OD REDAKCJI: Prezentujemy najnowszy wywiad Moniki Targowskiej z cenioną dyrygentką Joanną Natalią Ślusarczyk. Rozmowa ukazuje się w ramach 34. Międzynarodowego Festiwalu Młodych Laureatów Konkursów Muzycznych. Organizatorem projektu jest Katowice Miasto Ogrodów – Instytucja Kultury im. Krystyny Bochenek. Patronem medialnym festiwalu jest MEAKULTURA.pl.
Joanna Natalia Ślusarczyk – polska dyrygentka, laureatka wielu nagród na międzynarodowych konkursach dyrygenckich, w tym II Miejsca na La Maestra Competition w Paryżu, podczas którego otrzymała także Nagrodę Główną Stowarzyszenia Orkiestr Europejskich „Echo Prize” oraz Nagrodę Główną Orkiestr i Filharmonii Francuskich. Jest również laureatką konkursów dyrygenckich w Londynie (I Miejsce), Bukareszcie (II Miejsce), Sofii (III Miejsca), Esposende w Portugalii (Specjalne Wyróżnienie). Otrzymała Nagrodę Główną maestro Daniele Gattiego na Festiwalu Accademia Musicale Chigiana we Włoszech. Stypendystka Międzynarodowego Programu Mentorskiego Petera Eötvösa w Budapeszcie. W 2023 roku zdobyła nagrodę dla „Najlepszego Polskiego Dyrygenta” podczas XI Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga w Katowicach. Laureatka prestiżowej nagrody polskiego towarzystwa muzycznego Koryfeusz Muzyki Polskiej 2024 w kategorii „Odkrycie Roku”. Absolwentka Dyrygentury Symfoniczno-Operowej na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie maestro Mirosława Jacka Błaszczyka (dyplom z wyróżnieniem). Jest również absolwentką Akademii Muzycznej w Krakowie (dyplom z wyróżnieniem). Poza licznymi koncertami w kraju dyrygowała również: w Stanach Zjednoczonych, Izraelu, Norwegii, Szwecji, Islandii, Wielkiej Brytanii, Portugalii, Francji, Niemczech, we Włoszech, Rosji, Bułgarii, Rumunii, Ukrainie i na Węgrzech. Poprowadziła koncerty m.in. z: Orchestre de Paris w Filharmonii Paryskiej, Royal Stockholm Philharmonic, Orquestra Gulbenkian, Orchestre Pasdeloup, Orchestre National de Bordeaux, Metz, Cannes, Lille, Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii: Krakowskiej, Śląskiej, Świętokrzyskiej, Zielonogórskiej, Sudeckiej, Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, Opery i Filharmonii Podlaskiej.
_____
Monika Targowska: Dla Maestra Antoniego Wita dyrygowanie to sprawa „życia i śmierci”. A jak Pani traktuje swój zawód? Jako sztukę, misję czy zabawę?
Joanna Natalia Ślusarczyk: Dyrygowanie jest dla mnie przede wszystkim ogromną pasją, która narodziła się z pasji do muzyki w ogóle. Jestem ogromnie wdzięczna, że mogę wykonywać swój wymarzony zawód nieustannie się rozwijając; czerpać nowe inspiracje, a tym samym inspirować innych; zdobywać nowe doświadczenia, ale też przekazywać innym swoją wiedzę. To dla mnie sztuka ciągłego kreowania nowych koncepcji, poszukiwań nowych rozwiązań, budowania zaufania i wzajemnych relacji międzyludzkich, a przy tym niewyczerpane źródło pozytywnych emocji, satysfakcji i poczucia spełnienia.
M.T.: Patrząc na nowe pokolenie dyrygentów, mam wrażenie, że obecnie dokonuje się przełomowa zmiana w charakterystyce tego zawodu, nie tylko pokoleniowa, ale też wizerunkowa – dawniej spotykane u wielkich mistrzów skłonności do megalomanii i terroru ustępują miejsca bezpretensjonalności, życzliwości, radości ze wspólnego muzykowania. Jak wygląda ta obserwacja z Pani perspektywy? Nowoczesny dyrygent woli mieć rację czy – relację?
J.N.Ś.: Tak, to prawda, ta zmiana na pewno się dokonuje i bardzo się z niej osobiście cieszę, choć w tych kwestiach prawdopodobnie każdy dyrygent będzie miał nieco odmienne zdanie.
W mojej opinii jednym z najważniejszych aspektów podczas prób jest wypracowanie jak najlepszej współpracy i dobrej atmosfery z orkiestrą. To ma być wspólna radość z tworzenia muzyki, czegoś wyjątkowego, co tylko wszyscy razem możemy wykreować. Zawsze czuję, że kiedy daję z siebie maksimum pozytywnej energii – dostaję ją w zamian od orkiestry.
Moim zadaniem jest zrealizować zamierzone koncepcje i starać się przekonać grupę bardzo doświadczonych muzyków do swoich wizji. Jeśli jestem do nich sama w pełni przekonana i przede wszystkim przygotowana, orkiestra szybciej mi zaufa, a wtedy efekty współpracy będą najlepsze.
M.T.: W Katowicach co roku odbywa się wyjątkowe wydarzenie, czyli Międzynarodowy Festiwal Młodych Laureatów Konkursów Muzycznych. To również Pani święto, po spektakularnych sukcesach m.in. na konkursach La Maestra w Paryżu czy ostatnio Międzynarodowym Konkursie Dyrygenckim im. G. Fitelberga w Katowicach. Są to bardzo wymagające konkursy, w których liczą się nie tylko umiejętności, ale przede wszystkim współpraca z orkiestrą, której przebieg jest w zasadzie nieprzewidywalny. W jaki sposób można przygotować się „w domowych warunkach” do tak nietypowej rywalizacji?
J.N.Ś.: Tak, konkursy dyrygenckie ze względu na swoją specyfikę pracy z orkiestrą są nieprzewidywalne i przygotowanie się do nich nie jest rzeczą prostą. Ale to, co możemy na pewno zrobić sami, to być perfekcyjnie przygotowani ze znajomości wszystkich partytur, które są w programie danego konkursu. Wtedy nie działa na nas element zaskoczenia po wylosowaniu danego utworu czy wybraniu fragmentu muzyki przez jury. Musimy także głęboko uwierzyć, że jeśli jedziemy na konkurs, to zamierzamy być jak najwyżej na podium. I może jest to oczywiste, ale wcale nie takie proste. Przy wielu rozmowach, które często prowadzimy podczas tego rodzaju wydarzeń, okazało się, że wielu z nas tak naprawdę nie wierzy do końca w siebie, chce się tylko „sprawdzić”, a zdobycie podium wydaje się nierealne. Pamiętam, jak zaledwie kilka lat temu przygotowywałam się na swój pierwszy w życiu międzynarodowy konkurs dyrygencki w Sofii i postawiłam wszystko na tak zwaną jedną kartę, rezygnując nawet z pójścia na przyjęcie sylwestrowe, ponieważ konkurs odbywał się niedługo po Nowym Roku. Studiowałam godzinami partytury i powtarzałam je w myślach, a przy każdej pomyłce powtarzałam wszystko od początku. Wyobrażałam sobie każdy najmniejszy fragment – jak powinien zabrzmieć i co w nim jest najważniejsze. Na ponad 250 zgłoszeń dyrygentów z całego świata dostałam się do czteroetapowego konkursu, w którym ostatecznie znalazłam się na podium, zdobywając 3. miejsce. To był dla mnie moment przełomowy, bo od tamtej pory z każdego kolejnego konkursu wracałam z nagrodą. Jestem przekonana, że głęboka wiara we własne możliwości, nieustanna determinacja i przyciąganie pozytywnych myśli pomagają w osiągnięciu sukcesu.
M.T.: To cenna wskazówka dla muzyków rozpoczynających swoją ścieżkę artystyczną, a często pracuje Pani z młodymi, w tym roku m.in. z Sinfonią Iuventus na 34. Międzynarodowym Festiwalu Młodych Laureatów Konkursów Muzycznych w Katowicach.
J.N.Ś.: Współpracę z Sinfonią Iuventus wspominam znakomicie – nie tylko dlatego, że są to fantastyczni młodzi muzycy, ale także dlatego, że dają z siebie jako grupa ogromną ilość pozytywnych emocji. Różnica wieku między nami nie jest duża, co spowodowało, że mieliśmy także bardzo dobry kontakt w czasie pomiędzy próbami. Na pewno daje się odczuć ich niesamowite zaangażowanie, wzajemny szacunek i dużą dyscyplinę podczas pracy. Można by tylko życzyć, żeby zawsze znajdowali w sobie tyle motywacji i młodzieńczej pasji do muzyki.
M.T.: Obecnie mieszka Pani w Norwegii, która słynie z jednego z najlepszych systemów edukacji muzycznej w Europie. Jak porównałaby go Pani z polskim szkolnictwem artystycznym?
J.N.Ś.: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ zbyt krótko tu przebywam, a mój pobyt traktuję bardziej jako „tymczasowy” i nie miałam do tej pory z norweskim systemem edukacji styczności. Wszystkie szkoły muzyczne i moje podwójne studia skończyłam w Polsce i oprócz międzynarodowych kursów dyrygenckich w kilku krajach europejskich zdecydowana większość mojej wiedzy i doświadczenia ukształtowała się właśnie tutaj – zwłaszcza w Krakowie i Katowicach. I przyznam, że jestem z tego bardzo dumna i wdzięczna, bo niejednokrotnie przekonałam się, właśnie w zetknięciu ze środowiskiem międzynarodowym, jak ogromną wiedzę otrzymałam. Oczywiście, jak w każdym systemie, na pewno zawsze można szukać ciągle lepszych rozwiązań, ale ja uważam, że miałam ogromne szczęście do moich inspirujących nauczycieli, pedagogów i profesorów, bo czuję się naprawdę dobrze i wszechstronnie przygotowana do wykonywania mojego zawodu oraz zawodu muzyka w ogóle.
M.T.: Z perspektywy pisma o muzyce, jakim jest MEAKULTURA.pl, nasuwa się obecnie wiele pytań o jakość i rzetelność polskiego dziennikarstwa muzycznego. Jakie według Pani wyzwania stoją przed krytyką muzyczną? Jak można pisać o muzyce, żeby nie było to przysłowiowe „tańczenie o architekturze”?
J.N.Ś.: Dziennikarstwo związane ze sztuką ma za zadanie dotarcie do odbiorców ich przekazu, najlepiej jak najszerszego kręgu. Jest to o tyle trudne, że w „zwykłym” dziennikarstwie wystarczy znaleźć sensacyjną wiadomość, ekstremalną sytuację lub wyjątkowe zdarzenie. Tymczasem, pisząc o sztuce, całą uwagę trzeba skupić na środkach dotarcia do odbiorcy. Chcąc dotrzeć do jak najszerszego kręgu adresatów, należy maksymalnie wykorzystać środki artystyczne opisującego. To dzięki ich bogactwu i różnorodności jest się w stanie dotrzeć do czytelnika czy słuchacza, któremu często obcy jest hermetyczny język zawodowy danej dyscypliny sztuki. Upraszczając, trzeba być na tyle ujmującym czy intrygującym, by czytelnik lub widz zechciał odebrać kierowany do niego przekaz. To trudna sztuka, by ze znawstwem, swadą i w sposób, który odbiorca uzna za prosty (a tak naprawdę niezwykle wysublimowany), pisać o prawdzie, pięknie i towarzyszących temu refleksjach i emocjach.
M.T.: Obecnie jest to jeszcze trudniejsze, ponieważ zarówno w mediach, jak i w sztuce pojawia się dla autora i twórcy nowe zagadnienie w w postaci sztucznej inteligencji. Jaka jest według Pani rola AI w przyszłości muzyki? Czy maszyna może, i czy powinna, stać się twórcą, kompozytorem, dyrygentem?
J.N.Ś.: Jako dyrygentka uważam, że nic nie zastąpi muzyki wykonywanej na żywo, „żywych” ludzi i prawdziwej energii, która wytwarza się między nimi, ale także między nami a publicznością podczas koncertów.
Maszyna nigdy nie będzie twórcą. Dyrygowanie to przecież nie tylko odliczanie taktów, to bycie tu i teraz i reagowanie w danym momencie.
A kluczowa choćby kwestia prowadzenia prób i budowania wzajemnych relacji? Nie mogę sobie zupełnie tego wyobrazić i mam nadzieję, że pomimo prób i wszelkich wynalazków, które oczywiście są ciekawe same w sobie i może w specyficznych sytuacjach pomocne, ale zawsze priorytetowe miejsce będą zajmować tradycyjne, żywe orkiestry i prawdziwi artyści.
M.T.: Na zakończenie – rozmawiamy świeżo po otrzymaniu przez Panią nagrody Koryfeusz Muzyki Polskiej. Do czego zobowiązuje ten tytuł?
J.N.Ś.: Ta nagroda jest dla mnie osobiście niezwykle ważna z wielu względów – po pierwsze przyznawana jest przez polskie środowisko muzyczne, co jest ogromnym wyróżnieniem – właśnie fakt, że jest się docenionym w swoim kraju. W ciągu ostatnich kilku lat zdobyłam wiele nagród za granicą, po których otrzymywałam zaproszenia od prestiżowych orkiestr w całej Europie, w tym: Orchestre de Paris we Francji, Royal Stockholm Philharmonic w Szwecji, Gulbenkian Orchestra w Portugalii, Opéra National de Bordeaux, Opéra de Tours, Orchestre National de Metz, Lille, Cann i wiele innych. W tym samym czasie w Polsce dyrygowałam tylko sporadycznie. Teraz się to zmieniło – po konkursie im. G. Fitelberga otrzymałam kilkanaście zaproszeń od polskich filharmonii. Bardzo się z tego cieszę, a radość jest jeszcze większa, kiedy po skończonym koncercie otrzymuję ponowne zaproszenia na kolejne sezony. I to jest dla mnie największa nagroda. A statuetka Koryfeusza Muzyki Polskiej jest w centralnym miejscu mojego pokoju w Krakowie i jest dla mnie nie tylko zobowiązaniem do dalszej pracy i rozwoju, ale też inspiracją, żeby zawsze walczyć o swoje marzenia.