Dorota Miśkiewicz/ fot. Kama Czudowska/SonyMusic

wywiady

"Mój słuch jest na tyle tolerancyjny, że nie przeszkadza mi szczególnie, kiedy ktoś fałszuje". Wywiad z Dorotą Miśkiewicz

Dorota Miśkiewicz – wokalistka jazzowa, skrzypaczka, kompozytorka, a także autorka tekstów. Nagrała wiele płyt, zarówno tych solowych, jak i występując gościnnie, a liczba projektów, współpracy, koncertów, czy sesji, w jakie się angażowała jest niezliczona. Regularnie nagrywa solowe albumy – “Dorota Goes to Heaven” (nominacja to “Fryderyka” w kategorii jazz), “Pod rzęsami”, “Caminho” (“Złota Płyta” w kategorii pop oraz dwie nominacje do “Fryderyka”), “ALE”.

Marlena Wieczorek: Pochodzi Pani z rodziny o tradycjach muzycznych – Pani Tata to słynny saksofonista, Henryk Miśkiewicz, a brat, Michał, był przez wiele lat perkusistą u Tomasza Stańko. Czy bycie muzykiem to też styl życia? Co w nim Pani najbardziej ceni, a czego nie lubi?

Dorota Miśkiewicz: Patrząc na mojego tatę, jak świetnie godzi granie na saksofonie z gotowaniem, niańczeniem wnuków i dbaniem o ogród, to wydaje mi się, że to taki sam styl życia, jak każdy inny. Jednak oczywiście to, co go wyróżnia, to życie koncertowe i związane z nim stresy, bywanie poza domem. Mimo wszystko je lubię. Nagroda związana z uprawianiem tego zawodu przewyższa wszystkie  jego minusy. Myślę tu o nagrodzie w postaci reakcji publiczności, ale też takiej nagrodzie wewnętrznej, kiedy coś się uda, kiedy dobrze się gra, albo w domu, gdy wymyśli się fragment melodii.

M.W.: Ma Pani słuch absolutny – czy są momenty, kiedy to przeszkadza?

D.M.: To stricte techniczne. Nie ma związku np. z muzykalnością. Kiedy mam nuty napisane w innej tonacji niż faktyczna, to mam problem z ich czytaniem. Mój słuch jest na tyle tolerancyjny, że nie przeszkadza mi szczególnie, kiedy ktoś fałszuje. Zresztą niektóre fałsze są piękne.

fot. Kama Czudowska, Natalia Jakubowska/Lament/SonyMusic

M.W.: Czy – według Pani – edukacja muzyczna w szkołach powszechnych jest potrzebna? Co może dać człowiekowi? Jak – według Pani – powinna ona wyglądać?

D.M.: Muzyka uwrażliwia, uczy odczuwać piękno. Dlatego edukacja w szkołach byłaby wskazana. Kreatywna edukacja, nie wkuwanie dat i nazwisk kompozytorów, ale wspólne słuchanie, rozmawianie o muzyce, muzykowanie.

Anna Kruszyńska: Pani piosenki są zawsze dopracowane – od warstwy muzycznej po słowa, co jest pewną rzadkością w dzisiejszych czasach. Czy pewne zubożenie powstających dzisiaj piosenek jest jedną z tendencji, czy kierunkiem, w którym zmierza kultura muzyczna?

D.M.: Myślę, że piosenki odbierane przez niektórych jako ubogie, również są dopracowane przez ich twórców do perfekcji. Bo można do perfekcji dopracować zarówno banalną, jak i skomplikowaną piosenkę. Można też nie dbać o szczegóły i stworzyć coś pięknego. Jest to raczej kwestia poziomu muzycznego, osłuchania z lepszą muzyką. Kiedyś były dwie stacje radiowe i telewizyjne i to one dyktowały poziom – był on wyższy, niż obecnie, bo dziennikarze radiowi byli wykształceni i mieli misję kształcenia słuchaczy. Teraz mamy masę rozgłośni i programów nadających muzykę i to słuchacz dyktuje warunki. Na szczęście są wciąż kanały alternatywne, muzykę całego świata mamy na „wyciągnięcie myszki” i od nas zależy, po co sięgamy.

A.K.: Czy zauważa Pani wzrost zainteresowania jazzem? Czy może tak naprawdę moda na jazz nigdy nie minęła?

D.M.: Jazz jako muzyka związana z wolnoscią ma już za sobą swój największy rozkwit w Polsce. Teraz nie jest to muzyka, która kusi niedozwolonym. Ale wciąż panuje pozytywny snobizm słuchania jazzu. To muzyka nie dla wszystkich zrozumiała, bardziej skomplikowana, więc słuchając jej można pomyśleć: „jestem wyjątkowy, tak jak nuty, które słyszę, jestem lepszy”. I być może trochę tak się dzieje, muzyka wpływa na nas, bo muzyka to wibracje dźwięków, a całe nasze ciało również wibruje, rezonuje.

 

fot. Honorata Karapuda/SonyMusic

A.K.: Współpracowała i koncertowała Pani z takimi osobami jak Cesaria Evora, Tomasz Stańko, Nigel Kennedy, Grzegorz Turnau, Włodzimierz Nahorny, Wojciech Młynarski, Louis Winsberg czy Stefano Bollani. Czy marzy się Pani praca jeszcze z jakimś artystą?

D.M.: Nie wiem. Niech mi go los przyniesie.

A.K.: Na płycie „Wasowski Odnaleziony” wykonała Pani piosenkę „Lubię być szczęśliwa”. Jest to wyjątkowa płyta i piosenka, ponieważ wykonała Pani duet z nieżyjącym już wówczas Jerzym Wasowskim. Jak przygotowała się Pani do pracy nad tą piosenką?

D.M.: Przede wszystkim słuchałam jego mistrzowskiej interpretacji, próbowałam kopiować, a potem przekładać na swój kobiecy język. Poza tym było kilka technicznych szczegółów. Musiałam wpasować się w tempo i tonację oryginału, bo tego przecież nie dało się zmienić.

A.K.: Przekracza Pani różne style – od jazzu po pop, a nawet muzykę afrykańska i bałkańską. A czy jest styl, w którym nie wyobraża sobie Pani wykonać piosenki?

D.M.: Nie mogę powiedzieć, żebym umiała śpiewać w różnych stylach, ja z nimi tylko romansuję, ale nadal pozostaję sobą. Jeżeli śpiewam z raperem „Ńemym”, to zmieniam się tylko nieznacznie. Lubię takie eksperymenty. Dość obce wydają mi się hinduskie ozdobniki, śpiewanie ćwierćtonami, trzeba się z tym osłuchać i dużo praktykować, żeby zrozumieć i zbliżyć się do właściwej melodii.

 

fot.  Kama Czudowska/SonyMusic

A.K.: Czy w Pani domu rodzinnym kultywuje się wspólne kolędowanie? W jaki sposób można utrwalać tradycję wspólnego muzykowania?

D.M.: To właściwie jedyne wspólne muzykowanie u nas w domu. My wspólnie muzykujemy na scenie. Ale bardzo podoba mi się ruch obecny na Śląsku, czy w Niemczech, tzn. lokalne amatorskie orkiestry, to jest świetny pomysł na spędzanie wolnego czasu i rozwijanie pasji.

M.W.: Czy interesuje Panią polski rynek muzyczny, ogląda Pani np. ‘The voice of Poland’? Kto z młodych artystów budzi Pani zachwyt?

D.M.: Lubię ten program, ma bardzo wysoki poziom. Zresztą było w nim sporo moich śpiewających znajomych, i to im zawsze kibicuję.

M.W.: Usłyszałam ostatnio taką opinię od osoby, muzyka, żyjącego poza Polską: “opera czy symfonika w Polsce poziomem w niczym nie przypomina tego, co dzieje się w Wiedniu, Covent Garden, Monachium, Berlinie czy La Scali, za to przedstawienia teatralne są na wysokim poziomie (Warlikowski, Wyrypajew, Lupa, Klata)”. Jak Pani myśli, czy chodzi tylko o pieniądze? W Pradze jest inaczej, a przecież to kraj z naszego “bloku”.

D.M.: Ja bym tak nie tragizowała, wydaje mi się, że Opera Narodowa trzyma poziom. Ale nie wiem jak to wyglada w innych miastach. Jeśli chodzi o orkiestry filharmoniczne, to w większości miast są one marne, ale Filharmonia Warszawska, czy Sinfonia Varsovia lub NOSPR, to są świetne orkiestry. Nie wiem jak jest w Pradze. Wiem, że Polak lubi narzekać. W mniejszych miastach przydałoby się podnieść poziom, ale to chyba nie tylko kwestia pieniędzy, tylko zwykłego szacunku dla pracy i pasji.

fot. Kama Czudowska, Natalia Jakubowska/Lament/SonyMusic

M.W.: Czasopismo meakultura.pl jest częścią fundacji wspierającą wartościową muzykę. Patrząc na swoje doświadczenia związane z organizacją koncertów, jak wygląda ta branża? Czy trzeci sektor jest w Polsce siłą? Czy najciekawsze wydarzenia są finansowane głównie przy współpracy instytucji publicznych , a może stosunkowo dużo jest firm prywatnych? Jak Pani ocenia to od strony tzw. “rynku” pracy?

D.M.: Myślę, że teraz wiele jest organizacji pozarządowych, w których pracują ludzie pełni wigoru, dzięki temu dzieje się więcej. Mój najnowszy projekt „Piano.pl”, który jest wielkim przedsięwzięciem, z wieloma wykonawcami, dużą reklamą, która dopiero ruszy, z nagraniem DVD live i płytą na jesień, nie udałby się, gdyby nie wielka pasja mojej menadżerki. Pozyskiwanie pieniędzy jest możliwe i o tym się teraz przekonałam. Można je pozyskać od sponsorów, ale też można nawiązać współpracę z jakąś instytucją publiczną lub złożyć wniosek do Ministerstwa Kultury. Uczestniczę w wielu przedsięwzięciach, festiwalach, i z przyjemnością patrzę na pasjonatów organizujących je.

M.W.: Gdyby mogła Pani stworzyć podwaliny programu dotyczącego promocji muzyki polskiej poza granicami kraju, np. w krajach europejskich, to co przychodzi Pani najpierw na myśl? Jakiego typu wydarzenia/postaci/ miejsca?

D.M.: Na pewno należy wchodzić frontowymi drzwiami, czyli grać w pięknych miejscach. Kilka razy miałam przyjemność uczestniczyć w różnych wydarzeniach organizowanych przez Instytut Polski w Rzymie, zawsze byłam pod wrażeniem miejsc, w których odbywały się nasze koncerty. Myślę, że machina promocji Polski za granicą działa dobrze, ale nie zawsze dobrze działa dobór artystów. Żeby jednak pozytywnie zakończyć naszą rozmowę, to dodam, że postaci, które są na wysokim poziomie wykonawczym, które tworzą coś ciekawego, lub nawiązują do polskiej kultury, i tak funkcjonują za granicą.

M.W., A.K.: Dziękujemy za rozmowę.

fot. Kama Czudowska/SonyMusic


Wesprzyj nas
Warto zajrzeć