Plakat 12. Enter Enea Festival, materiały prasowe Festiwalu

recenzje

12. Enter Enea Festival

W wielu miejscach można przeczytać, że Enter Enea Festival to festiwal muzyki jazzowej… i niewątpliwie, właśnie jazz jest główną osią tego wydarzenia. Jednak z każdą kolejną edycją organizatorzy starają się odchodzić od takiej jednoznacznej etykiety i udowadniają, jak łatwo można zacierać granice stawiane pomiędzy gatunkami muzycznymi. W jazzie przenikają się przecież elementy muzyki klasycznej, szeroko rozumianej muzyki rozrywkowej i world music. Nic więc dziwnego, że świadomy tych zależności dyrektor artystyczny Enter Enea Festivalu – Leszek Możdżer – dobiera festiwalowych wykonawców w taki sposób, by z jednej strony stworzyć jak najciekawszy (i najpełniejszy) jazzowy kolaż, a z drugiej – by zaspokoić potrzeby nawet najbardziej wymagających odbiorców.

Tegoroczna edycja festiwalu – odbywająca się od 13 do 15 czerwca – stała się okazją do poznania twórczości artystów z całego globu. Usłyszeliśmy muzyków ze Skandynawii, Francji, Włoch, Kuby, Polski, a nawet Indii. Niektórzy wykonawcy pojawili się po raz pierwszy na enterowskiej scenie, inni – wrócili na nią po raz kolejny.

Poniedziałek – „święto muzyki” czas zacząć

Festiwal rozpoczął się od koncertu fińskiego zespołu Verneri Pohjola Quartet, w składzie: Verneri Pohjola – trąbka, Tuomo Prättälä – fortepian, Antti Lötjönen – kontrabas i Mika Kallio – perkusja. Lider kwartetu nie krył swojej ogromnej radości, wynikającej z możliwości zaprezentowania się, ale też i otwarcia festiwalu. Muzycy zagrali w głównej mierze materiał z ostatniej płyty Pohjoli The Dead Don’t Dream. Ze sceny wybrzmiały m.in. takie kompozycje, jak Monograph, Wilder Brother – ze znakomitym solem perkusyjnym Miki Kallio – The Dead Don’t Dream czy Voices Heard z ciekawie zmieniającym się planem tonalnym „przesuwanym” półtonowo.

Gra Pohjoli charakteryzuje się ogromną wirtuozerią, zresztą podobnie można powiedzieć również o umiejętnościach pozostałych członków zespołu.

Na pierwszy plan, wraz z liderem grupy, wysuwał się Mika Kallio. Prättälä i Lötjönen potrzebowali nieco więcej czasu, by ich gra stała się mniej zachowawcza – nie ujmowało to jednak w żaden sposób ich warsztatowi. Interesującym punktem tego koncertu była kompozycja Land of Real Men. Według Pohjoli chodziło w niej o ukazanie prawdziwego człowieka, czyli takiego, który tworzy muzykę, sztukę. Jest to klamrowy pod względem budowy utwór o uwypuklonej warstwie rytmicznej, miejscami kojarzący się nie tyle z jazzem, co z muzyką pop.

Kolejny poniedziałkowy koncert upłynął w nastroju sentymentalnym, romantycznym, wręcz nieco nostalgicznym. Taką aurę wykreował Adam Bałdych ze swoim kwartetem oraz zaproszonymi gośćmi. Artysta rozpoczął swój koncert słowami: Jeśli jazz jest dla was czymś niezrozumiałym i poplątanym (…), my sprawimy, że to wszystko się rozplącze i stanie się jasne. I rzeczywiście w miarę kontemplowania kolejnych utworów stwierdzenie to okazało się wcale nieprzesadzone. Na enterowskiej scenie obok Bałdycha zaprezentowali się Michał Barański na kontrabasie, Dawid Fortuna na perkusji, Marek Konarski na saksofonie i gościnnie – Paolo Fresu na trąbce oraz Leszek Możdżer na fortepianie. Muzycy zaprezentowali głównie materiał pochodzący z nagranej wraz z Paolo Fresu płyty Poetry. Kompozycje takie jak Heart Beats, I remember, Poetry czy Open Sky ukazywały szerokie spektrum inspiracji muzycznych, składających się na nietuzinkowy obraz wielowymiarowego jazzu. Mogliśmy usłyszeć nawiązania do muzyki klasycznej (w moim odczuciu dające pewne skojarzenia z niemieckim Empfindsamer Stil), do tzw. modern classic, minimal music, jazzu w jego różnych odmianach, ale i również do muzyki folkowej, w tym do polskiej muzyki ludowej. Widać, że członkowie kwartetu Bałdycha bardzo dobrze rozumieją się muzycznie, a zaproszeni goście doskonale dopełnili tworzony przez nich muzyczny „pejzaż dźwiękowy”. Niemałą uwagę odbiorców przyciągała postać włoskiego trębacza. Paolo Fresu doskonale różnicował dźwięki wydobywane ze swojego instrumentu, wzbogacając je elektronicznymi efektami. Nietypowym rozwiązaniem, stosowanym przez artystę, było także używanie trąbki jako instrumentu perkusyjnego. Nie sposób w tym miejscu pominąć także gry Leszka Możdżera, która tworzyła swego rodzaju oniryczną osnowę do tej muzycznej opowieści.

Koncert Adam Bałdych QuartetKoncert Adam Bałdych Quartet/fot. M. Zakrzewski

Zwieńczeniem poniedziałkowego wieczoru był występ francuskiego pianisty, kompozytora i aranżera – Christophe’a Chassola. Był to chyba pierwszy tego typu koncert w historii Entera, głównie za sprawą jego nietypowej konwencji, kojarzącej się z początkami kinematografii i postaciami taperów, którzy improwizowali podkład muzyczny do aktualnie wyświetlanych scen. Publiczność festiwalu podczas występu mogła zobaczyć film Indiamore z muzyką Chassola, do której w czasie rzeczywistym francuski pianista dogrywał dodatkowe partie.

Film ten był swego rodzaju reportażowym ujęciem wycinków z kultury Indii, jednak jego forma była dość nietypowa.

Sam obraz był bowiem – co można przeczytać już w programie – swego rodzaju katalizatorem dla sekwencji muzycznych, i to właśnie muzyka, nie obraz, wiodła prym. Muzyka Chassola niewątpliwie zawiera w sobie elementy jazzowe, muzykę etniczną, ale słychać w niej też korzystanie z nowoczesnych elektronicznych rozwiązań. W programie festiwalowym znalazła się informacja, że wraz z pianistą na scenie pojawi się perkusista Mathieu Edward, tak jednak się nie stało. Można nad tym ubolewać, bo żywa perkusja z pewnością wzbogaciłaby odbiór całego spektaklu.

Wtorek – wieczór niespodzianek

Ten dzień festiwalowy miał rozpocząć się koncertem formacji basisty Hadriena Ferauda – 5-ISH, jednak muzycy nie pojawili się na scenie. Organizatorzy nie chcieli zdradzać szczegółów z tym związanych, wiadomo tylko, że artyści nie dotarli na czas na festiwal. Taki niespodziewany obrót spraw z pewnością wymagał zachowania zimnej krwi i znalezienia „na gorąco” ciekawej alternatywy. Również i na tym polu dyrektor artystyczny festiwalu nie zawiódł enterowskiej publiczności. Dzięki tej sytuacji mogliśmy podziwiać znakomity, w głównej mierze zaimprowizowany, występ duetu pianistycznego Marialy Pacheco – Leszek Możdżer. Kubańska pianistka nie kryła swojej radości z grania z Możdżerem, udzielającej się także odbiorcom, którzy absolutnie nie czuli rozczarowania mimo zmienionego w ostatnim momencie punktu programu. Świadczyć o tym mogą chociażby owacje na stojąco, które pożegnały artystów schodzących ze sceny. Występ pianistów był pełen wyczucia, miał w sobie element żartu, zdrowego dystansu do muzyki, a przede wszystkim ukazywał ogromny kunszt obojga artystów. Usłyszeliśmy utwory autorstwa Możdżera, Pacheco, fragmenty całkowicie zaimprowizowane, a także jazzową interpretację przeboju Stinga – Englishman In New York.

Po niespodziewanym występie duetu pianistycznego przyszedł czas na koncert tria Daniela Herskedala w składzie: Daniel Herskedal – tuba, trąbka basowa, Eyolf Dale – fortepian, Helge Andreas Norbakken – perkusja. Czysto subiektywnie – bo w gruncie rzeczy każda z formacji, występujących podczas tegorocznej edycji festiwalu, dała naprawdę świetny koncert – to właśnie ten punkt Entera był dla mnie czymś najbardziej odkrywczym, świeżym i inspirującym.Muzycy w znakomity sposób pokazali, jak można grać nie tylko dźwiękami, ale i ciszą.

Herskedal udowodnił, że tuba – która przecież nie kojarzy się z subtelnym brzmieniem – może być instrumentem idealnie nadającym się do przedstawiania nawet najbardziej melancholijnych i lirycznych brzmień.

Eyolf Dale, grający na fortepianie, budował solidny stelaż do wszystkich kompozycji, natomiast Helge Norbakken, swoją grą na nietypowym zestawie perkusyjnym, przenosił odbiorców w różne zakątki świata, prezentując przy tym różne afekty. Minimalizm, malowanie dźwiękiem, przestrzeń, etniczność, powietrze, zaduma – takie hasła przychodzą na myśl po tym koncercie, choć oczywiście nie zabrakło także kompozycji z mocniejszym uderzeniem i gęściejszą fakturą. Artyści zaprezentowali ostatni album Herskedala Harbour.

Drugi dzień festiwalu zakończył się występem największego składu, który zaprezentował Uwerturę Fantastyczną „Bajka” Stanisława Moniuszki w dwóch odsłonach. Pierwszą z nich była oryginalna forma utworu zagrana przez Orkiestrę Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu pod dyrekcją Katarzyny Tomali-Jedynak. W drugiej części tego koncertu – podkreślić należy, kluczowej – usłyszeliśmy kompozycję Leszka Możdżera zatytułowaną Moniuszko Alt_Shift_1 Escape, w której punktem odniesienia była właśnie Uwertura Fantastyczna. Utwór ten został zagrany w towarzystwie Orkiestry, do której dołączyli: Leszek Możdżer – fortepian, Verneri Pohojla – trąbka, Bartek Królik – bas, Adam Bławicki – saksofon oraz Łukasz Sobolak – perkusja. Trzeba przyznać, że dobrani przez Możdżera muzycy śmiało mogliby otrzymać tytuł jazzowego odpowiednika rockowej „supergrupy”. Zanim rozpoczął się koncert, Możdżer opowiedział o procesie towarzyszącym komponowaniu tego dzieła i o sposobie „ujazzowiania” Moniuszki, polegającym na dokładaniu pewnych typowo jazzowych sekwencji (tak „w pionach” partytury, jak i „w poziomach”). Warto zauważyć bowiem, że w swojej oryginalnej postaci Uwertura trwa ok. 15 minut, a kompozycja Możdżera była niemal trzykrotnie dłuższa. Wykonanie to spotkało się z dużym uznaniem, co zaowocowało wywołaniem bardzo nieoczekiwanego w swej formie bisu, w którym przysłowiową batutę dyrygenta przejął rapujący Bartek Królik.

Środa – wszystko, co dobre, szybko się kończy

Podobnie jak w poprzednich edycjach, również i podczas 12 Enter Enea Festivalu, nadszedł moment na zaprezentowanie młodej, rodzimej sceny jazzowej. W tym roku pod tym sztandarem wystąpił kwartet Chojnacki/Miguła z projektem Contemplations. W skład kwartetu wchodzą: Jan Chojnacki – trąbka, Filip Miguła – fortepian, Bartłomiej Chojnacki – kontrabas oraz Adam Wajdzik na perkusji, którego grę mogliśmy już podziwiać podczas zeszłorocznej edycji festiwalu. Jak możemy przeczytać w programie, cechą charakterystyczną tego projektu jest „połączenie jazzowego wigoru z głębokim liryzmem”. I rzeczywiście, tak można zdefiniować tę muzykę, jednak by mogła ona wybrzmieć w pełnej krasie, artyści musieli poczuć się swobodniej na scenie, co zajęło im kilka chwil. Niewątpliwie poczuli się pewniej w momencie, gdy dołączył do nich pierwszy z gości – Leszek Możdżer, podczas utworu o szantowym zabarwieniu – Sea Dog’s Tale. Drugim mocnym punktem tego występu było pojawienie się kolejnego gościa – Adama Bławickiego na saksofonie, który wraz z kwartetem zagrał utwór Krzysztofa Komedy Nim wstanie dzień w aranżacji Filipa Miguły.

Tuż po polskiej grupie na scenie pojawił się duet wybitnych pianistów z Kuby: Marialy Pacheco, którą usłyszeliśmy już we wtorek, i Omara Sosy. Artyści zaprezentowali materiał pochodzący z ich wspólnie nagranej płyty – Manos – Live in Bonn. Było to widowisko przedstawiające najwyższy kunszt pianistyczny obojga muzyków, a jego dodatkową wartością była możliwość obserwowania tak doskonale rozumiejących się muzycznie osób. Pacheco i Sosa wprowadzili publiczność w stan błogiej kontemplacji, przeplatany momentami nienachalnego „obudzenia” kubańskimi rytmami. Sam koncert zaś zakończył się tańcem – o nieco szamańskim zabarwieniu – zainicjowanym przez Omara Sosę. Publiczność nagrodziła artystów owacjami na stojąco.

Festiwal z tak dobrze ułożonym line-up’em wymagał zdecydowanego i mocnego akcentu kończącego. Sam Leszek Możdżer przed pojawieniem się ostatniej formacji zapowiedział, że będzie to koncert najgłośniejszy spośród wszystkich, które mieliśmy okazję usłyszeć do tej pory, a konferansjerka Agata Kołacz zapowiedziała, że za moment będziemy mieli do czynienia z „istną petardą”. Ostatnim koncertem 12. Edycji Enter Enea Festival był występ indyjskiej basistki – Mohini Dey, wraz ze składem: Gergo Borlai – perkusja, Mark Hartsuch – saksofon, Mike Gotthard – gitara, Daniel Szebenyi – klawisze. Koncert rozpoczął się mocnym uderzeniem i popisowym solem basistki. Już po pierwszych dźwiękach nikt nie miał wątpliwości co do niesłychanie wysokich umiejętności młodej artystki. Na Enterze mogliśmy usłyszeć autorskie kompozycje Mohini, ale również utwory jej zespołowych kolegów, jak chociażby Day by Day Borlai czy Buttery Buns Hartsucha. Nie zabrakło także utworów gigantów gitary basowej, takich jak Maladay Federico Malamana czy Teen Town Jaco Pastoriusa. Trudno jednoznacznie określić, który z gatunków muzycznych był przodujący podczas tego muzycznego widowiska – bo niewątpliwie można mówić tutaj właśnie o widowisku. Mogliśmy usłyszeć elementy: jazz rocka, fusion, funku, jazzu, bluesa, ale także muzyki indyjskiej, czego doskonałym przykładem były chociażby pojawiające się wokalizy Mohini, imitujące dźwięk tradycyjnego instrumentu indyjskiego – tabli (konnakol).

***

12. Enter Enea Festival po raz kolejny stworzył dla wielu jego odbiorców możliwość poznania nowych, często nieoczywistych, muzycznych ścieżek i artystów. Tak jak złożony i wielowymiarowy jest sam jazz, również i festiwalowi wykonawcy przedstawili jego różne odcienie. Muzyka klasyczna, funk, blues, fusion, minimal music, modern classic, folk i wiele innych gatunków wybrzmiało z enterowskiej sceny. Co warte podkreślenia, wykonawcy pokazali, że niezależnie od swojego „gatunkowego osadzenia”, od swojej narodowości – muzyka potrafi być uniwersalnym językiem, zrozumiałym dla wszystkich pomimo różnic i odmiennych upodobań. W tym miejscu możnaby zapytać: jak wypadła 12 edycja festiwalu na tle pozostałych? Pytanie to jednak wydaje się dość niezgrabne, bo trudno tworzyć w przypadku Entera jakiekolwiek rankingi – ocena byłaby bowiem podyktowana czysto subiektywnymi odczuciami i indywidualnymi preferencjami danego odbiorcy. Bez wątpienia jednak można stwierdzić, że tak jak i w poprzednich edycjach, był to po prostu bardzo dobrze zorganizowany i zrealizowany festiwal, w którym każdy – nawet najbardziej wymagający odbiorca – mógł odnaleźć coś dla siebie.

Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

ZAiKS Logo

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć