Figura Beethovena w twórczej interpretacji; fot. Valdas Miskinis/ Pixabay.com

felietony

Rachując biografie…

Książki i wydawnictwa branżowe poświęcone muzyce nigdy nie były literackimi bestsellerami; wśród najlepiej sprzedających się książek znacznie łatwiej znaleźć poradniki, prozę fantasy czy kryminały. Sprzedażowe sukcesy ostatnich lat prowokują pytanie – dlaczego ludzie chcą czytać akurat te pozycję? 

Gdyby jednak pokusić się o listę bestsellerów książkowych z branży muzycznej, z pewnością okazałoby się, że co najmniej kilka z nich należy do gatunku biografii. Począwszy od życiorysów ikon popkultury muzycznej, przez publikacje poświęcone zespołom, aż po biografie wybitnych dyrygentów, pianistów, skrzypków i śpiewaków. Skąd w naszej kulturze taki pociąg do biografistyki i co tak naprawdę możemy znaleźć w opasłych niekiedy tomiszczach biograficznych? 

Uwielbiamy naszych idoli. Jak świat długi i szeroki, kreujemy w naszej społecznej świadomości potrzebę śledzenia losów bohaterów kultury. Każda nisza społeczna wytwarza własny komplet ikon i chce wiedzieć wszystko, co tylko możliwe o ich życiu – tak zawodowym, jak i prywatnym. Czytamy więc biografie po to, by zbliżyć się choć na krok do artystycznych osobowości. Warto jednak spytać, o czym tak naprawdę chcemy czytać.

Próbując zbliżyć się do konkretych ikon, czytelnik chciałby poznać ich prawdziwe oblicze. To, jakimi byli jako osoby prywatne, to, kogo cenili i lubili, jakie mieli zwyczaje. To, jak pracowali – w końcu fajnie byłoby wiedzieć co nasz ulubiony skrzypek robił, żeby grać z określoną artykulacją i dynamiką i żeby nigdy nie wyjść z formy. Chcemy też odpowiedzi na odwieczne pytanie: czym jest talent i skąd się bierze?

Na ile jednak możliwe jest oddanie czyjejś osobowości na kartach książki biograficznej? Każda rzeczywistość przekazywana przez określony podmiot ulega (mniejszej bądź większej) deformacji. Człowiek postrzegany przez innego człowieka nabiera cech, które ten chciałby w nim widzieć lub tych, które przypisuje mu się przez antypatię. Nie ma również możliwości przekazania w sposób obiektywny treści dotyczącej cech wewnętrznych drugiego człowieka – nawet jeśli ktoś zna bohatera potencjalnej biografii bardzo dobrze i przez wiele lat – pewność, co do doskonałego rozumienia jego psyche łatwo poddać w wątpliwość.

Licznym autorom można byłoby zarzucić nazbyt subiektywne ujęcie czyjejś sylwetki. Z drugiej jednak strony, to przecież dzięki owym smaczkom ukazującym intymną sferę osobowości i życia ikony, tak chętnie sięgamy po biografie.

Jak znaleźć remedium na taką aberracje? Równowagę dla biografii pisanych ze zbyt subiektywnego punktu widzenia byłyby biografie ograniczone do faktów. Wówczas uniknęlibyśmy w beletrystyce – mniej lub bardziej naukowej – nadinterpretacji określonych zjawisk, nadawania pewnym gestom i zdarzeniom z czyjegoś życia znaczeń innych niż te prawdziwe. Czy jednak ta droga faktycznie stanowi lekarstwo?

Zbiór faktów dotyczących każdego, nawet najdrobniejszego, elementu życiorysu danego człowieka wydaje się pozycją przydatną choćby przy konstruowaniu prac naukowych, które powinny unikać bezkrytycznego przejmowani czyichś opinii. Dla potrzeb rynku muzycznego takie rozwiązanie wydaje się jednak nieco zbyt wątłe. Przeciętny czytelnik nie sięgnie przecież po zbiór faktów z czyjegoś życia, pozbawiony często charakterystycznego dla biografistyki animuszu. Faktograficzne ukierunkowanie biografistyki spowoduje w konsekwencji ograniczenie dostępności i zawężenie kręgu jej odbiorców w zasadzie do tych, którzy biografie wykorzystują jako narzędzie pracy. Gdy biografistyka dąży do encyklopedyzacji, biografie paradoksalnie przestają spełniać swoją podstawową rolę – zaspokajania ludzkiej ciekawości. Faktografie nie będą w stanie sprostać oczekiwaniom szerokiego grona odbiorców; biografie rozumiane z kolei jako nazbyt subiektywne przekazwyanie autorskiego spojrzenia na daną ikonę, wydają się konstruować we współczesnym postrzeganiu kultury swoiste krzywe zwierciadła, niosące ze sobą świadectwo zafałszowane. 

Wpadamy w matnię. Z jednej strony odmawiamy wartości zsubiektywizowanym biografiom naszych ikon. Z drugiej strony biografie jako zbiory faktów obiektywnych potępiamy jako nie do przełknięcia dla zwykłego czytelnika. Ta dychotomia dobarwiona jest oczywiśćie licznymi odcieniami szarości. Przede wszystkim dlatego, że pozbawieni jesteśmy możliwości weryfikacji przekazywanej w biografiach treści – a dowodem na to mogą być biografie tych twórców, którzy doczekali się więcej niż jednego ujęcia; rozbieżności interpretacyjne względem biografii nawet jednego człowieka mogą być, jak pokazuje doświadczenie, kolosalne.

Rynek biografistyki buduje nasze postrzeganie ikon kultury. Wskazać można liczne przykłady biograficznych pomyłek itp., jednak nie da się ukryć, że to właśnie ta niedokładność tak pociąga nas w tym gatunku. Faktograficzne, encyklopedyczne ujęcia nie sprostają nigdy zapotrzebowaniu. Rynek puchnie. Pamiętać jednak trzeba, że w wielu przypadkach biografistyka jest jedyną dziedziną literatury, która pozwala zaistnieć na rynku danemu autorowi – czy to przypadek, że czasami biografie wydaje się tak łatwo? Że wystarczy znaleźć się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, zyskać czyjąś sympatię i zbliżyć się do kogoś? To wszystko humanistyka weryfikuje dopiero po latach – dlatego warto krytycznym okiem spoglądać na treści wypełniające niezliczone tomiszcza ludzkich biografii i zamiast ślepo wierzyć, że dana pozycja jest wartościowa, przefiltrować jej zawartość przez sito, choćby własnego postrzegania rzeczywistości.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć