Miało być kilka miesięcy, a już minęły trzy lata, odkąd zapadła decyzja: „Wyjeżdżamy”. Ukraińska Orkiestra Symfoniczna „Nadiia” z Charkowa przeszła długą drogę, a jej losy zostały naznaczone graniczną datą wybuchu wojny w Ukrainie. O życiu na emigracji, dobrych ludziach, wojnie w ojczyźnie i muzyce. Bo muzyka wciąż gra…
Młodzieżowa Akademicka Orkiestra Symfoniczna „Slobozhansky” z Charkowa (MASO Charków), bo taką nazwę nosiła wcześniej NUSO, zrzesza muzyków nie tylko z Charkowa, ale z całej Ukrainy – nawet z miejsc tak odległych jak Odessa czy Lwów – i działa od 1993 roku. Funkcjonując na co dzień w Charkowie, dawała tamtejszej publiczności cotygodniowe koncerty abonamentowe, czym wzbogacała życie kulturalne i artystyczne tego drugiego co do wielkości miasta w Ukrainie.
Nienormalność stała się normalna
Wszystko, co było codziennością zespołu artystycznego, zmieniło się w momencie inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku. Jak opowiada Wiktor Honcharenko, altowiolista orkiestry NUSO, o godz. 5:00 (czasu wschodnioeuropejskiego) rozpoczęła się wojna, a już o godz. 10:00, pakując tylko najważniejsze rzeczy – w tym oczywiście ukochany instrument – stał w gigantycznym korku razem z wieloma tysiącami innych mieszkańców Charkowa ewakuujących się z miasta. Zmierzał do swojego miasta rodzinnego – nieco bardziej oddalonego od granicy z Rosją. Również pozostali członkowie orkiestry niepochodzący z Charkowa jak najszybciej wracali w rodzinne strony lub do przyjaciół. W tym momencie, najprawdopodobniej po raz pierwszy, orkiestra była zmuszona zawiesić działalność na kilka miesięcy. Nadzieja na to, by znów wspólnie muzykować, pojawiła się w maju. Skądinąd, słowo „nadzieja” niewiele później stało się dla orkiestry hasłem przewodnim i będzie nieustannie wracać. A co się działo pomiędzy lutym a majem? Tu doświadczenia są różne. Wiktor mówi: „Nie grałem dwa miesiące na altówce”.
Chyba tylko inny muzyk zrozumie, jak trudna jest taka rozłąka z instrumentem, który stanowi przedłużenie ciała i języka, którym się komunikujemy. A co robił? Był wolontariuszem, działając na rzecz wojska, m.in. szył stroje maskujące dla żołnierzy. Inni podobnie – wolontariat lub służba wojskowa albo praca pozamuzyczna, by wiązać koniec z końcem.
„Muzyk w swoim życiu musi mieć tylko dwie rzeczy: marynarkę i instrument”
W maju, śladem kilku innych ukraińskich orkiestr, które wyjechały czy to do Niemiec, czy do Słowacji, pojawiła się możliwość wyjazdu do Polski. Decyzję tę poprzedzały długie rozmowy, również te o możliwości finansowania pracy i początkowego wsparcia związanego z zakwaterowaniem liczącego ok. 40 osób zespołu. Było też oczekiwanie na kluczową decyzję ze strony Ministerstwa Kultury Ukrainy – zgodę na wyjazd za granicę, również młodych mężczyzn w wieku poborowym. Wreszcie decyzja zapadła: „Wyjeżdżamy do Polski”. Wyjazd był wspólny z umówionego miejsca, ze Lwowa. Pierwszym, choć jeszcze nie docelowym miejscem na mapie Polski, było Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach. To tam, dzięki staraniom dyrektora instytucji – Adama Balasa – oraz dofinansowaniu z MKiDN orkiestra otrzymała zakwaterowanie oraz upragnione miejsce do wspólnych prób na półtora miesiąca. Dzisiaj muzycy mówią, że Lusławice na zawsze pozostaną szczególnym dla nich miejscem. Potem zespół przenosił się kolejno do: Lublina, Zakopanego, Wrocławia czy Szklarskiej Poręby, by w końcu znaleźć swoje miejsce w Katowicach. „Całe swoje życie można zmieścić w plecak” – stwierdza Wiktor i żartuje: „Muzyk w swoim życiu musi mieć tylko dwie rzeczy: marynarkę i instrument”.
I choć wiem, że to optymizm na trudny czas, przytakuję. A Wiktor zaraz dodaje: „Dom to nie ściany, dom to twoi bliscy. Sporo w głowie zmienia ta okropna wojna”. Do Wiktora tutaj, w Polsce, jego żona dołączy dopiero w listopadzie, ale od tego czasu już wspólnie, blisko siebie tworzą w Katowicach swój nowy dom.
Nieocenioną pomocą w pierwszych tygodniach pobytu orkiestry w Polsce była pani Aleksandra Wysłouch-Cieszyńska, prezeska Stowarzyszenia Purpurowy Stradivarius Polska, która przeprowadziła NUSO przez wyzwania związane z zorganizowaniem codzienności na emigracji, a także w zdobyciu finansowania na pracę zespołu artystycznego i kolejnych miejsc zakwaterowania. Członkowie orkiestry nie szczędzą słów wdzięczności wobec pani Aleksandry, nazywając ją nawet „mamą Olą”. Bycie „mamą” dla 40-osobowego zespołu to chyba najwyższe uznanie.
Od listopada 2022 roku, po pół roku życia na walizkach, bez poczucia stabilizacji muzycy zostali stypendystami programu „WspieraMY” Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca, co umożliwiło orkiestrze dalsze funkcjonowanie w Polsce. Od tego czasu orkiestra rezyduje w Katowicach pod opieką Instytucji Samorządowej im. Krystyny Bochenek – Katowice Miasto Ogrodów, a kierownikiem artystycznym rezydencji jest Jurek Dybał, który z pełnym zaangażowaniem dba o wysoki poziom artystyczny zespołu.
Safe haven
„Przyjeżdżając wtedy do Lusławic, nie podejrzewałem, że ta przygoda będzie trwała tak długo. Na początku to był impuls, gest serca – wszyscy chcieliśmy pomagać. Teraz te emocje niestety opadły, już nie jest tak prosto otrzymać pomoc czy zrozumienie. Wtedy myślałem, że będzie to raczej jednorazowa współpraca, a okazała się współpracą długofalową, podczas której udało się zrealizować kilka satysfakcjonujących projektów” – mówi maestro Jurek Dybał, który poprowadził orkiestrę podczas jej pierwszego koncertu w Polsce, w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach. Zagrali wtedy Symfonię Szkocką Felixa Mendelssohna oraz Koncert skrzypcowy d-moll Henryka Wieniawskiego. Solistką była Elizabeth Pitcairn. Wybór nieprzypadkowy, bo to artystka znana nie tylko z tego, że jest właścicielką czerwonego Stradivariusa, ale także ze swojej działalności charytatywnej. Jako założycielka fundacji Little Red Violin Foundation, wspierającej młode talenty, stała się najlepszą kandydatką do udziału w tym koncercie.
„Przyjechałem, nie wiedząc, co zastanę na miejscu, w jakim stanie będzie orkiestra, jak grają, jak sobie radzą z repertuarem” – wspomina Dybał. „Początkowo orkiestra była w dosyć ciężkim stanie psychicznym, na szczęście Lusławice stały się dla nich takim safe haven. Po jakimś czasie zauważyłem, że im bardziej wymagam, im regularniej pracujemy, tym muzycy funkcjonują i czują się lepiej. Oczywiście, że musieliśmy się artystycznie poznać, ale też od razu przy pierwszym spotkaniu musieliśmy przygotować i zaprezentować koncert. Stanęliśmy na wysokości zadania – wyszło wyśmienicie!”.
Ten koncert był rozpoczęciem długiej przygody, a praca, choć nie jest dobra na wszystko, to zdecydowanie pomogła oswoić nową rzeczywistość. Nie bez znaczenia było to, kto na czele orkiestry stanął. „Jurek jest nie do podrobienia. To taki człowiek, którego trudno zapomnieć” – mówi Wiktor, podkreślając charyzmę dyrygenta i to, jak dobrze wpasował się w zespół. „Jurek bardzo nas wspiera i jesteśmy mu niesamowicie wdzięczni. Gdyby nie on i nie pani Ola, nie wiemy, co by z nami dalej było”.
We wrześniu 2023 roku orkiestra zmieniła nazwę z MASO na NUSO – „Nadiia” Ukrainian Symphony Orchestra. „Ta zmiana – podkreślają muzycy – to dla nas nie tylko nowa nazwa, ale symbol nowego początku, nowego dnia naszej muzycznej podróży. A dlaczego «Nadiia»? To słowo oznacza w języku ukraińskim nadzieję. I to nie jest dla nas zwykłe słowo. To wiara w lepszą przyszłość, wiara i nadzieja, że przezwyciężymy wszystkie trudności i osiągniemy pokój na Ukrainie”. Od tego czasu nadzieja towarzyszy im nie tylko w codzienności, ale także w nazwie, stając się elementem tożsamościowym.
Orkiestrowa „Arka Noego”
Obecnie orkiestra przebywa w ramach rezydentury artystycznej w Katowicach Mieście Ogrodów. W listopadzie minęły dwa lata. Jej działalność artystyczna pokazuje, jak doskonale zespół wniknął w kulturalną tkankę Śląska. „To jest orkiestra, która bardzo się przydaje w środowisku i ma co grać. Nie powinno być tu tylko motywacji «pomocowej»” – podkreśla Dybał.
Orkiestra ma bogaty repertuar. Szczególnie chętnie wykonuje muzyką polską i ukraińską. „Propagowanie muzyki Krzysztofa Pendereckiego to jeden z takich moich życiowych celów” – mówi maestro Dybał, który jest także dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu im. Krzysztofa Pendereckiego „Poziom 320” w Zabrzu. „Oczywiście nie tylko Pendereckiego, ale wszelkiej muzyki mniej znanej i rzadko wykonywanej, a muzyka polska, nie tylko ta najnowsza, nie jest powszechnie znana” – dodaje. Wiktor Honcharenko z kolei mówi: „Dzięki Jurkowi poznaliśmy dużo muzyki polskiej, Penderecki przestał nam się kojarzyć tylko z Trenem ofiarom Hiroszimy. Zagraliśmy jego II Symfonię Wigilijną, Polskie Requiem – otworzyliśmy dla siebie muzykę Pendereckiego. Zaczęliśmy poznawać także Moniuszkę, Szymanowskiego, Karłowicza… A dzięki nam Jurek poznał wielu ukraińskich kompozytorów – Mychajła Kałaczewskiego, Walentyna Sylwestrowa, Mykołę Łysenko i innych”.
NUSO realizuje projekty symfoniczne, kameralne i operowe. Te ostatnie we współpracy z Wydziałem Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach oraz Operą Śląską w Bytomiu. W ostatnim czasie na afiszach była już druga produkcja w reżyserii Michała Znanieckiego przygotowana z ukraińską orkiestrą – Sour Angelica i Gianni Schicchi Giacoma Pucciniego. Muzycy koncertują też w mniejszych składach, niosąc chwile wytchnienia pacjentom szpitali czy podopiecznym ośrodków pomocy społecznej. Grają też koncerty edukacyjne dla dzieci. W składzie symfonicznym wystąpili z kolei na Festiwalu Eufonie w Warszawie, Międzynarodowym Festiwalu Muzycznym im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, koncertowali w Austrii i Szwajcarii. W Polsce artyści współpracują z akademiami muzycznymi, a także z bytomską szkołą muzyczną. Aktywności nie brakuje. A czego może brakować? Obecnie (wiedza na 1.05.2025) zespół czeka na decyzję dotyczącą dalszego finansowania. Bez stypendium funkcjonowanie zespołu będzie bardzo zagrożone. Usamodzielnianie poszczególnych muzyków to również jedna z misji, o której wspomina Dybał. Żartobliwie stwierdza, że ta orkiestra to swego rodzaju „Arka Noego”. Przewija się przez nią wiele osób – niektórzy z różnych względów wracają do kraju, inni z kraju przyjeżdżają, jeszcze inni aplikują do innych orkiestr w Polsce czy na Zachodzie lub kontynuują studia na uczelniach muzycznych.
Muzycy NUSO, pytani o swoje marzenia, mówią: „Żeby skończyła się wojna. Sprawiedliwie. Nie poddaniem się, nie porażką. Niech się skończy sprawiedliwie”. A na koniec dodają: „I żeby jeszcze orkiestra nadal mogła funkcjonować i koncertować”.