fot. Wojciech Wandzel, materiały promocyjne

recenzje

Z dziennika festiwalowego. 9 Festiwal Muzyki Filmowej

24 maja rozpoczął się 9. Festiwal Muzyki Filmowej. Jest to jedno z moich ulubionych wydarzeń na mapie kulturalnej Krakowa, więc byłam pełna oczekiwań wobec tegorocznej edycji. Chętnie podzielę się swoimi wrażeniami zapisanymi w dzienniku festiwalowym.

25.05.2016 – SCORING 4 POLAŃSKI (ICE KRAKÓW)

Muzyka do filmów Polańskiego to prawdziwy pokaz różnorodności. Przyznam, że nie widziałam wielu filmów tego reżysera, ale po tym wydarzeniu czuję potrzebę nadrobienia tych zaległości, choćby dla samej muzyki. Zapamiętam genialny klimat podczas wykonywania muzyki Philippe’a Sarde’a z filmu Lokator (ciarki przechodzą po plecach!), ale także pięknie prowadzoną frazę w Tess. Trąbka Tomasza Stańki brzmiała zarówno miękko i swobodnie (Chinetown), jak i zdecydowanie i ostro (Śmierć i dziewczyna). Bardzo podobała mi się także część jazzowa (do filmów z muzyką Krzysztofa Komedy) wykonana przez kwintet jazzowy (Obara International) – świetne zgranie, improwizacje i wykonanie na tle niesamowitych kadrów z filmów Polańskiego. Nie do końca przekonało mnie natomiast wykonanie wokalizy z Dziewiątych Wrót w wykonaniu Wioletty Chodowicz – jej technika śpiewu była dość niekonwencjonalna, aczkolwiek górne dźwięki zabrzmiały naprawdę ładne. Warto wspomnieć też, że na koncercie obecny był sam reżyser oraz laureat Nagrody Wojciecha Kilara, Alexandre Desplat, obaj po koncercie obrzucili publiczność kwiatami.

fot. Wojciech Wandzel, materiały promocyjne

27.05.2016 – DRONE SOUNDS (ICE KRAKÓW)

Na to wydarzenie wybrałam się raczej z ciekawości, bo muzyka elektroniczna (co sugerowałaby nazwa „drone”) nie znajduje się w centrum moich zainteresowań. Zaskoczyłam się jednak pozytywnie! Poza samymi elektronicznymi brzmieniami i orkiestrą mogliśmy usłyszeć także inne ciekawe instrumenty jak np. orientalną mbirę, fale Martenota, cristal baschet (instrument podobny do harmoniki szklanej) czy… maszynę do pisania. Świetnie zabrzmiała muzyka Łukasza Targosza (który notabene sam wystąpił jako instrumentalista) do serialu Pakt oraz Pitbull Służby Specjalne, prezentująca się zarówno od strony spokojniejszej, ale też mocnej, wręcz rockowej. Znakomicie grająca orkiestra z ciekawą elektroniką i aranżacjami wywarła spore wrażenie. Trochę mniej podobała mi się część z muzyką Cliffa Martineza, która była co prawda klimatyczna, ale przy tym dość jednostajna i przez to czasem nużąca. Najlepsza okazała się chyba część  z muzyką Jóhanna Jóhannssona, która z jednej strony przenikała mnie bardzo głęboko, wzbudzając niepokój (to dzięki pięknym wiolonczelom i kontrabasom – motywy z filmu Sicario), ale zawierała też fragmenty przejmujące liryką (długie frazy w smyczkach z Labiryntu) czy całkiem kontrastującą subtelnością (tutaj świetna partia harfy z Teorii Wszystkiego). Zaskoczenia bywają miłe.

fot. Wojciech Wandzel, materiały promocyjne

29.05.2016 – INDIANA JONES (TAURON KRAKÓW ARENA)

Ach ten Indy… nigdy się nudzi! Przygody tego przystojnego bohatera zna chyba każdy, więc tym milej było zobaczyć Poszukiwaczy Zaginionej Arki na wielkim ekranie z muzyką na żywo. Było świetnie! Sinfonietta Cracovia pod batutą Ludwiga Wickiego nie miała w tej ścieżce zbyt wiele momentów odpoczynku, ale mimo to przez cały czas trwania filmu, ze smyczków leciały iskry, a sekcja dęta… genialna! Blacha grała czysto, pewnie i pełną parą prezentując dumnie nie tylko najbardziej znany temat, ale także inne motywy poboczne (w partyture tym instrumentom powierzona jest większość tematów). Brawa należą się oczywiście również dyrygentowi, który swoim końcowym gestem zgrał się idealnie z ostatnią zjeżdżającą linijką napisów końcowych. Wyszłam z koncertu pełna energii, pozytywnych wrażeń i z uśmiechem na twarzy.

fot. Wojciech Wandzel, materiały promocyjne

30.05.2016 – VIDEO GAME SHOW: WIEDŹMIN 3 (TAURON KRAKÓW ARENA)

Na wydarzeniu zamykającym festiwal mogliśmy usłyszeć suitę utworów z gry Wiedźmin 3 (i dodatków). Pomijając fakt, że muzyka ta jest naprawdę ciekawa i różnorodna, sama suita także zakomponowana była w przemyślany sposób: utwory spokojniejsze i bardziej liryczne zostały przedzielone tymi bardziej energicznymi. Dodatkowym plusem było to, że wizualizacje z gry podporządkowano temu, co działo się w muzyce, co w efekcie pozwoliło stworzyć spójną całość. Bardzo przyjemne dla oczu okazały się także efekty świetle, które, gdy oglądałam je z mojego sektora, tylko podkreślały baśniowy klimat. Aranżacja okazała się bardzo bogata: poza tradycyjną orkiestrą na scenie pojawiły się m.in. flety proste, akordeon i cytra, wprowadzające w ludowy klimat. Duże uznanie należy się także zespołowi Percival, który wykonywał swoje partie w prawdziwym duchu słowiańskim (szczególnie zapadły mi w pamięć partie wokalne, których wykonanie wywoływało dreszcze). Również chór zaprezentował się bardzo dobrze, choć mam wrażenie, że został nierównomiernie nagłośniony, przez co niektóre głosy wybijały się ponad inne. Wioletta Chodowicz zaśpiewała według mnie lepiej niż na Polańskim, chociaż osobiście nie jestem fanką tak intensywnego wibrato. Nie wiem natomiast, jak ustosunkować się do występu Brodki, która wykonywała słynną Kołysankę o Niedoli. Artystka zaśpiewała ją z dużą nieśmiałością, co z jednej strony miało swój klimat, ale z drugiej pozostawiło pewien niedosyt. Summa summarum, bardzo nastrojowy wieczór z piękną muzyką.

Cóż dodać na koniec? Ogólne wrażenia są bardzo pozytywne, każdy z koncertów miał w sobie moment (najczęściej nawet niejeden), który głęboko poruszał, ale też zachwycał i emocjonował. Festiwal prezentował bardzo wysoki poziom wykonawczy, organizacja okazała się bez zarzutu, ważną rolę odgrywała także strona wizualna (oglądamy przecież również fragmenty filmów). Odnoszę wrażenie, że z edycji na edycję jest coraz lepiej, więc nie mogę się już doczekać, co organizatorzy przygotują na okrągłą (dziesiątą edycję) w przyszłym roku.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć