fot. Atanazy Skrzat

recenzje

Peace & War – Łupiąc Kamienie

Zespół Peace&War wydając swoją debiutancką płytę Łupiąc Kamienie z wielką emfazą cytuje na swoim profilu facebookowym słowa nieznanego bliżej autora: Muzyka Peace & War to prawdziwa ALTERNATYWA w czasie, gdy to słowo straciło swoje pierwotne znaczenie (…).

Pozwolę się nie zgodzić z anonimowym twórcą tych słów z dwóch powodów; pierwszy z nich jest ogólny, bowiem dotyka samego pojęcia alternatywa. Słowo „alternatywa” jako pojęcie ogólne kojarzymy z czymś lepszym, wręcz podnoszącym rangę muzyki do poziomu wyjątkowości. Nurtu tego jednak z dzisiejszej perspektywy nie należy traktować jako ruchu muzycznego, a spojrzeć jak na kierunek ideowy – alternatywa bowiem musi być „do czegoś” a tym czymś jest mainstream, czyli aktualnie popularna muzyka. Tak więc w szerokim znaczeniu do alternatywy zaliczymy wszystko co buntuje się przeciw wytartym schematom: jazz, elektronikę, czy nawet hip-hop. Dzisiaj poza głównym nurtem postawił się jednak niemal każdy; tak jak od pewnego czasu każdy kto jest rzemieślnikiem staje się artystą, tak samo każdy kto obraca się w sferze niszy artystycznej jest alternatywny. Okazuje się, że w mainstreamie nie ma już praktycznie nikogo. A różne nisze, przynajmniej w Polsce, w liczbach bezwzględnych stanowi większość wykonawców.

Pod tym względem oczywiście zespół Peace&War naturalnie włącza się w nurt alternatywny, gdyż tak jak większość zespołów, są niezauważalni na bardzo kulawym rynku muzycznym w naszym kraju.

Drugi powód tyczy się bardziej samego znaczenia pojęcia z upodobaniem cytowanym przez zespół z Węgorzewa. Jak definiuje autor prawdziwość owej alternatywy? Na to niestety nie pokusił się na choćby niewielką refleksję nad tym na czym to ma polegać. Nic dziwnego: dzisiaj nie jest możliwa taka definicja (a co dopiero „prawdziwej alternatywy”), bowiem znaczenie tego magicznego słowa zmienia się w czasie i przestrzeni. Zdanie takie staje się wytrychem, który wygląda ładnie w cytacie, ale nic nie znaczy.

Ten może przydługi wywód ma jednak swój cel. Ma on zwrócić uwagę jak łatwo szafuje się pojęciami i łatkami, które nie mają tak naprawdę większego znaczenia. W przypadku Peace&War nadużyciem jest wywodzenie proweniencji z alternatywy. Co gorsza panowie odwołują swoją muzykę do twórczości zespołów związanych z najważniejszych wytwórni muzyki niezależnej t.j 4AD (czyli m.in. Pixies, Dead Can Dance, Iron&Wine) oraz Mute (Depeche Mode, Can, Sonic Youth), a niestety żadnych wspólnych cech nie widać.

Przede wszystkim utwory są przeciętne kompozycyjnie. Schemat nagrań jest raczej skrystalizowany i oparty o budowę zwrotka-refren-zwrotka-…refren-bridge-refren, ewentualnie z jakąś introdukcją, lub outrem opartym na motywie ze zwrotki. Jednym słowem zabrakło inwencji. To powoduje, że poza zwrotką i refrenem nie ma wewnętrznego różnicowania materiału muzycznego. Motywy muzyczne natomiast opierają się najczęściej o strukturę jedno- bądź dwutaktową i łańcuchu dwóch, maksymalnie czterech akordów. I to jest jeden z głównych powodów, dla których muzyka Peace&War raczej nuży niż przyciąga.

Aspekty rodzaju formalnego siłą rzeczy oddziałują również na to jak kształtowany jest materiał w poszczególnych piosenkach. Ograniczenia w budowie wpływają na obszerność tworzywa muzycznego i nieliczne tylko utwory (Nim runą góry, Lux Torpeda) okraszone są ciekawszymi partiami instrumentalnymi. W przeważającej części jednak trudno doszukać się takich perełek.

Najciekawsza na całym albumie Łupiąc kamienie jest sekcja rytmiczna. Rzeczywiście, technika i pomysłowość zarówno basisty jak i perkusisty dodają kolorytu całej muzyce. Czasem są to tylko przykryte partie realizujące tylko najprostszą pulsację i podstawę harmoniczną jak w przypadku Noc dzień noc, czasem jednak prezentują się z całą okazałością i są to, zdaje się, najjaśniejsze fragmenty twórczości Peace&War.

Najgorzej jednak wypadają wokaliści. Atanazy Skrzat i Paweł Maśny w zasadzie są nieodróżnialni od siebie barwowo, zatem niezrozumiały jest zabieg wymieniania się za mikrofonem. Obydwaj śpiewają słabo technicznie, są bardzo siłowi, źle akcentują słowa (“wiara jak kreWW”) i operują (przynajmniej z tego co da się usłyszeć na płycie) amplitudą kwinty. Najczęściej jednak skalę stanowią dwa dźwięki (pryma i tercja). Nie da się ukryć, że gdy przełączy się z pierwszego utworu na siódmy to nie słyszy się różnicy pomiędzy partiami wokalnymi. I tak samo rzecz się ma w przypadku piosenek nr 6 i nr 10. I w kilku innych przypadkach również.

Płyta Łupiąc kamienie jawi się jako bardzo przeciętna. Najbardziej razi brak pomysłów; w szerszym znaczeniu piosenki są do siebie bliźniaczo podobne – tonalnie, wyrazowo, dynamicznie  i przede wszystkim kolorystycznie. W szczególe brak jest różnic wewnątrz samych utworów. Niestety, moim skromnym zdaniem w tym wypadku mamy do czynienia z erzacem alternatywy, którą z pasją przypisywał zespołowi anonimowy autor. Nic alternatywnego tutaj bowiem nie ma, jest tylko niszowość. A samo powołanie się na najważniejsze wytwórnie muzyki alternatywnej takich jak 4AD i Mute nie spowoduje, że muzyka, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stanie się wielka.

————-

Wydawca: Fantom Media
Link do wydawcy: https://www.fantommedia.pl/
Data wydania: 22 marca 2013 r.

 

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć