Fragment okładki, materiały promocyjne

recenzje

Muzyka wokół nas

Nie ma dziś osoby, która nie korzystałaby z mobilnych urządzeń do słuchania muzyki. Żyjemy wszak w epoce discmanów, empetrójek, iPodów i wielu innych podobnych im nośników. Muzyka nas otacza – jest w radiu, telewizji, w kieszeni. A jaki ma to na nas wpływ? O tym traktuje książka Ewy Kofin Muzyka wokół nas.

Ewa Kofin jest muzykologiem i krytykiem muzycznym, wykłada w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Jako krytyk zapisała się na stałe w historii Wrocławia, pisząc recenzje z najważniejszych koncertów i prowadząc wywiady z wielkimi osobowościami polskiej sceny muzycznej (sztandarowe wywiady zostały opublikowane po wielu latach w książce Ich słowa, 2009). Z muzyką w mediach, a konkretniej – z muzyką telewizyjną kojarzona jest od lat 80., kiedy to ukazała się jej książka Muzyka telewizyjna. Do dziś autorka pozostała wierna swoim zainteresowaniom, ale teraz poszła o krok dalej. Muzyka wokół nas to nie tylko wyraziście opisany stan rzeczy. To także wyraz sprzeciwu wobec tego, w jakim miejscu znajduje się dziś muzyka. Idealistą jest ten, kto twierdzi, że muzyka w całości należy do dóbr kultury. Otóż autorka twierdzi, że muzyka zawitała również do sfery dóbr cywilizacji (poprzez zaistnienie w różnych nośnikach, dzięki czemu zmieniać się może jej pierwotne przeznaczenie, choćby poprzez umieszczanie jej w reklamach telewizyjnych). Będąc świadomą, że każdy kij ma dwa końce, zadaję sobie dwa pytania: czy to dobrze, że stała się elementem cywilizacji? A z drugiej strony – czy to faktycznie dobro cywilizacji?

Podtytuł książki brzmi Studium przeobrażeń recepcji muzyki w dobie elektronicznych środków jej przekazywania i trafnie dookreśla on obszar zainteresowań autorki. Porusza ona bowiem wiele aspektów związanych ze współczesnym odbieraniem muzyki, nie wyłączając przy tym sposobu jej traktowania. Kamieniem węgielnym jest tu miejsce, jakie w hierarchii naszych codziennych zajęć zajmuje muzyka w różnych jej formach – od koncertów filharmonicznych poczynając, na zakupach w hipermarkecie kończąc. Można odnieść wrażenie, że temat poruszony w książce jest konwencjonalny – mnożące się jednak w niej przykłady na to, jak bardzo muzyka na nas oddziałuje –  często poza naszą świadomością – powodują, że włos jeży się na głowie coraz bardziej.

Rozważania Ewa Kofin rozpoczyna od przedstawienia romantycznego ideału percepcji muzyki. Chodzi tu przede wszystkim o pojęcie nabożnego słuchania, które wówczas uchodziło za najwyższy wyraz poszanowania muzyki. Autorka przywołuje tu choćby postać Wilhelma Wackenrodera, poglądy Herberta Spencera czy Friedricha Schleiermachera i Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna. Zdaje się, że opisując ich poglądy dotyczące tego, jakie miejsce zajmować ma muzyka w życiu człowieka (a właściwie dlaczego ma być na piedestale), autorka chce wykazać, jak ważny jest stosunek do muzyki i że dbałość o nią pojawiła się znacznie wcześniej, niż w momencie ukazania się pozornych wrogów tej sztuki, czyli przenośnych odtwarzaczy. Na dowód tego, że mogą one być naszym sprzymierzeńcem, autorka pisze:

Pomyślmy jeszcze, ile by dali ówcześni artyści za taki „czarodziejski guziczek”, jakim my dziś dysponujemy, który na życzenie przywołuje dowolnie wybrany utwór. O takim urządzeniu romantycy mogli jedynie marzyć. Ale czy w ogóle wyobrażali sobie coś takiego?

Ciekawym, choć być może spornym dla niektórych aspektem poruszonym przez Ewę Kofin jest opisana różnica między „słuchaniem” a „słyszeniem” muzyki. Rozgraniczenia tych pojęć autorka używa przede wszystkim przy okazji opisywania przestrzeni, w jakich muzyka rozbrzmiewa. Zauważa często lekceważoną przez słuchacza kwestię – to, że gdy wykonujemy dowolną czynność, choćby podczas czytania, jednocześnie towarzyszy nam muzyka. Nie możemy więc stwierdzić, że w tym samym czasie czytamy książkę i słuchamy muzyki. Powołując się na opinię psychologa Tadeusza Nowackiego, autorka udowadnia, że żadna z tych czynności nie jest wykonana należycie, ponieważ nie jest możliwa podzielność uwagi i skupienie na każdym z zadań w tym samym stopniu. Uwaga w takim przypadku będzie raz skierowana na tekst, a raz na fragment muzyczny. Nie jest tu jednak wyrażony hermetyczny pogląd mówiący o tym, że przy słuchaniu muzyki należy siedzieć „jak kołek” i oddawać się jej w całości. Wręcz przeciwnie – muzyka może nam w życiu pomóc, jeśli tylko zastosujemy ją w odpowiedniej formie, ilości, sytuacji. Przykład? Słuchanie muzyki przy wykonywaniu czynności mechanicznych, które nie wymagają dużego skupienia, choćby prasowanie, wcale nie jest niczym złym. Przeciwnie – może umilić nam czas.

Każda muzyka, nawet ta ulubiona, może stać się hałasem – to kolejna kwestia, której wnikliwie przygląda się autorka. Wszak radość obcowania z muzyką odczuwa się tylko wtedy, gdy chcemy jej słuchać. Wystarczy, by pojawiła się w nieodpowiedniej chwili, a może urosnąć w naszym odczuciu do rangi najbardziej uciążliwego hałasu. Trudno się z Ewą Kofin nie zgodzić, tym bardziej, że zalew muzyki z każdego niemal środka przekazu jest olbrzymi i często nie mamy na niego wpływu – ot, choćby podczas jazdy autobusem.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że celem autorki nie jest negacja wszystkich istniejących nośników elektronicznych. W książce zarysowuje się jednak swojego rodzaju bunt przeciwko zastanej rzeczywistości (często ponurej w kontekście przyszłości muzyki). Książka ma na celu głównie uświadomienie słuchaczom tego, jak istotna może stać się muzyka w naszym codziennym życiu i jak bardzo jest ona dziś spychana na dalszy plan (mam na myśli jej celowy, komercyjny użytek).

Książka przynosi też wiele teoretycznych rozważań na temat funkcji,  jakie pełni dziś muzyka. Oprócz tych bardziej oczywistych, do jakich należy choćby funkcja akustyczna, estetyczna, izolacyjna (dotycząca słuchania muzyki np. przez słuchawki) i popularyzatorska, pojawiają się opisy takich funkcji, jak hedonistyczna (dostarczanie przyjemności), emotywna i semiotyczna. Z racji obszaru badawczego, jakim zajmuje się Ewa Kofin, poświęca ona najwięcej miejsca opisowi funkcji semiotycznej. Tu, na przykładach z wybranych reklam telewizyjnych omawia zjawisko dewaluacji, jakiej doświadczyły dzieła wielkich kompozytorów. Mnie wciąż dziwi fakt, że przy takiej dostępności banków muzyki, w których można znaleźć wszystko, czego się tylko chce, wciąż w spotach reklamowych pojawiają się (przeważnie nieszczęsne) cytaty z muzyki poważnej. Nie zawsze bowiem producenci reklam umieszczają tę muzykę w poprawnym kontekście. A można by było zostawić ją w spokoju, nie uszczęśliwiając na siłę ani telewidzów, ani melomanów.

Autorka nie pomija wagi funkcjonalności muzyki. Zauważa, że nie jest to żadne novum, nie jest to znak naszych czasów. Przecież historia muzyki wyraźnie pokazuje wielość przeznaczeń muzyki, stąd podziały na muzykę religijną, taneczną, okolicznościową itd. Przywołana zostaje również historia amerykańskich muzaków (muzyki, która pierwotnie miała sprzyjać zwiększaniu wydajności pracy np. w dużych zakładach, a dziś ma choćby zwiększać sprzedaż w marketach) oraz tzw. barbershop harmony, czyli muzyki tworzonej specjalnie na potrzeby salonów fryzjerskich powstałej wprawdzie w Europie, ale rozpowszechnionej przez Amerykanów. A pójdźmy dziś do polskiego fryzjera – w najlepszym przypadku będzie nam towarzyszyło komercyjne radio z popularną muzyczną papką.

Muzyka wokół nas opisuje także muzyki w różnych przestrzeniach – w operze, kinie, supermarkecie, filharmonii, szkole muzycznej etc. Każda z nich ma oczywiście swoje określone do spełnienia funkcje, ale autorka nie do końca widzi w tym pozytywne strony. I nie jest w swoich poglądach osamotniona. Tak oto na łamach Res Publica w 1987 roku (sic!) wypowiedział się sam Witold Lutosławski:

Natrętna „muzyka-tło”, którą słyszy się w pociągu, restauracji, w windzie hotelowej, na statku i w dziesiątkach innych miejsc, powoli, ale systematycznie stępia wrażliwość na muzykę i trudno sobie wyobrazić, aby człowiek wychowany w takich warunkach był jeszcze zdolny do wysłuchania z uwagą i satysfakcją „Kwartetu” Beethovena czy „Preludium” Debussy’ego.

Sytuacja opisana przez Lutosławskiego wydaje się być nadal aktualna w roku 2012. Jego słowa brzmią bardzo znajomo. Autorka nie przynosi nam jednak pocieszenia, dodając jeszcze na dokładkę spostrzeżenia Raymonda Murraya Schafera na temat ciszy – zamiast być zapowiedzią relaksu stała się ona dla dzisiejszego człowieka czymś niewygodnym, niepożądanym. Muzyka pojawia się dziś właściwie wszędzie i gdy nastaje cisza, to – niemal jak w świecie zwierząt – zwiastuje ona niebezpieczeństwo. Oazą spokoju ma być natomiast muzyka w hipermarketach, która ma relaksować i „zatrzymywać” w sklepie, powodując zyski. A klient ma wyjść zadowolony z faktu, że przez dwie godziny słuchał miłej muzyki i nie słyszał zgiełku ulicy.

Najważniejszą właściwie kwestią poruszoną przez autorkę jest wspomniana już różnica między „słuchaniem” a „słyszeniem” muzyki. Nie dochodzi tu do linczu dobrodziejstw nowoczesnych technologii, zarysowany jest jedynie problem, jaki wiąże się z ich prawidłowym wykorzystaniem. Po pierwsze – słuchawki może i izolują od otoczenia, ale wpływają na osłabienie słuchu (mogą nawet spowodować częściową głuchotę). Po drugie – wszystko ma swoje prawa, nawet reklama. Jednak do myślenia powinna dać sytuacja opisana przez autorkę – kiedy płytę z muzyką poważną reklamuje się w sklepie hasłem: u nas kupisz płytę z muzyką z reklamy X.

Ewa Kofin do problematyki muzyki we współczesnym świecie podchodzi dwojako – z jednej strony zarysowuje się nam czysto kulturoznawcze spojrzenie, z drugiej – muzykologiczny sposób postrzegania recepcji muzyki. Powoływanie się już we wstępie na romantyczny ideał nabożnego słuchania wyraźnie nakierowuje na właściwe tory rozważań. Trzeba w tym miejscu wspomnieć, że gdyby nie wprowadzenie do tematu przez pryzmat estetyki romantyzmu, książka zyskałaby zupełnie inny wymiar – może nawet negatywny? Autorka bowiem nie ukrywa swojego niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy, lecz próbuje uzasadnić ową rzeczywistość współczesnymi realiami i zapotrzebowaniem. Nie znam osoby, która nie słuchałaby muzyki. A może tylko ją słyszymy? Może nawet w idealnych, zdawałoby się, warunkach, jakie stwarza nam sala filharmonii, nie da się nabożnie słuchać muzyki? Na te pytania – i wiele, wiele innych odpowiada właśnie Ewa Kofin. Co ciekawe – aby na nie odpowiedzieć, nie posiłkuje się tylko własnymi spostrzeżeniami (niezwykle wnikliwymi), lecz pyta także o opinie m.in. psychologa i otolaryngologa oraz przedstawia wyniki wrocławskich badań kulturoznawczych i społecznych. I wbrew pozorom nie jest to książka dla wąskiego grona muzykologów czy kulturoznawców – książka ta powinna stać się obowiązkową pozycją dla świadomego słuchacza XXI wieku. A słuchaczami jesteśmy wszyscy, bo muzyka jest wokół nas.

 

Ewa Kofin, Muzyka wokół nas. Studium przeobrażeń recepcji muzyki w dobie elektronicznych środków jej przekazywania, Wrocław 2012.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego

Ilość stron: 117

Spis treści:

Przedmowa

Wprowadzenie

Dostęp do muzyki przed epoką mass mediów, czyli muzyka “od święta”

Romantyczny ideał percepcji muzyki

Rozdział I. Epoka medialna – muzyka w domu

Domowe życie w muzyce

“Słuchanie” a “słyszenie”

Hałas

Rozmowy

Oko jako konkurent ucha

Myśl jako konkurent ucha

Habituacja

Konsekwencje

Cele muzyki domowej

Funkcja akustyczna

Funkcja hedonistyczna

Funkcja emotywna

Funkcja estetyczna

Funkcja semiotyczna

Funkcja izolacyjna

Funkcja popularyzatorska

Podsumowanie rozdziału I – percepcja muzyki domowej w epoce mass mediów

Rozdział II. Muzyka w innych wnętrzach

Wprowadzenie

Filharmonia

Opera

Wnętrza pseudokoncertowe i festiwalowe

Szkoły muzyczne

Muzyka w przybytkach innych sztuk (kina, teatry, galerie, kluby literackie)

Siedliska muzyki funkcjonalnej

Podsumowanie rozdziału II – ekspansja lokalizacji muzyki

Rozdział III. Muzyka w plenerze

Muzyka w miastach

Muzyka w plenerze

Podsumowanie rozdziału III – reakcje muzyków

Rozdział IV. Refleksje końcowe

Bibliografia

Summary

Indeks osób

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć