Archiwum MF Wratislavia Cantans, fot. Łukasz Rajchert.

wywiady

Paul McCreesh. „Nie odchodzę na emeryturę”

Paul McCreesh – brytyjski dyrygent nagrodzony tytułem Człowieka Roku przez portal TuWrocław – w rozmowie dla MEAKULTURY opowiada o muzyce dawnej i nowej, o doświadczeniach artystycznych i planach związanych z Wrocławiem.

Ewa Schreiber: Gdy słuchałam jednego z tegorocznych koncertów Wratislavia Cantans[1], miałam wrażenie, że utwory były bardzo różne od tego, co tworzył Bach, a równocześnie bardzo zakorzenione w tej tradycji. Jak Pan myśli, dlaczego ci kompozytorzy, a także twórcy drugiej połowy XX wieku wracają do Bacha i czują się tak związani z tradycją, nawet jeśli odrzucają tonalność? Co sprawia, że są od Bacha tak bardzo uzależnieni?

Paul McCreesh: Tak, to ciekawe. Myślę, że są na to pytanie dwie odpowiedzi. Z kompozytorskiego punktu widzenia niewielu jest kompozytorów jakiejkolwiek generacji, którzy nie czuliby się oczarowani technicznym i emocjonalnym geniuszem tego szczególnego człowieka. Myślę, że to pierwszy powód – Bach potrafi robić z muzyką rzeczy wyjątkowe. Z drugiej strony potrafią to także inni kompozytorzy, więc nie odpowiedziałam jeszcze na pytanie, dlaczego Bach. Być może dlatego, że kompozytorzy i artyści z innych dziedzin sztuki zawsze starają się powiązać ich współczesne doświadczenie artystyczne, ich odczucia, z przeszłością. Chodzi o luteranizm znajdujący się w centrum muzyki niemieckiej,  reprezentowany w największym stopniu przez chorał protestancki, tak często tworzony przez samego Marcina Lutra i zawarty w słynnych harmoniach Bacha. Myślę, że to rzeczywiście kwestia dwóch rzeczy. To zarówno sprawa muzyczna, jak i artystyczna, ale być może coś więcej – głęboko zakorzeniona tradycja muzyczna – bo nasza duchowość jest ukazana w tych prostych melodiach.

ES: Jak Pan myśli, jaki jest najlepszy sposób, by ukazać te powiązania, na przykład w ramach repertuaru koncertowego? Czy skłania się Pan raczej do łączenia starego repertuaru z nowym?

PMC: Robiłem to stale, przez sześć lat mojego pobytu tutaj. Dyryguję niezwykle ciekawym, szerokim repertuarem muzyki i wydaje mi się, że jeśli mam jakiś talent, to ujawnia się on właśnie w nakreślaniu związków między tymi różnymi muzykami. Czasem jestem zaskoczony faktem, że to, co łączy muzykę pod względem ekspresji emocjonalnej jest często znacznie silniejsze, niż sprawy, które ją różnicują – kwestie techniczne i to, w jaki sposób tworzymy muzykę w określonym czasie. Duchowość kryjąca się za tą muzyką często pozostaje ta sama. Jeśli spojrzymy na pięć pierwszych stuleci muzyki zachodnioeuropejskiej, widać w niej tak wiele głęboko ukrytych powiązań parodii, ponownego odkrywania, wiązania i opracowywania tych samych idei. Opracowujemy idee z czasów średniowiecznych i z przeszłości. Ta mieszanina muzyki artystycznej i ludowej tworzy niezwykłe muzeum emocjonalne. Poza tym, że nie jest to tak naprawdę muzeum – w tym znaczeniu, że ono żyje i wciąż na nowo je odkrywamy. To oczywiście wielkie piękno kultury…

ES: Na każdym festiwalu Wratislavia Cantans pojawia się miejsce dla polskich kompozytorów współczesnych. Po upadku komunizmu muzyka polskich kompozytorów, zwłaszcza tych urodzonych w latach 50. i później, nie jest już tak silnie obecna w zagranicznym repertuarze. Słyszał Pan tę muzykę, zna Pan naszych kompozytorów – w jaki sposób najlepiej promować ich muzykę za granicą?

PMC: Jest w tym zawsze niewygodny problem polityczny.  Byłem faktycznie pierwszym dyrektorem artystycznym festiwalu, który nie był Polakiem. Oczywiście musimy uwzględniać trochę polskiego repertuaru i zawsze był to pewien wątek w programie, ale nie powiedziałbym, że pierwszoplanowy. Częściowo dlatego, że nie jesteśmy festiwalem muzyki współczesnej czy festiwalem muzyki polskiej.  A częściowo dlatego, że nie chcę wykonywać polskiej muzyki, by być politycznie poprawnym. Tak jak w całej muzyce współczesnej, istnieją utwory bardzo interesujące czy wymagające, istnieją też takie, które nie są być może tak ciekawe i tak wymagające. I oczywiście problem z całą muzyką współczesną polega na tym, że nie chcę być na tyle arogancki, by oceniać ją po jednym wykonaniu. Z drugiej strony nie uważam, że powinniśmy wykonywać muzykę tylko dlatego, że jest nowa.  Jest to więc zawsze jakiś rodzaj żonglerki… Mamy warszawski festiwal muzyki współczesnej [Warszawską Jesień] po tym festiwalu, co, być może, pozwala nam wykonywać jej trochę mniej… Staraliśmy się jednak zaangażować polskich kompozytorów do tworzenia muzyki związanej z głównym tematem festiwalu, czyli z muzyką chóralną, co może być rozumiane szerzej jako muzyka zawierająca pewną treść odnoszącą się do duchowości. Nie jesteśmy festiwalem, na którym wykonuje się przeboje operowe … I właściwie jest to moja jedyna obawa w stosunku do mojego następcy, Giovanniego Antoniniego, znakomitego muzyka, którego darzę niezmiernym szacunkiem. Jesteśmy i powinniśmy być festiwalem oratoryjnym, kantatowym, festiwalem muzyki sakralnej, wokalnej, chóralnej. Oczywiście nie znaczy to, że nie możemy czasem sięgać po muzykę operową czy instrumentalną. Czuję jednak, że to jest to, do czego chciałem wrócić na festiwalu. Trzeba dokonywać wyborów. Odbywa się tylko ograniczona ilość koncertów i zawsze brakuje pieniędzy. Próbowałem jednak zaoferować publiczności tego miasta szeroki zakres repertuaru i szeroki wybór muzyków … może trochę więcej muzyki angielskiej z powodu mojego doświadczenia. Jestem pewien, że Giovanni przyniesie ze sobą więcej muzyki włoskiej. Trzeba dokonywać wyborów, ale powinny być one uzasadnione i ciekawe.

Archiwum MF Wratislavia Cantans, fot. Ł. Rajchert

ES: Co było dla Pana najważniejsze w ciągu ostatnich sześciu lat funkcjonowania festiwalu?

PMC: Jedną z najważniejszych zmian w profilu Wratislavia Cantans było to, że prowadziłem go w sposób, który uważam za właściwy dla nowoczesnego festiwalu. We współpracy z Andrzejem Kosendiakiem, którego bardzo szanuję i który jest człowiekiem wielkiej wizji, sprawiliśmy, że festiwal został głęboko związany z kulturą muzyczną miasta.  Dotyczyło to pracy z wykonawcami, zapraszania zagranicznych artystów do tutejszych orkiestr, rozwijania fantastycznego chóru Filharmonii Wrocławskiej, co było jednym z moich największych sukcesów podczas pobytu tutaj. Nie odpowiadam w pełni za to, że mamy tak wspaniały chór, stało się to dzięki Pani Agnieszce Franków-Żelazny, a samą ideę zapoczątkował Pan Kosendiak. Ale dzięki mojej obecności tutaj, dzięki możliwości pracy z chórem oraz sprowadzaniu innych artystów, a także dzięki Agnieszce, chór rozwinął się w dramatycznym tempie. Byłem także bardzo ufny, gdy zabierałem ze sobą polskich muzyków, szczególnie tych z chóru, podczas pracy poza Polską, zwłaszcza w Londynie (PROMS), Lipsku, Paryżu. Chodzi więc o celebrowanie tej świetności polskiej kultury poza granicami kraju. To był proces dwukierunkowy. Oczywiście ludzie zawsze na coś narzekają – przyglądają się czemuś i mówią, że tego jest za dużo, a tamtego za mało. Wierzę jednak, że większość z nich szanuje tę integralność, którą zaproponowałem wraz z objęciem swojej funkcji

ES: Czy planował Pan ten festiwal z myślą o określonej publiczności? Jakiego rodzaju słuchaczy chciał Pan przyciągnąć?

PMC: Mamy bardzo lojalną publiczność na festiwalu i dobrze jest wiedzieć, że liczba tej publiczności wzrosła w czasie mojej pracy, to wspaniałe. A więc na pewno nie robimy wszystkiego źle! Myślę, że tutejsi słuchacze są inteligentni i rozwinięci. Przypuszczam, że czują się komfortowo słuchając bardzo wymagających programów. Nie mamy zbyt wielu koncertów popularnej klasyki, nie zajmujemy się tym… Część wykonywanych utworów to wielkie, trudne, wymagające i intensywne emocjonalnie dzieła, ale czuję, że ludzie tutaj wiedzą, że właśnie temu służy festiwal i wydaje mi się, że uwielbiają słuchać oratoriów w Kościele Św. Marii Magdaleny. To jest kościół, w którym dyryguję. Jestem w pełni świadomy głębokich odniesień historycznych tego kościoła, nie tylko odniesień muzycznych – gdy stąpa się po śladach wielkich dyrygentów – ale także faktu, że festiwal pozostaje ciągle w łączności z niepokorną deklaracją ludzkiego wysiłku uczynioną przez Markowskiego w czasach komunizmu, gdy festiwal stał się nie tylko deklaracją kulturalną, ale także polityczną i humanistyczną. Z tego powodu istnieje silny rezonans emocjonalny, zwłaszcza w tym kościele. Myślę, że byłoby wielką pomyłką festiwalu, gdyby nie promowano koncertów w tych wspaniałych świątyniach, łącznie z Kościołem Marii Magdaleny, bo jest to część historii festiwalu i musimy ją respektować nawet gdy się zmieniamy i zyskujemy inne możliwości.  Byłoby miło mieć możliwość wykonywania w przyszłości koncertów muzyki symfonicznej w nowej, fantastycznej sali koncertowej, ale muzyka chóralna zyskuje w tym kościele rezonans emocjonalny, który czasem, nie zawsze, usprawiedliwia nieco kłopotliwą akustykę.

ES: Właśnie o to chciałam spytać – o wnętrza koncertowe. Są tu, we Wrocławiu, wspaniałe kościoły wykorzystywane podczas koncertów, budowana jest także nowa sala koncertowa. Czy festiwal też jej potrzebuje?

PMC: Sala koncertowa to zarówno fantastyczna sposobność artystyczna, jak i zagrożenie dla takiego typu festiwalu, jaki mieliśmy w przeszłości. Zadaniem kolejnego dyrektora będzie zbalansowanie tych dwóch spraw.

ES: Czy po sześciu latach pracy nad festiwalem ma Pan jakąś konkluzję, jakieś spostrzeżenia?

PMC: Nie ma konkluzji! Pozostaję pod wrażeniem chęci tego miasta do rozwijania swoich horyzontów kulturalnych i dlatego, mimo że rezygnuję z funkcji dyrektora artystycznego festiwalu, będę nadal z wielką radością angażował się w różne oferty życia muzycznego miasta. Będziemy kontynuować bardzo ważną serię nagrań zapoczątkowaną przez oratorium Eliasz z udziałem mojego zespołu Gabrieli Consort and Players, Filharmonii Wrocławskiej, a szczególnie jej chóru. Zarówno Andrzej Kosendiak, jak i prezydent miasta, Rafał Dutkiewicz, z którym wspaniale się współpracuje, pragną, żeby kontynuować ten proces.

W ogóle uważam, że dopiero zaczęliśmy oceniać możliwości miasta. Robimy duży postęp, ale przed nami jeszcze długa droga. Chciałbym zaangażować się także w działania związane z rokiem 2016 i obchodami Europejskiej Stolicy Kultury. Inną rzeczą, którą planuję się zająć, jest stworzenie nowego festiwalu, który angażuje, a właściwie zachęca młodych ludzi do związania się z muzyką klasyczną. Chodzi zarówno o wykonanie, rozwijanie młodych chórów i młodych talentów wokalnych w tym kraju – naprawdę należy o nie dbać. Chodzi także o solidną pracę na poziomie podstawowym, mamy takie świetne programy w Wielkiej Brytanii z udziałem mojej orkiestry i chóru, pracujemy z nastolatkami…

Tak więc – ujmijmy to w ten sposób – nie odchodzę na emeryturę!

ES: Bardzo dziękuję za rozmowę


[1] Koncert 4 września 2012, zatytułowany Po Bachu.

Por. https://meakultura.pl/recenzje/wratislavia-cantans-2012-w-kregu-bacha-i-wielkiego-tygodnia-380

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć