Tomasz Kozłowski

wywiady

O gustach się nie dyskutuje? To kłamstwo! Wywiad z dr. Tomaszem Kozłowskim

Dr Tomasz Kozłowski, socjolog i antropolog kultury, współpracownik Uniwersytetu SWPS, eseista, trener biznesu i meloman opowiada o taktyce politycznego wykorzystania disco polo przez rządzących, o braku kulturotwórczej roli mediów publicznych i o popularyzowaniu muzyki klasycznej.

Marlena Wieczorek: Poznaliśmy się dzięki Linkedin, gdzie wziął pan udział w dyskusji pod moim postem. Chodziło o misję TVP i promowanie disco polo w telewizji publicznej. Sporo osób argumentowało, że o gustach muzycznych się nie dyskutuje. Pamięta pan, co pan wtedy napisał?

Tomasz Kozłowski: Owszem, pamiętam, że ustosunkowałem się do wypowiedzi, która w pewien sposób zrównywała disco polo z bardziej ambitną muzyką, w imię poszanowania wszelkich gustów, bo przecież „o gustach się nie dyskutuje”. Powiedziałem wówczas, że takie zachowawcze poglądy typowe są dla laików i ludzi bez własnego zdania. O gustach należy dyskutować, co zresztą filozofia robi od tysiącleci w ramach swojej subdyscypliny – estetyki. Czasem żartuję, że powiedzonko „o gustach się nie dyskutuje” to największe nieporozumienie ludzkości.

M.W.: Przypomniałam sobie ostatnio, że w I Krajowy Festiwal Piosenki w Opolu zaangażowany był Jerzy Waldorff, a  przewodniczącym jury został Stefan Kisielewski. Czy zauważa pan w przestrzeni publicznej marginalizowanie głosu ekspertów? Jak w takiej sytuacji może odnaleźć się muzykolog, którego wiedzę i perspektywę eliminuje stwierdzenie „o gustach się nie dyskutuje”?

T.K.: Słowo ekspertów już dawno zostało zmarginalizowane na korzyść werdyktu jurorów. Niegdyś juror równoznaczny był z ekspertem. Dziś pojęcia te odkleiły się od siebie. Jurorem często jest celebryta niemający pojęcia o materii, w której się wypowiada. Jurorem został również widz, który daje upust swoim oczekiwaniom w SMS-owych głosowaniach. Jedni nazwą to demokratyzacją mediów. Dla mnie jest to ochlokratyzacja – odejście w stronę rządów tłumu. Muzykolodzy, podobnie jak inni eksperci, spychani są do defensywy. Jedyna nadzieja to uczynienie z muzykologa celebryty, który zaraziłby społeczeństwo modą na dobry gust. Sądzę, że to wykonalne. Moda to potężne narzędzie w czasach konsumpcji. Jej zmiana wymagałaby jednak sporych nakładów.

M.W.: To dobry pomysł z muzykologiem, który stanie się celebrytą, z drugiej strony coraz częściej z żalem obserwuję, że to jest klucz do sukcesu w mediach. Np. promowany jest psycholog, który staje się konsultantem w programach typu reality show, człowiek sukcesu o pięknej powierzchowności zewnętrznej i elokwencji, ze znacznie jednak mniejszymi osiągnięciami w swoim wyuczonym zawodzie (nie wspominając już o etyce i standardach).

T.K.: To umacnia przekonanie, że sukces nie potrzebuje kompetencji, a image’u. Kombinowanie i koneksje zastąpiliśmy autolansem.

Tomasz Kozłowski, fot. Jędrzej Wojtyszyn

M.W.: Nie chcę wyeliminowania disco polo, choć mnie irytuje, ale czy wsadzenie do getta kultury wysokiej (TVP Kultura) a traktowanie komercji jako jej zamiennika w kanałach typu Jedynka i Dwójka jest uprawnione? Czy widzi pan w tym jakieś zagrożenie?

T.K.: Sądzę, że to kwestia wyłącznie polityczna. Obecności tego typu rozrywki towarzyszy jakaś zawistna narracja, w której rządzący przyznają, że jest to również forma odwetu na poprzedniej ekipie. Zgodnie z tym rozumowaniem, poprzednie rządy zapomniały o przeciętnym, zwykłym Polaku, wręcz brzydziły się nim, jego problemami i jego gustem. Pora, by ów zapomniany zwykły Polak wziął, co jego. Dostanie swoje disco polo, a inteligencka warszawkowo-podobna Polska A, nowobogacka, liberalna, osiadła w dużych miastach, Polska wykształciuchów, dostanie prztyka w nos: discopolową pokutę. Tego rodzaju rozrywka używana jest w tym kontekście do dzielenia narodu, schlebiania jednemu elektoratowi, ale wbijania szpili drugiemu. Uważam, że to taktyka niegodna. Powstrzymam się jednak od prób oszacowania wartości działań Jacka Kurskiego na skali cynizmu.

M.W.: W podobnym tonie wypowiadał się ostatnio w TOK FM Mieczysław Pęczak z „Polityki”, który stwierdził, że disco polo weszło w obieg tego, co można nazwać politycznym populizmem… Jak w tym kontekście podejścia do muzyki możemy określić kulturotwórczą rolę telewizji publicznej?

T.K.: Telewizja ma tutaj wiele do zrobienia. Z przykrością stwierdzam, że kultura masowa czasów komunizmu miała znacznie większe zasługi i lepsze intencje. Partia uznawała za cel dokształcenie chłopów i robotników a nie „dochamienie” inteligencji „za karę”. W telewizji mieliśmy kabaret Przybory i Wasowskiego, za przyzwoleniem rządzących rozkwitał jazz na najwyższym, światowym poziomie, pojawił się big beat, wykrystalizował się iście światowy brylant – Czesław Niemen. Kultura ludowa przyoblekała się w formę takich zespołów jak Mazowsze i Śląsk. Przykre, że obecna ekipa nie wyciąga z tego żadnych wniosków i z dwóch strategii wybiera jednak „dochamianie”.

M.W.: Czy według pana telewizja prywatna też ma „obowiązek” wobec odbiorców w zakresie kształtowania gustów, w tym muzycznych?

T.K.: Taki obowiązek leży wyłącznie po stronie mediów publicznych. Zarzucanie misji to jak odrzucanie programu nauczania. Ale media prywatne – paradoksalnie, bo przecież są zorientowane na zarobek – mogą być tutaj pewnym ratunkiem. Wszechobecność disco polo wykształca nisze. Istnieją przecież znakomite komercyjne kanały zorientowane na muzykę poważną czy jazz. Już niedługo mogą one okazać się dobrą odtrutką na tandetę. Sądzę, że całkiem niedługo disco polo odbijać się będzie czkawką. Odbiorca myśli sezonami. Teraz jest sezon na disco polo. Wrażenie spiętrzenia potęguje się w okresie karnawałowym. Sądzę, że wraz z wiosną nadejdzie upragniona – choć z pewnością nie całkowita – odwilż.

M.W.: Od strony socjologicznej na muzykę patrzy pan jako na część rozrywki, a rozrywce poświęcił pan sporo miejsca w swoich badaniach (np. w książce Samotny hulaka) Czy to nie jest problem dzisiejszych czasów, że muzyka kojarzy się z zabawą, że gdzieś traci się jej inne aspekty, jak np. pobudzanie wrażliwości?

T.K.: W wymienionej książce postawiłem tezę, że rozrywka w dużej mierze bazuje na ewolucyjnie ukształtowanych predyspozycjach naszego umysłu, jest dedukowalna ze specyfiki naszego gatunku. W epoce konsumpcjonizmu, kiedy wszystko jest przedmiotem walki ekonomicznej, również kultura staje się przestrzenią wojny o odbiorcę. W wojnie na gusta, zupełnie jak w dżungli, zwycięża ten silniejszy, głośniejszy, dosadniejszy, bardziej masowy. Warto, by media publiczne dawały w tym momencie odpór komercji, a nie rozpędzały ją do granic możliwości.

M.W.: Ale koncert w operze Zenka Martyniuka obejrzało (ponoć) 4 miliony osób, inwestuje się środki i najlepszy czas antenowy w Roztańczony Narodowy… Wyobraża pan sobie podobne zjawisko w przypadku Lutosławskiego? Jak wyważyć proporcje, jak myśleć o ekonomii w kontekście misji?

T.K.: Czy musimy od razu uderzać w wysokie c? Lutosławski broniłby się przy wydarzeniach o ponadczasowej randze, podobnie jak broni się Penderecki. Na co dzień niech będzie to znakomita kultura masowa, która wciąż zapełnia stadiony całkiem skutecznie, jak choćby Dawid Podsiadło i Taco Hemingway – bilety na Narodowy wyprzedały się na pniu. Niech to będzie dobry rock, niech to będą koncerty międzynarodowych sław, niech to będą relacje z popularnych festiwali. Mnóstwo ludzi słucha naprawdę dobrej muzyki, nie udawajmy, że tak nie jest.

M.W.: Odniosłam się do słów Jacka Kurskiego, który mówiąc o „geniuszu” jednej z discopolowych gwiazd przywołał także nazwiska Lutosławskiego i Pendereckiego. Chodziło mi w pytaniu o włączenie w powszechniejszy obieg kulturalny muzyki poważnej, może to być także ulubiony przez pana Bach.

T.K. Nie mam nic przeciwko temu. Muzyka w środkach transportu, w parkach, na dworcach – czemu nie? Skoro można zarządzać przestrzenią miejską i zakazywać reklam, dlaczego nie upowszechniać muzyki? Nie wspominając już o ofercie telewizyjnej. Dlaczego nie powrócić do formatów uprzednio zarezerwowanych dla Macieja Niesiołowskiego czy Bogusława Kaczyńskiego? Polacy szaleją na punkcie kabaretów. Wykorzystajmy to. Popularyzujmy formy w rodzaju grupy MoCarta. Tymczasem wzorzec Polaka obecny w tej ofercie jest katastrofalny. To bardzo często wulgarny, podpity chamuś mędrkujący na temat wszystkiego i wszystkich. I jak tu się szanować? To tylko pokazuje jak daleko odeszliśmy od wzorców kultury wyższej, o której już wspominałem. Muzyka ilustruje tutaj niestety trend analogiczny.

M.W.: Co według pana najważniejszego daje muzyka człowiekowi? A co daje konkretnie panu?

T.K.: Psychologowie ewolucyjni powiedzieliby, że muzyka jest tortem dla mózgu. Choć na sawannach – skąd pochodzimy – nie było słodyczy, nasze trzewia kochają słodkości, bo to nienaturalnie bogate źródło wartości odżywczych. Ze sztuką jest podobnie: to doskonale spreparowane desery przygotowane z unikalnych bodźców: kolorów, słów, znaczeń, dźwięków, które świetnie rezonują z naszą psychiką. Muzyka, wywołując emocje, wzbogaca nasze doświadczenie, podobnie jak dobra lektura. Uczy poznawania siebie, przez obserwację swoich reakcji, ale i ludzi wokół – zarówno innych odbiorców, jak i samych twórców. Sądzę, że wśród tych, dla których muzyka gra istotną rolę w życiu, jest to unikalne, cudowne komunikacyjne narzędzie. Sam słucham bardzo dużo, bardzo różnej muzyki. Osobiście traktuję ją również jak najlepszego przyjaciela. Towarzyszy mi praktycznie zawsze. Nie zostawiła mnie w najtrudniejszych chwilach. Wracam do niej jak do największej miłości.

 

Dofinansowano ze środków Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Artystów ZAiKS

 

 Jedyne takie studia podyplomowe! Rekrutacja trwa: https://www.muzykawmediach.pl/

 

Nowy kierunek studiów podyplomowych Fundacji MEAKULTURA “Projekty w kulturze. Idea, innowacje, biznes”. Aplikuj: www.kulturaprzyszłości.pl

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć