Wybitni „Artyści XXI wieku” zagościli na koncercie o tym właśnie tytule w Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
Anastasia Kobekina, która jest obecnie rezydentką Filharmonii Poznańskiej, wraz z Bartłomiejem Niziołem oraz filharmonikami pod batutą Marka Pijarowskiego oczarowali zgromadzonych 12 stycznia na tym wydarzeniu melomanów.
Początek dość niejednoznacznie zwiastował dalsze części koncertu. Jako pierwsza wykonana została Uwertura do opery Król Łokietek, czyli Wiśliczanki Józefa Elsnera. Całość dzieła swą wyjątkowość zawdzięcza przede wszystkim zawartej w nim „polskości”. Wiele ludowych melodii, rytmów tanecznych czy nawet przetworzeń hymnu zapewniły niegdyś owej operze niemałą popularność. W wykonaniu orkiestry Filharmonii Poznańskiej Uwertura zabrzmiała jednak niedbale. Poślizg towarzyszący muzykom na samym już początku i mało stylowe wykonanie partii instrumentów dętych we fragmentach solowych nie nastrajały optymistycznie. Uznając to za przypadkowe potknięcie, czekałem na następny utwór.
Wraz z drugą kompozycją na scenie pojawił się wyczekiwany przez poznańską widownię Bartłomiej Nizioł, zwycięzca X edycji Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego. Solista wykonał V Koncert skrzypcowy Feliksa Janiewicza (1762–1848), skrzypka i kompozytora, który pozostawał w cieniu późniejszej generacji polskich wirtuozów skrzypcowych. Jednak koncert jego autorstwa Nizioł świetnie wykorzystał, by zaprezentować swój szeroki wachlarz możliwości wykonawczych.
Grając stylistycznie na wzór Viottiego, wpasował się idealnie w estetykę pierwszych lat XIX stulecia, szczególnie jeśli przyjrzeć się melodyce, wzbogacanej wrażliwym vibrato, utrzymanym jednak w jasno określonych granicach.
W partiach wirtuozowskich, których ekspozycję słychać głównie w I części, odznaczył się niebywałą precyzją i elegancją dźwiękową. Jest to zasługa jego nienagannego aparatu wykonawczego, który w zasadzie na tym etapie nie ogranicza go w żadnym stopniu.
Po tym utworze zastępca prezydenta miasta Andrzej Solarski wręczył Niziołowi Srebrną Pieczęć Miasta Poznania za jego wkład w szerzenie poznańskiej tradycji skrzypcowej na świecie. Koncert odbył się dwa tygodnie przed urodzinami muzyka, więc zabrzmiało również gromkie „Sto lat”.
Po przerwie do skrzypka dołączyła Anastasia Kobekina i wspólnie wykonali Koncert podwójny na skrzypce i wiolonczelę Johannesa Brahmsa. Zjawisko! W utworze wiolonczela pierwsza wysnuwa solową partię, więc i ja zacznę od niej.
Anastasia Kobekina to absolutne objawienie ostatniej dekady. Uderzyła mnie przede wszystkim jej selektywność i uwaga, którą poświęca każdej nucie.
Ekspozycja tego rodzaju wrażliwości przy okazji dość połamanego konturu melodycznego wytworzyła niezwykle ciekawą muzyczną historię, którą każdy ze słuchaczy śledził z zapartym tchem. Artystka prezentuje również wyjątkową energię podczas gry, a także w momentach pauz, utrzymując cały czas uwagę słuchaczy. Kobekina gra całą sobą: jest obecna w muzyce, którą wykonuje, od pierwszej nuty do końcowej kreski taktowej. Ciekawe było zestawienie tej energii z warsztatem Bartłomieja Nizioła, który utwór ten zagrał już zdecydowanie inaczej niż koncert Janiewicza. Wspomniany wcześniej szeroki wachlarz wykonawczy, do którego przyzwyczaił nas Nizioł, zadziwia mnie za każdym razem, kiedy słucham tego artysty.
Połączenie wykonawców tak wrażliwych na styl i emocje zaowocowało wieloma pięknymi momentami na przestrzeni całego utworu. Wiele strett, odejść i powrotów do wspólnej linii, dialogi, eskalacje oraz kantylenowe łagodzenia napięcia – to wszystko muzycy zaprezentowali doskonale, a ich zgranie było godne podziwu. Nieustające owacje na stojąco zachęciły duo do rozszerzenia repertuaru. Na bis zagrali więc miniaturę Water Droplets napisaną przez Jeana Sibeliusa. Nawet w kompozycji o tak małym rozmiarze i ograniczeniu środków wyłącznie do gry pizzicato potrafili oni zadziwiająco dynamicznie nakreślić obraz programowych kropli.
Skrzypce Guarneriego, wiolonczela spod ręki Stradivariusa – połączenie tak intrygujących muzyków dysponujących tymi instrumentami to duet trudny do przecenienia. Jeżeli chodzi o Kobekinę, uważam, że jej kariera zasługuje na największą uwagę. Obserwujmy dalsze kroki tej młodej artystki, bo pewien jestem, że ma nam ona jeszcze wiele do pokazania. Bartłomieja Nizioła chętnie gościlibyśmy w Poznaniu częściej. Rzadkością bowiem jest jego elastyczność i plastyczność techniki, którą dostosowuje do nieskrępowanego ramami możliwości repertuaru. Ich wspólne wykonanie Brahmsa było moim zdaniem bezkonkurencyjne. Kobekina i Nizioł poprzeczkę postawili wysoko. Ciekawe, jak i komu – i czy komukolwiek w ogóle – uda się przebić ten duet do końca tego sezonu w poznańskiej Filharmonii.