Enter Music Festival, który po raz kolejny odbył się 28 i 29 maja w Poznaniu nad Jeziorem Strzeszyńskim w zeszłym roku (2012) przyciągnął rzesze fanów. W ramach promocji festiwalu Leszek Możdżer udzielił nam wywiadu i choć obiecano nam przesłanie pozostałych odpowiedzi drogą mailową, to jednak po zakończeniu wydarzenia dane słowo nie zostało dotrzymane. Publikujemy więc materiał niepełny, który poziomem odstaje od innych naszych rozmów.
Karolina Kizińska: Twórczość artystów, których usłyszymy w Poznaniu 5 i 6 czerwca to prawdziwa mieszanka stylów i inspiracji. Czy taki właśnie powinien być muzyk jazzowy? Nastawiony na różnorodność poszukiwacz, który bez obaw idzie naprzód?
Leszek Możdżer: Jazz to przede wszystkim ludzie. Bycie człowiekiem oznacza osiągnięcie własnej niepowtarzalnej formy. Bycie jazzmanem jest realizowaniem tej właśnie drogi. Każdy prawdziwy jazzman dąży do tego żeby osiągnąć swoją własną formę, niepodobną do niczego. Jazz to tak naprawdę zbiór indywidualności i to jest w nim najpiękniejsze – to że każdy z tych muzyków, nawet jeśli porusza się w jakimś stylu, ma swoje własne brzmienie i tego będą Państwo świadkami jeżeli odwiedzą Państwo nasz festiwal.
KK: Mogę się tylko domyślać, że podczas pracy nad “Impresjami” i ubiegłorocznym “Komedą” sięgał pan do repertuaru swoich mistrzów. Czy oprócz takiego właśnie autorskiego tribute’u miał pan w zamyśle popularyzowanie muzyki, którą uważa pan za wybitną?
LM: Troszeczkę już wyrosłem z takiej postawy człowieka, który nawraca publiczność na jedyną właściwą drogę muzyki jazzowej. Uważam, że każdy ma jakieś własne duchowe potrzeby i jeżeli ktoś znajduje ukojenie dla swojej skołatanej duszy w muzyce heavy metalowej, albo w muzyce disco polo albo w muzyce jazzowej to jest to jak najbardziej prawidłowe. My tutaj robimy festiwal muzyki improwizowanej, zapraszamy tych z państwa, którzy są zainteresowani tego rodzaju ekspresją.
KK: A czy sam Pan współpracując z artystami z pozoru kompletnie niepasującymi do idiomu klasycznej pianistyki czuje się artystą awangardowym?
LM: Mniej mnie interesuje jak jestem postrzegany i do jakiej „działki” jestem zapisywany przez krytyków muzycznych. Interesuje mnie wyrażanie samego siebie poprzez muzykę, bo temu się poświęciłem. To czy jestem artystą tradycyjnym, awangardowym czy jakimkolwiek innym jest dla mnie mniej ważne. Jestem po prostu człowiekiem, który uprawia muzykę improwizowaną.
KK: A czy Lutosławskiego traktuje Pan jako “klasyka” czy jako twórcę nowoczesnego, otwartego? Co takiego jest według Pana w tej muzyce, że można ją zaaranżować z tak różnych perspektyw?
LM: Witold Lutosławski to jedna z najmocniejszych postaci w historii polskiej muzyki. To jest człowiek, który, oprócz tego, że był wybitnym kompozytorem, to był także myślicielem, więc patrzył na wszystko szerzej. Zaczął od fortepianu ale fortepian dosyć szybko przestał mu wystarczać, więc wypowiadał się poprzez orkiestrę symfoniczną, aby w ten sposób dać upust swojej wyobraźni – tylko większa obsada była stanie zagwarantować mu na tyle dużą paletę barw, że mógł się wypowiedzieć. Jeżeli chodzi o twórczość Lutosławskiego – to jest bezkres, ocean. Pozostawił po sobie potężną spuściznę no i właściwie jedna kartka papieru z jakiejkolwiek jego partytury wystarczyłaby na zrobienie godzinnego repertuaru.
KK: Intryguje mnie to, że użył Pan głosu Lutosławskiego, jak kiedyś zrobiono na koncercie “Warszawskiej Jesieni” – efekt był piorunujący, bo tak mocno przypomniał słuchaczom o jego wyjątkowej osobie. Czyj to był pomysł, czy chodziło tylko o wspomnienie jego obecności, czy uważa Pan, że w samym głosie kompozytora jest coś szczególnego? A może to głównie efekt akustyczny?
LM: Przygotowując ten repertuar z muzyką Lutosławskiego natrafiłem na jego wywiady – wszystkie je uważnie wysłuchałem i doszedłem do wniosku, że mówi tak ciekawe rzeczy, iż trzeba tego koniecznie użyć w tym materiale. Pocięliśmy więc jego dialogi, zrobiliśmy z Lutosławskiego rapera i chcemy pokazać go w trochę szerszym kontekście, nie tylko jako kompozytora, który ślęczy z ołówkiem nad kartką papieru, ale także jako człowieka, który ma naprawdę coś do powiedzenia.
KK: Bez wątpienia styl Pana gry jest charakterystyczny, co jest według Pana idiomem “możdzerowym”, jakie elementy o nim stanowią?
LM: Każdy z muzyków, którzy wychodzi na scenę poszukuje piękna. Każdy to piękno znajduje w innych obszarach muzyki. To jest też związane z prywatnymi predyspozycjami, np. w moim przypadku jest to wyczucie klawiatury. By może mam jakąś wrażliwość na dźwignię klawisza i dzięki temu potrafię operować tym młotkiem tak, że on w odpowiedni sposób uderza w struny. Ktoś inny z kolei ma wyczulone ucho na jakieś częstotliwości, ma wyczucie frazy. Każdy z muzyków poszukuje piękna w sobie dostępnych obszarach. Nie chciałbym tu dawać gotowej recepty – jeżeli ktoś uprawia jazz to po prostu powinien grać to co mu się podoba.
KK: Wystąpił Pan jako ekspert w programie X factor – dlaczego? Wierzy Pan w ten format czy to raczej pomoc koleżeńska?
LM: Mój udział wynikał z moich osobistych kontaktów z Kubą Wojewódzkim, który po prostu poprosił mnie o pomoc. Ale oprócz tego wydaje mi się, że zawsze spotkania z młodzieżą są wartościowe. Jestem człowiekiem, który ma sporo doświadczeń i wydaje mi się, że mogę coś tym młodym ludziom powiedzieć. Nie unikam takich spotkań, wydaje mi się, że są to wartościowe chwile.
KK: Zauważyłam, że mało w Pana projektach muzyki wokalnej – kogo zaprosiłby Pan do – powiedzmy – wokaliz w opracowaniu mazurków Maciejewskiego?
LM: Znam wielu wokalistów ale każdy projekt ma swoją specyfikę. Głos ludzki ma tak dużą ekspresję… to jest bardzo trudne pytanie.
KK: To może pytanie to wyślę ponownie mailem, wraz z innymi pytaniami dodatkowymi. Tymczasem dziękuję za rozmowę.
Od Redakcji: Odpowiedź na ostatnie pytanie, podobnie jak na pozostałe, nigdy nie padła po zakończeniu promocji festiwalu, pomimo wcześnejszych zapewnień i wielu maili od i do osób współpracujących z Leszkiem Możdżerem.