plakat koncertu

recenzje

Koncert Ewy Podleś w Operze Narodowej

22 lutego 2013 roku Opera Narodowa w Warszawie miała okazję gościć na koncercie galowym Ewę Podleś. To wielkie święto operowe, gdyż artystka nie zaszczyca swoim głosem nazbyt często polskiej publiczności (aczkolwiek w tym roku wystąpi ponownie w maju i w sierpniu w Warszawie oraz w czerwcu w Poznaniu). Występ był zatem niemałą gratką dla miłośników jej charakterystycznego kontraltu.

Na program koncertu składały się największe przeboje sal koncertowych. Zestaw utworów ukazuje pełne spektrum wielkich możliwości, jakie posiada śpiewaczka. Audytorium miało okazję usłyszeć arię Polinessa z opery Ariodante Georga Friedricha Haendla, najpiękniejsze arie kompozytorów włoskich XIX w. w tym arię Cieci z La Giocondy Amilcare Ponchinellego, Stride la vampa z Trubadura Giuseppe Verdiego a także fantastyczny Toast Maffio Orsiniego z II aktu Lukrecji Borgii Gaetano Donizzettiego. W programie nie zabrakło również nowszego repertuaru (co w przypadku programów operowych często sprowadza się do prezentowania dzieł początku XX w.): II część koncertu otworzyła pieśń Ja pojdu po polju bielomu z kantaty Aleksander Newski Sergieja Prokofiewa z roku 1938.

Wszystko to przeplatane było utworami orkiestrowymi oraz chóralnymi. Orkiestra prowadzona przez niemieckiego dyrygenta Michaela Güttlera wykonała m.in. wstęp do III aktu oratorium Solomon Haendla, uwerturę do Wilhelma Tella oraz Il Signor Bruschino Rossiniego. Chór pod dyrekcją Bogdana Goli pokazał swoje możliwości w Chórze Cyganów z opery Trubadur.

Ogromne słowa uznania należą się dyrygentowi – pod jego batutą orkiestra Teatru Wielkiego zabrzmiała zadziwiająco dobrze. Znamienne są wpływy mistrzów, u których studiował: Leonarda Bernsteina oraz Sergiu Celibidache – wielka swoboda oraz olbrzymia ekspresja, które nieraz przyciągały uwagę słuchaczy. Michael Güttler wykazał się i charyzmą, i wielkimi możliwościami interpretacyjnymi – doskonale zróżnicował opery romantyków włoskich i nadał każdej z nich specyficzny rys.

Występ Ewy Podleś był nadzwyczajny. Artystka przede wszystkim zachwyca tessyturą. Już w otwierającej koncert arii Dover giustizia, amor m’accendono Haendla zaprezentowała swoje niesamowite możliwości głosowe. Charakterystyczną cechą śpiewaczki jest rzadka umiejętność śpiewania kontraltem koloraturowym – a tak sprawne śpiewanie ozdobników w niższych rejestrach robi olbrzymie wrażenie. Ewa Podleś potrafi również niebywale operować barwą oraz skalą głosu – od jasnego sopranu do głębokiego altu, przy czym doskonale różnicuje swój głos, tak że każda z postaci, które gra, staje się wyrazista i obdarzona charakterem.

Głos Ewy Podleś osiągnął jednak szczyty dopiero w dalszej części koncertu: przede wszystkim w pełnej emocji arii Cira z rzadko wykonywanej opery Rossiniego Ciro in Babilonia, ale też w pełnym barw Il sergreto per esser felici, w którym można odnieść wrażenie, że śpiewaczka operuje wręcz barytonem!

Drugą część otworzył Aleksander Newski. Ewa Podleś w wywiadach wskazywała na swoją miłość do rosyjskiej literatury wokalnej – w jej stałym repertuarze pozostają Z izby dziecięcej oraz Pieśni i tańce śmierci Modesta Musorgskiego. Doskonale odczytała i przekazała posępny i złowieszczy nastrój treści kantaty Prokofiewa.

Po Ja pojdu po polju bielomu wykonano uwerturę do Mocy przeznaczenia Verdiego. W tym miejscu niestety należy postawić zarzut złego układu programu – takie umiejscowienie utworów niszczyło nastrój, który był tak skrupulatnie budowany przez cały początek drugiej części. I nie tylko w II części, ale również na początku, kiedy pomiędzy Ariodante a Ciro in Babilonia wstawiona została uwertura do Wilhelma Tella, jedność dramaturgiczna została rozbita przez skoczny motyw rogów.

Na bis, po entuzjastycznych owacjach, Ewa Podleś wykonała arie z dwóch oper komicznych: Madame de Haltiere z Kopciuszka oraz Cruda sorte z Włoszki w Algierze. Tutaj artystka zaprezentowała publiczności również zdolności aktorskie; o ile w zasadniczej części koncertu starała się grać skromnie, to wykonując arię z Kopciuszka trudno nie było zwrócić uwagi na jej bogatą mimikę i piorunujące spojrzenia rzucane w stronę dyrygenta.

Tak trudno jest jakkolwiek oceniać artystkę, która śpiewała w największych i najważniejszych salach operowych na świecie. Gdyby jednak ukochany przez artystkę Rossini słyszał jej głos, na pewno powiedziałby to. co w swoim czasie śpiewaczce la Krauss: “śpiewa Pani całą duszą, a dusza Pani jest piękna!”. Szkoda tylko, że tak niewiele młodzieży pojawiło się tego dnia w Teatrze Wielkim i mogło docenić ten jeden z największych polskich głosów. Może następnym razem?

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć