Dwa pierwsze odcinki kolejnej edycji zadomowionego w ramówce Polsatu show Must Be The Music nie były sobie równe. Pierwszy – bardzo przeciętny, w drugim łakomych kąsków było już znacznie więcej. Doświadczenie wielu lat publicznego oceniania w Polsce muzycznych występów niestety wciąż pokazuje, że nie ubywa domorosłych wykonawców przekonanych o swym nieprzeciętnym talencie oraz tych, których największym marzeniem jest gwiazdorstwo, a raczej gwiazdorzenie. Dlatego też z tym większą radością przyjmuje się każde wykonanie świeże, nowe, inteligentne i z tym większą mocą oklaskuje jakikolwiek powiew skromności.
Jedyny zaprezentowany do tej pory w programie występ wyłącznie instrumentalny to dzieło Anny Jęczarek, której Anytime na gitarze elektrycznej wprowadził jurorów w doskonały nastrój. Szałowo! Jest energia i skupienie – skomentowała Kora. Dodaje pani smaku do bardzo prostej kompozycji – stwierdził Łozo. Smak był i w utworze, i w stylizacji, i w gestach – niepozorna dziewczyna okazała się bezpretensjonalną, a całkowicie rasową rockmanką. Nie ma wątpliwości, że Anna Jęczarek potrzebuje do pełni szczęścia tylko dobrego zespołu. Oby dzięki programowi ktoś ją zauważył.
Konia z rzędem temu, kto zaśpiewa dziś olśniewająco popową piosenkę. Wielu próbowało. Dziewiętnastoletni Karol Piotrowicz zmierzył się z repertuarem Beyoncé. Energia, którą z siebie wykrzesał zmiażdżyła wszystko, nawet odniesienia tonalne. Utwór Oye (Listen) w jego interpretacji stał się jedną wielką wokalizą. Piejesz, piejesz nieprawdopodobnie – podsumował Łozo.
Miłą niespodziankę sprawiła Alicja Herod, która zelektryzowała publiczność swym wykonaniem Unchain My Heart Joego Cockera. Uczestniczka udowodniła, że scena to naturalnie przynależne jej miejsce, a barwy, którą dysponuje, mogłaby pozazdrościć jej niejedna zawodowa wokalistka. Chrypa dodawała całości pikanterii, szkoda tylko, że była wykorzystywana trochę manierycznie.
W naśladowaniu Gwen Stefani jesteś naprawdę niezła – powiedział po występie Natalii Rybickiej Adam Sztaba – Chociaż ona czyściej śpiewa. A nie jest to trudne. Natalia, wizualnie podobna do Stefani, zbyt mocno wzorowała się podczas wykonywania piosenki Just A Girl wokalistką No Doubt. Zaowocowało to karykaturalnym festiwalem wycia i zaniżania tonacji.
Za to o półfinale na pewno może myśleć Ewa Lewandowska, której – zdaniem Adama Sztaby – pomogły afrykańskie geny. Soczysty głos, dziewczęca, a jednocześnie dojrzała barwa, profesjonalnie zaatakowane wysokie dźwięki w refrenie – wszystko to sprawiło, że piosenka Man In The Mirror z repertuaru Michaela Jacksona okazała się drabiną do sukcesu, a na szczęście nie pułapką dla zbyt ambitnych.
Wysoko postawił sobie poprzeczkę Karol „Leśny” Leśniewski – przyszłoroczny maturzysta, który na castingu postanowił zaśpiewać Cykady na Cykladach Maanamu.
Wariacje na temat Cykad…:
Przerażenie Kory uczestnik przełamał sporą dawką dystansu – tak scenicznie, jak i prywatnie. Z wszystkich wykonań Kory piosenek, ty jesteś najbardziej zapamiętywalny – oceniła Ela. Poczwórne TAK od sędziów nie powinno chyba jednak wpędzić Karola w samouwielbienie. Mnie przeszkadzało w tym występie mieszanie różnych stylistyk – czy to piosenka poprockowa, punkowa, kabaretowa, czy może śpiew operowy, skoro pojawia się tak intensywne vibrato? Dość uciążliwe maniery wokalne mogą zniechęcić słuchacza. Nie lubię też, gdy artysta na scenie bawi się lepiej ode mnie. Wierzę, że ten chłopak ma do zaoferowania w dziedzinie sztuki śpiewu jeszcze więcej niż usłyszeliśmy. Niech znajdzie tylko pomysł na siebie, a – całe szczęście – widać, że szuka.
Szukają też rozmaici inni wykonawcy, prezentujący swe osiągnięcia w MBTM. Należy do nich m.in. Bartosz Abramski, absolwent Wydziału Wokalnego Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Olsztynie, który na co dzień zaabsorbowany jest pracą na rzecz rozwoju polskiego disco polo. Skąd ten gniot, który się z ciebie wydobył? – zapytał ostro Adam Sztaba po prezentacji piosenki Zapłoną serca dwa. Rzeczywiście, trudno pojąć połączenie stylistyki operowej i tanecznej w dyskotekowym wydaniu. Z drugiej strony, jeśli disco polo musi istnieć, to może lepiej, żeby tworzono tę muzykę przyzwoicie… Bartosz w studiu nie popisał się jednak zbyt czystym śpiewem. Sam sprawia wrażenie pokrzywdzonego przez telewizję i zamieszcza na Facebooku prawdziwą próbkę własnych umiejętności. Może będziesz bardzo bogaty, ale ja cię na pewno nie będę słuchać – skwitowała występ w MBTM Ela Zapendowska. Założę się jednak, że w dyskotece utwór zrobiłby furorę.
Jako osoba obdarzona jakimś słuchem, ale niestety nie muzycznym gustem zaprezentowała się Jolanta „Liliyenne” Rak w utworze Anioł czy diablica. Wokal jest bardzo zmanierowany. Pani sama jakby była zlepkiem wszystkich pseudogwiazdek, które się pojawiają na polskim rynku – oceniła Ela. Kora dodała: Pani przejęła absolutnie najgorsze wzorce. Niezły głos i dość naturalna barwa Jolanty Rak zostały źle wykorzystane, przyprawione kiepską dykcją i wokalizami, dając niezbyt strawne danie. Trzymam kciuki, żeby uczestniczka znalazła nową muzyczną drogę.
Zaskakująca była dla mnie decyzja jurorów w przypadku występu Jarosława Panfila. Mężczyźnie nie można zarzucić braku umiejętności, ale to nie było według mnie szczególnie dobre wykonanie. Dużo powietrza w głosie, nieczyste półtony… Mocną stroną było za to zaangażowanie uczestnika, jego wrażliwość muzyczna. Zalał mnie pan tym uczuciem i tymi emocjami tak, że aż mnie przygniotły – powiedziała Ela. Pan jest bardzo niesztampowy – oceniła Kora. Swoją drogą, bardzo duży plus dla Jarosława Panfila za przypomnienie nastrojowego utworu Salvadore Adamo – Tombe la neige. Po wysłuchaniu występu uczestnika wołam: Tombe la neige – upiór w operze, dlatego też pozwolę sobie zaproponować jednak oryginał:
Sporo emocji pojawiło się przy okazji występu Marty Wólczyńskiej i Dawida Rakowskiego. Duet wykonał bardzo znany utwór Sweet Dreams (Are Made Of This) z repertuaru Eurythmics – zagrany ciekawie, w indywidualnej aranżacji, z wartymi pochwalenia zmianami temp.
W dogrywce zabrzmiało Blue Jeans Lany Del Rey. Moim zdaniem projekt Wólczyńskiej i Rakowskiego to doskonała muzyka na klimatyczne kameralno-klubowe koncerty. Jej głos – choć wiele dziś podobnych – śmiało mógłby zmierzyć się barwowo z wokalistkami Nouvelle Vague. Brakuje jeszcze charakteru i odrobiny ciepła w tej chłodnej stylistyce.
Słońce na scenę wniosła za to nauczycielka języka angielskiego, Joanna „Soul” Wołoczko z Białej Podlaskiej. Już po pierwszym wydanym przez nią dźwięku słychać było, że będzie się działo. Jest pani soulowym zwariowanym dzieckiem – zrecenzował Łozo. Jurorzy chwalili ponadto doskonały timing uczestniczki, bardzo precyzyjnej w swym śpiewaniu. Work It Out z repertuaru Beyoncé, przefiltrowane przez wysmakowany gust Joanny, sprawiło, że to wykonanie może pretendować do czołówki obecnej edycji MBTM.
Szczęścia do komplementów nie miała Anna „Blanka” Zarzecka. Jej Something’s Got A Hold On Me (oryginalnie wykonywane przez Ettę James) nie był przykładem oszczędnego dozowania muzycznych emocji. Mnie podobał się początek utworu, później zrobiło się nudno. Musisz umieć kontrolować moc – mówił Wojtek Łozowski. Bardzo nieczysto. Mimo tego, że słyszysz, śpiewasz tak niechlujnie, że trafione dźwięki są pojedyncze. Ale potencjał masz fantastyczny – zaopiniowała Elżbieta.
Jurorskie serca poruszył Marcin Czerwiński, który zaśpiewał Use Somebody (Kings Of Leon). Słusznej postury twardziel i melancholijna piosenka – to nie musiało skończyć się źle. Ciekawa barwa, słuch muzyczny, może nieco recytowany angielski. Całkiem ładna piosenka. To każdego wzrusza, kiedy się pokazuje taki dorodny mężczyzna o wrażliwości kruchej roślinki – powiedziała Ela, dodając jednak: To nie było jakieś wybitne wykonanie. Delikatnością i skromnością zupełnie mnie pan rozwalił.
Niepozorny chłopak, Piotr Zemła, który bardzo dobrze zaśpiewał przebój George’a Michaela Secret Love, może być znany co wnikliwszym telewidzom z projektu Anny Bedyńskiej, laureatki World Press Photo 2013. Jako albinos wziął udział w jej sesji zdjęciowej „White Power”. Masz kawał głosu, czysto śpiewasz, lubisz to, co robisz, fajny jesteś na scenie. Doceniłam – doceniła Ela Zapendowska. Finałowe crescendo było znakomite, całość – widowiskowa, estradowa, swobodna.
Na pewno o miejsce w kolejnym etapie nie musi martwić się uśmiechnięta Kasia Zaręba i jej chórzystki, które zaśpiewały w MBTM Staro baba. Trudny w ogóle do gatunkowego zakwalifikowania projekt, łączący skradający się swing zwrotek i przaśne ludowe refreny. Po prostu fantastyczne! Podkład genialny – emocjonowała się Kora.
Takie bardzo inteligentne zaangażowanie zespołu folkowego od razu przychodzi mi na myśl to, co wymyślił Artur Andrus:
Bardzo dziwnym zjawiskiem okazała się też grupa Ms. Obsesion. Utwór Take It zaintrygował jurorów. Moje TAK jest głównie za kompozycję. Projekt artystycznie i kompozycyjnie jest bardzo ciekawy – powiedział Adam Sztaba. Jest duża różnica pomiędzy dziewczyną a bandem – zauważył Łozo. Dla mnie było trochę infantylnie, ale refren całkiem przyzwoity. Zachwycił nie tylko mnie.
Dość alternatywne granie zaproponowała też młodzież z Bluejay. Uwielbiam takie utwory – wyznała Ela, chwaląc autorską piosenkę Take Me Home. Zapendowska zaleciła jednak pracę nad głosem wokalistki, zauważając w nim wiele nieczystości. Prawdą jest, że refreny obfitowały w „ślizganie się” po ćwierćtonach, nie zachwycały nietrafione wysokie dźwięki. Zachwycały natomiast zmiany dynamiczne i skład instrumentalny – kameralny, intymny, perkusyjnie wysmakowany.
Niesamowite jest to, jak specyficzni ludzie do nas przychodzą – powiedziała Kora po występie zespołu Mistic – gregorianów ze Śląska. Ich Glorifica na początku nie zachwyciła mnie. Zastanawiała uboga choreografia, z której, wydawałoby się, już lepiej zrezygnować, nurtowało pytanie o sens śpiewania z takim podkładem, długo czekałam na rozwój akcji. Jurorom się jednak podobało. Była artykulacja razem, głos się spajał. Chapeau bas – docenił Sztaba. Nie warto ukrywać, że panowie próbowali już swoich sił w programie X Factor, nagrali też kilka ciekawostek opracowanych wielogłosowo. Nie wiem jeszcze, dlaczego przyszli do MBTM, ale coraz bardziej mnie to ciekawi. Jak i cały projekt.
W progi Polsatu zagościł również pięcioosobowy zespół Panie i Panowie, specjalizujący się w vocal play. Występ nie udał się, chociaż wierzę, że uczestnicy potrafią zaśpiewać czysto.
Warto podkreślić, że śpiewanie a cappella do mikrofonów nie jest naturalnym, pierwotnym sposobem takiego koncertowania. Trudniej jest czysto zabrzmieć chórzystom niż soliście. Być może też Every Breath You Take nie było najlepszym wyborem – grupa mogła śmiało zacząć od czegoś łatwiejszego, a wysublimowane gusta znawców polifonii zaspokoić później.
Z kolei panowie i panowie – sami panowie z DrGree zagrali, ze względu na dogrywkę, aż dwie piosenki – zarówno Giętki Roman, jak i Ona chciała być modelką nawiązują stylistycznie do twórczości zespołu Big Cyc. Żywa narracja spodobała się Korze: Teksty genialne! Frontman Grzegorz Janczak to zwierzę sceniczne, a więc plus. Całość projektu jednak, mimo ilości tekstu, niezbyt treściwa. Trochę kiczowate, ale tak fajnie kiczowate – ocenił Łozo. Mamy więc fajnie kiczowaty zespół. Fajnie.
Daleko od kiczu jest Terra Bite – grupa oferująca nu metal. Ich aranżacja One Way Or Another z repertuaru Blondie – zdumiewająca! Zaskoczenie totalne – podsumowała występ Kora. Zobaczymy, czy panowie odkryją maski w półfinale. A może dopiero w finale?
Rockowe trio Rocket wzbudziło apetyty zwolenników mocnego brzmienia. Ich Dzień jak co dzień posłał energię jurorom. Dużo przed wami pracy, ale jest potencjał – stwierdziła Kora. Super wyglądacie. Absolutnie estradowo. Mnie podobało się śpiewanie po polsku, chociaż tekst nie wznosił na wyżyny poezji. Doceniam unikanie banalnych rymów, solo gitarowe i… długie włosy.
Zawodowo wskoczyli na scenę bracia z Be.My. Doskonale balansowali pomiędzy kontrolowaną brawurą a liryką. Życzę im przynajmniej półfinału, bo stworzyli znakomity zespół, zrobili profesjonalny aranż, a głosu frontmanowi można tylko pozazdrościć. Musiało być dobrze, skoro nawet Elżbieta Zapendowska powiedziała: Szacun.
Grupa o rockowo wspaniałej aparycji – Alergen. Pięciu panów w piosence, która śmiało rozgrzewa rzesze fanów. Kontakt z publiką – wzorowy. W górę nie podnieśli jednak kciuków wszyscy sędziowie. Właściwie tylko Elżbieta Zapendowska dała uczestnikom szansę. Absolutnie, totalnie démodé. Tak się już nie gra – podkreśliła Kora.
Jestem raperem i rapuję o młodych ludziach – przedstawił się czternastoletni Paweł „Bis” Rząsa. Chcę pokazać, że życie nie zaczyna się wcale po osiemnastym roku życia. Jak zapowiedział, tak zrobił. Paweł wykonał własny utwór Pokolenie. Zarapował bardzo obiecująco – udowodnił, że ma świetną barwę głosu, dobrą dykcję, całkiem profesjonalną hip-hopową gestykulację i ruch na scenie. Mankamentem były często źle rozłożone akcenty w sylabach. Wydaje mi się, że jesteś bardzo prawdziwy, zdolny muzycznie, szczery, otwarty, fajny – podsumowała Ela.
Niezwykle interesujący skład pokazali panowie z Kozak System z Kijowa. W utworze Shablia zabrzmiał i akordeon, i trąbka. Widzowie spodziewali się folku, a tu nacisk został położony na rap… Zagrane bardzo zawodowo, z imponującymi solówkami. Jurorzy znaleźli przyszłość dla tej, długo już przecież ze sobą grającej, grupy. Siła w miksach rozmaitych estetyk – powiedział Adam Sztaba.
Dwa pierwsze odcinki zdążyły pokazać, że w 6 edycji MBTM emocji nie zabraknie. Około dziesięciu zaprezentowanych projektów to bardzo poważne propozycje, jakie wysuwa współczesna popkultura.
Odcinek 1:
Karol Piotrowicz |
1 TAK |
Rocket |
4 TAK |
Ewa Lewandowska |
4 TAK |
Marcin Czerwiński |
4 TAK |
Ms. Obsesion |
4 TAK |
Mistic |
4 TAK |
Alicja Herod |
3 TAK |
Bartosz Abramski |
4 NIE |
Anna Jęczarek |
4 TAK |
Marta Wólczyńska, Dawid Rakowski |
2 TAK |
Paweł „Bis” Rząsa |
4 TAK |
Jolanta „Liliyenne” Rak |
4 NIE |
Alergen |
1 TAK |
Odcinek 2:
Natalia Rybicka |
4 NIE |
DrGree |
3 TAK |
Piotr Zemła |
3 TAK |
Katarzyna Zaręba |
4 TAK |
Be.My |
4 TAK |
Joanna „Soul” Wołoczko |
4 TAK |
Jarosław Panfil |
3 TAK |
Terra Bite |
4 TAK |
Anna Zarzecka |
4 NIE |
Bluejay |
4 TAK |
Karol „Leśny” Leśniewski |
4 TAK |
Panie i Panowie |
4 NIE |
Kozak System |
4 TAK |