Krzysztof Meyer; fot. Bolesław Lutosławski

wywiady

„Wszystko to, co tworzymy, powinno być dokładnie wyobrażone i usłyszane wewnętrznym słuchem”. Rozmowa z prof. Krzysztofem Meyerem, przewodniczącym VI Konkursu Kompozytorskiego im. Krzysztofa Pendereckiego

Rozmowa z prof. Krzysztofem Meyerem – kompozytorem, pianistą, pedagogiem i autorem książek, a także przewodniczącym jury VI Konkursu Kompozytorskiego im. Krzysztofa Pendereckiego. Odbywający się co dwa lata Konkurs stwarza młodym kompozytorom ogromną szansę na rozwój. Uczestnicy powinni skomponować utwór przeznaczony na orkiestrę smyczkową o wyznaczonej maksymalnej obsadzie. Wydarzenie jest skierowane do muzyków urodzonych nie wcześniej niż przed 6 maja 1986 roku i cieszy się dużym zainteresowaniem. 

Agnieszka Nowok-Zych: W Polsce istnieje sporo konkursów kompozytorskich przeznaczonych dla młodych twórców, w tym o szczególnie długiej tradycji, jak m.in. Konkurs Młodych Kompozytorów im. Tadeusza Bairda. Myślę, że Konkurs Kompozytorski im. Krzysztofa Pendereckiego można nazwać „młodym” – pierwsza edycja odbyła się bowiem dziesięć lat temu. Czym na tle innych wydarzeń o takim profilu wyróżnia się konkurs, odbywający się w ramach Festiwal Sopot Classic?

Krzysztof Meyer: Trudno odpowiedzieć mi na pytanie, czym szczególnym wyróżnia się konkurs im. Krzysztofa Pendereckiego. Tak jak na każdym konkursie kompozytorskim, jurorzy zaznajamiają się z nadesłanymi utworami, a partytury nie są podpisane imieniem i nazwiskiem, tylko opatrzone godłem. Tym samym jurorzy nie mają możliwości orientacji kto jest autorem kompozycji, co jest zasadniczą różnicą pomiędzy konkursem kompozytorskim a wykonawczym. Zawsze jurorzy otrzymują do oceny utwory mniej lub bardziej interesujące, bardzo dobre i bardzo złe. Wprawdzie nie ma obiektywnych kryteriów w ocenie dzieła sztuki, to jednak bez trudu można stwierdzić, czy jakiś utwór został napisany przez utalentowanego młodego twórcę, czy też kogoś, kto jest pozbawiony zdolności, wyobraźni i fantazji.

Znakomitą cechą Konkursu Kompozytorskiego im. K. Pendereckiego jest to, że nagrodzone utwory zostają po pewnym czasie publicznie wykonane. Interesującym pomysłem organizatorów jest też umieszczenie w programie koncertu laureatów co najmniej jednego utworu któregoś z jurorów. Nie znam innego konkursu, w którym odbywałaby się taka publiczna konfrontacja początkującej młodzieży z dojrzałymi twórcami.

Wydaje mi się to bardzo cenną inicjatywą maestro Wojciecha Rajskiego – twórcy i organizatora konkursu. Od niego właśnie otrzymałem miłe zaproszenie pracy w gronie jurorów i w dodatku w charakterze przewodniczącego.

A.N.Z: Jest Pan związany z konkursem od pierwszej jego edycji, a Pana doświadczenie jako jurora wielu wydarzeń krajowych i międzynarodowych wydarzeń artystycznych jest niezwykle bogate. Jakie są Pana refleksje jako obserwatora konkursowych zmagań?

K.M.: Obserwowanie dojrzewania najmłodszych kompozytorów, którzy chłoną najnowsze kierunki, techniki i style, jest dla mnie zawsze niezwykle interesujące. Byłem jurorem w najrozmaitszych konkursach w Polsce oraz za granicą i z reguły interesowały mnie nie więcej niż dwie, trzy, no może cztery partytury, których autorzy, co czas potem pokazał, weszli lub wchodzą w obieg życia muzycznego. Z drugiej strony obserwuję zjawisko nie budzące zbyt dużo optymizmu. Jest nim generalnie obniżający się poziom techniczny młodych kompozytorów. Bywa, że ci młodzi ludzie, mając poważne braki wiedzy o instrumentach, piszą utwory niewykonalne, nie wiedzą jak komponuje się na większe zespoły czy orkiestrę, ba, miewają nawet kłopoty z notacją. Jest to zjawisko bardziej szerokie, bowiem dotyczące nie tylko najmłodszego pokolenia. Poziom profesjonalności niestety generalnie bardzo się obniża.

A.N.Z.: Wracając do sopockiego konkursu, jakich utworów szczególnie Państwo poszukujecie? Wiemy już, że po odczytaniu zapisu nutowego jasnym jest, czy utwór jest dobry, ale czy można odczytać zeń charyzmatyczną osobowość twórcy? Czy Państwa intuicje co do najlepszych dzieł biorących udział w konkursie raczej się potwierdzają, czy prowadzicie Państwo bardzo ożywione dyskusje? Poza tym wydaje mi się, że konkurs, w którym ocenia się przesłane partytury, dotyka wyjątkowo delikatnej materii. Wspomniał Profesor, iż właściwie brak obiektywnych kryteriów w ocenie artystycznej – jak zatem w miarę możliwości „sprawiedliwie” wybrać najlepsze utwory, skoro każdy juror z oczywistych powodów jako twórca ma własne stylistyczne preferencje?

K.M.: Poruszyła tu Pani szereg zagadnień, a więc po kolei: jakich utworów poszukujemy? W miarę dojrzałych, zawierających zadatki oryginalności, jednoznacznie i profesjonalnie zapisanych. Czy z przesłanych partytur można odszyfrować charyzmatyczną osobowość twórcy? To już byłoby wspaniale! Charyzmatyczna osobowość na początkowym etapie rozwoju ujawnia się niezwykle rzadko. Ale zadatki, jeśli takowe zauważamy, budzą spore zainteresowanie. Czy intuicje jurorów co do najlepszych dzieł biorących udział w konkursie raczej się potwierdzają, czy prowokują ożywione dyskusje? To nawet nie sprawa intuicji jurorów, a raczej kwestia szczegółowego zaznajomienia się z nadesłaną kompozycją. Chodzi o możliwie dokładne przeczytanie partytury i wyrobienie sobie na tej podstawie zdania o utworze. Często bywa, że opinia jurorów jest zgodna, zarówno w pozytywna jak i negatywna. Ale nie przypominam sobie jakiejś namiętnej dyskusji pomiędzy nami. Owszem, bywały wymiany zdań, ale na ogół rozmowy były krótkie i spokojne. I ostatnie Pani pytanie dotyczące kryteriów wyboru: zapewniam Panią – własne stylistyczne preferencje jurora nie powinny i nie mogą grać najmniejszej roli w ocenie utworu. Mogę w tym miejscu dodać, że wszystkich moich kolegów w jury cechował wysoki stopień kompetencji i rzetelność pracy. Tak było za każdym razem.

Obrady jury

Obrady jury Konkursu Kompozytorskiego im. Krzysztofa Pendereckiego (zdjęcie archiwalne); fot. Aleksander Szpakowicz

A.N.Z.: Czy obserwując kolejne edycje, widzi Profesor jakiś górujący „trend” wśród młodych twórców, np. przeważa określona stylistyka?

K.M.: Nie, nie zaobserwowałem, by jakiś kierunek był wśród młodzieży bardziej uprzywilejowany niż inne. Znajdujemy się w swoistej Wieży Babel i właściwie każda technika, każdy kierunek może budzić dziś wśród młodzieży zainteresowanie. Ale jedna uwaga: jeśli jakaś partytura jest jedynie kopią istniejącej konwencji, obojętnie czy awangardowej, czy tradycyjnej, to nadaje się ona jedynie do odrzucenia. Mimo wszystko dzieło młodego człowieka musi ukazywać pewne cechy niepowtarzalne, indywidualne. Bez tego taka produkcja nie jest twórczością, lecz tylko lepszą czy gorszą kopią.

A.N.Z.: Czy proces „czytania” konkursowych partytur jest bardzo wymagający i budzi silne emocje? Swoją drogą, skoro o emocjach mowa, zdaje się, iż to Béla Bartók powiedział: „Konkursy są dla koni”…

K.M.: Emocje? Nie, żadne. Czytanie partytur nie jest emocjonalnym zajęciem. Raczej chłodnym spojrzeniem na badany przedmiot. Także werdykt jurorów, który jest wynikiem rozmów, dyskusji i głosowania, nigdy nie jest odbierany przeze mnie subiektywnie. A powiedzenie Bartóka bardzo mi się podoba

A.N.Z.: Talent młodego twórcy to jedno – aby w pełni mógł się rozwinąć, potrzeba właściwego mentora. Profesor ukończył studia z zakresu kompozycji u samego patrona konkursu, kształtował również swój warsztat u najsłynniejszych pedagogów, jak m.in. legendarna Nadia Boulanger. Czy do tej pory pewne elementy, które wyniósł Profesor z tych spotkań, przekazuje swoim studentom?

K.M.: O mojej nauce u Krzysztofa Pendereckiego, bardzo krótkiej zresztą, wypowiadałem się już wielokrotnie. Miałem w życiu kilku wspaniałych pedagogów – oprócz Pendereckiego Stanisława Wiechowicza, wspomnianą już Nadię Boulanger i Witolda Lutosławskiego. Każdy z nich dał mi szereg bardzo ważnych wskazówek i istotnych uwag dla początkowego okresu mojej pracy zawodowej. A potem, im dalej, tym coraz bardziej oddalałem się od ich muzyki i od tego, co sobie od nich przyswoiłem. Moim zadaniem było przecież budowanie własnego świata, toteż musiałem usilnie starać się odgrodzić od wszelkich wpływów zewnętrznych. Także w mojej pracy pedagogicznej uczyłem inaczej, niż czynili to moi mentorzy. W końcu moi studenci należeli już do innego pokolenia niż moje, inny był także punkt rozwoju samej muzyki. Oczywiście pewne zagadnienia pozostały te same, bo są według mnie niezmiennie aktualne, jak chociażby to, że wszystko to, co tworzymy, powinno być dokładnie wyobrażone i usłyszane wewnętrznym słuchem.

Krzysztof Penderecki

Krzysztof Penderecki podczas koncertu (zdjęcie archiwalne); fot. Ireneusz Skąpski

A.N.Z.: Nie pozostaje mi zatem nic innego, niż życzyć tak Profesorowi, jak i pozostałym jurorom owocnych konkursowych obrad oraz wyjątkowo wielu naprawdę interesujących i dobrze napisanych utworów do omówienia. Dziękuję za rozmowę!

Więcej informacji o Konkursie Kompozytorskim im. Krzysztofa Pendereckiego można znaleźć na stronie NDI Sopot Classic.

Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

ZAiKS Logo


Wesprzyj nas
Warto zajrzeć