źródło: Singin' Birds

recenzje

Wenusjanki w Polsce! Singin' Birds, Niech tak zostanie

Dominika Dulny, Dominika Kasprzycka-Gałczyńska i Joanna Czarkowska. Droga tych trzech przyjaciółek do sukcesu pokazuje, że marzenia można spełniać, że oprócz talentu, oprócz ciężkiej pracy, potrzeba jeszcze jednego – zgrania, zespolenia, tego, co jednoczy w różnorodności. I wspólnego marszu w jedną stronę. Dziewczyny, nawet wbrew moim wenusjańskim podejrzeniom, nie przybyły z kosmosu – to profesjonalistki, wykształcone wokalistki, z których każda olśniewa solo, każda jest przygotowana na indywidualną improwizację, każda potrafi z miejsca dobudować kolejny głos do głównego, a wspólnie są mistrzyniami w dziedzinie close harmony. Mieszczące się w albumie utwory to tylko efekt pewnych ustaleń, uściśleń, zanotowanych i sprawdzonych propozycji. Wierzę, że każdą piosenkę zespół mógłby zaaranżować inaczej. I równie dobrze.  

Prawdziwym objawieniem i muzyczną ucztą jest dla mnie Billionaire cover znanego przeboju, który wykonują Travie McCoy i Bruno Mars. Cover znakomity. Prawdopodobnie lepszy od oryginału. Leniwa pierwsza część piosenki to ekspozycja solowych głosów, połączona z uroczym, obfitującym w mistrzowskie zgrzyty i dysonanse, celowo powolnym, wspólnym refrenem. Druga część, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zmienia nastrój, a przede wszystkim tempo. Aż kipi energią – i wokalistek, i instrumentalistów. Bardzo doceniam rozmaite zabiegi tutaj zastosowane. Na przykład na słowach „Buy all of the things I’ve never had” dziewczyny śpiewają unisono. Takie uproszczenie faktury wprowadza, może wbrew pozorom, urozmaicenie i świadczy o dobrym smaku. Świeżym pomysłem jest umieszczenie przed ostatnim refrenem wokalnego ostinato – tutaj głosu użyczyli instrumentaliści – panie zaś budują napięcie, śpiewając najpierw jednogłosowo, później dopiero z podziałem na głosy. Zespołowi należą się ogromne wyrazy uznania za tę aranżację – jest ona dowodem kreatywności artystów. Co ważne, wszystkie zmiany są przemyślane – nie ma w tym opracowaniu nic przesadzonego czy wydumanego. Klasa sama w sobie. 

                                                   źródło: Singin’ Birds

Podobne odczucia mam po wysłuchaniu aranżacji utworów z repertuaru polskich artystów. Otwierające album Sing Sing to wspaniała oprawa i drugie życie dla nieco już wyblakłej i osłuchanej piosenki, a zarazem swoiste credo młodych artystów. Bardzo szybkie, wręcz taneczne, tempo. Dodanie zgrabnego wstępu. Nowa jakość swingu. Uważam, że to ważne osiągnięcie – z piosenki swingującej zrobic swingującą, lecz w inny sposób. Na słowie „SOS” – nakładane na siebie kolejne dźwięki durowego akordu, to przecież sztuczka znana od dawna, świadcząca więc o stylizacji. Poza tym znakomita rola (m.in. kontrapunktująca) instrumentów dętych. I wreszcie zwolnienie tempa i zabawa zaczyna się na nowo, ale już inaczej. Pstrykanie na dwa i cztery sprawia tu o wiele więcej przyjemności – „Birdsy” bowiem wiedzą, że jak powtarzać, to po co tak samo? Po co?

Mam nadzieję, że sama Kayah doceni wartość coveru swojej piosenki. Na językach to aranżacja, której nastrój przywodzi mi na myśl atmosferę przydymionych kawiarenek sprzed lat. Wspaniałe dialogowanie wokali: partie solowe i trzygłosowe. Znowu pikantne dysonanse. Z przaśnego fragmentu „ich język lata, wciąż lata jak łopata”, który Kayah zaczerpnęła z podwórkowego dziecięcego przezywania i w takiej też funkcji wykorzystała, członkowie Singin’ Birds zrobili bardzo kunsztowne i gustowne tło – nie wyeksponowali tego elementu nadmiernie. Do tego dochodzą solówki fortepianowe oraz piękny, pełen charakteru scat. Podobnie zaszczycona powinna się czuć Edyta Bartosiewicz. Jej Zegar w wykonaniu zespołu brzmi fantastycznie, choć bardzo eksperymentalnie (mam na myśli m.in. popisy solowe nabudowane na całej drugiej części utworu). Strzałem w dziesiątkę było dosłowne potraktowanie tytułu piosenki – partie fortepianowo-gitarowe, bardzo ilustracyjne, pozytywkowe czy nawet niczym ze starego filmu świadczą dobitnie o przyjętej przez artystów konwencji. W rytm odmierzany przez tak zbudowany własny „zegar” wpasowują się dziewczyny ze swą linią melodyczną. Ta aranżacja to coś, co „Birdsy” lubią najbardziej – hołdowanie zasadzie kontrastu. Skoro Bartosiewicz stworzyła „chropowatą”, heroicznie moralizatorską piosenkę, to Singin’ Birds robi odwrotnie – piosenkę „cukierkową”, w wysokich rejestrach, ale przez spójność koncepcji przekonującą.  

Sporych rozmiarów sprawdzianem są dla Singin’ Birds utwory autorskie. Z Wenusjankami mogliśmy zetknąć się (jakkolwiek to brzmi) już na etapie „Must Be The Music”, w półfinale. Kompozycja nie wzbudziła wówczas mojego wielkiego zachwytu. Tekst stylistycznie trochę wymieszany – coś literackiego („puch marny”) obok kolokwializmu („facet”), trochę tendencyjny. Piosenka na pewno nabiera barw po kilkukrotnym przesłuchaniu. Podobnie Mr. Bassman – to utwory, które mogą być odebrane jako pretensjonalne, nieco „kwadratowe” (chodzi bardziej o ogólny wydźwięk, trochę o tekst, w żadnym razie nie o muzyczną stronę). Faktem jest, że zespół śpiewa poniekąd z tezą – Singin’ Birds to promocja kobiecości, ukazana nowocześnie, ale z racji czerpania z wzorców dawnych raczej konserwatywna. Opozycja: kobieta – mężczyzna to w autorskich utworach opozycja podstawowa. Kobieta jest istotą uroczą, piękną (w zrozumieniu tej myśli pomagają także fotografie zamieszczone na okładce i w książeczce dołączonej do płyty), a jednocześnie silną, niezależną (ja pytam: czy na pewno?), godną męskiego podziwu. Mężczyzna natomiast „nie musi być ładny”. Wystarczy, żeby dobrze grał (ta przewrotność z kolei ratuje zespół przez zbytnią tendencyjnością). Mam wrażenie – a wkroczyliśmy już na poziom ideologicznych rozmów o płycie – że dziewczyny z jednej strony chcą zachować obraz kobiet w stylu retro, w stylu pin-up – skopiować te „kobiety z obrazka” i dzięki temu przydać gracji współczesnym, często zmaskulinizowanym, przedstawicielkom płci pięknej, z drugiej zaś strony – promują zarówno cechy kobiet uległych („w instrument ten wpatrzone Panie”), jak i wyzwolonych („kobieta swą wartość zna”, „bez kobiety nie umiesz żyć”), co może prowadzić do pewnej konfuzji. Ale ocena zawsze pozostaje w gestii odbiorcy. Swoją drogą Mr. Bassman na przykład to dosyć nowatorska próba stworzenia kompozycji w języku polskim, utrzymanej w stylu muzyki obcej przecież polskiej kulturze – nie jesteśmy narodem swingującym od urodzenia. Za to zespołowi należą się brawa, bo piosenka jest wpadająca w ucho, pozytywna, pełna energii.

Za utwory osobne uznałabym piosenki wyraźnie balladowe: W tym miejscu oraz Sobowtór. Być może nie dorównują one pod względem atrakcyjności pozostałym utworom, jednak i tego typu wyciszenie jest w albumie, bardzo zresztą różnorodnym, potrzebne. W tym miejscu to dosyć udana próba kompozytorska Dominiki Dulny i Marcina Piękosa. Sobowtór zaś jest zbiorem solowych prezentacji wokalnych poszczególnych artystek. Mamy przed sobą przestrzeń, miejsce na kantylenę i wybrzmiewanie.

Pamiętam dziewczyny jako uczestniczki precastingów do programu „Must Be The Music”. Pamiętam pierwsze zamieszczone w Internecie nagrania, budowanie wizerunku. Zapamiętam na długo ich ołówkowe spódnice, w których wykonywały Mooves Like Jagger – wspaniałą aranżację zagranicznego przeboju. I ona, w wersji jeszcze „dopieszczonej”, znalazła się na płycie. Niech tak zostanie to być może dla niektórych nagłe odkrycie, może tylko słodki obrazek w stylu retro, a może album, który pozostanie niezauważony w szerszym odbiorze. Trudno to ocenić dzisiaj. Pewne jest natomiast, że zespół Singin’ Birds wykonał wspaniałą pracę – w zakresie pomysłu i artystycznej realizacji. Muzyka, którą ta grupa produkuje to rozrywka na najwyższym poziomie. Choć najwięcej piszę o paniach, nie wolno zapominać o pracy instrumentalistów: Marcina Piękosa (przed którym chylę czoła za aranżacje), Jacka Kaliszewskiego, Marcina Marcela Piszczorowicza oraz muzyków występujących na płycie gościnnie. Niezmiernie cieszy fakt, iż twórcy Singin’ Birds to ludzie bardzo młodzi. Pewnie, znamy gwiazdki pop szesnastoletnie, osiemnastoletnie – wszak radzą sobie na scenie i w trasach. To jednak przypadek całkiem inny. To osoby prawdziwie wykształcone, świadome podejmowanych działań (znajdzie uznanie u mnie ten, kto układa refren w metrum pięć czwartych!), dojrzale poruszające się w zawiłych korytarzach show-biznesu. Czas pokaże, jak długo ten projekt przetrwa. Cieszę się jednak, że to właśnie wielogłos (z towarzyszeniem instrumentów, ale przecież dziewczyny świetnie też sobie radzą a cappella) jest najważniejszym muzycznym atutem Singin’ Birds. Że nareszcie ktoś dowartościował ten czynnik w muzyce rozrywkowej. 

Singin’ Birds, Niech tak zostanie, 2013

Wydawca: Parlophone Music Poland Sp. z o.o. A Warner Music Group Company

  1. Sing, Sing
  2. Na językach
  3. Mr. Bassman
  4. Billionaire
  5. Wojna domowa
  6. W tym miejscu
  7. Sobowtór
  8. Wenusjanki
  9. Moves Like Jagger
  10. Niech tak zostanie
  11. Zegar
  12. Bądź kim jesteś
Wesprzyj nas
Warto zajrzeć