Perspektywa I
Jeżeli wpiszemy w wyszukiwarce hasło: „muzyka teatralna”, otrzymamy definicję:
„Komponowana specjalnie na potrzeby dzieła teatralnego, dla jego podkładu muzycznego. Zalicza się do niej m.in. muzykę dla baletu, opery, operetki i innych przedstawień o charakterze muzycznym na scenie teatralnej (rewia, music-hall, musical). Muzyka teatralna może być częścią teatru instrumentalnego, ale także dodatkiem do nie-muzycznych rodzajów teatru (dramat, pantomina). Do muzyki teatralnej zalicza się też muzyka antraktowa. Muzyka teatralna może być wykonywana na żywo w trakcie przedstawienia, lub odgrywana mechanicznie z nagrania”[1].
Tak Wikipedia cytuje Bożenę Frankowską (2003) z Encyklopedii Teatru Polskiego Wydawnictwo Naukowe PWN. Podobną definicję możemy znaleźć w Britannice pod hasłem: „art/theatre-music”.
Ale czy ktoś u nas powie, że wraca z opery, gdzie słuchał muzyki tetralnej? Otóż moim zdaniem powyższa definicja nie oddaje faktycznego znaczenia terminu „muzyka teatralna”. Opera, operetka, balet czy musical, to teatr muzyczny.
Muzyką teatralną będziemy nazywać muzykę komponowaną dla teatrów dramatycznych i lakowych. W naszym kraju (ale nie tylko) ma bowiem ona wieloletnią tradycję i wspaniałe dokonania.
Jej problemem jest efemeryczność: krótkie życie, ściśle związane z eksploatacją przedstawienia. Gdyby każdy spektakl teatralny miał swój zapis video i automatycznie w dniu premiery stawał się filmem, znajomość muzyki teatralnej w niczym nie ustępowałaby znajomości muzyki filmowej. Tak się jednak nie dzieje. Wiele kompozycji stworzonych do spektakli teatralnych, zwłaszcza tych z lat 50. i 60. ubiegłego wieku, zniknęła na zawsze. Pewno można policzyć na palcach jednej ręki teatralne archiwa, w których zachowały się zapisy nutowe tych kompozycji. Spektakl zszedł z afisza, więc koniec historii. Na szczęście niemal od zawsze dość popularną formą wykonywania muzyki w teatrze była muzyka mechaniczna, tzn. taka, którą odtwarzano z dostępnych wówczas urządzeń (pianola, gramofon, magnetofon czy odtwarzacz CD). Więc jest szansa, że przynajmniej część tych nośników gdzieś się zachowała.
Dlaczego muzyka teatralna dopiero teraz tak wzbudziła naszą ciekawość? Powodów jest kilka.
Twórcy spektakli teatralnych – reżyserzy, scenografowie, kostiumolodzy, ale także kompozytorzy – już dawno pogodzili się z faktem tymczasowości ich dzieł. Możliwość prezentowania swojej twórczości tu i teraz, niepowtarzalność wykonań, obecność widowni, magia wyjątkowego, teatralnego wydarzenia widać musiała rekompensować im tymczasowość twórczego aktu i jego nieunikniony krótki żywot. Raczej nikt specjalnie nie dbał o regularne archiwizowanie teatralnych dokonań.
Z istniejących dzisiaj świadectw tych teatralnych dokonań najczęściej są to programy, afisze, projekty kostiumów czy dekoracji, czasami pokreślone egzemplarze sztuk.
Muzyka teatralna nigdy nie wchodziła w krąg zainteresowań archiwistów, co było podyktowane albo brakiem wiedzy w obsługiwaniu odpowiedniego sprzętu, albo po prostu nie przywiązywaniem wagi do tego elementu przedstawienia.
Niemniej zarejestrowaną na różnych nośnikach muzykę można jeszcze odnaleźć w niektórych zbiorach akustyków teatralnych, czyli ludzi, którzy tę muzykę odtwarzali, rozumieli jej atrakcyjność, czy byli świadkami jej roli w spektaklu.
I powód chyba najważniejszy: wspomniane powyżej nośniki za chwilę przestaną istnieć, ponieważ nie były stworzone „do żywota wiecznego” i czas powoduje ich całkowitą degradację. Chodzi tu głównie o magnetyczne taśmy magnetofonowe, na których w drugiej połowie XX wieku rejestrowano niemal całą muzykę teatralną.
W spektaklu teatralnym możemy spotkać piosenkę, usłyszeć mały zespół instrumentalny grający na żywo lub nagle być uderzonym wielkim, symfonicznym akordem przeplatanym efektami piorunów i burzy. W teatrze muzyczny czy efektowy dźwięk jest tak samo ważny i tak samo często używany jak słowo. Słowo jednak niesie za sobą znaczenie i sens, a dźwięk tylko emocję, nastrój czy atmosferę. Ale jedno bez drugiego jest o wiele bardziej uboższe. Dlatego niewiele jest przedstawień, w których padają tylko słowa i nie ma żadnych innych dźwięków. Ale wtedy muzyką jest cisza.
Przyglądając się tej już sfotografowanej historii teatru dramatycznego czy lalkowego, z uwagą śledzimy zmieniające się kostiumy, fryzury, makijaże, rekwizyty. Ale tym aktorom bardzo często towarzyszyła jakaś muzyka. Jaka ona była? Jaką muzykę do spektaklu Komu bije dzwon w gdańskim Teatrze Wybrzeże napisał w roku 1964 Krzysztof Penderecki? A jaką usłyszeli widzowie tego spektaklu (lecz przecież nie tej samej inscenizacji) w 1987 roku w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu? Każdy dramat czy komedia, zwłaszcza te nośne i popularne, mają po kilkadziesiąt inscenizacji i będą miały kolejne.
Film powstaje jeden, ten hitowy ma swoje nowe części, podobnie jak serial. Teatralny spektakl jest o tym samym, ale za każdym razem inny. I inna jest jego muzyka. Muzyka teatralna.
Polski teatr gościł na swoich scenach wszystkie wielkie osobowości muzyczne. Był zawsze bardzo hojny w składaniu zamówień. Muzykę do spektakli pisali kompozytorzy wszystkich pokoleń od czasów odzyskania niepodległości. I tak dzieje się do dzisiaj. Młodzi twórcy mierzą się z tematami antycznych dramatów czy bulwarowych komedii z takim samym zaangażowaniem i pasją, z jaką robili to ich poprzednicy w zamierzchłych dekadach. Każdy sięga po środki i technologie, jakie są znakiem jego czasów. Dzisiaj sample i loopy, wczoraj syntezatory, a jeszcze dawniej obój i waltornia. Mamy wielki dorobek w dziedzinie muzyki tetralnej i nie możemy pozwolić, by za kilka lat pozostało po nim tylko wspomnienie. Zrobimy wszystko, by tę muzykę „ocalić od zapomnienia”.
Perspektywa II
Od najdawniejszych czasów teatrowi towarzyszyła muzyka. Od czasów starożytnych dionizjów przez średniowieczne misteria, wykonywana na prostych instrumentach z epoki zapowiadała, ilustrowała i pomagała opowiedzieć jakąs historię. Smutną albo wesołą. O miłości, zdradzie albo o śmierci. Mogła być wykonywana na scenie przez jednego z bohaterów. Mogła być wykonywana spoza uniwersum dramatycznego, pojawić się z widocznego albo niewidocznego miejsca dla widzów, stanowić część teatralnej fikcji jako tło ilustracyjne.
Muzyka może potęgować emocje, podkreślać wagę wypowiadanego słowa, ale też może być kontrapunktem, osłabiać znaczenie albo stać się ironicznym komentarzem. Może być też wewnętrzym strumieniem świadomości bohatera albo jego identyfikacją. Reżyser może odwołać się do znanych i rozpoznawalnych cytatów, jak np. Krystian Lupa w jego spektaklach – słyszymy Mozarta, Bacha czy Mahlera, ale też znany szlagier Besame mucho.
Tadeusz Kantor obsesyjnie użył w swoim spektaklu Umarła klasa melodię Walca François. To są cytaty umiejscawiające nas w oznaczonym kontekście w przestrzeni, którą znamy. Jeżeli tyle jest wspaniałej muzyki, którą możemy wykorzystać w kolejnym spektaklu, dlaczego reżyser chciałby mieć swoją nową muzykę i szuka kompozytora, który mógłby zrealizować jego marzenie?
Teatr jest miejscem ciągłych poszukiwań. Kolejny raz oglądamy Dziady, Hamleta czy nową adaptację Mistrza i Małgorzaty. Każdy reżyser ma swoją wizję, swoje odczytanie dzieła, swój rytm. I dlatego szuka nowego dźwięku, bo współpraca z kompozytorem przyniesie nową wartość, a jeśli znajdą wspólny rytm serca, stworzą dzieło wyjątkowe i jedyne. Grzegorzewski – Radwan, Warlikowski – Mykietyn.
Muzyka komponowana do spektaklu teatralnego często doznaje uszczerbku w stosunku do swej pierwotnej pozycji dzieła muzycznego. Doznaje dekompozycji, deformacji. Staje się dziełem ulotnym, przeznaczonym tu i teraz. Często w imię dobra spektaklu zostaje pozbawione swej integracji i staje się ulotne…
_____
[1] Hasło: Muzyka teatralna, pl.wikipedia.org.