Jesse Cook, mat. prasowe

recenzje

"Ale za to niedziela, niedziela będzie dla nas"

Niedzielne poranki mają to do siebie, że powinny być spędzane w leniwy sposób. Nie tylko poranki. Popołudnia i wieczory także. To czas, kiedy wszystko zdaje się poruszać w tempie muchy w smole. Staramy się odpocząć i naładować akumulatory na cały następny tydzień.

 

21 września imponujących rozmiarów tłum z niedzielną powolnością przeciskał się przez drzwi i bramki Impartu we Wrocławiu. Wszyscy mieli ten sam cel – zobaczyć inaugurujący Wrocławski Festiwal Gitarowy „Gitara Plus” koncert jednego z najlepszych gitarzystów naszych czasów, a występującego już po raz czwarty w stolicy Dolnego Śląska Jessego Cooka. Zainteresowanie tym wydarzeniem było tak duże, że zdecydowano się na zorganizowanie jeszcze jednego koncertu tamtego wieczoru.

 

Artysta w wywiadzie, który można przeczytać w książce programowej Festiwalu przyznał, że zawsze z wielką radością wraca do miasta, w którym spędził już trzy razy swoje urodziny i za każdym razem witany był z dużym entuzjazmem i ciepłem ze strony publiczności.

 

Powoli, nawet po trzecim dzwonku każdy zajmował swoje miejsce z typową niedzielną elegancją ruchów. I nagle wszystko się zmieniło. Na scenę wbiegł (to już był szok dla niedzielnych leniwców takich jak ja) Piotr Bartyś z Radia RAM i swoją charyzmatyczną mową łatwo przekonał publiczność do wstania z dopiero co zajętych miejsc i przywitania zespołu oklaskami na stojąco. Brakowało tylko gwiazdy wieczoru Jessego Cooka, który stopniując emocje słuchaczy wtargnął na środek sceny dopiero po kilku chwilach. Wszystko podczas koncertu było rozegrane idealnie, jak na dobrym filmie, rozwój akcji trzymał w napięciu. Jessego słyszałam na żywo po raz pierwszy i od razu żałowałam, że nie mogę być też na jego następnym koncercie tego dnia.

 

 

Materiały prasowe, od lewej: Jesse Cook, Nicolas Hernandez, Chris Church, Rosendo Chendy Leon Arocha, Dennis Mohammed

 

Podczas koncertu nie padła żadna niepotrzebna nuta, wszelkie improwizacje były przemyślane, a partie poszczególnych instrumentalistów idealnie współgrały ze sobą. Nie było rywalizacji, ale mnóstwo wspaniałej, pozytywnej energii wypływającej ze współpracy muzyków.

 

Było też dużo żartów ze strony Cooka – chociażby wtedy kiedy opowiadał o utworach, które będą za chwilę zagrane („za chwilę zagramy Fields of blue, najweselszy utwór z płyty Blue Guitars, reszta jest bardzo depresyjna”).

 

Muzyka prezentowana przez Jessego Cooka i jego zespół to wybuchowa mieszanka typowo latynoskich rytmów tanecznych i tamtejszej energii, z często wykorzystywaną skalą o arabskim zabarwieniu i z hiszpańską wirtuozerią partii gitar. Utwory, które zostały zagrane można by podzielić na trzy główne typy: melancholijne, jak „Fields of blue”, pobudzające do tańca, jak: „Mario takes a walk” i „białe płótna”.

 

 

Ta ostatnia nazwa może brzmieć dziwnie, jednak pasuje tu idealnie. Były to utwory od początku do końca improwizowane, grane z wykorzystaniem loop station, podczas których członkowie zespołu bawili się wymyślając nagrywane później „paterny” i dostosowywali do nich późniejszą narrację całego utworu. Cook powiedział też w wywiadzie dla Festiwalu, że taki sposób tworzenia muzyki jest jego najnowszą fascynacją, sprawia mu to przyjemność, ale gitarzysta nie jest w stanie stwierdzić, w jaką stronę zaprowadzi go taki sposób kreowania utworów.

 

Najbardziej jednak moją uwagę przykuł skrzypek – Chris Church. Nie tylko grał na skrzypcach, co samo w sobie nadawało utworom ciekawego kolorytu (Church wykorzystywał też skrzypce elektryczne, różne efekty i techniki wydobycia dźwięku, np. chętnie stosował flażolety), ale także występował w roli perkusisty, grał na armeńskim flecie duduku, harmonii i śpiewał. W każdej z tych ról widać było, że Church czuje się swobodnie. Słychać też było niesamowite zgranie i intuicyjne wręcz podejmowanie muzycznych dialogów z Cookiem. Mnie skrzypek urzekł w jednym z bisów, coverze piosenki Fall at your feet, kiedy cały zespół zszedł na korytarz między rzędami widowni i tam, bez nagłośnienia wykonali ten utwór.

 

 

Niedzielne popołudnia mają więc nas odprężać i nastrajać pozytywnie na nadchodzący tydzień. Po takiej dawce energii, jaką zaserwował Jesse Cook i jego zespół, aż nie mogłam się doczekać, co będzie mnie czekać podczas następnych dni, także tych festiwalowych. Trzeba przyznać, że organizatorzy Festiwalu Gitara Plus szczególnie dbają o słuchaczy i ich weekendowy dobry nastrój serwując nie tylko koncert Jessego Cooka i jego zespołu, ale także inne sławy gitarowego świata, jak na przykład Tommy Emmanuel.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć