Dorota Serwa; fot. Paweł Loroch

wywiady

„Lubimy działać odważnie, nawet ryzykować” – rozmowa z Dorotą Serwą, dyrektor Filharmonii w Szczecinie, współorganizatorem I Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego im. Mieczysława Karłowicza

Dorota Serwa – muzykolog, menedżer kultury, od 2012 roku dyrektor Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Jako wykładowczyni Państwowej Akademii Nauk prowadzi zajęcia z zarządzania instytucją artystyczną, a w latach 2016–2019 współtworzyła Radę ds. Instytucji Artystycznych działającą przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dorota Serwa otrzymała tytuł Szczecinianki Roku 2016, a jej działania zostały docenione i nagrodzone m.in. Nagrodą Redakcji Gazety Wyborczej WDECHA 2010, Medalem Stulecia Urodzin Witolda Lutosławskiego czy też Medalem Stulecia Stowarzyszenia Autorów ZAiKS za działalność na rzecz polskiej kultury i muzyki.

Agnieszka Nowok-Zych: Na samym początku pragnę pogratulować Państwu organizacji przedsięwzięcia na tak wielką skalę! Jakie refleksje i wnioski nasuwają się w miesiąc po zakończeniu konkursu?

Dorota Serwa: Dziękujemy! Cały czas ubolewamy nad tym, że z wiadomych względów nie mogliśmy przeprowadzić konkursu tak, jak sobie wymarzyliśmy, czyli z udziałem publiczności. Mogę jednak powiedzieć w imieniu swoim oraz wszystkich zaangażowanych, że paradoksalnie dzięki pandemii pewne kwestie ostatecznie wyszły in plus. Poprzez współpracę z ZAIKS na potrzeby transmisji koncertu finałowego udało nam się przygotować produkcję telewizyjną z prawdziwego zdarzenia. Dzięki odpowiedniemu kadrowaniu można śledzić niemal wszystkie niuanse i detale – siedząc na sali wychwycenie wielu dynamicznych zmian jest po prostu niemożliwe, tym samym staliśmy się przewodnikami po świecie muzyki współczesnej nie tylko dla naszych odbiorców, ale i melomanów z całego świata. Równocześnie nie ukrywam, że całe przedsięwzięcie od strony realizacji było niezwykle skomplikowane i stanowiło dla nas cenną lekcję, jak z tego typu produkcjami mierzyć się w przyszłości. Niebawem przedstawimy materiał koncertu finałowego zarejestrowany w formacie 4K – można powiedzieć, że będzie to w pewien sposób wersja koneserska, z najlepszą jakością dźwięku i obrazu.

A.N.Z.: I ja odnoszę wrażenie, że nagrania audio-video odgrywają obecnie niezwykle ważną rolę i stanowią nieocenioną pomoc w popularyzacji muzyki, zwłaszcza współczesnej. Od wielu znajomych „niemuzyków” słyszałam, że dzięki obrazowi znacznie lepiej ją odbierają, kolokwialnie mówiąc, „wiedzą, o co chodzi”: narracja jest dla nich bardziej czytelna, intrygują poszczególne instrumenty, a dzięki odpowiednim ujęciom – kojarzą je z określoną barwą.

D.S.: Myślę, że w XXI wieku, a zwłaszcza teraz, jesteśmy przyzwyczajeni do odbioru wielostronnego – sfera wizualna staje się nieodzownym elementem przekazu. W przypadku naszej Filharmonii muzyka współczesna rezonuje jeszcze dodatkowo z niebanalną architekturą, która bardzo działa na wyobraźnię tak zapraszanych przez nas artystów, jak i melomanów.

Zdjęcie z konkursu; fot. Sebastian WołoszZdjęcie z konkursu; fot. Sebastian Wołosz

A.N.Z.: Pierwsza edycja konkursu – jeszcze bez obecnej nazwy i na mniejszą skalę – miała miejsce w roku 2018. W Polsce odbywa się wiele konkursów kompozytorskich, zapytam zatem przewrotnie, skąd w organizatorach tak silne przekonanie o potrzebie powołania do życia kolejnego takiego wydarzenia?

D.S.: Impulsów do powstania konkursu z pewnością było co najmniej kilka i chyba nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że istota powstawania wielkich idei leży w inspirujących spotkaniach. Do takich należą niewątpliwie te z Miłoszem Bembinowem, kompozytorem, dyrygentem, przyjacielem Filharmonii w Szczecinie, który znakomicie wyczuł ducha tego miejsca – zarówno sam budynek instytucji, jak i miasto są wręcz stworzone dla potrzeb muzyki nowej. O pobudzającej wyobraźnię architekturze budynku już wspominałam, ale nie do końca znane są w Polsce pokłady możliwości, jakie niesie Szczecin. Dla mieszkańców Warszawy i południa kraju jesteśmy wciąż daleko, ale jeśli zmienimy perspektywę, blisko nam do Berlina – kulturalnej stolicy Europy. Wielu kompozytorów XX wieku przeżyło swój „szczeciński epizod”, w tym m.in. Anton Webern. Dodatkowo projekt konkursu związany był ze stuleciem ZAIKS, dla którego istotna jest – tak jak i dla nas – promocja muzyki współczesnej.

Jeśli my nie będziemy mieli odwagi promować muzyki naszych czasów, dźwiękowy komentarz otaczającego nas świata funkcjonować będzie jedynie marginalnie.

Naszą misją jako instytucji jest stworzenie przestrzeni dla wymiany doświadczeń, zarówno wśród samych twórców, jak i – a może przede wszystkim – na linii kompozytor-odbiorca. Lubimy działać odważnie, nawet ryzykować; szybko zatem podchwyciliśmy pomysł, aby konkurs kompozytorski odbywał się co dwa lata. 

A.N.Z.: Skoro o odwadze mowa, nie ukrywam, że zaimponował mi bardzo wymagający regulamin konkursu, który nie przewiduje ograniczeń ani kategorii wiekowych…

D.S.: Tak, niewątpliwie uczestnicy muszą wykazać się determinacją: z jednej strony bowiem młodzi mierzą się z doświadczeniem nestorów, z drugiej – dojrzali i utytułowani twórcy z polotem i finezją młodych…

Zdjęcie z konkursu; fot. Sebastian WołoszZdjęcie z konkursu; fot. Sebastian Wołosz

A.N.Z.: …nie sposób nie wspomnieć, że regulamin konkursu jest również bardzo surowy: z blisko dwustu partytur do ścisłego finału przeszło raptem sześć!

D.S.: Wynikało to m.in. z ograniczeń koncertowych. Prezentacja sześciu nowych kompozycji była sporym wyzwaniem zarówno dla muzyków, jak i publiczności. Współczesne dzieła muzyczne są niejednokrotnie bardzo wymagające pod względem wykonawczym. Jak zaznaczał nasz juror Szymon Bywalec, który poprowadził koncert finałowy, w Polsce dominuje późnoromantyczny model orkiestry, a najczęściej wykonawstwem muzyki nowej zajmują się wyspecjalizowane w tym aspekcie zespoły. Orkiestra Filharmonii w Szczecinie musiała zmierzyć się z sześcioma nieznanymi, niezwykle trudnymi utworami w bardzo krótkim czasie i z dumą mogę powiedzieć, że podołaliśmy temu zadaniu! Swoją drogą, chyba nie doceniamy też generalnie polskiej publiczności, z góry zakładając jej negatywny stosunek do muzyki współczesnej. Podczas edycji w 2018 roku obawialiśmy się, że zabraknie chętnych do udziału w koncercie, tymczasem przyszło spore grono melomanów, świetnie reagujące na zaproponowany program. Zorganizowaliśmy również koncert wypełniony wyłącznie dziełami prof. Krzysztofa Meyera – również spotkał się on z bardzo dobrym przyjęciem publiczności.

A.N.Z.: Cieszę się, że w naszej rozmowie pojawił się prof. Meyer: niedawno miałam okazję przeprowadzać z Profesorem wywiad na temat innego konkursu kompozytorskiego [TUTAJ], gdzie zasiada on w gronie jurorów. Intryguje mnie bardzo jedna kwestia, o którą wówczas zapytałam: jakich utworów właściwie Państwo szukaliście i przede wszystkim, jak ocenić obiektywnie tak delikatną materię, jaką jest dzieło muzyczne? Jakimi kryteriami kierowała się Pani jako juror-muzykolog?

D.S.: Muzykologiem jestem z wykształcenia, a od lat managerem kultury – „zaplecze” to jednak bardzo pomaga w moim zawodzie. Brałam udział już w drugim etapie oceny konkursowej i jestem bardzo wdzięczna kolegom-jurorom za trud włożony w wyselekcjonowanie finałowej szóstki. Trudno mi oczywiście odpowiedzieć za nas wszystkich, ale z pewnością ważne było twórcze okiełznanie aparatu symfonicznego, który został narzucony przez konkursowy regulamin. Dalej, jak kompozytorzy ustosunkowali się do rozwiązań w zakresie języka muzycznego ostatniego stulecia no i rzecz jasna – świeżość pomysłu. Na podstawie przestudiowanych partytur mogę powiedzieć, że widać wyraźną tendencję do zacierania się stylistycznych granic, ale nie stanowi to większego zaskoczenia.

Sporo dzieł plasuje się również na granicy tego, co „nowe”, a tego, co dobrze przyswajalne przez odbiorców, celując w ich preferencje, myślę tutaj o związkach z muzyką filmową, minimalizmie czy budowaniu wielkiej dramaturgii na wzór dzieł symfonicznych charakterystycznych dla muzyki programowej.

A.N.Z.: Tytuły utworów, które znalazły się w finale, zdają się wskazywać dwa kręgi tematyczne szczególnie interesujące dla uczestników konkursu: część z nich odwołuje się do fenomenu natury, wszechświata, może nawet w kategoriach jedności z Absolutem, część do przeciwnego bieguna jakim są hałas i dystopia. Sześć kompozycji to oczywiście za mało, by wyciągać jakiekolwiek wnioski, ale trudno nie ulec pokusie interpretacji, że nagrodzone kompozycje w pewien sposób odzwierciedlają intuicje dzisiejszego świata: potrzebę przywrócenia naturalnego porządku z jednej, pogrążenie w chaosie z drugiej strony…

D.S.: Myślę, że troszeczkę tak jest. Wiązałabym to z tym, o czym mówiłyśmy na początku: twórcy nie pozostają obojętni na otaczającą ich rzeczywistość, czują się zobowiązani do „odnotowywania” w swych dziełach pewnych zjawisk. Nie chciałabym podążać tropem hermeneutycznym, ale faktycznie trudno nie zauważyć w tych kompozycjach śladu ostatnich czasów i towarzyszącej im dychotomii: na jednym biegunie plasuje się bowiem industrialne podejście do świata, na drugim – ogromna potrzeba odniesień egzystencjalnych, poszukiwanie człowieka we wszechbycie. To ciekawe, że Pani również odniosła takie wrażenie.

A.N.Z.: Pojawił się wszechbyt, który w zakresie muzyki symfonicznej w oczywisty sposób łączy się z Mieczysławem Karłowiczem – patronem tak instytucji, jak i samego konkursu. Jestem pewna, że dla większości kompozytorów zagranicznych, którzy brali w nim udział, jest niestety dosyć enigmatyczną i mglistą postacią. W jaki sposób Karłowicz i jego dorobek mogą stanowić inspirację dla dzisiejszych młodych twórców, potencjalnych uczestników kolejnej edycji konkursu?

D.S.: To bez wątpienia jeden z pierwszych gorących orędowników współczesnej muzyki polskiej, sam ze wszech miar współczesny. Choć tworzył w duchu mocno późnoromantycznym, jego twórczość stanowi dowód, jak otwarty był na nowe nurty i możliwości; tak naprawdę możemy jedynie sobie wyobrazić, jak mógłby rozwinąć się jego niesamowity talent, gdyby nie tragiczna śmierć pod Małym Kościelcem. Jego poematy symfoniczne stanowią fantastyczną szkołę kompozytorskiego warsztatu nie tylko w kontekście budowania formy muzycznej, ale przede wszystkim operowania aparatem orkiestrowym, co stanowi przecież wymóg konkursu. Przede wszystkim jednak z całej artystycznej postawy Karłowicza przebija niesamowita twórcza odwaga – dzięki temu z pełnym powodzeniem, nie tylko w związku z konkursem, jego postać i dzieła stanowić mogą pomost pomiędzy polską muzyką nową a jej promocją poza granicami kraju.

A.N.Z.: Dziękuję za rozmowę.

Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

ZAiKS Logo

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć