fot. Angelika Barnowska

felietony

Aby język giętki…

Przeprowadziłaś wzorowy rozbiór utworów usłyszanych na koncercie, natomiast w recenzji na naszym portalu nie do końca o to chodzi. Pamiętaj, że nie piszemy do organizatorów, artystów czy krytyków (nie przede wszystkim), piszemy dla czytelników. […]

Masz ogromną wiedzę muzykologiczną, staraj się nie przytłaczać nią czytelnika. Potraktuj go/ją jednak jak równego sobie – nawet osoba bez takiego wykształcenia może czerpać olbrzymią przyjemność z koncertu.

Au

.

Tak wyglądało moje muzykologiczne zderzenie z rzeczywistością. A przecież na pierwszym roku studiów podkreślałam i analizowałam fragmenty przemówienia Reinholda Brinkmanna po otrzymaniu nagrody Siemensa, w którym apelował o zmianę języka muzykologii, o próbę komunikacji ze „zwykłą publicznością”. Jego słowa mocno się we mnie wryły, a jednak trudno było – po tylu latach nauki w szkołach muzycznych, tylu przeczytanych książkach napisanych specjalistycznym żargonem, który najpiękniejszy utwór beznamiętnie rozbierze, ukazując jego arcytrudne bebechy – wyzbyć się starych przyzwyczajeń. I starego myślenia, w którym opowiadanie o muzyce tak niewiele ma wspólnego z jej przeżywaniem.

Po wysłaniu tekstu do, teraz już mogę tak napisać, mojej redakcji, pertraktacje dotyczące mojego języka trwały długo. Wszak nie bardzo wiedziałam, jak zastąpić te wszystkie oczywiste dla mnie faktury, struktury, fugi, harmonie wywodzące się z systemu dur-moll, nawiązania do ekspresjonizmu i drugiej szkoły wiedeńskiej. Mimo że dostałam szansę swojej pierwszej publikacji na portalu skierowanym do poznaniaków i poznanianek, dziś czytając swój pierwszy tekst, wiem, że był to kredyt zaufania. Moja recenzja koncertu Macieja Grzybowskiego nadal pisana była do muzykologów – jedynej bezpiecznej wówczas dla mnie grupy czytelników.

Krytyk muzyczny nie musi być muzykologiem, natomiast dobrze by było, gdyby muzykolog potrafił być krytykiem muzycznym – takim, który swoją wiedzę i wrażliwość przekaże ciekawym, pięknym i zrozumiałym językiem. Zadanie to jest niezwykle trudne – zajmujemy się przecież sztuką niezwykle abstrakcyjną. I chociaż wydawać by się mogło, że łatwiej skryć się za murem alikwotów i punktualizmu, to język i tak nas dopadnie. Może to być zupełnie prozaiczna sytuacja, choćby wówczas, gdy przyjdzie nam opowiadać o koncercie ulubionego zespołu kameralnego przy rodzinnej kolacji. Gdy po trzecim zdaniu zobaczymy pusty, znużony wzrok naszej mamy, zadamy sobie proste pytanie: czy to muzyka jest tak nudna, czy też ja nie potrafię o niej opowiadać?

Oliver Sacks potrafił pisać o medycynie tak, że jego książki stały się bestsellerami; Slavoj Žižek został nazwany akademicką gwiazdą rocka właśnie dlatego, że jego język przykuwa, prowokuje do rozważań na tematy wcale niełatwe. Czy polska muzykologia i krytyka muzyczna mają swoją gwiazdę rocka?

Marzą mi się czasami sytuacje niemożliwe do urzeczywistnienia. Wyobrażam sobie na przykład, że muzyka jest dziedziną poważaną w naszym kraju. Że każda gazeta ma obszerny dział poświęcony życiu muzycznemu. A w nim: garść świeżych recenzji, felietonów, artykułów popularnonaukowych dotyczących muzyki. Ludzie w tramwajach dyskutują nad świeżym spojrzeniem krytyka X albo najnowszym odkryciem kolekcji nut kompozytora Y, w kawiarniach i pociągach nie ustają rozmowy o nowym ekscentrycznym kompozytorze. I myśląc o tym, piszę kolejną recenzję, kolejny tekst dla tzw. szerokiej publiczności. A potem kolejny raz zderzam się z rzeczywistością i zastanawiam się, kto wypełniałby te wszystkie rubryki? Ja w każdym razie nie zamierzam przestać uczyć się wypracowywania swojego języka, w którym mogę zwracać się do osób, które nie ukończyły szkół muzycznych. Muzyka jest zbyt ciekawa, by zbywać ją formą sonatową i techniką dodekafoniczną.

————

WWW.MUZYKAWMEDIACH.PL

Jedyne takie studia podyplomowe, więcej przeczytaj TUTAJ



Wesprzyj nas
Warto zajrzeć