materiały prasowe

recenzje

„Filharmonia Dowcipu” – remix historii muzyki

Waldemar Malicki – pianista, satyryk. Wszechstronny – tak czytamy w jego biografii[1].  Na dodatek z dużym poczuciem dobrego humoru. Dowcip przeniósł na kanwę muzyki poważnej, u jednych wzbudzając tym zachwyt, u drugich zaś zniesmaczenie. Jerzy Maksymiuk o Filharmonii Dowcipu wypowiedział się kiedyś następująco: Nie mam nic przeciwko kabaretowi, ale kabaret udający filharmonię bądź filharmonia udająca kabaret to dla mnie niepotrzebne zmiany. Prawda czy fałsz?

Odpowiedź nie jest taka oczywista. Najpierw należałoby zadać zasadnicze pytanie – do kogo skierowany jest ten rodzaj rozrywki? Do środowiska muzycznego czy do przeciętnego widza/słuchacza – takiego, który z muzyki poważnej kojarzy Etiudę rewolucyjną, Sonatę księżycową i Eine kleine Nachtmusik?

Otóż to – nie jest to rozrywka z założenia skierowana do ortodoksyjnego grona profesjonalistów, choć i wśród nich nie brakuje zwolenników działalności kabaretowej Malickiego. Z drugiej strony on sam wyraźnie określił w wywiadzie dla Pierwszego Programu Polskiego Radia[2], że ktoś kto po Filharmonii Dowcipu spodziewa się skrzyżowania batuty z humorem, będzie zawiedziony. Zapewnia jednak „intelektualną ucztę”. Jak ją dostrzec pośród kuso ubranych instrumentalistek, nierzadko prowokująco ubranych wokalistek i wielkiego krzywego zwierciadła?

Owe zwierciadło nie jest takie złe – aranżacje proponowane przez Malickiego mają smak. Faktycznie – zazwyczaj utwory grane przez Filharmonię Dowcipu mnie bawią, rzadziej denerwują (do czego jeszcze wrócę). Nie są to zwyczajne covery muzyki minionych epok. To utwory słyszane współczesnym uchem. Muzyka, w której wnika się w istotę dzieła, przerabiając elementy dzieła muzycznego[3].

A skąd w ogóle powstał pomysł tworzenia tego typu muzyki, służącej rozrywce? Dlaczego akurat Malicki? O historii wykiełkowania Filharmonii Dowcipu czytam na jej oficjalnej stronie internetowej[4]:

(…) Piotr Dejmek zaproponował nam robienie jesienią dużego show telewizyjnego. W naszym stylu. To był pomysł jego i Jana Dworaka. Czuli w naszym projekcie patent na współczesną polską, lekko edukacyjną rozrywkę. Ofertę przyjęliśmy z radością. Na jej skrzydłach pojechaliśmy zrealizować koncert na Festiwalu Opolskim – duży sukces – Waldek od nowej Pani Dyrektor (bo w międzyczasie PIS skutecznie zamachnął się na Publiczną) przyjął nagrodę Pierwszego Programu TVP i odebrał Grand Prix na Festiwalu Programów Telewizyjnych w Gdańsku. Wygraliśmy Festiwal. Łaaaaaał. Kiedy po całym dniu chodzenia z ciężkimi jak cholera statuetkami granprixowymi odstawiliśmy je w końcu na bar jak zawsze sceptyczny Waldek powiedział….

„no to teraz zgodnie z tradycją bolszewicką, jak nas nagrodzili to powinni rozstrzelać….”

I miał rację. Nowa władza jedynkowa nawet nie chciała słyszeć o kontynuacji cyklu. Co było robić? Nikt z nas nie chciał porzucać dziecka, które zaczęliśmy powoli wychowywać. F..k telewizja – zaczynamy od początku. Przy stoliku w warszawskiej kawiarni Mozaika – naszym towarzyskim, nieformalnym biurze – pojawiła się najpierw idea, a potem nazwa – „Filharmonia Dowcipu”. Postanowiliśmy, że:

– zbudujemy orkiestrę złożoną z najlepszych muzyków, jakich znamy

– pierwsze skrzypce będą grały najseksowniejsze i najzdolniejsze dziewczyny, jakie znany

– śpiewacy mają nie tylko dobrze śpiewać, ale mieć jeszcze to coś

– będziemy nieobliczalni

– nieprzewidywalni

– będziemy wywracali do góry nogami klasykę

– będziemy się robili z popem, co nam się będzie podobało

– będziemy się kierować się intuicją

– będziemy obrazoburczy obyczajowo, ale eleganccy-czyli będziemy sobą.

Tylko nie za bardzo wiedzieliśmy jeszcze, dla kogo będziemy grali, gdzie i czy da się z tego jakoś żyć. […] Punktem zwrotnym stała się Mazurska Noc Kabaretowa […]. Nie było człowieka na widowni, który miałby jakiekolwiek pojęcie o tym, co robimy i jak myślimy. […] Przywitała nas cisza, ale twardo ciągnęliśmy swoją opowieść. Z minuty na minutę atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, po to by pod koniec trzeciej godziny widowiska zamienić się w owację, jakiej nie słyszałem nigdy w życiu. Staliśmy na scenie i nie wierzyliśmy własnym oczom i uszom. Cztery tysiące ludzi naprzeciw nas stało, biło brawo i skandowało „dziękujemy, dziękujemy”. I wtedy dotarło do nas od tych ludzi, którzy przyszli nastawieni na coś zupełnie innego, że nie jesteśmy niszowi, że jesteśmy dla wszystkich, że nie będziemy zamykać się w Filharmoniach, tylko odważnie wyjdziemy do ludzi. Bo oni tego chcą. .[5]

Tak przedstawia się teoria – a jak brzmi i wygląda „Filharmonia Dowcipu” w praktyce?

Przegląd zacznijmy od Moniuszkowskiej Prząśniczki. Skecz ma charakter pojedynku pomiędzy fortepianem a keyboardem, potocznie zwanym „parapetem”:

Gra na tym instrumencie nie wymaga żadnych umiejętności, wiedzy muzycznej, talentu czy zdolności. Wystarczy opanowanie elementarnych gier komputerowych […]. Prawdziwy pianista z jego solidnością, precyzją, doskonałością to to jest ktoś taki [do kogo] mamy wiele zaufania, [to ktoś] taki jak bank. Natomiast muzyk grający na tym czymś to jest para-bank. Taki para-pianista. […] – Do klawiszowca – Co pan nam może zaprezentować?

Absolutnie wszystko

Sporo…

Po entrée następuje odsłona „parapetu” – słychać temat „Piratów z Karaibów” w wersji disco. Malicki proponuje „wielką muzykę” i gra na fortepianie temat z „Prząśniczek” Moniuszki.

Bardzo dobre, akurat to znam. Gram to często w klubach – po czym następuje prezentacja klubowej wersji „Prząśniczek” (nie mniej w tym disco, co w poprzednim utworze).

Proszę pana, ja panu zagram wersję, że kiedy ją grałem w Japonii, to wszyscy goście cesarskiego pałacu płakali – Malicki gra ten sam temat, tym razem jednak w stylu brillant.

Fajny remix – odpowiada klawiszowiec i dodaje – a ja z kolei, jak grałem tą wersję na festynie w Żukowie, a było ich z pięć tysięcy, skakali – i prezentuje „Prząśniczki”, którym już bliżej do techno, niż do disco.

Obrazoburcze? Raczej daje do myślenia, niż obraża osoby grające na keyboardach. Dlaczego daje do myślenia? A co bardziej od muzyki poważnej narażone jest w dzisiejszych czasach na tak jaskrawe przeróbki? Klasykę słychać wszędzie – w telefonach, reklamach, filmach. W większości przypadków nie jest ona prezentowana w swoim pierwotnym kształcie. Malicki bardziej uświadamia, aniżeli prowokuje.

Kolejny przykład. Tym razem pod nóż idzie opera.

Fortepian jest moim instrumentem, ale nie powiem, że nie interesuję się innymi działami muzyki. Przede wszystkim […] opera. […] Przedstawienie operowe różni się od fortepianu, bo w fortepianie klapa jest na początku. […] Dwie grupy ludzi są, którzy się interesują operą. To są tak: albo tacy, którzy interesują się ogólnie…operą i niczym więcej. I druga grupa to są biznesmeni – jeżeli nie chcą spotkać kogoś znajomego.

Malicki następnie przedstawia mającą wystąpić zaraz śpiewaczkę, ale ta po wywołaniu jej na scenę, nie pojawia się. – No, to jesteśmy w operze – kwituje.

Taka śpiewaczka do ostatniej chwili nie może się zdecydować, co chce zaśpiewać. […] Dla orkiestry taki koncert to jest groza. To jest gorsze nawet, niż koncert za darmo.

W końcu, gdy śpiewaczka wychodzi na scenę, wita Malickiego słowami:

Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale czekałam na fryzjera.

No i nie przyszedł… – słyszy w odpowiedzi.

Po kilku docinkach zaczyna się aria Carmen z opery „Carmen” kompozytora, który skomponował „Carmen”.

Podczas występu Malicki wydaje się być zainteresowany wszystkim poza śpiewaczką. Najpierw gra wyłącznie lewą ręką, potem na chwilę oburącz (i to tylko dzięki nadgorliwości solistki). Ogląda nuty, swoje buty, ziewa i zagląda pod fortepian. Gdy całkiem rezygnuje, akompaniament przejmuje orkiestra. Zresztą – to trzeba po prostu zobaczyć:

Och, jakże dużo w tym prawdy! Prawdy? No, może więcej jednak stereotypów – ale nie ma co ukrywać, publiczność właśnie tak postrzega divy operowe, a Malicki nie stara się przekłuć tej mydlanej bańki. Wręcz przeciwnie – robi wszystko, by urosła. Skutkiem tego jest świetne show i doskonała muzyczna aranżacja. Ukazuje ona rzeczywistą strukturę tejże arii. Na początku surowy akompaniament, stopniowo wzbogacany wieloma środkami. Oprócz tego narastająca dynamika i … chór. Mimo, że w wersji Filharmonii Dowcipu jest przerysowany, to jakże trafiony w estetykę całości.

Filharmonia Dowcipu to nie tylko muzyka poważna. To także muzyka popularna w zupełnie innej odsłonie (jednak konstrukcyjnie wiernie trzymająca się kompozycyjnego trzonu). Malicki „jest na czasie”. Podejmuje większość obecnie słuchanych piosenek, nie bojąc się kiczu, który przeistacza w kryształowy pastisz:

Czy pani jest normalna? – pyta pełen wątpliwości Malicki

Ja jestem trochę tego – pada odpowiedź

– […] Koledzy, dajcie mi parapet!

Tak może brzmieć tylko zapowiedź piosenki zespołu Boys Jesteś szalona!

Melodycznie banalna, muzycznie doskonała – tak opisałabym wersję tego dyskotekowego hitu w wersji zaproponowanej przez Malickiego. Tutaj znów – urtext na wierzchu, ale aranżacja obfituje w uzupełnienia melodyczne, przez co staje się barwna i przede wszystkim… zdatna do słuchania.

Malicki jako pianista (!) nie bał dotknąć się jakże grząskiego gruntu – Chopina. Jak wiadomo, muzyka tego kompozytora w naszym kraju jest dobrem (i skarbem) narodowym, a Malicki proponuje Chopina w wersji… rockowej.

Stworzeniem takiej wersji Chopina Malicki zaryzykował. Gdy po raz pierwszy usłyszałam tą muzyczną propozycję, na początku oniemiałam (bynajmniej nie z zachwytu). Jednak cała koncepcja – łącznie z tatuażem Chopinowskiego pomnika – zachwyciła mnie na tyle, że sięgnęłam po inne covery Filharmonii…. Jest „metalowa Carmen”, „jazzowy Beethoven”, „Grieg w pigułce” (najkrótsza znana mi wersja koncertu fortepianowego tego kompozytora) i wiele innych.

Malicki jest charyzmatyczny – to czuje się w każdej piosence, utworze. Nie naśmiewa się z muzyki – on faktycznie wydobywa z niej sedno, a „resztę” dopowiada sam. I jest doskonałym retorem muzycznym. Oto dowód:

Malicki lubi żartować. Żarty dotyczą muzyki. On jej jednak nie wyśmiewa – on śmieje się razem z nią, a wespół z nimi – publiczność. Nie boi się wyzwań – sięga po każdy rodzaj muzyki, nie stroniąc od popu. W końcu to „muzyka ludu”, a to właśnie do niego skierowane są działania Filharmonii Dowcipu, która bawiąc – także uczy (Filharmonia jest autorem cyklu „lekcji” o instrumentach z orkiestry symfonicznej). Niemniej jednak nawet wprawne ucho – przy zachowaniu odrobiny umiaru w krytyce i przymrużeniu oka – może odnaleźć tu ucztę dla ucha. O Malickim można pisać wiele. Ale po co więcej pisać, skoro można posłuchać?

————————

[1] https://www.waldemarmalicki.com/biography.php

[2] https://www.polskieradio.pl/7/160/Artykul/924810,Filharmonia-Dowcipu-czyli-intelektualna-prowokacja-i-muzyczna-perwersja

[3] Wypowiedź W. Malickiego w wywiadzie dla PR1, ibidem.

[4] https://filharmoniadowcipu.pl/o-nas

[5] https://filharmoniadowcipu.pl/o-nas

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć