Andrzej Mądro, fot. Radosław Pasterski

wywiady

"Teza o istnieniu cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów jest trafna". Wywiad z Andrzejem Mądro

O świecie nowych mediów, o polskiej twórczości elektroakustycznej i edukacji muzycznej, która może sprostać potrzebom cyfrowych tubylców z Andrzejem Mądro, laureatem Nagrody Publiczności za najlepszą książkę o muzyce wydaną w 2017 roku rozmawiają Ewa Schreiber i Marlena Wieczorek.

Ewa Schreiber: Już we wstępie do Twojej książki czytamy, że refleksja badaczy  nad nowymi nie mediami nadąża za ich rozwojem, przynajmniej w Polsce. 

Andrzej Mądro: Gdy zaczynałem pisać pracę faktycznie tak było, ale to się bardzo szybko zmienia, również w domenie refleksji muzykologicznej. Niemniej teoria nigdy nie nadąża za praktyką, czyli za sztuką. Zawsze tak było i chyba zawsze tak będzie.

E.S.: Z drugiej strony chyba wszyscy traktujemy dzisiaj nowe media jako naturalne środowisko. Skąd ten rozdźwięk?

A.M.: Interaktywnych działań nie trzeba się uczyć w całej ich rozciągłości. Nie musimy wiedzieć jak działa komputer „wewnątrz” żeby się nim posługiwać, wystarczy, że choć trochę znamy oprogramowanie. Reszta dzieje się sama, intuicyjnie. To też zależy o jakim pokoleniu mówimy. Uważam że teza o istnieniu cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów jest trafna. 

Cyfrowe technologie faktycznie wypełniają nasz świat i naszą codzienność, stają się wręcz transparentne, ale przez to też często traktujemy je bezrefleksyjnie. Chętnie korzystamy z ich dobrodziejstw i nowinek, nie zawsze zdając sobie sprawę z różnych zagrożeń. Co rusz słyszę o jakichś wyłudzeniach, kradzieży danych itp.

E.S.: Poświęcasz osobne rozdziały ważnym postaciom polskiej twórczości elektroakustycznej. Są wśród nich Marek Chołoniewski, Krzysztof Knittel, Magdalena Długosz, Cezary Duchnowski. Co mógłbyś powiedzieć o tej twórczości osobom, które jej nie znają, także za granicą. W czym widzisz jej największe atuty? 

A.M.: Trudno wskazać cechy wspólne ich twórczości, bo to postaci zupełnie różne. Zresztą dlatego je wybrałem. Natomiast forma wypowiedzi jest tu zazwyczaj dosyć uniwersalna, często abstrakcyjna, zatem dostępna znaczeniowo i ekspresywnie dowolnemu odbiorcy.

Każdy z omówionych przeze mnie kompozytorów szuka w elektroakustyce czegoś innego. Krupowicz rozwiązań algorytmicznych, Długosz i Duchnowski poszerzenia możliwości brzmieniowych i ekspresywnych,  z kolei Knittel i Chołoniewski twórczo eksperymentują, podważając utarte definicje muzyki, czy w ogóle sztuki.

Dlatego jeśli ktoś na przykład chce się przekonać do jak dziwnych rzeczy wykorzystać można media w muzyce – komputery, smartfony, GPS, czujniki światła i ruchu i wiele innych – powinien zetknąć się z działalnością Marka Chołoniewskiego. Zresztą ów performer nieustannie występuje na całym świecie, więc chyba nie ma problemu z recepcją poza granicami Polski.

E.S.: Niektórzy twierdzą, że projekty multimedialne, instalacje czy performanse pozbawiają nas umiejętności skupienia na dźwięku i rozpraszają. Z drugiej strony to właśnie twórczość elektroakustyczna pozwala w największym stopniu kształtować niuanse brzmieniowe. Jakie są Twoje refleksje na temat zmian w naszej percepcji pod wpływem nowych mediów?

A.M.: Zawsze jest coś za coś. Silniejsze bodźce działają mocniej, ale tylko przez jakiś czas. Jak mawiają Francuzi: apetyt rośnie w miarę jedzenia. Oczywiście, otwartym pozostaje pytanie gdzie leży granica percepcyjnego przebodźcowania, swoistego gwałtu na zmysłach. 

Jeśli zaś chodzi o skupienie się na dźwięku – wiele dzieł multimedialnych degraduje go celowo. Obraz daje silniejsze bodźce. Zresztą nawet soundart jest terminem który początkowo dotyczył sztuk wizualnych.

W ramach twórczości elektroakustycznej istnieje natomiast nurt akuzmatyki, który z kolei traktuje dźwięk (brzmienie, barwę) ze szczególną atencją, można rzec: audiofilsko. Do takiej twórczości zaliczam m.in. muzykę Magdaleny  Długosz.

E.S.: Skoro nowe media są dzisiaj naszym naturalnym środowiskiem, to jaki Twoim zdaniem powinien być ich udział w edukacji muzycznej? Jak powinna przedstawiać się relacja i proporcja między tradycyjnym nauczaniem muzyki, a programem opartym właśnie na obecności nowych mediów?

A.M.: Najprościej mówiąc: pół na pół. Chodź zdaje sobie sprawę z tego cały sprzęt i oprogramowanie są dość kosztowne, nie każda szkoła może sobie na to pozwolić. 

Ale tu nie chodzi tylko o szkołę. Interaktywne programy są świetne przede wszystkim do pracy samodzielnej, domowe, bo zwykle da się w pełni dostosować do swoich potrzebj. Ponadto, w Internecie funkcjonuje sporo darmowych programów i platform do treningu słuchowego, a nawet specjalne kanały na YouTube. Te wszelkie pomoce usprawniają pracą, a poprzez wizualizację pomagają się skoncentrować i zapamiętywać.

Największy problem póki co stanowią niedoskonałe, syntetyczne barwy.  Każde uderzenie w klawisz akustycznego fortepianu daje zawsze niepowtarzalny efekt brzmieniowy. Zatem nie przyzwyczaja ucha, nie rozleniwia go barwowo.

Marlena Wieczorek:  W ramach pracy dydaktycznej badasz możliwość zastosowania nowych rozwiązań technologicznych: interaktywnych systemów MIDI, programów komputerowych oraz komunikacji sieciowej – na czym to dokładnie polega?

A.M.: Podłączam w jeden system klawiaturę sterującą, ewentualnie syntezator lub pianino cyfrowe, komputer, projektor lub tablicę multimedialną oraz nagłośnienie. Dzięki temu mogę korzystać z barw zewnętrznego instrumentu, albo nawet modułu brzmieniowego, zmieniać strój, wykorzystywać mikrotony. Ponadto mogę archiwizować statystyki wyników i wyciągać na ich podstawie wnioski. 

M.W.: Jesteś przykładem na to, jak można połączyć gruntowną wiedze i zainteresowania związane z muzyką tzw. poważną i muzyką rozrywkową czy jazzem. Czy w pewnym momencie cos nie przeważy? Czy może jest to rodzaj inspirującego płodozmianu?

A.M.: Od dawna chciałem by moje zainteresowania jazzem, rockiem i w ogóle muzyką progresywną  znalazły ujście w pracy naukowej. Wydaje mi się, że właśnie teraz przyszedł na to dobry moment, m.in. na fali rozwoju tzw. popular music studies. Podobnie czuję, że w Krakowie, po równo pół wieku, ponownie przyszedł czas jazzu. Teoretyk muzyki jest potrzebny w tym środowisku. Tym bardziej, że jazz stał się powszechnie akceptowanym kierunkiem studiów.

M.W.: Jaka była Twoja reakcja na Nagrodę? 

A.M.: Szczerze powiedziawszy cieszyłem się jak dziecko. Nagroda publiczności, czyli świadomość tego że to ludzie głosowali jest specyficzna, nieporównywalna z innym rodzajem wyróżnień.

M.W.: Czy widzisz sens organizowania konkursów dla krytyków muzycznych i czy krytyka muzyczna w naszym kraju ma szansę stać się zjawiskiem szerzej rozpoznawalnym? 

A.M.: Krytyka muzyczna niestety raczej nie. Niemniej jest bardzo potrzebna – jako zjawisko elitarne i opiniotwórcze. Podobnie konkurs, bo to świetna okazja do promocji, zyskania nowych kontaktów i zmotywowania do pracy młodych krytyków.

E.S.: Twoja książką powstawała jako praca doktorska, a jednak Nagroda Publiczności pokazała, że może ona dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Czy jest jakaś grupa odbiorców, którą szczególnie chciałbyś pozyskać? 

A.M.: Tak, myślę że może się przydać reżyserom i inżynierom dźwięku, którzy na co dzień problemami natury estetycznej nie mają okazji się zajmować.

E.S.: Świat nowych technologii nieustannie i bardzo szybko się zmienia. Czy obawiasz, że twoja książka będzie tracić na aktualności? Jakie są Twoje przewidywania na przyszłość?

Od początku się tego obawiałem. Dlatego starałem się ujął tę tematykę z jak najszerszej perspektywy, również czasowej. Jeśli zaś idzie o moje tezy i przypuszczenia – wydawało mi się, że kluczowe formy sztuki nowych mediów, jak instalacje, rzeźby dźwiękowe, performanse, itp. jeszcze silniej zdominują świąt muzyczny. Tymczasem zachodzi bezkonfliktowa koegzystencja. Gazeta, radio, telewizja, internet, smartfony i inne e-gadżety – wszystko to bezhierarchicznie miesza się w tzw. płynnej nowoczesności.

M.W.: Byłeś związany z portalem Polska Muza. Prowadzac pismo meakultura.pl często mierzę się z pytaniami o sens istnienia takiego pisma. Dzisiaj bada się głównie klikalność, namawia do skracania tekstów, dryfowania w stronę obrazu i video. Co może Twoim zdaniem dać współcześnie taki portal, bo sponsorowi pewnie niewiele…?

A.M.: Przede wszystkim może być sceną wolnej myśli o sztuce. Tylko tyle i aż tyle. I nie przejmowałbym się „klikalnością”, bo lepiej mieć setkę wiernych, zorientowanych w temacie czytelników niż tysiące „przewijaczy”, szukających w tekście obrazków i filmików.

M.W.: Jakie może być według Ciebie miejsce muzyki poważnej w tzw. sektorach kreatywnych. Co może być przyszłościowe w tym kontekście?

A.M.: Tzw, muzyka poważna, w najogólniejszym sensie tego słowa, z pewnością jest w stanie się w tym świecie odnaleźć. Trzeba mieć tylko na uwadze, że prawdziwa, „najwyższa” sztuka powinna być jednak tworzona dla samej siebie, tak uważam. Funkcje użytkowe może oczywiście spełniać, ale „przy okazji”. 

Spis treści numeru IV edycja Konkursu Polskich Krytyków Muzycznych KROPKA

Felietony:

Łucja Siedlik, Dobrze jest, czy źle? Kilka słów o dzisiejszej krytyce muzycznej

Olga Drenda, The Future Sound of Poland

Wywiady:

“Jedyną drogą do doskonalenia krytyki jest otwarta dyskusja i spory samych krytyków”. Wywiad z Kacprem Miklaszewskim

“Teza o istnieniu cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów jest trafna”. Wywiad z Andrzejem Mądro

Recenzje:

Karolina Dąbek, Trans jesieni – zmierzch awangardy. Warszawska Jesień 2017

Adam Wiedemann, Zachód słońca

Publikacje:

Rafał Wawrzyńczyk, Ciemne centrum

Edukatornia:

Przemysław Górecki, Posłuchajmy, co tak gra. Sześć razy Maryla Rodowicz

Kosmopolita:

Dirk Wieschollek, Przemówienie Laureata Nagrody Specjalnej IV edycji Konkursu Polskich Krytyków Muzycznych

Dirk Wieschollek, Egotycy z piętą achillesową (Ego-Shooter mit Achillesferse)

Rekomendacje:

Andrzej Mądro, “Muzyka a nowe media. Polska twórczość elektroakustyczna przełomu XX i XXI wieku”


Numer dofinansowano ze środków Instytutu Muzyki i Tańca

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć