mat. organizatora

recenzje

Zbawienne działanie witaminy K (jak Kolberg)

Rok Oskara Kolberga oficjalnie wystartował. W zawierusze opinii nad celowością przyznanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego funduszy na projekty kulturalne jest chociaż jedna stała, o której z góry było wiadomo, że nastąpi. 200. rocznica urodzin Oskara Kolberga to kolejny jubileusz profilujący polską kulturę na kolejne 365 dni. Ale odkładając na bok reflekcję, czy to działanie naprawdę jest potrzebne, warto wrócić do miejsca, które żyje nieco w rytm oficjalnych jubileuszy.

O ile w Radomiu Anno Domini 2013 można było powątpiewać w sensowność organizowania festiwalu Witolda Lutosławskiego, o tyle w Radomiu AD 2014 wątpliwości już nie ma. W mieście, którego główną inwestycją o przeznaczeniu kulturalnym jest w ostatnich latach budynek Zespołu Szkół Muzycznych, niemożliwe jest wyobrażenie sobie braku inicjatyw związanych z Rokiem Kolberga. Są tego przynajmniej dwa powody. Wielki etnograf jest nie tylko patronem ZSM, ale Radom leży w bezpośredniej bliskości serca kolbergowskiego organizmu jubileuszowego – Przysuchy (39 km).

Żyjący zatem zgodnie z ministerialnym kalendarzem radomski ruch koncertowy w dniach 12-14 lutego 2014 przeżywał drugą edycję Festiwalu Kontrolowanego. Jak najbardziej uzasadniony w zeszłorocznej edycji „odlutosławski” przymiotnik organizatorzy postanowili pozostawić jako szyld dla kolejnych odsłon festiwalu (patrząc, jak mniemam, z nadzieją w stronę MKiDN i jego funduszy). A zatem literka „K” jak Kontrolowany stała się, jak mawiały mapety z niegdyś popularnej Ulicy Sezamkowej, sponsorem odcinka. Po pierwsze: „K” jak Kwadrofonik, po drugie: jak Kapela ze Wsi Warszawa i po trzecie: „K” jak Kilar.

To było ważne wydarzenie. W porównaniu z zeszłoroczną ofertą widać, że organizatorzy serca nie tracą, mają pomysły i coraz większą odwagę realizacji. Każdy z trzech dni festiwalu konczył się koncertem, ale program objął również wykłady, warsztaty i prelekcje skierowane do uczniów ZSM.

ZSMuz Radom/foto: Anna Bielec, Maciej Murawski

I chyba nawet więcej przemyśleń dostarczyły spotkania uczniów z mistrzami tradycji muzycznej niż same wydarzenia koncertowe. Gość pierwszego wieczoru, zespół Kwadrofonik, pokazał jakość, za którą ceniony jest od początku istnienia. Ale pomysły zespołu, nienowe wprawdzie, bo w Radomiu zabrzmiały kompozycje z jego pierwszych płyt, i tak w sali Krzysztofa Pendereckiego odbiły się dziwnym, nieznajomym echem. Oblała wszystkich estetyczna ulga, gdy w ośrodku o  prowincjonalnie kreślonej ofercie kulturalnej zabrzmiało wreszcie coś innego, odmiennego, ożywczego.

ZSMuz Radom/foto: Anna Bielec, Maciej Murawski

Wydaje się, że to właśnie ożywczość jest największą wartością radomskiego festiwalu i jego największym potencjałem na przyszłość. Odwaga przekroczenia niewidocznej granicy zaścianka pozwala czuć, że radomska młodzież jest w dobrych rękach. Występ zespołu Gałcunecki z podradomskich Gałek Rusinowskich emanujący z jednej strony aurą odchodzącego świata, a z drugiej bezpośredniością kontaktu nieubraną w filharmoniczną konwencjonalność była dla młodych odbiorców doświadczeniem zaskakującym i wyzwalającym. Spotkanie z triem Macieja Żurka, ucznia legendarnego Jana Gacy, który z Mateuszem Kowalskim poprowadził warsztaty dla skrzypków, odkryły przed nastoletnimi skrzypkami zupełnie nieznany świat.

Odmienność muzyki tradycyjnej wprowadziła klasycznie kształconych muzyków w stan dezorientacji i konfuzji. Nabyte przez nich podczas porannych ćwiczeń podstawy tradycyjnego wykonawstwa młodzi pokazali na wieczornym koncercie, towarzysząc Gałcuneckom pod kierunkiem Macieja Żurka. Zawstydzenie swą rolą i opory, z jakimi młodzi szli na scenę, pokazują nie tylko problem, przed jakim staje uczony jednostronnie muzyk, onieśmielony nagłym kontaktem ze swą włąsną tradycją, ale być może także nowe pomysły dla edukacji muzycznej. A że mogą być to pomysły godne głębszej refleksji, udowodnił nieskrywany po występie entuzjazm młodych.

Gałcunecki zdobyły serca publiczności podczas koncertu odbywającego się pierwszego dnia festiwalu, towarzysząc także w drugiej części zespołowi Kwadrofonik. Melodie ludowe i utwory Chopina zabrzmiały we właściwej sobie odkrywczej interpretacji zespołu przywołującej i brzmienie kompozycji minimalistów, jak i Małych Instrumentów.

Drugi dzień przebiegł pod hasłem tradycyjnych instrumentów. Na wykładzie im poświęconym muzycy Kapeli ze Wsi Warszawa opowiadali uczniom o fideli płockiej, cymbałach, suce biłgorajskiej, prezentując brzmienie każdego z tych instrumentów. Wycieczka w instrumentoznawstwo stała się powodem do śmiechu, zabawy, dając kolejny dowód na zasadność nauki przez żywy kontakt. Uzupełnieniem zestawu był świetny występ Kapeli, na którym zabrzmiały m.in. utwory z ostatniej płyty zespołu. Koncert, którego swoistym wodzirejem był niezrównany w swej roli Maciej Szajkowski, a za wizualne dopełnienie dbała grupa taneczna OFF Harnam, dał radomianom kolejny dowód na to, że „lud, jego zwyczaje, sposób życia” to nie zatrzaśnięta w muzealnej gablocie szydłowieckiego muzeum przeszłość, a źródło, które choć z daleka wydaje się wyschnięte, pozostaje żywe.

fot. Martyna Skrok

Entuzjazm dwóch pierwszych dni doczekał się kumulacji na koncercie finałowym. Podobnie jak rok temu, po występach profesjonalistów, na scenie siedli amatorzy. Orawa zmarłego niedawno Wojciecha Kilara, świetnie nadająca się do ćwiczeń z młodzieżową orkiestrą, zabrzmiała w wykonaniu orkiestry symfonicznej Zespołu Szkół Muzycznych naprawdę satysfakcjonująco. Niepowtarzalna atmosfera tamtego koncertu miała swoje źródło w tym, co zdarza się rzadko, a jeśli uda się w młodzieżowym zespole wskrzesić, jest powodem do wielkiej dumy. Chodzi o dojrzałość.

fot. Martyna Skrok

Trzeba mieć nadzieję, że kolejne “kontrolowane” edycje festiwalu potwierdzą słuszność obranej przez organizatorów drogi i wywiodą radomską scenę muzyczną z ziemi niczyjej.

————————-

MEAKULTURA sprawowała patronat medialny nad tym Festiwalem.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć