Magnetofon Philips EL 3302 (1968), autor: mib18, licencja Creative Commons

edukatornia

W cieniu kaktusa czyli psychodelia na pustyni

Co można robić, gdy słońce niemiłosiernie grzeje, zna się ranczo gdzieś na pustyni i masę mniej lub bardziej utytułowanych muzyków, a do tego samemu ma się już ugruntowaną pozycję i rozpoznawalność?

Można spędzać bezproduktywnie czas pomiędzy kolejnymi trasami racząc się wyrobami wysokobrotowymi na bazie agawy i zagryzając Jazgrzę Williamsa o nazwie kodowej pejotl. Można też, nie pomijając wcześniejszych atrakcji, wziąć instrumenty i w niespiesznym tempie podążać za nieskrępowanymi pomysłami, które później zarejestruje się dla potomności (bo miejscówka jest w rzeczywistości także profesjonalnym studiem nagrań).

Najwyraźniej takim tokiem myślenia kierował się Josh Homme, który pod koniec lat 90. ponownie wskrzesił pomysł muzykowania na pustynnych odludziach (sama koncepcja miała już wieloletnią tradycję m.in. w południowej Kalifornii). Generalnie chodziło o to, żeby móc maksymalnie skupić się na komponowaniu będąc możliwie daleko od miejskiego zgiełku.

Ze swobodnego jammowania narodził się projekt nazwany Desert Sessions, który, z przerwami, trwa do dzisiaj. Przez dwie dekady przez ranczo De La Luna przewinęło się wielu muzyków zaangażowanych w powstawanie kolejnych utworów, które, najpierw wydawane jako pojedyncze EP, zostały zebrane, jak dotąd, w sześć serii albumów kompilacyjnych.

W trakcie tych spotkań powstało kilkadziesiąt utworów, a niektóre z nich (You Think I Ain’t Worth A Dollar, But I Feel Like A Millionaire, Like A Drug czy Hanging Tree) weszły na albumy macierzystej formacji Homme’a, Queens Of The Stone Age. Tam też narodził się inny projekt, który przekształcił się w regularny zespół – Eagles Of Death Metal (gdzie Homme udziela się także).

Jak wcześniej wspomniałem, główną myślą przewodnią wszystkich tych spotkań jest tworzenie utworów, które będą się rodziły ze wspólnego grania, wolno płynących jam sessions i spontanicznie podsuwanych pomysłów. Jednak myli się ten, kto uważa, że w efekcie powstałe wtedy rzeczy będą miały charakter chaosu, bałaganu i nieopanowanego naporu dźwięku. Nic z tego – za każdym dostajemy przemyślane zestawy utworów, które wprawdzie nie zawsze mają formę radiowego przeboju, ale są zrealizowane w normalnych studyjnych warunkach i zostały poddane właściwym procesom przygotowującym do publikacji. Nie powinno to dziwić, bo godząc się na swobodny proces twórczy artyści, a są wśród nich (poza Hommem) m.in. PJ Harvey, Mark Lanegan, członkowie zespołów ZZ Top, Kyuss, Monster Magnet czy Soundgarden, to uznani twórcy i efekt ich pracy musi reprezentować odpowiedni poziom. Natomiast sam udział w Desert Sessions daje im możliwość nagrania rzeczy, które nie bardzo miałyby szanse wejść do kanonu twórczości, z którą są utożsamiani.

Arrivederci Despair

Najnowszą odsłonę projektu otwiera lider ZZ Top – Billy F. Gibbons. Jego macierzyste trio jest kojarzone przede wszystkim z osadzonym mocno w rytmie teksańskim boogie. Tutaj tego nie usłyszymy. Połowę utworu stanowi bardzo spokojny, niemal intymny śpiew na tle podkładu stworzonego z wykorzystaniem instrumentów elektronicznych, który dopiero po pewnym czasie zaczyna być uzupełniany o typowo rockowe instrumentarium. Pomimo dużej swobody artystycznej w ZZ Top i wielu fragmentów, które daleko odchodzą od klasycznego brzmienia Teksasu, ten utwór jest chyba kolejnym krokiem-odskocznią w stronę całkowicie alternatywnego grania, którego jednak zespół nie będzie prawdopodobnie mocniej eksplorować na swoich wydawnictwach.

Drugi utwór firmuje sam Josh Homme. Tutaj mamy jakby dwie części: pierwszą, którą można uznać za klasyczną dla tego artysty, w której słychać echa Queens Of The Stone Age (instrumentarium, charakterystyczne współgłosy w refrenie) i drugą, która rozpoczyna się gdy nagle pojawia się fragment silnie przetworzony przez filtry konsolety, z nałożonymi ścieżkami wokalnymi, żeby na sam koniec powrócić do tematu znanego z początku nagrania.

Z racji dosyć swobodnej formy projektu dopuszcza się również utwory instrumentalne i na tym wydawnictwie jest to Far East For The Trees. To kompozycja dosyć przestrzenna, z użyciem większej ilości instrumentów akustycznych. Dla mnie to taka muzyczna podróż przez pustynię o różnych porach dnia. Sporo w tym psychodelii, wraz z upływem czasu pojawiają się częstsze pogłosy generowane przez elektronikę, jest studyjna skaza w postaci chwilowego urwania, po którym powoli odchodzi się od głównego motywu na rzecz lekkiego rozmycia i wyciszenia. Fragment utworu został użyty w krótkim teledysku promocyjnym.

Far East For The Trees bardzo dobrze komponuje się z poprzedzającym go If You Run. Rozpoczyna się jak klasyczna akustyczna ballada z lekko bluesującym wokalem, która z czasem jest wzbogacana o kolejne instrumenty i przeradza się w mocniejszy utwór z silniej zaznaczonym, nieco połamanym rytmem i brudnym dźwiękiem gitar. Oczywiście, zgodnie z założeniem, nie można spodziewać się przewidywalnego zakończenia i już, do końca utwór balansuje między początkową formą ballady, a bardziej rozbudowanym instrumentarium i realizacjami budowanymi na zasadzie ściany dźwięku.

Tightwads & Nitwits & Critics & Heels

Sposób, w jaki zakończył się If You Run powoduje, że druga część wydawnictwa (oryginalnie EP Tightwads & Nitwits & Critics & Heels), rozpoczynająca się Crucifire, nie stanowi szokującej, przypadkowej przeciwwagi, ale sprawia wrażenie dokładnie przemyślanej zmiany nastroju.

Ten utwór jest czystą rockową piosenką, bez ingerencji zaburzających harmonię czy rytm, bez eksperymentów – po prostu niecałe 2 minuty nadające się do radia. Dla chętnych jest do obejrzenia rysunkowy teledysk.

Czy teraz będzie bardziej normalnie? Nie. Będzie zgodnie z koncepcją – nieprzewidywalnie. Przecież sam fakt grania w nieco innym składzie i miejscu nie może ograniczać się do poruszania się po łatwym do przewidzenia obszarze. I tak, kolejnym utworem jest Chic Tweetz. To coś w rodzaju muzycznego eksperymentu; rozpoczyna się i kończy dialogami pomiędzy muzykami, dźwiękami przygotowywanych instrumentów itp. Sam utwór jest utrzymany nieco w stylu pop-rockowych piosenek lat 60. z silnie zaznaczoną linią graną na klawiszach (Matt Berry). Za wokal odpowiedzialny jest Töôrnst Hülpft z zespołu Lapland’s Grand Handstand Band czyli… alter ego Josha Homme’a. Na kilka dni w serwisie Discogs pojawił się album nagrany w latach 70. jako folk (polka, volksmusic) tej, pochodzącej podobno z Finladii kapeli. Po krótkim czasie okazało się, że to żart, ale to tylko podsyciło ciekawość słuchaczy.

I znowu zmiana klimatu, bo Something You Can’t See na początku zaczyna brzmieć jak wstęp do White Room Cream. Potem mamy bardzo klasyczny, rockowy utwór utrzymany w klimacie alternatywy lat dwutysięcznych (Kings Of Lion, Snow Patrol). Może to być nieco zaskakujące, bo Jake Shears jest kojarzony z eklektycznym zespołem Scissor Sisters, w którym dużą rolę gra elektronika i który, raczej, jest bardziej taneczny niż rockowy.

Na koniec wydawnictwa pojawia się ponownie Josh Homme, tym razem w stylu, z jakiego najbardziej jest znany. Podsumowaniem najnowszej odsłony Pustynnych sesji jest bardzo spokojna ballada Easier Said Than Done, której dopiero ostatni fragment ma charakter bardziej podniosły. Głos Homme’a brzmi tu chwilami bardzo podobnie do głosu Davida Bowiego, a podkład, zwłaszcza w tej bardziej wyciszonej części, może przywodzić na myśl utwory Toma Waitsa.

To dobrze, że Sesje znowu powróciły i dobrze byłoby, gdyby na następne nie trzeba było czekać kolejnych 16 lat. Mam wrażenie, że ta przerwa była podyktowana dosyć napiętymi terminami zarówno Queens Of The Stone Age jak i Eagles Of Death Metal. Ostatnio doszło jednak trochę do zwolnienia tempa (QOTSA płytę wydało w 2017 r., a EODM ostatni materiał autorski w r. 2015), pojawiła się więc szansa na lekki odskok z czego Homme skwapliwie skorzystał.

Polecam zaznajomienie się z wcześniejszymi albumami z poprzednich sesji, bo na niektórych znaleźć można jeszcze większe zaskoczenia.

W nagraniu wzięli udział:

Billy Gibbons (ZZ Top), Les Claypool (Primus), Stella Mozgawa (Warpaint), Jake Shears (Scissor Sisters), Mike Kerr (Royal Blood), Carla Azar (Autolux, Jack White), Matt Sweeney, Matt Berry (aktor z serialu What We Do In the Shadows), Töôrnst Hülpft i Libby Grace.

(C) 2019 Matador Records

1. Move Together (Billy F. Gibbons)

2. Noses In Roses Forever (Joshua Homme)

3. Far East For The Trees

4. If You Run (Libby Grace)

5. Crucifire (Mike Kerr)

6. Chic Tweetz (Töôrnst Hülpft, Matt Berry)

7. Something You Can’t See (Jake Shears)

8. Easier Said Than Done (Joshua Homme)

Dofinansowano ze środków Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Artystów ZAiKS

 

 Jedyne takie studia podyplomowe! Rekrutacja trwa: https://www.muzykawmediach.pl/

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć