Renata Przemyk, fot. Anna Powierża/Universal Music Polska

wywiady

Odsłaniać się można na wiele sposobów". Wywiad z Renatą Przemyk

W dniu premiery nowej płyty Eliza Moraczewska i Marlena Wieczorek rozmawiają z Renatą Przemyk o muzyce, stylistyce, tekstach, starych drogach oraz nowych ścieżkach…

Eliza Moraczewska: Wielokrotnie podkreślała Pani, że w życiu i w sztuce, co krok dokonuje Pani zmian. W wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” powiedziała Pani nawet, że jest „bardzo cykliczna” („Wysokie Obcasy extra” nr 4, wrzesień 2012, s.26). Cykliczność oznacza jednak także powroty. Czy na gruncie zawodowym wraca Pani do – jej zdaniem – niewyzyskanych wcześniej projektów? Czy to stwierdzenie dotyczy też nowej płyty?

Renata Przemyk: Cykliczność oznacza, że jest czas na aktywność i czas na odpoczynek, czas na rodzenie i na wychowywanie, pora siewu i pora zbioru, ale za każdym razem sieje się i zbiera inne żniwo, za każdym razem nowe. Dzieci też, co rok starsze. Kumuluje się doświadczenie i wiedza, z których można coraz lepiej korzystać. Nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, ale znając różne rzeki i często do nich wchodząc, lepiej opanowujemy technikę wchodzenia. I naukę pływania w niej. Każdy projekt jest nowy, ale chętnie korzystam z tego wszystkiego, czego się przy poprzednich nauczyłam. 

EM: Czy Pani fascynacje różnymi stylistykami muzycznymi spowodowane są poszukiwaniem własnego języka, a może czegoś zupełnie innego? Czy muzykę „wkomponowuje” Pani w aktualne przeżycia, czy raczej z projektu na projekt dąży Pani do jakiegoś ideału, a dążenie to jest drogą do niego?

RP: Są idee, ideałów nie ma, już to wiem. Intuicyjnie sięgam po stylistykę, która w danym momencie mi odpowiada, w której będę w stanie wyrazić to, co aktualnie czuję, co przeżywam, kim jestem. Fascynuje mnie muzyka korzenna, etniczna, odnajduję w niej tę bliskość z naturą. Ale najbardziej inspirują mnie mieszanki, łączenie brzmień, najlepiej z pozornie odległymi. Beaty i pulsujące rytmy syntetyczne idealnie łączą się naturalnymi, są jak bicie serc z różnych światów, ale równie mocno. Muzyka płynie z instrumentów poprzez człowieka, który ją wydobywa i to ten człowiek decyduje czy usłyszymy emocje a nie tylko użyty instrument – niezależnie czy naturalny, czy syntetyczny. I to tymi emocjami się kieruję a intuicja prowadzi mnie do brzmień. Ta idea to właśnie emocje. Bez nich nie ma żywej sztuki.

EM: Czy ma Pani jakąś ulubioną stylistykę muzyczną, czy raczej jej zgodność z konkretnym projektem (np. płytą) jest dla Pani najważniejsza?  

RP: Ciągnie wilka do lasu. Lubię muzykę z głębi serca i to jest najważniejsze. Nie mam wyznaczonej, ulubionej jednej stylistyki, lubię sięgać po nowe możliwości w nowych rejonach. Czuję jednak, że po tylu latach grania i tworzenia muzyki pojawiają się pewne tropy, po których można rozpoznać, że to ja. Lubię akordeon, głębokie basy, kotły i zabawę głosem. Na swoich płytach mogę sobie pozwolić na dużą dowolność. W projektach dla teatru staram się dopasować coś idealnego do spektaklu.

EM: W Pani piosenkach bardzo ważny jest tekst – wiadomo, że jest Pani bardzo przywiązana do tekstów Anny Saranieckiej. Zawsze miałam wrażenie, że te teksty są w Pani gardle najbardziej na miejscu: głos jest mocny, twardy, a kamień leży na progu, blokując wyjście z domu. Jaka jest droga takiej wyrazistej, mocnej piosenki, np. „Zero (Odkochaj nas)”? Czy najpierw jest tekst, potem muzyka i artykulacja? Czy interpretacja jest zawsze Pani własna, czy autorka tekstów ma tu swoje zdanie, albo czy ona zmienia tekst pod wpływem Pani uwag?

RP: Długo proces powstawania moich piosenek był dość podobny. Układałam muzykę i gotową zaaranżowaną formę dawałam Ance z moimi sugestiami co do treści. Czasem jej pisanie poprzedzała nasza rozmowa, czasem sama czuła, o czym powinno być. Po tylu latach wspólnej pracy każda z nas znała możliwości tej drugiej. Zwłaszcza, że współpraca została nawiązana na bazie świetnego porozumienia i znajomości, podobnego poczucia humoru, poglądów na wiele spraw i oczekiwań od literatury. Mówiłam jej, czego chcę, a ona opowiadała mi to tekstem w cudowny, poetycki sposób. Śpiewam od serca i tu nie dałoby się nic narzucić, muszę czuć prawdę w głosie, wtedy i publiczność ma szansę ją poczuć.

Marlena Wieczorek: Na nowej płycie muzyka jest Pani autorstwa (większość tekstów też), jak zatem wygląda relacja twórca – producent? Jarosław JARO Baran przestawił Pani gotowe aranże czy miała Pani określoną, spójną wizję albumu?

RP: Jarek jest bardzo utalentowanym i wrażliwym człowiekiem. Wrażliwym nie tylko na dźwięki. Potrafi ogarnąć piosenkę traktując z równą estymą brzmienie, melodię i tekst. Miałam swoje pomysły i dawałam Jarkowi piosenki ze wstępnym aranżem, a on, znając moje oczekiwania, proponował swoje wersje. Czasem kontynuując moją linię, czasem kompletnie inaczej. Prowokowaliśmy się wzajemnie i jedno inspirowało drugie. Zachwycona jakimś kierunkiem proponowałam coś jeszcze odważniejszego, innym razem po dyskusji odzieraliśmy jakąś wersję z nadmiaru śladów. Świetnie się pracuje z Jarem, bo jest bardzo szybki, szalenie twórczy i cierpliwy, co przy moim emocjonalnym podejściu jest bardzo pomocne. Miał mnóstwo świetnych pomysłów. Pracowaliśmy etapami, co dało nam szansę nabierać dystansu do naszej pracy. Płyta powstawała prawie dwa lata. 

EM: Dla kogo Pani tworzy? Czy odnajduje Pani emocje w sobie i stara się oddać je słuchaczom najdokładniej, jak to możliwe, czy raczej myśli Pani o słuchaczu? Jeśli to drugie, to, kim jest ten modelowy słuchacz?

RP: To pierwsze. Nagromadzone emocje i przeżycia ubieram w formę, jaka mi intuicyjnie odpowiada i dzielę się ze słuchaczami, którzy odnajdują w mojej muzyce coś dla siebie. Nie ma chyba czegoś takiego jak modelowy słuchacz.

MW: A jacy są rzeczywiści fani, ci, którzy przychodzący na Pani koncerty? Na nowej płycie pojawia się dużo bitów (nawet transowe rytmy), są sample – skąd ten pomysł? Czy to znak czasu czy chęć trafienia także do innego odbiorcy?  

RP: Jestem zafascynowana nowymi możliwościami. Zawsze z wielkim zaciekawieniem obserwowałam rozwój technologii w muzyce i chętnie korzystałam z jej osiągnięć. Lubię łączenie technik a sample i loopy wmiksowuję w swoje piosenki od kilkunastu lat. Rzeźba dnia jest energetyczna, świeża i chyba najbardziej pozytywna z moich płyt. Taka jak ja teraz. To, co jest na każdej kolejnej płycie odzwierciedla moje nastroje i etap życia. I każda kolejna płyta to krok naprzód. Moi słuchacze wiernie mi towarzyszą od lat, z ciekawością wypatrując kolejnych piosenek i zmian. I z każdą kolejną płytą dochodzą nowi słuchacze, którzy znaleźli coś dla siebie właśnie na tej. Pewnie i tym razem tak będzie. Chętnie powitam tych nowych, ale płyta byłaby taka sama jak jest, bez kalkulacji na odbiór. 

MW: Rytm dość mocno zaznacza się w nowym materiale. Czy ta taneczność nie odciąga uwagi od przekazu słownego? A może właśnie go wzmacnia? 

RP: Wzmacnia, zdecydowanie! Pojawia się tylko w niektórych utworach, tam, gdzie może lepiej ponieść tekst, który jest jakby wpompowywany w słuchacza. Tekst o kłamstwie ma brzmieć jak mantra, tak jak słowa śpiewaj mi… w Nic to jest. W innych utworach beaty są bardziej alternatywne. 

EM: Czy zdarzały się Pani sytuacje, gdy napotkani ludzie, Pani słuchacze, okazywali się jedynym motorem do dalszej pracy? Czy bywają inspiracją to tworzenia? Jeśli tak, to proszę podać jakiś konkretny przykład takiej inspiracji…

RP: Słuchacze są motorem do pracy, ale nie jedynym. To wspaniałe przeżycie, kiedy po koncercie ludzie mówią, że te piosenki dały im siłę w jakiejś trudnej sytuacji. To daje do myślenia. Wiem, jaką siłę ma muzyka, bo sama bez niej nie wyobrażam sobie życia, ale też tej swojej nigdy nie narzucałam innym. Ci, którzy sami przychodzą, są tym cenniejsi.

EM: Wśród Pani utworów są takie, które mają specjalnie emocjonalny wydźwięk. Mam na myśli na przykład Kochaną: jest to swoisty manifest przyjaźni w czasie, kiedy wydaje się, że ludzie zapomnieli, co ona naprawdę znaczy. Czy to piosenka autobiograficzna? Czy na nowej płycie pojawia się też utwór o takim wydźwięku emocjonalnym?

RP: Kochana była ukoronowaniem chwili, kiedy z Kasią Nosowską i Anką Saraniecką w lecie na mojej werandzie poczułyśmy takie babskie pokrewieństwo. Piłyśmy kawkę i nie tylko. Rozmawiałyśmy o rzeczach super ważnych i o pierdołach i pisałyśmy wiersze po wersie. Było trochę takich spotkań, rozmów, potem pojawiło się moje dziecko, odwiedziny, gadanie o pieluchach. A potem znowu codzienność. To zapis czasu, jaki można mieć z kimś, kto wie, o czym mówisz i jest to dla niego ważne. Na Rzeźbie jest piosenka Dwojedno – o tym, że czasem zdarza się, że dwoje ludzi stapia się ze sobą i oboje to czują. I nawet, jeśli to nie trwa wiecznie, to warto.

MW: Czy tego rodzaju silnie emocjonalne piosenki łączą się bezpośrednio z wydarzeniami z Pani życia? Jak Pani uważa: do którego miejsca można się tu posunąć, aby nie dać pretekstu do oskarżenia o ekshibicjonizm? A może w dobie powierzchownych piosenkarek/produktów to jest jedyna szansa na powrót artyzmu w muzyce rozrywkowej?

RP: Emocje to podstawa dobrej piosenki. Wszystko zależy od przekazu. Forma musi służyć treści w sposób taktowny, nieagresywny. To trochę tak jak z aktami – wcale nie ten całkiem rozebrany jest najbardziej seksowny. Odsłaniać się można na wiele sposobów. 

MW: Czy uważa Pani, że w trakcie tych lat, gdy jest Pani na scenie, zaszła jakaś zmiana w wizerunku scenicznym artysty, a jeśli tak, to jaka? Czym różni się współczesna promocja płyty od działań z lat 90-tych?

RP: Nie było chyba kiedyś tylu sztucznych części ciała. Nie było tyle golizny. Skandale były zawsze, tylko mody się zmieniają. Muzycznie – nastąpił ogromny postęp technologiczny i wielogatunkowy. Medialnie – jest taka obfitość stacji telewizyjnych, radiowych i portali internetowych, że, paradoksalnie, trudniej zaistnieć, kiedy trzeba się dostać do dwudziestu, niż kiedyś, kiedy – jeśli było się w istniejących dwóch programach telewizyjnych i radiowej „Trójce”, to było się wszędzie.

EM: Czy wizualność jest dla Pani ważna? Czy video clip to mniej znaczące ubranie piosenki w obraz czy pretekst to ukazania jej drugiego dna? 

RP: Wszystko jest ważne. Piosenka powinna stanowić spójną całość z wykonaniem i z clipem. W clipie jest szansa na otwarcie drzwi do dodatkowych znaczeń, szerszej interpretacji. To świetna okazja na dopowiedzenie istotnych tropów, pokazania kontekstu.

MW: Czy obecnie w Polsce jest wciąż miejsce dla piosenki autorskiej, a jeśli tak, to jak pojemne jest według Pani to miejsce? 

RP: Dobra piosenka broni się sama. Nie ma aż takiego znaczenia, czy napisał ją wykonawca, czy ktoś z zewnątrz, jeśli zaśpiewana jest prawdziwie, z przekonaniem. Może tylko to, że słuchacz świadomy sytuacji może sobie wyobrażać, że opowiadana historia pochodzi z życia człowieka, który ją śpiewa. Kiedyś same sobie pisały piosenki, głównie smutne chłopaki z gitarami, i wykonania były dosyć kameralne. Teraz pisze wiele osób wykonujących różne gatunki muzyczne. Na dobrą piosenkę miejsce znajdzie się zawsze.

Renata Przemyk, fot. Anna Powierża/Universal Music Polska

————-

Więcej o nowej płycie można przeczytać tutaj:

https://meakultura.pl/recenzje/magia-dzwiekow-magia-rytmow-magia-slow-1038

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć