Najnowsza płyta Rafała Blechacza z repertuarem Chopinowskim nie jest zaskoczeniem. Dla pianisty, któremu Chopin niejako „otworzył” drzwi do światowej kariery, mierzenie się z kolejnymi opusami kompozytora jest naturalną ścieżką rozwoju artystycznego. Blechacz jest jednak w swych wyborach muzycznych niezwykle roztropny – Chopin zajmuje stałe, ale niekoniecznie dominujące miejsce w jego repertuarze, a kolejne płyty świadczą o dojrzałym podejściu artysty do przygotowywanych do nagrania utworów. Wszystko jest tutaj zaplanowane z wyprzedzeniem, czemu trudno się dziwić – kalendarz koncertowy pianisty jest ściśle wypełniony.
Polonezy, które znalazły się na wydanym w tym roku albumie Blechacza także musiały poczekać na odpowiedni do zarejestrowania moment. W swoich wypowiedziach laureat Konkursu Chopinowskiego podkreśla, że decyzja o nagraniu przychodzi z czasem, wizja płyty klaruje się bowiem w obliczu kolejnych recitali, które pozwalają nie tylko na zyskanie technicznej ogłady, ale przede wszystkim są kolejnymi krokami w procesie kształtowania całościowej wizji interpretacyjnej każdego z utworów. Warto przy tym pamiętać, że w przypadku Blechacza mówienie o jego wizji utworu wiąże się nie tylko z zagadnieniem intuicyjnej, emocjonalnej interpretacji lub też całościowej koncepcji popartej analizą przebiegu formy muzycznej, ale również ma swoje zaplecze filozoficzne. Rafał Blechacz, jako doktorant Instytutu Filozofii UMK, interesuje się właśnie zagadnieniem logiki dzieła muzycznego w kontekście wciąż żywej fenomenologii sztuki Romana Ingardena. Pianista sam przyznaje, że zaplecze filozoficzne znacząco wpływa na jego interpretacje, jego gra jest jednak jak najdalsza od przeintelektualizowanego chłodu, wydaje się wręcz, że to emocje są w jego wykonaniach na pierwszym planie. W książeczce dołączonej do Polonezów Rafał Blechacz w ten sposób tłumaczy swój stosunek do prezentowanego na płycie repertuaru:
Ta muzyka jest mi niezwykle bliska. Pozwala ona wykonawcom wyrazić tak wiele rozmaitych emocji o różnym odcieniu i barwie: nie tylko melancholię i żal, ale też radość, siłę, zwycięstwo. Chopin żył w czasach dla Polski trudnych politycznie i to one wpłynęły na jego twórczość. Były jednym z głównych źródeł inspiracji dla jego polonezów i mazurków. Stąd właśnie heroiczny nastrój polonezów. Miłość do ojczyzny słyszymy wyraźnie. Jednak jego muzyka jest całkowicie uniwersalna.
Czytając te słowa, trudno oprzeć się wrażeniu pokrewieństwa między tą krótką wyrażoną przez artystę impresją a myślą Bohdana Pocieja zawartą w książce Polskość Chopina. Rozpiętość emocjonalna polonezów zasygnalizowana przez Blechacza jest w książce Pocieja poddana szerszej analizie, która prowadzi do wniosku, iż to właśnie w nich (wespół z mazurkami, również wspomnianymi przez artystę) zawiera się kwintesencja idiomu polskości. Wydaje się zatem, iż wybór polonezów nie jest tu jedynie wyborem muzycznym – wzięcie ich na warsztat musi w jakiś sposób wiązać się z koniecznością zmierzenia się mitem narodowym, który wchłonął muzykę Chopina. Nie mam tu oczywiście na myśli potrzeby patriotycznej manifestacji, raczej delikatnego podkreślenia, iż kosmopolityczna przecież twórczość Chopina (proszę zwrócić uwagę, książeczkę nowej płyty wydano w dwóch językach: polskim i japońskim) jest głęboko zakorzeniona w heroicznej historii Polski. Zajrzyjmy na moment do książki Pocieja, który pisze:
(…) w muzyce Chopina, wśród innych cech, znamion głównych, idiomów jego stylu, wyróżnić można idiom czy topos heroizmu szczególnie wyrazisty i sugestywny. Przejawia się on w inicjalnym narastaniu – potęgowaniu brzmienia, rozszerzaniu przestrzeni – aż do wybuchu (Polonezy: cis-moll, es-moll, fis-moll, As-dur); w gwałtowności poruszenia brzmieniowej materii; w ostrych kontrastach – głośności, faktury; w uporczywym ostinato (najbardziej niezwykłe w Polonezie fis-moll!). A w kontrapunkcie – jako podłoże, podstawa – jest przenikająca muzykę męska energia ruchu / rytmu wywiedzionego z polonezowej figury tańca.
Tak więc znamienna dla polonezów (acz nie dla wszystkich) jest muzyczna ideacja sytuacji (toposu) walki; a może nie tyle walski samej w jej przebiegu, rozegraniu, rozstrzygnięciu, ile do walki wezwania, apelu (jakby echa starego hasła „Do broni!”).
Płyta Blechacza wydaje się w tym świetle tym bardziej interesująco zakomponowana pod względem układu programu, zwłaszcza, że zawiera wszystkie wymienione powyżej polonezy. Pianista dołączył do nich jeszcze dwa z opusu 40. oraz słynnego Poloneza-Fantazję op. 61. Program wygląda więc na dobrze przemyślany pod względem dramaturgii i ekspresji kolejnych jego pozycji. Sam Blechacz w wywiadzie dla Rzeczpospolitej (https://www.rp.pl/artykul/1046348.html) przywołuje zresztą analogiczną wizję Poloneza fis-moll, który w jego muzycznej wyobraźni zostaje skojarzony z maszerującym wojskiem.
Interpretacja Rafała Blechacza bez wątpienia znajdzie swoich amatorów. Wielbiciele jego warsztatu nie poczują się zawiedzeni – Polonezy są kolejną dopracowaną pozycją w jego dyskografii. Oczywiście, układ płyty narzuca porównanie jej z wydanym przed laty albumem Janusza Olejniczaka, który do nagrania wybrał dokładnie te same utwory, ale czy rzeczywiście ciągłe porównywanie kolejnych nagrań muzyki Chopina niesie za sobą jakieś wartościowe wnioski? Pluralizm interpretacji umożliwia natomiast każdemu wielbicielowi Chopina odnalezienie tej najbliższej jego sercu, najbardziej poruszającej, być może nawet najbardziej polskiej. Dla mnie Polonezy w wykonaniu Blechacza brzmią chwilami zbyt masywnie – na pewno znać w nich ów heroizm, czasami przyćmiewa on jednak subtelność idiomu tanecznego. Mimo to, płytę powitałam z radością, świadczy ona bowiem o ciągłej potrzebie mierzenia się z mitem polskości w muzyce Chopina i nieustającą aktualnością utworów będących chyba najbardziej wysublimowanym świadectwem naszej narodowej tożsamości.
—————–
Więcej o płycie: https://www.meakultura.pl/aktualnosci/patronat-meakultury-rafal-blechacz-chopin-polonezy-699