źródło: biennaledladziecka.pl

recenzje

W oceanie dźwięków, technologii i muzycznych gatunków

Tegoroczne, 20. Biennale Sztuki dla Dziecka, odbywające się pod hasłem „Ocean muzyki” przez tydzień (15-21 czerwca) umożliwiło dzieciom, i nie tylko im, zanurzyć się w rozmaitych stylach muzycznych oraz różnych sposobach obcowania z dźwiękiem. Kto wypłynął w ten muzyczny rejs wraz z Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, tego zewsząd otaczały wzburzone fale dźwiękowe, szerokie strumienie dzieci zdążających na warsztaty oraz morze dobrej energii.

Program biennale wyraźne podzielił się dwa, przepływające właściwie odrębnie od siebie nurty: nurt warsztatowy oraz koncertowo-teatralny. O ile koncerty oferowały różnorodne muzyczne gatunki – od muzyki poważnej, poprzez jazz, poezję śpiewaną, aż do muzyki rockowej, to warsztaty zwróciły się raczej ku dźwiękowym eksperymentom. Uczestnicy warsztatów wsłuchiwali się m.in. w pejzaże dźwiękowe, wywiedzione z koncepcji Raymonda Murraya Schafera, komponowali własne pocztówki dźwiękowe, ale też w dużej mierze zabawiali się różnymi elektronicznymi gadżetami.

Do założeń Schafera silnie odwoływały się zajęcia zatytułowane Słuchanie świata. W czasie warsztatów uczestnicy najpierw zastanawiali się czy dźwięki które słyszymy dookoła można nazwać pejzażem, a także jak słuchać świata – pierwszym skojarzeniem (i to nie tylko podczas tych warsztatów) był oczywiście „śpiew ptaków”. Dzieciaki wybrały się również na krótki spacer dźwiękowy, a po powrocie naśladowały zasłyszane odgłosy (szum drzew, warkot samochodów, rozmowy) – najpierw indywidualnie, a następnie całą grupą, włączając się „do gry” na znak „dyrygenta”. Dokonały też zbiorowego wykonania 4’33” Cage’a – za trzecim podejściem udało się wykonać utwór w całości. Czy jednak trafiłam na zbyt liczną grupę (29 dziesięciolatków), czy też z powodu zbyt przeładowanego programu zajęć, mimo ciekawych założeń warsztaty przebiegały nieco chaotycznie, przypominając trochę odhaczanie kolejnych punktów planu. Choć uwrażliwianie dzieci na dźwięki otaczającego świata jest zajęciem chwalebnym, to patrząc realistycznie zachowanie ciszy i skupienia przez grupę dziesięciolatków podczas spaceru w parku wydaje się graniczyć z cudem. Być może z czasem dzieciaki docenią piękno dźwięków otoczenia.

Idei pejzażu dźwiękowego poświęcona była również wystawa-instalacja Fonomapa. W centrum wielkiej sali, udekorowanej skądinąd kolorowymi latawcami, znajdował się stół-tablet, na którym wyświetlona była mapa Poznania. Pod zaznaczonymi punktami kryły się nagrania zebrane, m.in. przez dzieci, podczas poprzedzających biennale warsztatów, w najróżniejszych zakątkach miasta – „czyste” lub przetworzone. Podczas oprowadzania każda grupa tworzyła razem pocztówkę dźwiękową. Każdy z uczestników wybierał swój dźwięk – przy pierwszym oglądzie mapy były to oczywiście wybory zupełnie przypadkowe, co czasem wzbudzało zaskoczenie, śmiech, a niekiedy rozczarowanie. Nagrania można było przekształcać (zmieniać głośność i prędkość odtwarzania lub puścić fragment od końca), a także nakładać na siebie, układając wspólną kompozycję. Projekt ten jest zresztą dostępny także po zakończeniu biennale, na stronie: https://www.fonomapa.com/#/   

Równie ciekawym muzycznym gadżetem okazała się instalacja Ukryty instrument. Ten dziwny mebel z mnóstwem drewnianych przycisków, na których widniały różnie znaki, skrywał w swym wnętrzu dźwięki fortepianu. Odgłosy te tylko w niewielkim stopniu pochodziły z klawiatury – składały się też na nie m.in. szarpnięcia strun, uderzenia w pudło, a także dźwięk gry przy stłumionych strunach. Dzieci pytane o skojarzenia związane z wydawanymi przez instrument odgłosami zazwyczaj mówiły o filmach grozy, choć raczej bezbłędnie rozpoznawały nich dźwięki fortepianu. Każdy rodzaj odgłosu zaszyfrowany był na „klawiaturze” odmiennym symbolem, np. okręgi oznaczały klasyczne dźwięki fortepianu, kwadraty – szarpnięcia struny, „bałwanki” – głuche odgłosy. Co ciekawe – mali obserwatorzy/słuchacze bez problemu odróżniali każdy typ dźwięku.

Prawdziwy muzyczny park technologiczny stanowiła wystawa Gramy!. Złożyły się na nią takie obiekty jak działająca na podczerwień Harfa żywiołów – niepozorna ramka kryjąca w sobie odgłosy przyrody, „Lustra” – wydające różne dźwięki, w zależności od miny „wykonawcy”, czy Melodyjki przytulanki – poduszki, w których ukryte były głośniki oraz czujniki włączające nagrane brzmienia instrumentów. Qwertytury, czyli partytury złożone z liter, zagrać można było za pomocą zwykłej klawiatury komputera, której klawiszom przypisane zostały odpowiednie dźwięki. Spośród trzech zapisanych w ten sposób melodii największą konsternację wzbudzała ostatnia – jak się okazało piosenka Rihanny. Instalacja Zaśpiewaj instrument wymagała współpracy czterech osób, które miały śpiewać do przypominających peryskopy mikrofonów, w efekcie otrzymując w słuchawkach elektroniczne brzmienia. Zestaw zabawek dopełniała jeszcze instalacja Dies Irae, w której chór mnichów, wyświetlany na ekranie, wykonywał słynną sekwencję. Liczba wyświetlanych wykonawców zmieniała się zależnie od liczby osób znajdujących się w wyznaczonym kwadracie. Wbrew tytułowi wystawa Gramy!, choć złożona z interesujących instalacji, nie inspirowała niestety do wspólnego grania – stanowiła raczej zestaw zagadkowych eksponatów, które można obejrzeć, dotknąć, po czym przejść do kolejnego.    

W programie biennale zabrakło natomiast zajęć, które pozwoliłyby dzieciakom zmierzyć się z instrumentami akustycznymi i po prostu pomuzykować, co wyraźnie pokazały warsztaty „Muzeum dźwięku”. Ich założeniem było zapoznanie słuchaczy z dźwiękiem instrumentów tradycyjnych. Przez moment dzieci mogły dotknąć, a nawet spróbować wydobyć dźwięk ligawy, diabelskich skrzypiec, basu, akordeonu, co wywołało ogromne emocje – każdy chciał choć przez chwilę „zagrać”. Główną część warsztatów stanowiło jednak odgrywanie wymyślonej wspólnie historii. Inscenizacji tej towarzyszyły odgłosy instrumentów ludowych, nagranych uprzednio i aktywowanych dzięki kolejnym elektronicznym gadżetom – wkładkom do butów oraz rękawiczkom czułym na ruch, w które wyposażone zostały dzieci. Muzyka została tu jednak zepchnięta do roli mało istotnego tła.

Najbardziej kreatywnie elektronika została wykorzystana w ramach warsztatu Dwonkownia, podczas którego uczestnicy komponowali własne dzwonki na komórki. Zajęcia te wprowadzały dzieci w świat muzyki komputerowej (także poprzez słownictwo – sample, loopy), pokazując jak praktyczną umiejętnością może być samodzielne składanie nagrań i oswajając nieco ze zbyt często stawianym na piedestale zajęciem kompozytora. Po początkowych trudnościach z opanowaniem programu, uczestnicy (nawet siedmiolatki) z ogromnym przejęciem tworzyły własne, często zaskakujące pomysłowością krótkie utwory. Być może na podobnej zasadzie powinny przebiegać, choćby częściowo, zajęcia muzyki w szkole – ucząc jak w codziennym życiu posługiwać się muzyką.

W całkowitej opozycji do dźwiękowych eksperymentów, rozgrywających się podczas warsztatów, stały perfekcyjnie dopracowane koncerty. Stanowiły one przegląd muzyki dla dzieci tworzonej w różnych gatunkach muzycznych. Koncert inauguracyjny Przewodnik po orkiestrze odwoływał się do klasycznej pozycji w kanonie muzycznej literatury dla dzieci – do Wariacji i fugi na temat Purcella op. 34 Benjamina Brittena. Utwór ten usłyszeliśmy w świetnym wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Kaliskiej pod dyrekcją Adama Klocka. Być może z obawy przed trudnością tej muzyki organizatorzy postanowili „oswoić” słuchaczy z instrumentami, wprowadzając na początku małą inscenizację z udziałem aktorów. Jednak usilnie dostosowywane do dziecięcego odbiorcy głosy wykonawców mogły trochę irytować i niecierpliwić. Niezbyt trafionym zabiegiem było również dołączenie do koncertu olbrzymiej wizualizacji, która zdawała się przyćmiewać doznania słuchowe.

O tym, że nadmierne oswajanie młodego słuchacza z ambitną muzyką nie jest konieczne, przekonał nas z pewnością koncert Urszuli Dudziak Ula ma ul. Zaproponowanie dzieciom koncertu jazzowego mogło budzić wątpliwości, jednak po kilkuzdaniowej definicji jazzu, podanej przez artystkę, nikt już nie miał wątpliwości, że jest to muzyka zrozumiała dla każdego. Szczególnie zadziwiający, także dla samej wokalistki, był wspólny śpiew z widownią – dzieci czysto i bezbłędnie potrafiły powtórzyć nawet najtrudniejsze tryle wyśpiewywane przez Dudziak. W stylistyce bliskiej poezji śpiewanej wybrzmiał natomiast koncert Piękne jest królestwo nasze z piosenkami Marka Grechuty dla dzieci, w jazzowych aranżacjach Krzysztofa Herdzina. Tu ponownie podziwiać mogliśmy wspaniałe gwiazdy: Katarzynę Groniec i Janusza Radka, którzy, pomimo prostych tekstów dostosowanych dla dzieci, każdej piosence potrafili nadać unikalny klimat.  

Trochę na pograniczu warsztatowo-koncertowym umieścić można koncert Orkiestry AGD zatytułowany Kolorofony – obrazki filmowe i muzyczne. Orkiestra złożona z uczniów szkół muzycznych pierwszego stopnia, grających na instrumentach oraz przedmiotach (miskach, kubeczkach z ryżem) i urządzeniach AGD (mikserach, odkurzaczach) improwizowała wg ustalonych znaków dyrygenta – Patryka Zakrockiego. Improwizacje te były częściowo autonomiczne, a częściowo stanowiły ilustrację do wyświetlanych animacji. I chociaż młoda publiczność momentami zaczynała się już trochę niecierpliwić, to sami wykonawcy bawili się przednio.

Zupełnie odrębnym nurtem płynęły też pokazy filmowe, w których muzyka odgrywała bardzo istotną rolę. Zobaczyć można było produkcje nowe, m.in. Czerwony papierowy stateczek lub starsze, np. Scyzoryk z muzyką Krzysztofa Pendereckiego. Szczególnie emocjonalnie mali widzowie odebrali Piotrusia i Wilka wg Sergiusza Prokofiewa oraz Brzydkie kaczątko z muzyką z Jeziora łabędziego i Dziadka do orzechów Piotra Czajkowskiego.

Poza ogromną frajdą dla najmłodszych, biennale było też doskonałą okazją do obserwacji i przemyśleń, jak powinna wyglądać muzyczna edukacja. Interesująco wypadła konfrontacja dzieci z najnowszymi technologiami, uświadamiając, że bez właściwego pokierowania i pokazania celowości pewnych działań, elektronika nie jest aż tak atrakcyjna. Biennale udowodniło również, że obawy dorosłych przed trudnością w odbiorze muzyki przez dzieci bywają często zupełnie nieuzasadnione. Otwartość małych słuchaczy na dźwięki, nietypowe brzmienia i różne gatunki może nas jeszcze zaskoczyć.   

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć