recenzje

X FACTOR – odcinek na żywo, top 8, 28.04.2012

Raz po razie – widzowie równie celnie jak tydzień temu strzelali dziś w najsłabsze punkty programu. Prosto w serce. I z pomocą jurorów dokonali eliminacji. Prześledźmy wszystkie występy.

Program fatalnie rozpoczął podopieczny Kuby Wojewódzkiego – Paweł „Biba” Binkiewicz. Wszystko było okropne – wybór repertuaru (Kung Fu Fighting Carla Douglasa), jego wykonanie (zwłaszcza początek i w ogóle wszystkie trzymane dźwięki), strój i choreografia (a już wyjście na scenę dzieci zwaliło mnie z nóg). Kicz za kiczem i fałsz fałszem poganiał. Taka stylistyka do Biby nie pasowała (nie wiem zresztą czy ktokolwiek dobrze czuł się w rytmach disco), doświadczenie to można porównać jedynie ze śrubokrętem wwiercającym się w ucho. Jurorzy mieli być surowi (Kuba twierdził, że będzie rzeź niewiniątek), a głaskali po główce – Tatiana chwaliła timing (wyczucie rytmu), Czesław dobór piosenki (zachłysnęłam się herbatą), a sam coach (Kuba) – poczucie humoru i nieobliczalność. Czy to mogło być bardziej nie śmieszne??

Nieco makabryczny początek zatuszowała Bajka (Ania Antonik) z grupy Tatiany (śpiewała Hot Stuff Donny Summer). Było czysto a numer został dobrze dobrany do głosu wokalistki. Niestety jednak… zamiast energii, żywiołu, tańca lub chociażby podrygiwania w rytm – spacer po scenie. Było to tym bardziej widoczne, że skontrastowane z discopolową choreografią chłopaków w tle. Miało się wrażenie, że Ania śpiewa bardzo asekuracyjnie i bardzo się stresuje, nie dała porwać się muzyce, a w związku z tym nie porwała publiczności. Zauważył to Kuba, zarzucając Bajce, że była zbyt serio. Natomiast Czesław i Tatiana chwalili ten jej chłodny (cool) styl. Ja tej wersji nie „kupiłam”.

Czas na podopiecznych Czesława – Soul City. Tym razem, śpiewając Celebration Kool & The Gang, nie zachwycili mnie tak jak ostatnio, ale był to bardzo dobry występ. Trafili z pomysłem, wykonaniem, odpowiednio dobranymi solówkami. Na początku było może trochę sztywno, ale na koniec się rozruszali. Tatiana chwaliła stylizację grupy a Kuba skwitował ich dzisiejszy styl jako skrzyżowanie dożynek z Pudzianem (?) i zasugerował, że powinni wybrać lidera, bo wszystkich członków nie da się zapamiętać. Ja myślę, że jedynie mogliby się bardziej zindywidualizować. Było dobrze.

Joanna Kwaśnik wypadła nieco blado, choć odnalazła się w disco lepiej niż sądziłam. Śpiewała September Earth, Wind &Fire – pojawiło się nieco wpadek intonacyjnych, ale też wokaliz, w których pokazała, że ma kawał głosu. Podobało mi się to, że „wrzuciła na luz”, bawiła się tym utworem. Czesław wytknął jej fałsze i uznał piosenkę za źle dobraną, a Tatianie zabrakło ciągłości. Jak dla mnie – tym razem bez superlatyw ale i bez niemiłych epitetów.

Cieszę się ogromnie, że Dawid Podsiadło wybrnął z tego dzisiejszego disco. Miał doskonale dopasowany utwór (Can’t Take My Eyes Out Of You Glorii Gaynor), który świetnie zaśpiewał – swobodnie, czyściutko i z feelingiem. No i… zatańczył! Klęknął! No po prostu przełom! Dawid się „rozkręcił” i wbrew pozorom… dobrze mu z tym. A utwór uwielbiam:

Kuba wyjątkowo dowcipnie żartował z tej metamorfozy Dawida, uznał go za finalistę czy nawet laureata programu, Czesław stwierdził, że Dawid potrafi porywać i dojrzał w podopiecznym Kuby mężczyznę, a Tatiana skwitowała: Ty po prostu nami rządzisz. Bardzo dobry występ.

The Chance dało przeciętny popis tego wieczoru (z Don’t Blame it On The Boogie The Jacksons). Dziewczyny bez zmian: brzmią nieźle, ale nie jak zespół. Bez rewelacji. Zgadza się, było czysto ale dość sztywno. Zdaniem Kuby The Chance nie jest świadome swojej energii, a według Tatiany kicz (miała tu na myśli strój dziewczyn) nie jest niczym złym. Jest, poza paroma wyjątkami – i to był taki wyjątek (styl disco i świadomy wybór stylizowanych ubrań). Ogólnie – nic szczególnego.

Ewelina Lisowska ponownie mnie dziś zaskoczyła. I znowu na plus – podobała mi się stylizacja, samo wykonanie też było w porządku. Zaczynam się przyzwyczajać do jej dziwacznego sposobu wydobywania dźwięków, choć nadal na jej miejscu uciekałabym od wolnych utworów, gdzie najbardziej to widać. W szybkich – jest całkiem nieźle. I Will Survive Glorii Gaynor o dziwo jej pasował. Kuba nie mógł się nadziwić metamorfozie Eweliny, Czesław cenił odwagę ale miał zastrzeżenia co do „przedobrzania” (za dużo/za mocno chcesz). Ja jestem gdzieś pomiędzy.

I na koniec Marcin Spenner – tu o dziwo także katastrofy nie było, choć sądziłam, że nie bardzo odnajdzie się w innym repertuarze niż balladowy. A jednak. Może nie był to występ najlepszy, ale z Bad Girls Donny Summer Marcin „dał radę”. Nie rozumiem tylko tego a’la fartucha jako stroju scenicznego. Zdaniem Tatiany Marcin rozsznurował swój gorset, wbijając ją w krzesełko ,a Czesław pięknie stwierdził: Jesteś więcej niż balladą. Zgadzam się.

W dogrywce musieli się zmierzyć Paweł „Biba” Binkiewicz (z Cosmic Girl Jamiroquai) i Asia Kwaśnik (z Mercy Duffy). Biba wypadł lepiej niż wcześniej ale nadal nie porywał. Asia znów miała problemy z intonacją, choć na koniec się „pozbierała”. Decyzją jury odpadł Biba. Była to decyzja właściwa.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że widzowie będą za tydzień równie trafnie głosować i że tym razem zamiast disco królować będzie nieco bardziej lekko strawny styl.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć