pixabay.com

publikacje

Mistycyzm we współczesnej polskiej muzyce rozrywkowej

Chrześcijańskie ikony, buddyjskie mandale, posągi przedstawiające różnorakie bóstwa – od zarania dziejów religia była niezwykle mocno związana ze sztuką. Muzyka nie jest tu żadnym wyjątkiem; jest wręcz doskonałym przykładem dziedziny sztuki, na którą wiara miała ogromny wpływ.

Autor Manish Soni w swojej książce zatytułowanej Mystic Chords: Mysticism and Psychology in Popular Music pisze, że to samo pierwotne źródło, z którego powstają mitologia, sny, tradycje ludowe i poezja, musi być również źródłem inspiracji do powstawania obrazów, muzyki, literatury i wszystkich innych wyrazów ludzkiej twórczości. Można więc zastanowić się czym jest to wspomniane „pierwotne źródło” i czy coś takiego w ogóle istnieje? Wybitny psycholog Carl Gustav Jung twierdził, iż poza nieświadomością indywidualną każdego z nas, w której skryte są fantazje, pragnienia i urazy, człowiek posiada również nieświadomość zbiorową. Jest to fundamentalna część naszej nieświadomości, strukturalna część psychiki z którą się rodzimy. To w niej kryją się archetypy, pewnego rodzaju wzorce zachowania człowieka, według których operuje on w świecie. To ze względu na nieświadomość zbiorową wszystkie religie i mitologie dzielą ze sobą punkty wspólne, mimo, że ich twórcy żyli i tworzyli w różnych zakątkach świata. Może ona przejawiać się również w symbolicznej postaci podczas marzeń sennych czy przeżyć mistycznych. Być może to właśnie nieświadomość zbiorowa jest tym „pierwotnym źródłem” inspiracji, z którego zrodziły się różne dziedziny sztuki – w tym muzyka. Sam Carl Jung w jednym ze swoich listów pisze, że muzyka ma wiele wspólnego z nieświadomością zbiorową. Według psychologa muzyka wyraża za pomocą dźwięku to, co fantazje i wizje manifestują w formie wizualnej. Kompozytorzy, w których twórczości jest to słyszalne według Junga, to między innymi Wagner oraz Beethoven. Psycholog twierdzi również, iż muzyka reprezentuje ruch, rozwój i transformację motywów zbiorowej nieświadomości, co przejawia się na przykład w czteroczęściowej budowie klasycznej sonaty.

Z drugiej strony, istnieje przecież ogrom muzyki, która w sposób świadomy operuje symbolami religijnymi czy okultystycznymi. Mam tu na myśli nie tylko muzykę ludową ale również tę rozrywkową, zwłaszcza niezależną. Polska scena muzyki niezależnej ostatnich lat obfituje w różnorakie – mniej lub bardziej udane – projekty, których zawartość artystyczną można jak najbardziej określić jako „mistyczną”. Postaram się przybliżyć przynajmniej niektóre z nich.

SYNY

Jednym z takich zespołów jest z pewnością duet Syny. Trudno znaleźć w polskiej (a może i nawet światowej) muzyce niezależnej coś, co byłoby porównywalne z muzyką tych artystów. Owszem, krytycy muzyczni szukają inspiracji Synów w twórczości polskich zimnofalowych zespołów takich jak Siekiera, porównują ich do awangardowej muzyki połączonej ze słowem mówionym Wojciecha Bąkowskiego i do eksperymentalnego hip-hopu Deana Blunta. I chociaż u każdego z wymienionych artystów można faktycznie znaleźć jakieś punkty wspólne z muzyką duetu, to wciąż są to jedynie bardzo odległe odniesienia. Syny kreują swój własny świat – melancholijne bity Przemysława Jankowiaka (który zazwyczaj ukrywa się pod pseudonimem 1988) w połączeniu z bardzo specyficzną, ospałą manierą z jaką rapuje Robert Piernikowski, tworzą aurę tajemniczości, wręcz – mistycyzmu. Na „Synoską sagę”, jak nazywają ją artyści, składają się w sumie cztery albumy – dwa autorstwa duetu i kolejne dwa będące solowymi poczynaniami Piernikowskiego i 1988, będące jednak integralną częścią całości.

Świat kreowany przez Syny obfituje w różne symbole. Są to zazwyczaj prozaiczne przedmioty, które w uniwersum duetu zyskują ogromne znaczenie – przewijają się w teledyskach i na koncertach artystów. Pierwszym z takich przedmiotów „liturgicznych” są z pewnością kadzidła Nag Champa, które tlą się na każdym występie Synów i od których nazwę zaczerpnął nawet jeden z ich utworów. Kolejnym jest osławiona już dymiarka Antari M-10, która niewłaściwie użyta może ponoć „zniszczyć planetę”, cytując fragment wspomnianej kompozycji „Nag Champa”. To w obłokach jej dymu Piernikowski snuje się jak duch po scenie, a na swoim solowym albumie No Fun dedykuje jej nawet utwór. Nie bez znaczenia są również „szaty liturgiczne” Synów. Czarne spodnie, czarne buty marki Nike i obowiązkowo – czarne bluzy z kapturem. O tych ostatnich możemy posłuchać najwięcej w utworze „Bluzy kangury”, pochodzącym z ostatniej płyty zespołu.

Mistycyzm w muzyce Synów nie ogranicza się jednak wyłącznie do używanych przez duet rekwizytów. Prawdziwą magię odnaleźć możemy zagłębiając się w Synowski świat kreowany w tekstach Piernikowskiego, który posługuje się pewnego rodzaju idiolektem – pełnym błędów, potknięć i niezdarności (kultowe już „włanczaj” [sic] jest skandowane przez fanów na każdym koncercie duetu). Jednak pod tym płaszczykiem niezgrabnych sformułowań, wulgaryzmów i abstrakcyjnych zwrotów, przywołujących na myśl dadaistyczne teksty Wojciecha Bąkowskiego, prozę Doroty Masłowskiej i lingwistyczną poezję Mirona Białoszewskiego, kryje się coś więcej. Bełkotliwa, nieporadna melorecytacja Roberta Piernikowskiego stara się naśladować slang chłopców z blokowisk („białasów”, operując słownictwem Synów), jednak jego teksty skrywają w sobie aurę tajemnicy i przesiąknięte są wewnętrznym niepokojem. Wyziewa z nich pewien rodzaj zblazowania, pustki. W utworze „Smutnysyn” słyszymy na przykład: 

Jest mi

Nieswojo, jakoś dziwnie, niepewnie

Gdzie są moje noce i dnie?

Smutnysyn

Mam powody

 

A w utworze „Mój ruch”:

 

Jestem wysoko, potem jestem nisko

W kwestii emocji to wszystko (…)

Synoskie sny na głośnikach, w sercach panika


Źródeł inspiracji Synowskiego, „ulicznego” mistycyzmu dopatrywałbym się głównie w krajach orientu. Sugerują to kadzidła i orientalne dywany zdobiące scenę podczas występów duetu, salamandry widniejące w logo zespołu i w najbardziej oczywisty sposób – tytuł ich debiutanckiego albumu, który brzmi po prostu Orient. W utworze „Wiersze” możemy usłyszeć natomiast o derwiszach – członkach muzułmańskiego bractwa sufickiego, kojarzonych głównie z wykonywanym przez nich ekstatycznym, wirującym tańcem. Taniec ten jest właściwie formą medytacji derwiszy i łączy się z tradycyjną modlitwą nazywaną zikr

Kierunek obrany przez Syny na albumach Orient i Sen kontynuowany jest na solowej płycie 1988, zatytułowanej Gruda. Brudne syntezatory i minimalistyczne, powtarzające się bity wprowadzają słuchacza w trans, i chociaż większość utworów na albumie jest instrumentalna to „tajemnica i melancholia ulicy” (cytując tytuł jednego z utworów) wciąż jest tu doskonale słyszalna.

ROBERT PIERNIKOWSKI

Jeśli twórczość Synów i 1988 nawiązuje do mistycyzmu orientu, to już solowa działalność Roberta Piernikowskiego więcej wspólnego ma z mistyką chrześcijańską. Muzyka obecna na jego albumie No Fun emanuje przeszywającym, cmentarnym chłodem, uderza odgłosami dzwonów, a pachnie raczej kadzidłami kościelnymi, aniżeli tymi indyjskimi.

Teksty na No Fun sprawiają wrażenie mniej dosłownych i oczywistych – są bardziej symboliczne i metaforyczne niż miało to miejsce na albumach Synów. Bywają również depresyjne, jak te w utworach „Jutro będzie inaczej” i „Martwię się”.

Ten sakralny chłód znajduje również odzwierciedlenie w warstwie instrumentalnej płyty – sztywne, kanciaste, wręcz toporne dźwięki syntezatorów sporadycznie „przecinane” są uderzeniami dzwonów i zawodzeniem Piernikowskiego. Instrumentalne outro wieńczące album przypomina natomiast melodię pochodzącą z zacinającej się pozytywki albo utwór ze ścieżki dźwiękowej starej gry komputerowej z gatunku fantasy.

„Każdy koncert to dla nas msza” powiedział Przemysław Jankowiak w jednym z wywiadów. I faktycznie, biorąc udział w występie Synów można odnieść takie wrażenie. Natomiast Piernikowski, który jest również kompozytorem muzyki teatralnej, zdaje się planować swoje występy niczym przedstawienie – każdy koncert artysty sprawia wrażenie zaplanowanego wcześniej w najdrobniejszych szczegółach. Teatralne zaplecze muzyka doskonale widoczne jest również w sferze wizualnej jego występów – specyficzna zabawa światłem i wspomniane już obłoki dymu sprawiają, że Piernikowski na zmianę pojawia się i znika na scenie niczym zjawa. W wywiadzie dla „Gazety Magnetofonowej” przyznaje: „Chodzi o to, aby doprowadzić do sytuacji, kiedy zapominasz, gdzie się znajdujesz. Kiedy wchodzisz do teatru, zostawiasz wszystko, nawet kurtkę w szatni. W pełni oddajesz się syntetycznie wywołanej okoliczności”.

KUBA ZIOŁEK

Kolejną bardzo ciekawą i ważną postacią współczesnej polskiej muzyki niezależnej jest Kuba Ziołek. Ten laureat Paszportów „Polityki”, kompozytor, multiinstrumentalista i przede wszystkim gitarzysta brał udział w tak wielu różnych inicjatywach, że samo zliczenie albumów, w których tworzeniu uczestniczył, mogłoby okazać się nie lada wyzwaniem (w samym 2013 roku nagrał ich cztery, a każdy w ramach innego projektu). Ramy gatunkowe nie stanowią dla tego artysty żadnej bariery – od folku, przez elektronikę, na eksperymentalnym rocku kończąc – Ziołek w każdym z tych gatunków miał już swój udział, a efekty zawsze okazywały się co najmniej satysfakcjonujące. Tak mówi o nim krytyk muzyczny Rafał Księżyk: „Centralna, hiperaktywna postać najciekawszej dziś sceny polskiej muzyki niezależnej, wykuwającej własną ekspresję na przecięciu folku, elektroniki, improwizacji, noise i psychodelii”.

Zamknęły się oczy ziemi (nagrany solowo pod pseudonimem Stara Rzeka) to album Ziołka, który jest wyjątkowo warty uwagi w kontekście obecnego w nim mistycyzmu. W odróżnieniu od orientalnej i chrześcijańskiej mistyki Synów, Stara Rzeka prezentuje coś, co można by nazwać mistycyzmem słowiańskim. Potwierdzają to słowa Bartka Chacińskiego, który napisał o tej płycie: „Piękny słowiański mistycyzm w atrakcyjnej, choć zarazem wymagającej pewnego skupienia muzycznej odsłonie, idealnej na listopadowe noce”.

KSIĘŻYC

Pozostając w obszarze słowiańskiego mistycyzmu, należy wspomnieć o  ikonicznej polskiej formacji muzycznej, jaką jest Księżyc. Zespół zaczynał swoją działalność na początku lat 90-tych w formie kobiecego trio śpiewającego tradycyjne pieśni ludowe. Jedna z jego członkiń, Agata Harz, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, wspomina: „ukształtowały mnie dwie babcie z polsko-białorusko-litewskich kresów, niania z Sudanu, niemiecka część rodziny też była muzykalna. Olga zaszczepiła w nas wrażliwość na ukraińskie melodie i tamtejszą polifonię ludową”. Z biegiem czasu formacja kilkukrotnie zmieniała swój skład, a w obecnym kształcie tworzą ją: Agata Harz, Katarzyna SmolukMoczydłowska, Robert Niziński, Lechosław Polak oraz Remigiusz Mazur-Hanaj.

Pierwszy album grupy, zatytułowany po prostu Księżyc został wydany w 1996 roku. Później zespół zamilkł na 17 lat, by odżyć na nowo w 2013 roku, dzięki reedycji debiutu na winylu wydanej przez brytyjską wytwórnię Penultimate Press. W 2014 roku grupa wystąpiła w krakowskim kościele św. Katarzyny w ramach festiwalu Unsound, a rok później wydała drugi (i jak na razie ostatni) album o tytule Rabbit Eclipse.

Muzyka Księżyca wymyka się wszelkim próbom zaszufladkowania. Słowiański folk płynnie łączy się z psychodelią i awangardą, a obok klarnetu czy liry korbowej, na równych prawach obecny jest syntezator. Poza konwencjonalnymi instrumentami, w muzyce zespołu możemy usłyszeć także odgłosy przelewającej się wody czy stukanie. Jako swoje największe inspiracje, członkowie formacji wymieniają między innymi kompozytorów reprezentujących nurt minimalizmu – głównie Arvo Pärta i Philipa Glassa. Poza nimi wspominają również awangardową kompozytorkę Meredith Monk i brytyjsko-australijski duet Dead Can Dance.

Warto jednak zaznaczyć, że obie płyty zespołu znacznie się od siebie różnią. Księżyc prezentuje awangardowy folk, przypominający nieco psychodeliczną wizję słowiańskiej krainy – takiej zamieszkałej przez zawodzące rusałki i południce. Rabbit Eclipse odchodzi nieco od muzycznych korzeni formacji na rzecz minimalizmu, nagrań terenowych i transowej elektroniki. Wszystkie dokonania grupy łączy jednak swego rodzaju poczucie obcowania z czymś odrealnionym, baśniowym czy wręcz mistycznym. We wspomnianym wcześniej wywiadzie, Katarzyna Smoluk-Moczydłowska opowiada nawet o koncepcji nieświadomości Carla Junga: „Kiedyś wysnułam sobie prywatną teorię, że mamy jakieś połączenie do czegoś w rodzaju jungowskiej nieświadomości, kiedy gramy razem, bo muzyka sama z nas wypływa”.

  

BIBLIOGRAFIA

 

  1. „Derwisz.” Encyklopedia PWN, encyklopedia.pwn.pl/haslo/derwisz;3891948.html.
  2. „nieświadomość zbiorowa.” Encyklopedia PWN, https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/nieswiadomosc-zbiorowa;3947547.html.
  3. „Zachodni Zakon Sufi: Islamski Mistycyzm.” Religie.wiara.pl, 2002, religie.wiara.pl/doc/471862.Zachodni-Zakon-Sufi-Islamski-mistycyzm.
  4. „Zimna fala.” Last.fm, www.last.fm/pl/tag/zimna+fala/wiki.
  5. Błaszczak, Jan. „Robert Piernikowski trwa.” Gazeta Magnetofonowa, 2/2017, s. 76.
  6. Chaciński, Bartek. „Recenzja Płyty: Stara Rzeka, ‘Zamknęły Się Oczy Ziemi.’” Polityka, 13 października 2015, www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/muzyka/1636205,1,recenzja-plyty-stara-rzeka-zamknely-sie-oczy-ziemi.read.
  7. Jung, C.G., C.G. Jung Letters, Vol. 1: 1906-1950, Princeton, 1973.
  8. Lech, Filip. „Kuba Ziołek – Życie i twórczość.” Culture.pl, culture.pl/pl/tworca/kuba-ziolek.
  9. Soni, Manish. Mystic Chords: Mysticism and Psychology in Popular Music. Algora Pub., 2001.
  10. Świąder, Jacek. „Księżyc – Życie i Twórczość.” Culture.pl, www.culture.pl/pl/tworca/ksiezyc.
  11. Świąder, Jacek. „Płyty Roku 2015 – Polska. Miejsce 5.: Księżyc – ‘Rabbit Eclipse’ [WYWIAD].” Wyborcza.pl, 15 grudnia 2015, wyborcza.pl/1,75410,19346265,plyta-roku-2015-polska-miejsce-5-ksiezyc-rabbit-eclipse.html.

 

Dofinansowano z środków Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć