felietony

Yoko Ono w Poznaniu – KONKURS – Rozwiązanie

Czwartego sierpnia ogłosilismy konkurs, w którym prosilismy czytelników MEAKULTURY o wypowiedź na temat: Yoko Ono – jakie jej postać i twóczość budzi skojarzenia/emocje? Co dała wspólna twórczość Lennona i Yoko muzyce? Czy i gdzie można zaobserować kontynuacje ich działań?

Książkę Jonathana Cotta pt. Yoko i John. Dni, których nigdy nie zapomnę wygrała Pani Ewa Suchodolska oraz Pan Piotr Marciniak. GRATULUJEMY!

Pod spodem zamieszczamy cytaty pochodzące z maili zwycięzców konkursu:

W głowie zapadł mi podwójny obraz artystki. Pierwszy to Yoko w białej sukience u boku Lennona wchodząca do domu z tabliczką “This is not here”. Teledysk do piosenki Imagine nasuwał mi na myśl dwa światy, które połączyła jedna muzyka. Z zewnątrz Lennon i Yoko wyglądali dosyć odmiennie, a jednak ich twórczość wyraża te same myśli.

Dopiero po śmierci Johna Lennona w artystce zauważyłam bardzo silną kobietę, kreatywną i samodzielną kontynuatorkę zapoczątkowanej już drogi. Jeśli chciałabym szukać muzycznych śladów Johna Lennona to szukałabym ich w twórczości Ono, w jej muzyce i artystycznych przedsięwzięciach. Wizerunek tych dwoje jest dla mnie najbardziej „pokojowym” na scenie muzycznej. 

autor: Ewa Suchodolska
 
Moja odpowiedź na pytanie “Yoko Ono – jakie jej postać i twóczość budzi skojarzenia/emocje? Co dała wspólna twórczość Lennona i Yoko muzyce? Czy i gdzie można zaobserować kontynuacje ich działań?” musi być dla fanów tej “pożal się boże” pary przykra, płytka, niesprawiedliwa i porażająca. Nic na to nie poradzę, jestem wredny. Nigdy z jasnych dla mnie powodów nie zagłębiałem się w ich twórczość, z oczywistych powodów – jest wiele dużo lepszej muzyki niż ten żużel! To już lepiej włączyć sobie Pendereckiego, a jak komuś życia starczy – nawet Lutosławskiego, skoro mamy teraz jego rok. Jeśli już mam być miłośnikiem kiczu i taniego sentymentalizmu, to wolę posłuchać sobie Sibeliusa, który – mimo oczywistych zarzutów wobec jego muzyki – był na swój spoosób wielki i u mnie wzbudza emocje – tak, że czuje się ducha Finlandii i fińskich legend, mimo że o tym kraju prawie nic nie wiem (Nokia – connecting people i że Finki są ładne ;-p). Lennon bez McCartneya jest jak Waters bez Gilmoura (czyli bez Pink Floyd) – a Yoko Ono to “zła kobieta była”, jak głosi miejska legenda, i to przez nią rozpadli się Bitlesi… ;p W każdym razie ona spiewać nie umie i nie powinna, no chyba że w duecie z Jerzym Stuhrem, a jej plastikowy zespół i ona sama bez wsparcia w postaci tow. Lenona zniknęliby na śmietniku muzyki. Tu nie Japonia, takie dziwactwa i odchyły u nas nie przejdą.

Natomiast przy okazji tego zestawienia z Thurstonem Moore’m mogę powiedzieć jedno: jak to dobrze, że jest Sonic Youth! Wokalnie duet Thurston Moore / Kim Gordon pięknie się uzupełniał. Zaś za tryptyk Sister / Moon / Daydream Nation mają moją dozgonną wdzięczność. Bez SY nie byłoby raczej Nirvany, a czy bez Lennona (a dokładniej chyba The Beatles – to musiałbym sprawdzić) również – nie wiem; trzebaby zapytać przez medium Cobaina.
Reszta dyskografii SY w toku analizy – ale ta powyżej trylogia to dzieło samo dla siebie. Dość powiedzieć, że płyta “Daydream Nation” została włączona do biblioteki Kongresu USA jako jedno z piećdziesięciu nagrań National Recording Registry, a w zdziwienie wprawi też na pewno fakt, że okładka tej płyty to nie zdjęcie – to obraz! Ta płyta jest wielka – WIELKA! – dwie pozostałe też i Lennon / Yoko Ono nigdy by do czegoś nie doszli, bo oni jeszcze na pocz. l. ’80 i całą poprzednią dekadę tonęli w hippisowskich chwastach i ich socjalistycznych ideałach.

 
autor: Piotr Marciniak
————–

Dziękujemy Fundacji Transatlantyk i Wydawnictwu “Znak” za nagrody.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć