to może wybór bardzo oryginalny, ale wykonanie dosyć poprawne. Całe szczęście, że udało się uniknąć nieprzyjemnych dla ucha manier – niski głos Karczewskiej brzmiał głęboko i nie epatował vibratem. Dość chaotyczna wydała mi się na pierwszy rzut oka choreografia. Przy powtórnym obejrzeniu okazuje się jednak, że jest ona przemyślana – Karczewska pozytywnie zaskoczyła mnie wprowadzeniem rytmów bardzo nowoczesnych. Śpiewa pani tak, jak się kiedyś śpiewało. Dzisiaj już się tak nie śpiewa, ale mi to w ogóle nie przeszkadza – powiedziała natomiast Ela. Jest pani cudownie zaangażowana. Lubimy panią, pani Swietłano. Daje mi pani naprawdę dużo energii, nie jest pani szkodnikiem społecznym – wyjaśniła Kora. Za swój występ uczestniczka dostała trzy zielone noty.

Stosunkowo interesującą propozycję przedstawiła w MBTM grupa Fri Stejdż Bend, dla której istotnym elementem twórczości jest tekst. Zauważyć to można już po jednym wykonaniu piosenki Terminator barowy. Czterech chłopaków o bardzo różnorodnym wzroście zaskoczyło mnie miło takimi kwiatkami, jak np.: siedzenie jest czynnością, a nie powinnością. Wszystko do przemyślenia. Bardziej niż na tekst, zwracałam jednak uwagę na zachowanie frontmana – początkowo robił wrażenie swymi zdolnościami aktorskimi, ale w trakcie trwania utworu znudziła mi się ta koncepcja. Sądzę, że mógł spróbować różnicować barwy, a nie śpiewać wszystko z chrypą i à la Piotr Fronczewski. Dlatego też nie zgadzam się z opinią Kory, która uznała, że to wykonanie nie było manieryczne, ale bardzo zręcznie zrobione. Ja uważam, że było manieryzowane. Kora, choć nie rozwinęła tej kwestii, wspomniała jednak także o obrazkowości. To akurat trafna uwaga, bo faktycznie wokalista prowadził pewną narrację, którą można w takiej kategorii rozpatrywać. Ogółem zespół zdobył 3 x TAK.

Ain’t No Other Man z repertuaru Christiny Aguilery usłyszeliśmy w tym odcinku za sprawą nietypowego duetu Violka i Doych – wokalistki i perkusisty – obojga znanych już widzom z poprzednich edycji Must Be The Music. Wioletta Marcinkiewicz pokazała, ile energii w niej drzemie, a i – jak śmiem sądzić – swych zapasów nie wyczerpała. Wielki, wielki talent. Super to zrobiłaś. Dla mnie to jest objawienie – zrecenzowała Kora. Na pewno jesteś bardzo interesującą osobą, bardzo wyrazistą – dodała Ela. Wioletta przyciąga swym charakterystycznym głosem, aczkolwiek według mnie było za dużo krzyku – można by nad interpretacją tej piosenki jeszcze pomyśleć. W obecnej wersji doszukałam się jednego tylko fragmentu bardziej lirycznego, o innej barwie – pod koniec utworu.

Najwięcej kontrowersji wzbudził we mnie występ zespołu Future Folk, na czele ze Stanisławem Karpielem-Bułecką, znanym skądinąd telewidzom (na przykład z trzynastej edycji “Tańca z Gwiazdami”). W sprawie, którą poruszam, zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że to niedopuszczalne, aby w MBTM promowały się osoby już znane, nierzadko już wydające płyty. Inni natomiast popierają takie ruchy – w końcu każdy występ w telewizji zwiększy zainteresowanie czyjąś muzyką, a jeśli jeszcze jest ona dobra – cel uświęca środki. Ja także się zastanawiam, co kierowało grupą Future Folk – bezczelność czy może właśnie pokora? Góralska pieśń ludowa Zbójnicki, którą usłyszeliśmy tego wieczoru, zagrana była i zaśpiewana z pełnym profesjonalizmem, jak przystało na prawdziwych górali. Pojawiły się charakterystyczne instrumenty, śpiewy na głosy, taniec, a wszystko to okraszone – bardzo pomysłowo –  elektroniką i klimatem klubowym. To bardzo dobra metoda, by przybliżyć góralszczyznę ludziom, którzy niekoniecznie ją lubią – zauważył Adam Sztaba. Trudno odmówić talentu tak zacnym muzykom. Nie uczynili tego też jurorzy w swoich jednoznacznie aprobatywnych notach.

Ramię w ramię ze Stanisławem Karpielem-Bułecką stanął dwunastoletni Marcin Patrzałek – sympatyczny i rezolutny chłopiec, który przyjechał do programu, by zademonstrować swe umiejętności w zakresie gry na gitarze, wypłynąwszy na fali popularnej serii „dziecięcy wirtuozi”. Marcin zagrał Tears In Heaven z repertuaru Erica Claptona. Choć uczestnik nie uczy się grać długo na instrumencie, może się już popisać godną pozazdroszczenia techniką, muzyczną wrażliwością i skupieniem podczas gry. To były bardzo trudne akordy do złapania. Masz bardzo duży potencjał i aparat w rękach – powiedział Adam Sztaba. Marcin otrzymał 3 x TAK. Jedynie Łozo uznał, że występ nie zasłużył na pozytywną ocenę.

Sporo emocji wzbudził występ duetu Arkadiusz Szulc Band. Nie były to, niestety, emocje związane z wykonaniem piosenki Oprócz błękitnego nieba autorstwa Marka Jackowskiego, lecz raczej z nieprecyzyjnym jej przypisaniem zespołowi Golden Life. Kora, z wiadomych względów, uniosła się. Pomimo tego, iż w czasie występu przyznała wykonawcom TAK, przedłużająca się dyskusja skłoniła ją do zmiany stanowiska, czym przekreśliła wszelkie nadzieje tego duetu na dogrywkę. Muzyk powinien wiedzieć, co bierze na warsztat – oznajmiła Jackowska. Szkoda, że nie powiedziano w zasadzie nic o samym wykonaniu. Myślę, że trochę zbyt dużo w nim było wzdychania i maniery, ale ogólnie – nie zasłużyło na potępienie.

Czteroosobowa grupa Primetime we własnym utworze Into The Sun zdobyła w głosowaniu jurorów 3 x TAK. Lubię takie granie, ale nie ma frontu. Jak już falset się pojawił, to w ogóle dramat – skomentował Adam Sztaba, który jako jedyny wcisnął NIE. Dla mnie fantastyczny front. Jestem przekonana, że grając, osiągniecie sukces – odbiła piłeczkę Kora, udowadniając po raz kolejny, że lubi mieć odmienne zdanie. Tym razem zawtórował jej Łozo. Primetime zagrał z pasją, mocno – nie spodziewałam się takiego występu. Nad barwą wokalisty z pewnością należy popracować – jego atutem jest jednak przede wszystkim wyrazistość oraz fakt, iż jest autorem muzyki i słów wykonanej kompozycji.

Marcelina Kacmajor z Białegostoku wybrała do castingu piosenkę Hallelujah Leonarda Cohena. To śpiewają na wszystkich konkursach, ale pani dała radę – pochwaliła Ela, będąca wśród trojga jurorów, którzy wcisnęli TAK. Moja ocena jest za możliwości. Sporo było nieczystości – zastrzegł Adam Sztaba. Chociaż Marcelinie nie można odmówić silnego głosu, a pewnie i doświadczenia scenicznego, trudno mi opowiadać o tym wykonaniu w superlatywach, intonacja pozostawiała wiele do życzenia. Zwłaszcza początek utworu wywarł na mnie wrażenie zbyt wyszlifowanego, z dążeniem do nieco opacznie rozumianej perfekcji. Druga część utworu – zdecydowanie lepsza, z zalążkiem własnej interpretacji. Ten rodzaj egzaltacji jednak nie całkiem do mnie nie przemawia.

Z niecierpliwością czekam na ostatni odcinek castingów piątej edycji Must Be The Music. Pozwoli on określić, jaka muzyka tak naprawdę w tym sezonie programu się pojawiła, w jakich proporcjach gatunkowych i z czego można wybierać.  

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć